Pierwyj, czyli Pierwszy Kanał rosyjskiej telewizji ma największy zasięg i największą oglądalność w kraju. Stacja nadaje najpopularniejszy dziennik – „Wriemia”, który podaje codziennie doskonale przeżutą papkę na temat dokonań najwyższych władz partyjnych i państwowych, cieszące się wzięciem plastikowe seriale, na ogół kiepskie programy rozrywkowe i uczesaną publicystykę. W stacji (nie tylko tej) obowiązuje czarna lista z nazwiskami osób wysoce niepożądanych w studiu i na ekranie (czy muszę dodawać, że to osoby, które nie lubią władzy, zresztą z wzajemnością). O tym, kto może zostać dopuszczony przed czujne oko kamery, decyduje dyrekcja w porozumieniu… No, to kuluary, a więc nie wiadomo, w porozumieniu z kim. W gorących czasem dyskusjach w programach publicystycznych dozwolony jest pluralizm poglądów: może wystąpić deputowany z frakcji komunistycznej, wypowiedzieć się poseł z partii Sprawiedliwaja Rossija, a podważyć jego argumenty przedstawiciel związków zawodowych. Do debaty Wałęsa-Miodowicz jeszcze jednak daleko.
Osobą nadzorującą Pierwyj Kanał był od lat Roman Abramowicz, zwany sakiewką Kremla, od lat okupujący czołowe pozycje na listach bogaczy, znany jako właściciel klubu Chelsea Londyn i najdłuższego jachtu. Osoba zaufana Władimira Putina. Władimir Putin wierzy w hipnotyczną moc ekranu telewizora, jest entuzjastą tego medium i najwyraźniej jest przekonany (nie bez racji, jak widać), że kto ma dostęp do telewizji, ten ma władzę. Czyli w rosyjskich warunkach – kto redaguje „Wriemia”, ten ma władzę. Pan premier ma dostęp. Czy redaguje „Wriemia”? Na pewno jest głównym aktorem tych miłych dla oka PR-owskich spektakli. Państwo ma 51 procent akcji Pierwszego. Państwo płąci, państwo wymaga. Niedawno premier przechodził koło siedziby Pierwszego z tragarzami i zajrzał na chwilę na zebranko redakcyjne. „Chciałem złożyć życzenia Konstantinowi Lwowiczowi [Ernstowi – dyrektor stacji] z okazji urodzin” – uzasadnił nagłe gospodarskie pojawienie się w telewizji. Wprawdzie nie był to dokładnie dzień urodzin Ernsta, ale przecież nie będziemy czepiać się szczegółów: takie dobre życzenia na pewno zachowały pierwszą świeżość do właściwego dnia. Nie od dziś wiadomo, że pańskie oko konia tuczy, a takiego telewizyjnego konia trzeba tuczyć, zwłaszcza przed sezonem wyborczym, nawet jeśli to wybory tylko fasadowe.
W tym tygodniu podano do wiadomości, że Roman Abramowicz odstąpił swoje udziały w Pierwszym (kupione swego czasu za bezcen od Borysa Bieriezowskiego, który popadł wtedy w niełaskę) Jurijowi Kowalczukowi. 25 procent za jedyne 150 mln dolarów (zdaniem speców od rynku mediów – to jak za darmo). Jurij Kowalczuk, główny udziałowiec banku Rossija i właściciel dwóch stacji telewizyjnych, kilku gazet i portali internetowych, jest opisywany przez media jako bliski przyjaciel Władimira Putina. Bliższy niż Abramowicz? Tej bliskości zmierzyć niepodobna. Zresztą, za próbę określenia stopnia bliskości przyjaźni z premierem można trafić nawet przed oblicze sądu (co ostatnio przećwiczyli autorzy raportu „Putin. Itogi” Borys Niemcow i Władimir Miłow, którzy w tym opracowaniu określili właściciela firmy Gunvor Giennadija Timczenkę mianem „przyjaciela Putina”, a pan Timczenko pozwał Niemcowa do sądu i kazał się przepraszać za takie określenia, aprzede wszystkim za sugestię, że gigantyczny majątek Timczenki spuchł dzięki tej bliskiej przyjaźni; ale to temat na inną opowieść). Wróćmy do smacznego pakietu akcji telewizji. Może jednak Abramowicz – człowiek jeszcze Jelcynowskiej familii – nie jest tak bliski jak Jurij Kowalczuk? Jak napisał Witalij Portnikow: „On [Putin] nie jest przeciwko familii, ale jeszcze nie wie, czy klan weteranów go poprze [w 2012 – roku wyborczym]. I nie chce ryzykować, musi trzymać palec na pilocie. Właśnie dlatego czyni faktycznym właścicielem kanału człowieka, któremu może zaufać i którego biznes jest związany przede wszystkim z przyszłą rolą Putina w państwie. Czy to oznacza, że Pierwszy się zmieni? Oczywiście, że nie – nikt nie jest zainteresowany takimi zmianami, władze chcą, żeby wszystko zostało po staremu […] Po co zmieniać, skoro wszystko jest znakomicie. Abramowicz odstąpił Pierwszy nie dlatego, że władza chce zmian, a dlatego, że władza nie chce żadnych niespodzianek”.
„Dramat zwierząt w Chinach – żywcem gotowane, żywcem obdzierane ze skóry” (wideo drastyczne). http://szelest-stron.pl/dramat-zwierzat-w-chinach-zywcem-gotowane-zywcem-obdzierane-ze-skory.htmlto ode mnie:Pewien pomysł mi zaświtał – mianowicie chodzi o bojkot. Trzeba by jak najwięcej ludzi poinformować o tym, nagłośnić sprawę gdzie się da (ale także ostrzegać przed obejrzeniem np. tego tutaj zamieszczonego filmiku, bo można przeżyć niezły wstrząs) i zbojkotować kupno produktów” made in china”. Jeden człowiek, kilku, kilkuset – nie wiele to da, ale zakładając, że jest wiele milionów Polaków (koncentruje się teraz w tym pomyśle na Polsce) którzy nie mogą przejść obojętnie widząc/wiedząc o takim okrucieństwie ma to naprawdę duży sens.Przypuśćmy, ze 5 milionów Polaków decyduje się na taki krok i nie dokonuje zakupów niczego co pochodzi z Chin – wtedy chodzi już o naprawdę duże pieniądze (a zakładam choć informacji na ten temat nie mam, ze kolosalna ilość produktów w Polsce jest produkcji chińskiej – także wiele znanych zachodnich marek jest produkowane w Chinach).To wywołało by dyskusje – nie tylko u nas, ale na całym świecie, a przynajmniej zainteresowane były by kraje, których fabryki znajdują się w Chinach no i same Chiny. Zakładam, ze wielu innych obywateli innych państw tez podłapało by ten pomysł.Oczywiście nie zaszkodzą petycje, apel do rządów państw, ale patrząc chociażby na polskie realia to z pewnością nic to nie zmieni. Nawet jeśli władza Polski rozpoczęła by działania w tej sprawie, to nie sadze żeby jakieś odważne/radykalne czyny z ich strony wyszły.W jedności siła! Już odbiegając od tematu, to jestem przekonany, ze już teraz w tym okresie i stopniu rozwoju technicznego jesteśmy jako ludzkość w stanie całkowicie wyeliminować problemy głodu, braku wody pitnej, etc. – jednym zdaniem to każdy obywatel Ziemi mógłby mieć zapewnione minimum potrzebne do życia, a potrzebna jest tylko dobra wola każdego/ogółu. Terenów uprawnych by zaspokoić potrzeby konsumpcyjne całej ludzkości nie brakuje. Juz taka Polska ma terenów by wyżywić 80mln ludzi – wszystko tak naprawdę zależy od Nas ludzi. Gdyby każdy chciał zmian, chciał pracować nad sobą to raj mógłby być już tu i teraz, zresztą mógł być zawsze….Odbiegłem od głównego tematu, tak wiec wracając do niego to naprawdę uważam to za dobry pomysł. Znaczny spadek zapotrzebowania na produkty produkcji Chińskiej z pewnością wywoła dyskusje i zmusi rząd Chiński do działań w swoim interesie, a wiec do zaprzestania mordowania w bestialski sposób zwierząt – nie tylko psów i kotów, bo pewnie inne tez tak są zabijane.Zresztą jak ktoś tutaj pisał w komentarzu, to i w Polsce zabija się zwierzęta przez poderzniecie gardeł – mniej okrutne od zdzierania skory, ale i tak okrutne, wiec i z Polska rzezią warto się jakoś zająć.Osobiście jestem za wegetarianizmem – sam zrezygnowałem z jedzenia ptaków, ssaków, ryb, płazów etc. co prawda dopiero od jakichś 7 miesięcy , ale uważam, ze to słuszna droga. Rzecz jasna przestałem kupować wyroby , które zawierają w sobie pochodne zwierząt. Nie dawno zauważyłem nawet ze „Danio” Danone’a zawiera żelatynę wieprzowa :).Nie oczekuje, ze zwierzęta przestana być zabijane, bo wielu się na to nie zgodzi. W niezbyt dalekiej przyszłości brak mięsa w pożywieniu, a także brak jakiejkolwiek przemocy wobec wszelakich zwierząt będzie faktem, ale nie ma co wybiegać w przyszłość i czekać, ze samo się to zrobi.Celem bojkotu było by zaprzestanie takiego sposobu zabijania zwierząt w Chinach i jest to możliwe, ale potrzeba by jedności naprawdę dużej grupy ludzi.Co o tym sadzicie?
Pan Abramowicz przez kilka ostatnich lat był dosyć aktywny w tak zwanych sferach na zachodzie.Ostatnim wyczynem było zamówienie jachtu za bagatela kilkaset milionów euro.Było to małą sensacją na zachodzie.Jeszcze ciekawsze były doniesienia prasowe ,że on tego jachtu nie chce odebrać.Dotacje dla klubu też podobno znacznie ograniczył.Bardzo to wszystko ciekawe.”Łaska pańska na pstrym koniu jeździ” nówi stare przysłowie.Być może brylujący na zachodzie miliarder za mało poświęca uwagi problemom związanym z własnym krajem jak np. przyszłymi wyborami.Mimo wszystko stoi dużo lepiej jak Chodorkowski.
Szanowny Panie! Bardzo dziękuję za komentarz.Pan Abramowicz i jego majętności mają się całkiem dobrze – i to nie tylko w porównaniu z panem Chodorkowskim, ale i niezależnie od takich ryzykownych porównań. Nie znamy geografii wzajemnych powiązań elity biznesowej i politycznej Rosji, to sprawy z gatunku tajne przez poufne. Dlatego nie można precyzyjnie opisać tylko przy pomocy pojęć ekonomicznych mechanizmu rządzącego obrotem akcji rosyjskich stacji telewizyjnych, bo to najprawdopodobniej zależy nie tylko od działań rynkowych, ale też decyzji politycznych na wysokich szczeblach.Kiedy na początku prezydentury pana Putina trzeba było odebrać Pierwyj Kanał (wtedy ORT) panu Bieriezowskiemu, który poszedł na wojnę z prezydentem, to Roman Abramowicz nabył akcje tej telewizji, a pan Bieriezowski wyemigrował. Teraz widocznie nastał czas, by pan Abramowicz przekazał akcje najpopularniejszej stacji tv komuś, kto jest bliżej „ciała”. Ale tym razem nie jest to zapewne szykana (jak w przypadku Bieriezowskiego, który naonczas wypadł z łaski), tylko element większej układanki przedwyborczej.Biznesy, obrót giełodowy, jachty, rajskie wyspy, kluby sportowe i Czukotka – to i tak dużo jak na jednego skromnego miliardera.Serdecznie pozdrawiam
Szanowna Pani i pomyśleć że Gerhard Schröder ówczesny kanclerz Niemiec nazwał swego bliskiego przyjaciela Władimira Putina „kryształowy demokrata”.Chciało by się powiedzieć -uchowaj nas Panie od takich demokratów.