Ballada o krótkim romansie

Miliarder Michaił Prochorow kilka miesięcy temu z fanfarami w głównych wydaniach programów informacyjnych został „zaprzynależniony” do partii Prawoje Dieło (Słuszna Sprawa lub, jeśli wolicie, Sprawa Prawicy). Partia od kilku lat koczuje swoim niezdecydowanym taborem po obrzeżach sceny politycznej, z rzadka przydając się Kremlowi w charakterze dowodu na to, że w Rosji istnieje jakiś system partyjny, na dodatek zróżnicowany. Ów dziwny twór partyjny przechodził różne fazy przymiarek do przemieszczenia się bliżej środka sceny politycznej, ale bez powodzenia – nie było w partii ani wyrazistych postaci, ani pomysłu na to, czym ta partia ma być. Władzy specjalnie potrzebna nie była – kieszonkowe koncesjonowane partie i partyjki, które już są, to są, dekoracje stoją, aktorzy znają role, po co się w ogóle ruszać. Ale wygląda na to, że jakiś czas temu komuś ważnemu zachciało się zmienić te trochę nudne i zakurzone dekoracje przed nudnym i zakurzonym spektaklem pod tytułem „Wybory do Dumy”. Może. Dość że główny kremlowski inżynier dusz, kardynał Richelieu rozdający karty partyjnej klienteli Władisław Surkow pono wyraził chęć ożywienia martwego projektu partii Prawoje Dieło. Zaprosił pono Prochorowa i zaproponował, żeby ten stanął na czele partii i zrobił z niej okno wystawowe rosyjskiej suwerennej wielopartyjności. Prochorow z błyskiem w oku zabrał się do „rozkrutki” projektu. Otwarte drzwi studia telewizyjnego głównych stacji, dziennikarze proszący o wywiady, spotkania na uczelniach, szumne zapowiedzi walki o współudział w rządzeniu państwem. Niechciana (przez władze) partia ma w Rosji ciężkie życie – odnośne instancje jej nie rejestrują albo zakazują działalności pod różnymi pretekstami, liderów do telewizji nie dopuszcza się wcale, utrudnia się wynajęcie sali na zgromadzenia, czasem tłucze się przykładnie zwolenników organizujących pikiety i wiece, o pieniądzach nie ma mowy itd. Prawoje Dieło i jej nowo upieczony lider nie miały żadnego z tych problemów.

Prochorow dzielnie opowiadał pustkę, z wdziękiem mylił podstawowe pojęcia w polityce, zapowiadał, że na razie jest „drugą partią władzy” (a nie opozycją), ale niebawem będzie „pierwszą partią władzy”, która weźmie odpowiedzialność za kraj; jestem za, a nawet przeciw. Ale na ekranie telewizora prezentował się ładnie – wysoki, przystojny, doskonale ubrany. Umiał trzymać mikrofon, zawsze miał przygotowane jakieś cytaty z literatury, jakiś rozluźniający żart. Wydawało się, że ma już zagwarantowane swoje kilka procent w imitowanych wyborach. Na zjeździe partii 14-15 września miały zapaść decyzje kadrowe i być przyjęta strategia przedwyborcza. I nagle – o masz, zjazd wyślizgał Prochorowa! Delegaci przegłosowali, że przewodniczącym zostanie niejaki Dunajew. No i tyle, proszę państwa. Do widzenia, Michaile Dmitrijewiczu. Pieniądze? Ach, tak, pan dał swoje prywatne pieniądze na kampanię, na partię. Nie ma się o co spierać, jakieś kilkaset milionów rubli zaledwie. Dobrze, dobrze, zwrócimy.

Frycowe zapłacę, proszę bardzo, ale będę walczył! – zacietrzewił się Prochorow, któremu nagle spadły z oczu łuski i dostrzegł, i wypowiedział głośno, że zasiadł do kart z szulerem. Surkow pociąga za sznurki w teatrze marionetek, a to nieuczciwa gra – tak powiedział.

O co chodzi? Niektórzy mówią, że o pieniądze. Ale tym razem chodzi, jak się zdaje, nie tylko o nie. Może Prochorow uwierzył w to, że faktycznie może sam o czymś zdecydować (choćby o tym, kto będzie startował z list jego partii w wyborach, zaprosił nawet publicznie do startu z jego listy Ałłę Pugaczową). A może ta pierwsza niewinna próba samodzielności była już wystarczającym sygnałem dla „kremladzi”, by ukrócić samowolkę bogacza. To jedna strona, może mniej ważna. O drugiej stronie mówią ci, którzy lepiej znają kremlowską kuchnię. Formowanie list wyborczych jest w tej chwili najważniejszym zadaniem ludzi obsługujących grupę trzymającą władzę. A w tej grupie są podgrupy, które ze sobą rywalizują i dlatego przy tych listach dzieją się różne ciekawe rzeczy. W Dumie musi zasiąść określona liczba deputowanych, którzy posłusznie będą działać i głosować, realizując zamiary władzy. Za sznurki przy tworzeniu list pociąga poza Surkowem Wiaczesław Wołodin, wierny pretorianin Putina, który, jak wieść gminna niesie, wykreśla ludzi Surkowa z listy Jednej Rosji (na razie pierwszej i jedynej „partii władzy”) i wpisuje tam swoich ludzi. Prawoje Dieło miało być zapasowym rezerwuarem „listy Surkowa” i zapewnić wprowadzenie do Dumy co najmniej 35 posłów. Ale Prochorow też chciał umieścić na swoich listach swoich ludzi. No i powstała „nieprzyjemnościunia”, jak mawiał Wiech. Surkow postanowił pozbyć się Prochorowa i na zjeździe posłuszne Surkowowi myszy zjadły Popiela bez dania racji. Ale generalnie i tak cały projekt się zawalił i Surkow przegrywa w walce z Wołodinem.

Jak to było i kto kogo wystrychnął na dudka? Może się tego nigdy nie dowiemy, a może w pośredni sposób coś sobie wywnioskujemy w grudniu po akcie przy urnie i podaniu wyników tej specoperacji. Przy sprawie lansowania i zatapiania Prochorowa można było trochę podejrzeć, jak działają kucharze kremlowskiej kuchni, te zabiegi, te przedbiegi.

4 komentarze do “Ballada o krótkim romansie

  1. ~Poeta

    Czym Aniu różni się system wyborczy Rosji od Polskiego????Ja nie widzę żadnej różnicy.U nasz nawet co roku część posłów ma z tej działalności emerytury.Taki jest system wyborczy nasz nie różniący się pd Rosyjskiego.

    Odpowiedz

Skomentuj ~Poeta Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *