Nie wiadomo, ile ofiar pociągnęły za sobą gwałtowne zamieszki w Oszu i Dżalalabadzie, które wybuchły ponad tydzień temu na południu Kirgizji. Oficjalnie mówi się o 190, nieoficjalnie, ale coraz głośniej, nawet o dwóch tysiącach. Nie wiadomo, kto je wywołał, nieoficjalnie wskazuje się na zwolenników obalonego w kwietniu prezydenta Kurmanbeka Bakijewa. On nie potwierdza.
Wiadomo, że łatwo jest podżegać do rozprawy z tradycyjnym wrogiem w miejscach, w których konflikt tli się od lat, nierozwiązany, prowizorycznie przysypany albo zamrożony. Konflikt na południu Kirgizji, a także szerzej – w całej Dolinie Fergańskiej – właśnie tak tli się od lat. Ponad dwadzieścia lat minęło od „rzezi w Oszu”, kiedy Kirgizi i Uzbecy urządzili sobie wzajem krwawą łaźnię. Uspokajać sytuację przyjechały wtedy jednostki Armii Radzieckiej.
Dziś Armii Radzieckiej nie ma, a i sytuacja w samej Kirgizji jest jeszcze bardziej skomplikowana niż wtedy, gdy rozpadał się Związek Radziecki. Dziś to Kirgizja znajduje się na granicy rozpadu. Po obaleniu Bakijewa (który nieoczekiwanie znalazł schronienie u Alaksandra Łukaszenki w Mińsku) władzę w Biszkeku przejęła nowa grupa. Rżad tymczasowy obiecał, że będzie rządzić zgodnie z zasadami demokracji – rozpisano referendum (ma się odbyć 27 czerwca) w sprawie zmian w konstytucji, zapowiedziano nowe wybory. Wydarzenia na południu mocno zachwiały rządem tymczasowym, pokazały, że nikt na dobrą sprawę nie panuje nad sytuacją w kraju. Rząd tymczasowy zwrócił się o pomoc do Moskwy. Na razie otrzymał samoloty z mąką i opatrunkami. To oczywiście niezbędne w sytuacji katastrofy humanitarnej, setek tysięcy uchodźców, spalonych i splądrowanych miast. Ale nie o taką – nie tylko o taką – pomoc apelował do Moskwy Biszkek.
Swego czasu Moskwa przepięknie mówiła o konieczności utworzenia postradzieckiego NATO. Miał to być sojusz, które będzie o wiele bardziej mobilny niż ten stary euroatlantycki piernik, nie umiejący nigdzie pomóc ani zagwarantować bezpieczeństwa na obszarach objętych konfliktem – czy to proszony, czy to nieproszony. I w ramach Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ) na papierze stworzono jednostki, które miałyby pokazać natowcom, „jak to się robi w Chicago”, dać sobie radę w trudnych sytuacjach na terytorium państw członkowskich. To był jednocześnie komunikat specjalny na Zachód: państwa OUBZ to nasza wyłączna strefa wpływów, niech NATO trzyma się z daleka, pokażemy wam klasę. Sytuacja w Kirgizji wydaje się wręcz modelową, by na prośbę rządu tymczasowego pomóc w uspokojeniu sytuacji na płonącym południu. Jednak ani OUBZ, ani sama Rosja nie kwapią się, by wprowadzać wojska do Kirgizji czy jakkolwiek inaczej angażować się w uregulowanie trudnej sytuacji.
„Obszar postradziecki pozostał ze swoimi problemami sam na sam – napisał moskiewski politolog Fiodor Łukjanow. – Przez dwadzieścia lat nie udało się wprowadzić w życie żadnego mechanizmu integracji (ani rosyjskiego, ani antyrosyjskiego). W obecnej sytuacji trudno mówić o „strefach wpływów”, należałoby powiedzieć raczej o „strefach odpowiedzialności”. Ale na wzięcie odpowiedzialności znowu nie ma chętnych. Jeśli Moskwa nie znajdzie sposobu, aby adekwatnie odpowiedzieć na wyzwania, jak sytuacja w Kirgizji, to nikt nie będzie brał na poważnie twierdzeń rosyjskich władz o specjalnej roli Rosji w regionie”.
Kilku rosyjskich komentatorów porównywało obecne apele władz Kirgizji i wezwania prezydenta samozwańczej Osetii Południowej o pomoc w 2008 roku (oskarżał on stronę gruzińską o prowadzenie czystek etnicznych i rzeź cywili narodowości niegruzińskiej). Wtedy dosłownie w ciągu kilku godzin wezwania poskutkowały. Moskwa błyskawicznie wysłała na Gruzję kolumny czołgów, które szczęśliwym trafem akurat znajdowały się pod ręką w Osetii. Nie zwołano wtedy narad z sojusznikami z OUBZ, czołgi weszły i kropka.
Posłużę się jeszcze jednym cytatem. Witalij Portnikow: „Nie tylko OUBZ, ale i Federacja Rosyjska realnie nie chcą mieszać się w skomplikowane sprawy regionu. A to oznacza, że Rosja nie jest gwarantem stabilności sąsiadów, a krajem, który raczej tylko chce korzystać z sąsiedzkich zasobów, ale który za każdym razem wycofuje się, kiedy trzeba myśleć o leczeniu regionu, o stabilności społeczeństw i elit politycznych”. Czy Rosja nie chce myśleć czy nie potrafi myśleć pozytywnie? Nie jest w stanie? W takim razie pod znakiem zapytania stają pretensje jej elit politycznych do pełnienia roli choćby regionalnego hegemona (nie mówiąc o ambicjach bycia światowym mocarstwem).
Mijają dni, sytuacja w Kirgizji na razie uspokoiła się, ale problem pozostał. Pozostał choćby bardzo ważny problem położonej na północy bazy Manas (zaopatrzenie operacji w Afganistanie), której istnienie wisi na włosku. To temat na oddzielne opowiadanie.
Więc najbardziej interesuje Cię Aneczko los tej bazy Manas??.Chciała byś żeby Rosjanie zaangażowali się też w Amerykańskie interesy w Afganistanie.Znasz się na polityce jak kłonica od wozu bez konia.
Tak jak nie powinno się prowadzić działań wojennych na dwóch frontach , tak i rozwiązywać nabrzmiałych problmów w wielu miejscach jest niemożliwością.Historia tego uczy.Historia uczy nas również tego ,że żadne imperium nie trwa wiecznie.Ani starożytna Egipt , ani Asyria , Persja Macedonia ,Rzym , Francja ZSRR i hitlerowskie Niemcy nie trwały wiecznie. Wiele z nich nie przetrwało wiele dłużej jak ich twórcy.Imperium rosyjskie powstawało od czasów Iwana IV powiększając swój obszar raz wolniej ,raz szybciej.Spadkobiercą Rosji był ZSRR ,a po jego upadku ponownie Rosja.Carska Rosja podbijała narody i trzymała je w żelaznym uścisku tak jak ZSRR.Po upadku ZSRR narosłe konflikty często przeobrażały się w lokalne wojny ,nad którymi dzisiejsza Rosja nie potrafi zapanować.Niestety poza północą Rosja nie ma spokojnych granic, a raczej poważny problem ze swoimi byłymi republikami, które w jakiś sposób i każda na swój sposób ciągnie w inną stronę.A do tego wszystkiego istnieją Chiny i Japonia.Wszastkiemu zaradzić się nie da.Mam wrażenie , iż Rosję czeka taki sam los jak wszystkich imperiów. Pozostaje pytanie , co powstanie w miesce imperium rosyjskiego.Kto przejmie całą schedę po Rosji z jej magazynami atomowymi i całym atomowym złomem.
Widzi pani, wymienione przez pania miejsca nie sa dla mnie tylko miejscami na mapie. Najpierw jednak chcialem podziekowac za pochwale postawy naszego kontyngentu w Osetii. Na szczescie prywatnie o tym konflikcie wiem malo. Do tej pory nasz riazanski garnizon wysylal wojsko na wszystkie konflikty, ktore z naszym udzialem mialy miejsce po rozpadzie ZSRR. W Osetii po raz pierwszy od lat obylo sie bez Riazania. Od kiedy pan Putin objal wladze, liczebnosc zdolnych do walki wojsk w naszym kraju znacznie wzrosla. Za co zreszta szczerze go nienawidza za granica. Tak, w Osetii nasz pokojowy batalion w Cchinwale stracil 1/3 ludzi, ale wytrzymal i pozycje utrzymal. Nie byloby jednak zwyciestwa w Osetii, gdyby nie sami Osetynczycy, ktorzy bili sie nawet lepiej od naszego wojska. Takim ludziom nie zal pomagac.Natomiast problematyka Kirgizji jest mi znana z dwoch zrodel. Moj pierwszy kierownik naukowy byl z Taszkientu, a spora czesc zycia mieszkal w uzbeckiej czesci Doliny Ferganskiej. I mial okazje tam byc w czasie pogromu Turkow Meschijskich, ktory mial miejsce jeszcze za poznej „pieriestrojki”. Z tego co zrozumialem, juz wtedy problematyka Doliny Ferganskiej byla nadzwyczaj trudna.Rozpad ZSRR sytuacje w tamtym rejonie pogorszyl, a proba narzucenia silami pana Sorosa niejakiego „spoleczenstwa obywatelskiego otwartego”, te sytuacje skomplikowala do kwadratu. Pastuch kirgizki bierze „sprawy w swoje miejsce” w najprostszy sposob – zbiera bande i idzie gromic lub rabowac.Natomiast wspomniany przez pania pakt obronny nie jest skierowany na wroga wewnetrznego. Gdyby Kirgizje napadli talibowie – prosze bardzo, garnizon riazanski jest do dyspozycji. Z motlochem wladze krajowe powinny rozprawic sie same.Ale mam jeszcze jedno zrodlo informacji – pani rzecznik prasowy synagogi moskiewskiej urodzila sie w Biszkiekie. A niedawno jej brat z synem sie stamtad wyprowadzil. Prosze sobie wyobrazic – mial duze mieszkanie w Biszkiekie i firme handlujaca z Chinami, a zatrudnil sie w Kaludze jako tokarz za 6000 rubli na miesiac, by otrzymac obywatelstwo. Otoz ja pani rzecznik przetlumaczylem pani artykul na jezyk rosyjski. Pani rzecznik to bardzo kulturalna i obyta w swiecie kobieta. Pan rabin jej tak ufa, ze podpisuje przygotowane przez nia listy bez czytania. A ja ja zapytalem, co mysli o wprowadzeniu wojsk okupacyjnych do Kirgizji.Otoz, lepiej zeby pani nie znala, co ta w gruncie rzeczy kulturalna kobieta powiedziala o pani i pani pochodzeniu w zenskiej linii.