Zanim wybuchł głośny skandal szpiegowski na linii Waszyngton-Moskwa, gładko zakończony wymianą grupy zatrzymanych w Stanach Zjednoczonych rosyjskich agentów na trzy osoby skazane w Rosji za szpiegostwo na rzecz USA i jednego uczonego, skazanego nie wiadomo za co, prasa indyjska już od pewnego czasu maglowała historię Rosjanki Olgi Timoszyk, a jeszcze wcześniej jasnowłosej tłumaczki „Maszy”.
31-letnia krasawica z Krasnojarska Olga Timoszyk prowadziła działalność nieokreślonego rodzaju o nieokreślonym stopniu zagrożenia dla bezpieczeństwa Indii; pod zarzutem szpiegostwa została zatrzymana w połowie czerwca w stanie Radżastan. Przez półtora roku Olga Timoszyk mieszkała w wynajętym mieszkaniu z Niemcem Thomasem Kuehnem, który również został aresztowany pod zarzutem uprawiania szpiegostwa, a któremu Timoszyk miała pomagać.
Timoszyk plątała się w zeznaniach, raz podawała się za dziennikarkę, raz za fotografika, to znowu mówiła, że zajmuje się biznesem w branży tekstylnej. Jak ustaliła indyjska policja, Timoszyk żyła na wysokiej stopie, jeździła po kraju, jednak trudno jest ustalić jej źródła dochodu. Obecnie ambasada rosyjska w Indiach czyni starania, by uwolnić Olgę, zarzuca stronie indyjskiej złe traktowanie, przeciąganie śledztwa i przetrzymywanie obywatelki Rosji bez powodu.
Timoszyk nie jest pierwszą Rosjanką umoczoną w jakieś dziwne sprawy w Indiach i szeroko opisywaną na łamach tamtejszej prasy. Kilka miesięcy wcześniej indyjskie media zajmowały się inną skandaliczną historią. Zarówno poważne wydania, jak i żółta prasa na pierwszych stronach pisały o nowym „szpiegowskim zagrożeniu ze strony Rosji” i „kobietach-szpiegach z zimnego kraju”. Jak streszcza tę historię rosyjski tygodnik „Ogoniok”, chodziło o skompromitowanie poprzez wyciągnięcie na światło dzienne intymnych związków z jasnowłosą „Maszą” wysokiego oficera indyjskiej marynarki wojennej, mającego bezpośredni związek z intratnym kontraktem na zakup przez Indie lotniskowca „Admirał Gorszkow”.
Historia sprzedaży Indiom lotniskowca (a właściwie ciężkiego krążownika lotniczego) „Admirał Gorszkow” jest długa jak brody biblijnych proroków. Zbudowany pod koniec lat 80. niedługo służył w ZSRR (pod nazwą „Baku”), potem w Rosji, w 1994 roku został skierowany do remontu, nie było pieniędzy na jego ponowne uruchomienie, przez chwilę nawet zastanawiano się, czy nie pociąć go na żyletki. Wreszcie znalazł się kupiec – Indie. Ale mijały lata, strony negocjowały, a bohater opowieści starzał się dzielnie, odstawiony do rezerwy. Kontrakt na modernizację podpisano w 2004 roku, według tego dokumentu do 2008 roku Rosja miała zmodernizować okręt za sumę 970 mln dolarów, a Indie miały za taką właśnie kwotę zakupić partię samolotów bojowych. Jak to już nie raz w tej bajce było, niebawem miało się okazać, że na przewidzianą kontraktem modernizację wynegocjowanych pieniędzy nie wystarcza, Rosja chciała podwoić kwotę. Wybuchł skandal. Sprawa znowu utknęła w martwym punkcie. Coś się ruszyło w czasie marcowej wizyty premiera Putina w Delhi. Po rozmowach, jak pisze „Ogoniok”, przedstawiciele rosyjskiej delegacji poinformowali dziennikarzy, że zostało osiągnięte porozumienie w sprawie nieszczęsnego „Gorszkowa”: „Nowy kontrakt został podpisany, cena została uzgodniona [na 2,3 mld dolarów], termin dostarczenia „Gorszkowa” ustalony na koniec 2012 roku”. Indyjscy komentatorzy wyrażali zdumienie, jak stronie rosyjskiej udało się osiągnąć tak korzystne warunki dla zdawać by się mogło beznadziejnej i niemożliwej do uratowania transakcji. Kilka tygodni później w ręce indyjskiej marynarki wojennej, a następnie i na łamy prasy trafiły zdjęcia przedstawiające wysokiego oficera Sukhjindera Singha w sytuacji intymnej z niezbyt urodziwą blondynką, najprawdopodobniej jego rosyjską tłumaczką. Singh przez pewien czas był szefem misji indyjskiej marynarki, mającej za zadanie monitorować prace nad zmodernizowaniem „Admirała Gorszkowa” w Siewierodwińsku. Indyjskie gazety podjęły wątek natychmiast. „Miłość w zamian za lotniskowiec” głosiły nagłówki artykułów, traktujących o związku kapitana z Rosjanką, nie pozostawiały wątpliwości co do charakteru ich znajomości oraz przełożenia tegoż na stan negocjacji w sprawie nagle korzystnych dla Rosji zmian w kontrakcie dotyczącym modernizacji lotniskowca. Dociekliwi dziennikarze zadawali przedstawicielom resortu obrony kłopotliwe pytanie, czy Singh mógł paść ofiarą operacji rosyjskich służb specjalnych, której celem było wywindowanie ceny lotniskowca. Jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie otrzymali.
Niemniej indyjscy komentatorzy są przekonani, że łatwowierny Singh padł ofiarą „miodowej pułapki”, w którą został zwabiony przez agentki rosyjskich służb specjalnych. Chodziło o wykonanie kompromitujących zdjęć i szantaż w odpowiedniej chwili.
Scenariusz dla bollywoodzkiej wersji historii szpiegowskiej gotowy: nikt nic nie wie, wszyscy wszystkich podejrzewają, jasnowłosa wysłanniczka północnego mocarstwa wodzi na pokuszenie szlachetnego oficera indyjskich sił zbrojnych, a w tle oczywiście wielkie pieniądze za skorodowany lotniskowiec. Podobno bohaterka rosyjsko-amerykańskiej afery szpiegowskiej Anna Chapman zamierzała sprzedać swoją historię na scenariusz filmowy. Do tej afery i jej dalszego ciągu warto będzie jeszcze oddzielnie wrócić w najbliższym czasie.
Rosja oficjalnie nie zareagowała na skandal z Singhem i „Maszą” w roli głównej.
Jesli premier kraju (tutaj Putin) ima sie takich metod dzialania, to biada temu krajowi (tutaj Rosji) – nic wielkiego sie w tym kraju sie nie zrodzi, nawet jesli specjalne sluzby (tutaj rosyjskie) i jej prostutujace sie bohaterki beda bardzo operatywne/sprawne/skuteczne, nawet jesli niejednego „Gorszkowa” uda sie takiemu krajowi „sprzedac” za 2,3 mld dolarów.
Czytając komentarze Ani zawsze ona uważa że jej komentarz jest dla czytajacych te idiotyzmy świętą prawdą.
Czytając komentarze Ani zawsze ona uważa że jej komentarz jest dla czytajacych te idiotyzmy świętą prawdą.Nie myslałem Aniu że jesteś aż taką idiotką.Cenzura???