9 listopada 2024. Na dorocznym zjeździe zachwyconych putinistów z Klubu Wałdajskiego w Soczi Umiłowany Przywódca męczył bułę przez cztery godziny. Putin dał wyraz swojej narastającej niechęci do Zachodu, który nie tylko nie pozwala mu na zatrzymanie ukraińskiej perły w koronie carów, ale w ogóle niepotrzebnie plącze się pod nogami.
Klakierzy okrzyknęli wystąpienie mianem „historycznego”, porównywali do przemówienia Winstona Churchilla w Fulton, „to apel skierowany do świata, program zmiany światowego ładu […] Putin wystąpił w imieniu tych narodów, którym kolektywna zachodnia mniejszość, traktująca świat jak swoje kolonie, nie przyznaje prawa głosu”. Klakierzy mają swoją robotę, za którą otrzymują uposażenie, powinni wiwatować, cokolwiek by się działo. Ich głosy są ciekawe tylko dlatego, że pokazują, jakie tezy Kreml chciałby uwypuklić i wypuścić w świat. Tegoroczne tezy niewiele różnią się od tych z lat ubiegłych: świat musi być wielobiegunowy, bo mamy już doprawdy dość amerykańskiego/zachodniego hegemonizmu, Rosja może się stać w tym nowym porządku światowym samodzielnym biegunem, wokół którego zbiera się śmietanka Nowego Świata. Koncert pobożnych życzeń przywódcy państwa, które pragnie być wielkie i atrakcyjne, a sieje śmierć, zniszczenie i straszy użyciem broni jądrowej. „Narody świata nie potrzebują opieki i obrony od nowego bieguna – putinowskiej Rosji, są suwerenne, samowystarczalne i wielowektorowe w swojej polityce, dotyczy to też państw WNP” – napisał w komentarzu w „Nowej Gazecie” Andriej Kolesnikow.
Putin wygłaszał swoje skargi pod adresem tej części świata, która nie chce go zrozumieć, w szczególnym momencie: nazajutrz po ogłoszeniu wyniku wyborów prezydenckich w USA [reakcje w Moskwie na wygraną Trumpa opisałam w komentarzu na stronie „Tygodnika Powszechnego” https://www.tygodnikpowszechny.pl/putin-ostrozny-po-wygranej-trumpa-czego-rosja-spodziewa-sie-po-nowym-prezydencie-usa-188893: „Rosja reaguje na zwycięstwo Donalda Trumpa ostrożnie. Kreml ustawił się w pozie urażonej księżniczki, czeka na propozycje rozmów pokojowych i liczy na nowe otwarcie w polityce światowej, które uwzględni jego interesy”]. Rzecznik prasowy Kremla Dmitrij Pieskow powiedział, że Putin nie zamierza wysyłać depeszy gratulacyjnej do nowo wybranego prezydenta USA – państwa, które prowadzi nieprzyjazną politykę wobec Rosji. Toteż uwagę obserwatorów przykuły słowa Putina, które wydusił z siebie w czwartej godzinie wystąpienia w Klubie Wałdajskim.
Wywracając oczami, pogratulował zwycięstwa Trumpowi. Zaraz jednak obłożył gratulacje zastrzeżeniami: „Nie dzwonię, dlatego że przywódcy państw zachodnich w pewnym momencie dzwonili do mnie niemal co tydzień, a potem nagle przestali. Nie chcą – niech nie dzwonią […] Jeśli któryś z nich zechce wznowić kontakty, nie mamy nic przeciwko”. Tak, to na pewno cicha zmowa złowrogich czarnoksiężników, na pewno nie było żadnych powodów, by zaprzestać kontaktów z Kremlem. Putin w pozie urażonej primadonny najwyraźniej czeka na przeprosiny za dokonane zbrodnie wojenne. Jest nieustannie obrażony na Zachód, że nie chce grać według jego reguł.
Putin w dalszej części wypowiedzi pochwalił jednak Trumpa za odwagę, którą ten wykazał się po zamachu w trakcie kampanii i wyraził zainteresowanie jego deklaracjami o zamiarze poprawy stosunków z Moskwą i zakończenia wojny. Putin ogłosił gotowość do dialogu, ale jednocześnie dał do zrozumienia, że oczekuje na propozycje z Waszyngtonu – piłka jest po ich stronie, zaznaczył. To jasny sygnał, że Rosja będzie stawiać ostro warunki. A na razie czeka na to, co powie Trump.
„Kreml uważa Trumpa za wygodnego partnera, gotowego do umów, ale propozycje Rosji raczej nie spodobają się nowemu gospodarzowi Białego Domu – mówi rosyjski politolog Nikołaj Pietrow w wywiadzie dla Deutsche Welle. – Kreml będzie się domagał poniżających ustępstw ze strony Zachodu. Kreml chce mieć dużo więcej: nie kawałek Ukrainy w sytuacji, gdy pozostała część stałaby się częścią NATO i UE, a cała Ukraina pod jego wyłączną kontrolą, niekoniecznie okupacją”.
Był jeszcze jeden fragment wypowiedzi Putina, który przyciągnął uwagę: „Nie chciałbym, aby Rosja wróciła na drogę, którą podążała do 2022 roku. To była droga skorelowana z taką ukrytą, zawoalowaną interwencją wobec naszego kraju, mającą na celu podporządkowanie go interesom jakichś innych państw, które uważały, że mają do tego prawo”. I teraz trzeba by sięgnąć pamięcią, kto prowadził Rosję polityczną drogą przed 2022 rokiem. Hmm, o ile mnie pamięć nie myli, to od roku 1999 był to chyba Władimir Putin. Ale oczywiście mogę się mylić.