Czasu minęło niewiele, a tyle się zmieniło. Dziś nie pamięta się i też nie przypomina już o tamtych dramatycznych wydarzeniach, czołgach na ulicach Moskwy, niepewności, czy „czerwono-brunatny”, jak mówiła oficjalna propaganda, parlament obali prezydenta. A przecież polała się krew. To było naprawdę niedawno – siedemnaście lat temu. Historycy współczesności mówią, że wtedy w Rosji skończyła się młodziutka demokracja, że Jelcyn, strzelając do zbuntowanego wiceprezydenta i parlamentu, podeptał elementarne zasady demokracji.
Ale po kolei. Październik 1993, Rosja na kolejnym politycznym zakręcie. Wszystko się wali i wszystko się tworzy, jeszcze nie wiadomo, co do kogo należy i kto tu właściwie rządzi. Rządzić chce Jelcyn i rządzić chce Rada Najwyższa – parlament, który jest po trosze reliktem postsowieckim, a po trosze antyjelcynowską trybuną. Na czele Rady Najwyższej stoi bardzo ambitny polityk – Rusłan Chasbułatow, Czeczen, ma za sobą poparcie wiceprezydenta Aleksandra Ruckiego. Jelcyn pod koniec września decyduje się na radykalne cięcie: podpisuje dekret o rozwiązaniu Rady Najwyższej, wybranej jeszcze za czasów ZSRR, chce rozpisać nowe wybory. Natrafia na opór. Jego zastępca – generał Ruckoj stwierdza, że dekret Jelcyna jest niezgodny z konstytucją i zaczyna tworzyć paralelne struktury władzy, sam ogłasza się jedynym prawowitym prezydentem.
W pierwszych dniach października konflikt na linii prezydent-parlament osiągnął stan wrzenia, doszło do użycia broni. Według oficjalnych danych zginęło 157 osób.
3 października zwolennicy Rady Najwyższej szturmem zajęli budynek merostwa, a następnie ruszyli do siedziby telewizji (niektórzy byli uzbrojeni, a na czele kolumny szli generał Albert Makaszow i nacjonalista Aleksandr Barkaszow, zagrzewający do walki). Jelcyn ogłosił stan wyjątkowy, do Moskwy ściągnięto wojska. 4 października zaczął się ostrzał budynku parlamentu, po kilku godzinach zgromadzeni w budynku (kilka tysięcy ludzi) poddali się. Chasbułatow i Ruckoj zostali aresztowani.
„Politycy, którzy uważali, że konfrontacja z parlamentem pozwoli przeprowadzić liberalne reformy, zaszczepić w kraju demokrację, zostali odsunięci, a do władzy zbliżyli się generałowie, którzy dowodzili operacją 3-4 października, którzy nie bali się przelać krwi” – mówi Aleksandr Czerkasow, obrońca praw człowieka.
Czarny październik był ważną cezurą, progiem, przez który przestąpiła władza, która w obronie swoich interesów była w stanie użyć siły. Może gdyby nie było tego października, to nie byłoby też potem wojny w Czeczenii. Ale przez próg użycia siły już przestąpiono. I jeszcze jedno: wydarzenia, które miały miejsce w październiku 1993, szybko owinięto w bawełnę. Jelcyn i jego ludzie nie lubili przypominać o tych tragicznych dniach, śledztwo przeciwko organizatorom buntu toczyło się jakoś na marginesie głównego nurtu, po cichu, zamknięto je już w lutym 1994. Buntownicy zresztą też specjalnie nie ucierpieli, dość szybko wyszli z aresztu i zeszli ze sceny politycznej (Chasbułatow próbował jeszcze potem zaistnieć w Czeczenii, ale bez powodzenia).
RZĄDAMY konstytucyjnego uradiomaryjnienia obywateli i Wymiaru Sprawied! 20 mld dotacji na KK! Budowy Krzyży i pomników Lecha Kaczyńskiego i 1000 Światyń o. Rydzyka w całej Polsce! Oddania Watykanowi całego majątku RP!
fałszywy stary ciapek to chora z nienawiści kobita z zajobem antykościelnym. Lecytynka zalecana i brak stresów.
Ciapek ty chyba z krzyża spadłeś ha ha ha