Muchy odleciały

Kilka lat temu wzburzony niemożnością dogadania się z Alaksandrem Łukaszenką ówczesny rosyjski prezydent Władimir Putin stwierdził, że należy oddzielić muchy od kotletów: muchi otdielno, kotlety otdielno. Uczeni w piśmie talmudyści rozszyfrowali ten uroczy kalambur jako wykładnię nowych stosunków w ramach Państwa Związkowego Białorusi i Rosji. Putin zapowiedział koniec ery tłuczenia kieliszków o marmurowe podłogi Kremla (tak zamaszyście wyrażał w 1996 roku radość z zawarcia unii z Moskwą młody, pełen werwy polityk z Mińska, który miał wtedy nadzieję, że dwupaństwowym tworem rosyjsko-białoruskim będzie rządził on na zmianę z carem Rosji). Tak więc tamta „musza” formuła głosiła rozdział politycznej części dealu rosyjsko-białoruskiego od gospodarczej. Putin był wtedy – w roku 2002 – tak niezadowolony ze stanu stosunków rosyjsko-białoruskich, że przedstawił Łukaszence alternatywę: albo Białoruś wchodzi na prawach kolejnego podmiotu do Federacji Rosyjskiej, albo państwa zawierają realną unię, bez dopłat dla białoruskiej gospodarki, budują współpracę na zasadzie rynkowej (czyli znów tłumacząc ten „polityczny talmud”: chodziło o dostęp dla rosyjskich przedsiębiorców do smacznych kąsków białoruskiej gospodarki) itd. Przez te parę lat relacje Mińska i Moskwy przeżywały różne wzloty i upadki, ale postulatów Putina nie udało się zrealizować (choć Rosja ma już dużo więcej udziałów w białoruskiej gospodarce niż przed ośmioma laty).

Moskwa dociska, ale Łukaszenka ciągle wierzga. Ostatnio urządził kilkugodzinne bicie piany, w obecności dziennikarzy skarżył się na złe stosunki z rosyjskim tandemem, na politykę informacyjną rosyjskich władz, które w telewizji pokazują filmy szkalujące Łukaszenkę („strumienie kłamstw!!”), zdradzał sekrety zakulisowych nacisków Kremla wobec wykluczonych ostatnio regionalnych polityków (m.in. mera Moskwy Łużkowa) oraz w sprawie bezpardonowych nacisków w sprawie uznania niepodległości Abchazji i Osetii Południowej, zapowiadał, że Mińsk poszuka nowych partnerów i sojuszników.

Wczoraj odbył się kolejny akt sztuki w politycznym Teatrzyku Zielona Gęś. Tym razem przedstawiono monodram prezydenta Miedwiediewa, odegrany w wideoblogu (prezydent lubi nowinki techniczne), w którym „młodszy car” przywoływał pana Łukaszenkę do porządku. Zwrócił uwagę, że kampania wyborcza Łukaszenki (wybory mają się odbyć 19 grudnia) jest antyrosyjska, że kiedyś białoruski prezydent straszył naród Ameryką i Europą, a teraz straszy Rosją. Napomniał, żeby prezydent Łukaszenka zajął się sprawami wewnętrznymi i wyjaśnił sprawy zaginięcia dziennikarzy i polityków na Białorusi. Z tego niemiłego wideo-listu komentatorzy wysnuli wniosek, że to 234 poważne ostrzeżenie ze strony Moskwy pod adresem Łukaszenki i jasny sygnał, że Moskwa może nie uznać wyników grudniowych wyborów i wtedy pozycja Łukaszenki – polityka, którego legitymacji nie uznaje Zachód – będzie nie do pozazdroszczenia.

Sekretarz prasowa Miedwiediewa zapewniła, że kontakty polityczne z Mińskiem się nie zmienią, ale na skutek antyrosyjskiej retoryki Łukaszenki zmienił się stosunek do samego Łukaszenki. Moskwa po raz kolejny pokazuje swój firmowy trik w stosunkach z postradzieckimi partnerami: temu panu ręki nie podajemy (tak było z Juszczenką, tak jest z Saakaszwilim), narody kochamy, a niegrzecznym politykom pokazujemy figę z makiem.

Tak czy inaczej formuła much w duecie z kotletami wyczerpała się – rosyjskie muchy na razie odleciały i teraz będą obserwować, co dalej.

Jeden komentarz do “Muchy odleciały

  1. Borsuk@kabelmail.de

    Łukaszenko dziwi się postępowaniu Rosji , Rosja dziwi się postępowaniu Łukaszenki.Obie strony si dziwią.Wsumie postępują w stosunku do siebie od lat niezmiennie , gdyż innych metod nie znają.Tak to w życiu bywa.Miłość i piękno przemija , a pozostaje brzydota i zgryzota.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *