Quo vadis, asine?

28 kwietnia. Kino jest najważniejszą ze sztuk. Wiedział o tym towarzysz Lenin, a ostatnio osobiście zasmakował w tej sztuce Władimir Putin. Jak oznajmiła dziś rozentuzjazmowanym głosem spikerka programu informacyjnego Wiesti na kanale Rossija, dwa największe przeboje srebrnego ekranu w Rosji to dzieło „Krym. Powrót do ojczyzny” i zaprezentowany w ostatnią niedzielę film „Prezydent”. Obejrzało je czterdzieści procent widzów. W obu filmowych hitach główną rolę gra oczywiście Władimir Władimirowicz.

Do utrwalonych gatunków pojawiania się Putina w „jaszcziku” (jak Rosjanie nazywają telewizor), czyli „bezpośrednich linii”, wielkich konferencji prasowych oraz codziennych porcji sprawozdawczości ze spotkań w najważniejszym gabinecie czy wyczynów w plenerze doszlusował nowy gatunek okazywania wodza spragnionej jego widoku publiczności: tasiemcowe telenowele obficie zaprawione wazeliną.

Film „Prezydent” to laurka na piętnastolecie prezydentury Putina. Przypomniano najważniejsze wydarzenia, podkreślono nieomylność wodza, poddawanego nieustannie ciężkim próbom i wychodzącego z nich nieodmiennie obronną ręką. Zero kontrowersji, zero wątpliwości, droga prosta jak drut, decyzje kryształowo uczciwe, a wszystko dla dobra tego ludu pracującego, który z przyjemnością ogląda bombastyczne utwory kremlowskiej monumentalnej propagandy i nie pragnie niczego więcej. Może celuloidowej obsłudze marzy się stworzenie dzieła malującego epokę Putina, która wejdzie do historii jak propagandowe obrazy w reżyserii Leni Riefenstahl, ale na razie się na to w najmniejszym stopniu nie zanosi. Długaśne serwilistyczne i kłamliwe filmidła mają wdzięk polnych kamieni.

Oleg Kaszyn w swojej recenzji na portalu Colta napisał: „W połowie poprzedniej dekady rosyjska telewizja pokazała w najlepszym czasie antenowym dwa dziwne filmy: „Wielka tajemnica wody” i „Pleśń” odpowiednio o tajemnicach wody i pleśni. Wtedy komentatorzy zachodzili w głowę, co to za popularnonaukowy monument, po co filmy zostały zrealizowane, kto to wszystko wymyślił. A teraz twórczyni obu tych obrazów, Saida Miedwiediewa, zrobiła „Prezydenta”. Można założyć, że „Woda” i „Pleśń” były testem nowego formatu, uznanym najwidoczniej za udany. No, a skoro film tak się podoba [widzom], to zapewne twórcy się nie uspokoją i zrobią jeszcze wiele, wiele filmów o wielkim Putinie. Z biegiem lat to stanie się oddzielną gałęzią przemysłu. O ile oczywiście, jeszcze mają przed sobą jeszcze wiele lat”.

Nie oglądałam dwóch poprzednich arcydzieł pani Miedwiediewej o wodzie i pleśni, mogę więc sądzić o rozmiarach jej talentu jedynie po 2,5-godzinnej „lekturze” dzieła o piętnastoleciu Putina. Byłam pod wrażeniem – „Prezydent” to dworska oda wyrastająca z najlepszych tradycji wylizywania władcy od stóp do głów, zasłaniania lub pomijania jego potknięć, kreowania osiągnięć. Czy dzieło kogoś przekonało, że Putin wielkim mężem stanu jest? Może to było potrzebne jemu samemu. Michaił Chodorkowski był zniesmaczony tym, że w filmie nakłamano o sprawie Jukosu. „Putin zaprezentował [w filmie] niezdolność do przyjęcia paradygmatu rozwoju cywilizacji: że ważni są ludzie, wartości, wiedza, zaś terytoria i państwa to rzecz drugorzędna. Najwyraźniej on się już nie zmieni”. A po co miałby się zmieniać, skoro tak świetnie mu idzie i skoro poddani darzą go miłością?

O zasługach tytułowego bohatera opowiadają w filmie gadające głowy (jego sekretarz prasowy, dziennikarz z kremlowskiej obsługi, zasłużony pisarz, minister obrony, ujarzmiony oligarcha itd., żadnego opozycjonisty oczywiście nie ma) oraz sam bohater pytany przez kapłana cotygodniowych telewizyjnych talk show, prowadzonych w najlepszych orwellowskich klimatach. Zdaniem Kaszyna, to już nie propaganda, a psychoterapia.

Ci z widzów, którzy dotrwali do końca tego telewizyjnego objawienia, musieli chyba przecierać oczy ze zdumienia, oglądając ostatnią sekwencję filmowej ody. Mnich z klasztoru na świętej górze Athos opowiada, że kiedy Putin do nich przyjechał, to na drodze przed jego samochodem szedł osiołek i jak gdyby prowadził prezydenta do celu. Nabożny mnich wypowiada przypuszczenie, że ten osiołek to cud, który sprawiła Matka Boska. „Ta historia, opowiedziana w finale filmu, sprawia dziwne wrażenie: przez piętnaście lat Putin prowadził Rosję za sobą, a tymczasem okazuje się, że sam podążał za osłem” – podsumowuje Kaszyn.

Inny z komentatorów w podsumowaniu był jeszcze bardziej bezlitosny: „Putin zastał Rosję biedną, rozpadającą się i bez perspektyw, a zostawi ją biedną, rozpadającą się i bez perspektyw”.

6 komentarzy do “Quo vadis, asine?

      1. annalabuszewska Autor wpisu

        Recenzję filmu „Prezydent” zamieścił Igor Girkin vel Striełkow. Film mu się spodobał, gatunkowa wazelina – zasmakowała. Jedynie głosy niektórych osób opowiadających o Putinie (liberałów) spowodowały u „cara Rosyjskiej Wiosny” mdłości:
        http://vk.com/strelkov_info?w=wall-57424472_57249
        Serdecznie pozdrawiam
        Anna Łabuszewska

        Odpowiedz
  1. Kalina

    Mam nadzieje, ze to arcydzieło jest dostępne na DVD? Tę „Pleśń” tez chętnie bym obejrzała:)) A co do mnicha z góry Atos – taki z niego mnich, jak ze mnie baletnica, skoro nie zna Ewangelii. Przecież to ewidentne nawiązanie do wkroczenia Chrystusa na osiołku do Jerozolimy!!!!

    Odpowiedz
  2. Muchor

    Pan prezydent Putin i jego świta bardzo chętnie odwołują się do kulturowych klisz związanych z carem. Car był wszak Pomazańcem i jego władza nie pochodziła od ludu, była wynikiem wyroków Opatrzności (nie mylić z Opacznością). Osiołek jak najbardziej mógł prowadzić cara, jako ziemskiego namiestnika z Bożego naznaczenia, tak jak prowadził Chrystusa do Jerozolimy. Władza pochodzi od góry, a nie od dołu – i dlatego jeżeli coś się dzieje „od dołu” (jakieś kolorowe rewolucje, majdany itp.) to niewątpliwie musi to być sprzeczne z planem Bożym, ergo to dzieło szatana – czyli Ameryki. Przecież to proste jak drut 🙂

    Swoją drogą to ciekawe jak pewne idee potrafiły przeżyć Rewolucję Październikową, 70 lat komunizmu i potem jego upadek. Koncepcja Trzeciego Rzymu powraca w wielkim stylu.

    Odpowiedz
    1. Kalina

      Zawsze mnie smieszyła podskórna fascynacja architektów „nowej” radzieckiej rzeczywistości przeszłością, i to w wykonaniu wyższych sfer. Przeciez architektura socrealistyczna z tymi kolumnami, portykami, łukami i ornamentyka to proste nawiązanie do architektury klasycystycznej Petersburga. A radzieckie filmy lat 50-ych…Owszem, bohaterowie sa jak z plakatów: szerokie twarze o topornych rysach, blond wlosy, rączki jak szufle koparki, sposób bycia socjalistyczny, czyli prostacki…Ale nie główne bohaterki na wskroś pozytywne i bedace jednocześnie obiektem westchnień głównych gierojew: te są ciemnowłose, o slicznych, delikatnych rysach (aktorki pewnie z Gruzji:)), uczesane i ubrane zupełnie jak rosyjskie damy arystokratyczne na portretach pedzla Repina:)) To samo można rzec o pozytywnych bohaterach: sa zwykle muzykami (skrzypkami lub pianistami), i też delikatni, o ciemnych oczach i włosach:))))

      Odpowiedz

Skomentuj Kalina Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *