Podobno już o tym mówią „śnieżna rewolucja”. W stolicy separatystycznej Osetii Południowej Cchinwali pada śnieg. Na śniegu stoją protestujący ludzie. Protestują przeciwko unieważnieniu przez sąd wyników wyborów prezydenckich, które wygrała przedstawicielka opozycji Ałła Dżiojewa, za rzekome naruszenia. Dżiojewa nie uznała z kolei orzeczenia sądu, które nazwała bezpodstawnym, złożyła odwołanie i wezwała urzędującego prezydenta do unieważnienia decyzji sądu. Prokuratura Generalna oskarżyła zwyciężczynię wyborów o rozpętywanie kolorowej rewolucji pod dyktando Tbilisi i obiecała „podjąć odpowiednie kroki”. Wyznaczono już też nowy termin wyborów – 25 marca 2012. Tyle że Dżiojewa nie będzie mogła w nich wystartować.
Sytuacja jest skomplikowana. Osetia Południowa, prowincja oderwana od Gruzji w wyniku wojny 2008 r., została uznana za niepodległe państwo przez Rosję, Nikaraguę i dwie czy trzy małe państewka na rajskich wyspach dalekich mórz. Reszta świata uznaje integralność terytorialną Gruzji. Osetyjskich wyborów nazywanych prezydenckimi nie uznaje zatem żadne państwo świata (z wyjątkiem tych, które uznały państwowość Osetii). Cchinwali jest całkowicie zależne od Moskwy. Jednym z najważniejszych pracodawców w republice jest rosyjska baza wojskowa (na razie wojsko zachowuje neutralny spokój). 90 procent mieszkańców ma rosyjskie paszporty. Z Moskwy płyną subsydia.
Kreml rozegrał bardzo ciekawą partię w związku z wyborami w Osetii, jej rezultat jest trudny do przewidzenia, ale już teraz widać, że straty wizerunkowe dla Moskwy będą spore. Dotychczasowy prezydent Eduard Kokojty początkowo chciał jeszcze zostać na stanowisku i nadal rządzić, w szczególności zajmować się rozdziałem rzeczonych subsydiów. Kreml postanowił jednak wymienić wierzchołek trzeszczącej, skorodowanej i przeżartej korupcją osetyjskiej piramidy. Na oczach wszystkich namaścił swojego faworyta – Anatolija Bibiłowa (jego programem było przyłączenie Osetii Południowej do Rosji). Prezydent Miedwiediew publicznie uścisnął mu prawicę (ten uścisk dłoni zdobił plakaty wyborcze kandydata, teraz te plakaty protestujący zrywają ze słupów w centrum miasta). „Zależność od Moskwy była głównym argumentem lokalnych władz przeciwko Dżiojewej. Zwolennicy Bibiłowa mówili, że zwycięstwo Dżiojewej pozbawi republikę finansowej pomocy Rosji. Ktoś nawet złośliwie zauważył – jak nie chcecie, żeby wam pomagała Moskwa, to niech teraz pomaga Nauru – pisze w blogu Olga Allenowa, dziennikarka „Kommiersanta”. – Oponenci Bibiłowa mieli swoje argumenty: mamy prawo wyboru, nie sprzedamy tego prawa, nie ugniemy się. I oto wygrali ci, którzy nie chcieli się ugiąć. Przewaga Dżiojewej nad Bibiłowem w drugiej turze wynosiła 4,5 tys. głosów, co przy elektoracie liczącym 26 tys. jest wielką siłą i żelaznym argumentem. Władze w Osetii wybrali ludzie, którzy nie mają nic do stracenia. Przez ostatnie dwa lata nikt nie widział żadnej pomocy ze strony Moskwy, która na dodatek ma bardzo złożone relacje z miejscową wierchuszką – nadal nie ustalono, jak rozliczać federalne subsydia. W związku z tym pieniędzy Moskwa nie przesyła, domy jak były zrujnowane, tak są itd. […] Nawet w najcięższych czasach żyło się tu jakoś lżej. Może dlatego że była nadzieja, że kiedyś Osetyjczycy będą mieli własne państwo. A teraz nadziei nie ma. Od trzech lat ludzie bezradnie patrzą, jak urzędnicy jeżdżą drogimi limuzynami, spędzają weekendy w Moskwie, żony tych urzędników chodzą po salonach piękności, a ich dzieci studiują na dobrych uczelniach. Od trzech lat słuchają obietnic Moskwy, że Osetia zostanie odbudowana, a ci, którzy zawinili, że jeszcze nie została odbudowana, zostaną ukarani. Ale ukarani zostali tylko opozycjoniści, którzy siedzieli w więzieniu, gdyż śmieli wystąpić przeciwko władzy. […] Moskwa pokazała po raz kolejny ignorancję – nie wie, co się dzieje na prowincji. To, co się teraz dzieje w Cchinwali, to nie tylko kryzys polityczny w Osetii Południowej, to kryzys rosyjskiego modelu zarządzania na Kaukazie. Moskiewscy urzędnicy są zdemoralizowani i syci i mają w nosie, co się dzieje gdzieś daleko od Moskwy”.
Rosyjski MSZ wezwał do uspokojenia sytuacji i poparł swojego szeryfa przeciwko Dżiojewej. Dlaczego nie uznano wyników wyborów? Trudno powiedzieć – Dżiojewa i każdy inny polityk w Osetii Południowej jest i będzie prorosyjski. Że to nie ją oficjalnie poparł Kreml – dlatego Moskwa nie chce jej na urzędzie? Nie podoba się kandydat, to unieważnia się wybory pod pozorem wziętym z sufitu.
Pisze Pani o zjawisku dosyc powszechnym na swiecie. Rozne kraje czy tez pseudokraje sa uznawane lub tez nie, w zaleznosci od politycznych pradow. Te same panstwa, ktore uznaja niepodzielnosc terytorium Gruzji bez zmruzenia oka np. zajmowaly i zajmuja dokladnie przeciwne stanowisko w sprawie terytorium Serbii czego owocem jest „niepodlegle” Kosowo. Jednoczesnie biorac za przyklad prawo ludnosci Kosowa do samostanowienia zapominaja, iz przykladowo identyczne prawo maja Kurdowie czy tez Palestynczcy. Na terytorium Autonomii Palestynskiej rowniez odbywaly sie wybory. Jak najbardzie uznane za uczciwe i bedace odwierciedleniem „woli ludu”, a jednak wyznawcy zasad demokracji, ich wynikow nie uznali, gdyz nie odpowiadaly ich widzeniu swiata. Mozna wiec powiedziec, ze opisywane przez Pania zdarzenia nie sa zadnym ewenementem i trudno tutaj mowic o specyficznym szczegole polityki rosyjskiej – sa w sumie cecha polityki swiatowej, bardzo czesto amoralnej.Pozdrawiam
Szanowny Panie!Dziękuję za komentarz. Mój komentarz nie dotyczył istoty parapaństw (ma Pan rację przywołując w tym miejscu przykład Kosowa o tyle, że wojna na Kaukazie 2008 i uznanie niepodległości Abchazji i Osetii Płd. przez Rosję było odpowiedzią na uznanie Kosowa przez wiele państw Zachodu), ale konkretnego dziwnego casusu wyborczego. Zastanawia mnie, dlaczego Rosja, mająca wszystkie niezbędne instrumenty wpływu w Osetii, przegrywa wybory w zależnej prowincji. Wydaje mi się, że właśnie to jest najbardziej interesujące i specyficzne, a nie globalne, jak Pan pisze.Pozdrawiam
„Zastanawia mnie, dlaczego Rosja, mająca wszystkie niezbędne instrumenty wpływu w Osetii, przegrywa wybory w zależnej prowincji.”Nie jestem w stanie odpowiedziec. W polityce rozne dziwne rzeczy sie zdarzaja. Wybory w Autonomii Palestynskiej, do ktorych napieraly USA, przyniosly wynik inny niz oczekiwali sponsorzy. Mozna powiedziec, polityczny wypadek przy pracy. Co nie zmienia dosyc ciekawej obserwacji, ze wielcy bawia sie losem i zyciem „malych”.Pozdrawiam
To jest demokracja po rosyjsku.Oni przygotowali swego człowieka ,a Osetyńczycy wybrali w demokratycznych wyborach nie tego czlowieka ,którego przygotował kreml.Więc muszą być nowe wybory,az do skutku.Tak było kiedyś na Ukrainie,aż falsz zmiotla pomarańczowa rewolucja.