Niespecjalna operacja specjalna pod kryptonimem „Babczenko”

30 maja. Przecież to wyglądało bardzo prawdopodobnie: zabito dziennikarza, który poruszał niewygodne tematy. Takie wiadomości ścinały krew w żyłach już nie raz i nie dwa. Wczoraj późnym wieczorem media zaczęły podawać okropną wieść z Kijowa o śmierci rosyjskiego dziennikarza Arkadija Babczenki. Został zastrzelony trzema strzałami w plecy.

Znajomi i nieznajomi – wstrząśnięci, przerażeni, niektórzy obojętni, ale niektórzy wręcz z satysfakcją – napisali w FB, TT, na forach internetowych, w komentarzach prywatnych i zamówionych przed redakcje tysiące słów o zabitym dziennikarzu. Przypomniano niełatwy życiorys Arkadija: Czeczenię, służbę w armii, świetne reportaże i książki, ostry język, krytykę Putina, szczególnie za Krym i agresję na wschodnią Ukrainę, zeszłoroczną przeprowadzkę do Kijowa w celu zapewnienia bezpieczeństwa sobie i rodzinie. Zastanawiano się, kto mógł być sprawcą ohydnego czynu. Wśród wielu hipotez – niepopartych zresztą żadnymi dowodami lub choćby poszlakami, ale brzmiących przecież prawdopodobnie – powtarzały się oskarżenia pod adresem Kremla, władz w Kijowie, separatystów z Doniecka, nasłanych zbirów z Czeczenii. W kolejnych godzinach po zabójstwie do mediów wyciekały mętne i sprzeczne dane; w pewnym momencie pojawiło się zdjęcie człowieka leżącego na podłodze twarzą w dół, z widocznymi trzema dziurami w plecach, w kałuży krwi.

Służba Bezpieczeństwa Ukrainy zwołała w sprawie zabójstwa Babczenki konferencję prasową, na której wystąpił… sam Babczenko. Żywy i zdrowy. Trochę speszony. Cóż, nie na co dzień zmienia się tak diametralnie status.

I tutaj zaczyna się kolejny akt tej niezrozumiałej surrealistycznej sztuki z iście hitchcockowskim suspensem i odwrotkami w kiczowatym scenariuszu. Na konferencji prasowej zabrał głos szef SBU Wasyl Hrycak i opowiedział wydającej okrzyki zdumienia publiczności, że SBU otrzymała dwa miesiące temu informację, że ktoś ma zabić Babczenkę. Służba przygotowała operację specjalną, mającą na celu zatrzymanie organizatora planowanego zamachu. Ten, który miał wykonać zlecenie, został przewerbowany przez SBU. To była część operacyjnej kombinacji. Hrycak pochwalił się, że organizatora właśnie zatrzymano w Kijowie, to obywatel Ukrainy, jego nazwiska nie ujawniono. O zlecenie zorganizowania zamachu na Babczenkę Hrycak oskarżył rosyjskie służby specjalne. Miały one za 40 tysięcy dolarów zlecić zabicie dziennikarza, a także trzydziestu innych osób na Ukrainie. Babczenkę miał stuknąć były uczestnik ATO na wschodzie Ukrainy; niedoszły killer poszedł na współpracę ze śledztwem, otrzymał status świadka. Zainscenizowanie zabójstwa było ukraińskim służbom potrzebne, aby dotrzeć do zleceniodawcy. Babczenko został wtajemniczony w szczegóły operacji miesiąc temu.

Tajemnica Enigmy to szyfr harcerzy młodszych w porównaniu z zapętleniem, które dziś zaprezentowały ukraińskie służby specjalne.

Komentatorzy, którzy wcześniej w różnym stylu pożegnali Babczenkę tekstami wierszem i prozą, zgodnie ucieszyli się, że bohater operacji żyje. Dalej już tak miło nie było. Reporterzy bez Granic skrytykowali metodę pracy operacyjnej SBU, uznano akcję sfingowania zabójstwa za przekroczenie granic etyki, za „grę z prawdą”. Można by dodać, że to swego rodzaju triumf fake’ów jako fundamentu wojny hybrydowej (informacyjnej). Nie od dziś wiadomo, że służby specjalne prowadzą swoje wojny w białych rękawiczkach, aby ukryć, jak brudne mają dłonie. W jednym z komentarzy do dzisiejszych wydarzeń przeczytałam pochwałę ukraińskich służb, które w walce z rosyjskimi służbami nauczyły się stosowania ich sztuczek: prowokacji, fałszywek, ustawek itd.

O co chodziło w tej zawiłej kombinacji? Na razie na podstawie tego, co ujawniono podczas chaotycznej konferencji prasowej, można tylko snuć domysły. Może chodziło o elementarny lans szefa SBU, może o zdyskredytowanie Rosji na progu Mundialu, może, może – w mediach trwa festiwal przypuszczeń.

Babczenko po wstrząsach już się widocznie uspokoił, bo wziął do ręki pióro i napisał: „Niedoczekanie. Obiecałem umrzeć w wieku 96 lat, [a wcześniej] zatańczyć na grobie Putina i strzelić selfika na Abramsie na ulicy Twerskiej [w Moskwie]. Postaram się to zrobić”.

Jeden komentarz do “Niespecjalna operacja specjalna pod kryptonimem „Babczenko”

  1. Palladios

    Przypomniał mi się taki fragment z mojego ulubionego „Fiaska” Lema: „Kwintianie już nie władają obraną przez siebie strategią. Na odwrót: strategia włada nimi. Jeśli trafiła na ustrojowe różnice, podporządkowała je sobie aż do ujednolicenia.” Co nadal po tylu latach brzmi złowieszczo. Oczywiście zawsze można się wytłumaczyć, że tak się gra, jak przeciwnik pozwala, ale przypomina to znane z PRL-u tłumaczenie, że wszyscy tak robią i jeśli nie ukradnę ja, to ukradnie ktoś inny.

    Odpowiedz

Skomentuj Palladios Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *