W ramach zarządzonej jakiś czas temu przez Władimira Putina ogólnopaństwowej gimnastyki „Rosja wstaje z kolan” toczona jest również rozgrywka o pamięć.
Znakomity rosyjski satyryk Michaił Żwaniecki zwykł mówić, że Rosja jest krajem o nieodgadnionej przeszłości. Tę przeszłość każda z kolejnych ekip rządzących stara się nagiąć do aktualnych potrzeb politycznych. Obecna ekipa czyni to ze szczególną zaciekłością.
Z okazji okrągłych rocznic, przypadających w sierpniu i wrześniu tego roku – podpisania paktu Ribbentrop–Mołotow z jego tajnymi protokołami, rozpoczęciem II wojny światowej i wkroczeniem Armii Czerwonej na wschodnie tereny Rzeczpospolitej – w rosyjskiej przestrzeni medialnej i politycznej (na razie dyskretniej, ale z wyraźną tendencją rozwojową) toczy się intensywna kampania propagandowa. Telewizja państwowa pokazała quasi-dokumentalny film Wadima Gasanowa, w którym zarzucił on Polsce zawarcie jakichś tajnych porozumień z Niemcami w 1934 roku (i tym – w rozumieniu autora – usprawiedliwia się zawarcie w 1939 roku paktu radziecko-niemieckiego). Służba wywiadu zapowiedziała „mocne uderzenie”: opublikowanie w przeddzień przyjazdu Putina do Gdańska dokumentów z archiwów, mających poświadczyć niecne knowania mocarstw zachodnich i pogrążyć Polskę jako państwo współwinne rozpętania wojny, a usprawiedliwić poczynania rosyjskiej dyplomacji. Wiernopoddańcze gazety publikują w zmasowany sposób materiały broniące stalinowskiej koncepcji polityki zagranicznej, tłumaczące zawarcie paktu rzekomym zyskaniem czasu na podniesienie zdolności obronnej ZSRR w obliczu nieuniknionej agresji Niemiec hitlerowskich na wschód itd. Tylko nieliczne tytuły – jak „Nowaja Gazieta”, „The New Times” (na okładce ostatniego numeru pan młody Hitler prowadzi pod rękę oblubienicę Stalina w białym welonie), „Wiedomosti” („Koktajl Mołotowa wybucha w ludzkich głowach i kaleczy świadomość”) czy internetowe „Grani” i „Gazieta.ru” – pozwalają sobie na krytykę nie tylko agresywnej stalinowskiej polityki bratania się z hitlerowskim ludożercą, ale także krytykę topornej propagandy dzisiejszych władz. Trzeba jednak powiedzieć, że to media dla intelektualnej mniejszości, największy zasięg rażenia ma w Rosji nieodmiennie telewizja i – w dalszej kolejności – wysokonakładowe gazety. A te są kontrolowane przez Kreml.
Propaganda historyczna od dawna jest wykorzystywana przez Moskwę jako narzędzie polityczne – a to można zamieszać na Ukrainie przed wyborami (Rosja kategorycznie nie zgadza się z polityką historyczną Ukrainy, przede wszystkim prezydenta Juszczenki), a to dać Bałtom prztyczka w nos za ich roszczenia za radziecką okupację, w dalszej perspektywie – zdyskredytować domagające się sprawiedliwej oceny dziejów i niezgadzające się z oceną historyczną Kremla kraje, by pozbawić je autorytetu i wpływu na wypracowanie polityki Europy wobec Moskwy itd.
W pokrętnym tłumaczeniu przez Moskwę zasadności zawarcia przez Stalina paktu z Hitlerem mamy do czynienia z klasyczną akcją „Łapaj złodzieja” – skoro Anglia i Francja zdradziły Czechosłowację, to ZSRR miał prawo dogadać się z Niemcami, a więc – umoczeni w rozpętanie wojny są na równi wszyscy. To tak, jak gdyby uznać, że skoro na świecie są złodzieje, to ja też mogę spokojnie kraść. Naiwne i nieprawdziwe. Równolegle z akcją „Łapaj złodzieja” prowadzona jest akcja masowego wylewania nieczystości, aby w nich utopić sedno sprawy.
Opowiadam te rosyjskie argumenty na skróty, choć sprawa jest bardzo złożona i wymagająca na pewno bardziej wnikliwego potraktowania niż krótki z konieczności wpis na blogu. Ale warto zwrócić uwagę na jeszcze kilka aspektów tego zagadnienia.
Z wielkim zapałem kremlowskie elity bronią agresywnej polityki satrapy. To ciekawe podejście. I odważne, trzeba przyznać. Spadkobiercy wielkiej geopolitycznej myśli Stalina są po dziś dzień zafascynowani efektywnością tego menedżera. Czy to znaczy, że zamierzają iść w jego ślady? Mam nadzieję, że nie. Czy należy się spodziewać, że po takim przygotowaniu ogniowym w mediach pan Putin wygłosi w Gdańsku kilka równie mocnych odkryć, jak dwa lata temu w Monachium, kiedy wyłożył uśpionym europejskim politykom, że Rosja jest silna i jak trzeba będzie, to zrobi z tej siły użytek.
I jeszcze jedno: rdzeniem, na którym buduje się (a właściwie próbuje się wspierać) obecna tożsamość Rosji i Rosjan, jest wielkie zwycięstwo nad niemieckim faszyzmem. To zwycięstwo – sztucznie acz skutecznie – zostało umieszczone w sferze sacrum. A zatem wszelka krytyka czy odmienna interpretacja zwłaszcza niektórych wydarzeń (często w Rosji zwyczajnie pomijanych wstydliwie milczeniem) jest postrzegana jako uderzenie wymierzone w Rosję. To, że przyjście Armii Czerwonej do Europy, jest w odbiorze społeczeństw Polski, Litwy i in. zniewoleniem, też jest dla Kremla kamieniem obrazy.
I jeszcze: przewrotnie można na dzisiejsze potyczki o historię spojrzeć pod kątem pewnych zdobyczy. Przez cały czas istnienia Związku Radzieckiego oficjalnie konsekwentnie negowano istnienie tajnych protokołów, sankcjonujących rozbiór Polski i zagarnięcie przez Stalina zachodniej Ukrainy i Białorusi. Sygnatariusz paktu, Wiaczesław Mołotow, do końca życia przysięgał, że nie podpisywał żadnych tajnych protokołów. W okresie pierestrojki i za czasów Jelcyna próbowano rzetelnie badać tę sprawę, potępiono pakt i protokoły. A potem znowu włączono „zamrażarkę”. Jak piszą publicyści „The New Times”, zakłamywanie tego okresu historycznego wpisało się w pełzającą restalinizację. Wzmianki o tajnych protokołach wyparowały z podręczników historii. Ale w obecnych publikacjach pióra nawet najbardziej gorliwych obrońców genialnego posunięcia Stalina nie neguje się istnienia tajnych protokołów, główny nacisk położony jest na ich uzasadnienie względami bezpieczeństwa. Argumentuje się, że Stalin potrzebował czasu, by przygotować się do wojny z Hitlerem. Stan tych rzekomych przygotowań został dotkliwie sprawdzony prawie dwa lata później. Kiepski argument. To po pierwsze. A po drugie – 17 września 39 Stalin do spółki z hitlerowskim agresorem dokonał aktu agresji na Polskę, ręka w rękę, a 23 września odbyła się w Brześciu wspólna defilada zwycięskich wspólników.