12 grudnia. To archiwalne znalezisko podano jako sensację: oczom zdumionej publiczności ukazano legitymację Stasi wystawioną na nazwisko Władimira Putina. Właściciela legitymacji łatwo zidentyfikować; już pierwsze spojrzenie wystarcza, by stwierdzić, że to obecny prezydent Rosji. Zdjęcie legitymacji zamieścił popularny niemiecki „Bild”.
Jak wiele epizodów z życia Putina, również „okres drezdeński” spowija mgiełka tajemnicy. Istnieje oficjalna legenda. I zdarzają się nieformalne przecieki od osób, które znają jakiś fragmencik biografii prezydenta. Opublikowanie legitymacji Stasi majora Putina dało asumpt do przypomnienia tego rozdziału.
Dokument został wydany w grudniu 1985 roku. Co kwartał stawiano w nim pieczątkę potwierdzającą ważność. W równych kwadracikach wstawiano kolorowe geometryczne kompozycje, każda w innym kolorze. Putin używał legitymacji przez kilka lat, zdążył więc zebrać kilkanaście pieczątek. Razem tworzą różnobarwny batik o nietuzinkowym rysunku. Widocznie w Stasi pracował jakiś niezrealizowany Michał Anioł, który wyżywał się w nadawaniu nudnym urzędowym dokumentom pięknych form.
Podana przez „Bild” wiadomość obiegła natychmiast światowe media, niektóre dawały tytuły: „Putin agentem Stasi” itd. To nie tak. Kilka słów wyjaśnienia. Trzeba sobie przypomnieć, czym była w połowie lat osiemdziesiątych Niemiecka Republika Demokratyczna, czym była Stasi. I czym była KGB. Otóż w NRD stacjonowało potężne zgrupowanie wojsk sowieckich, Stasi była sprawną służbą specjalną, która oplatała swoimi licznymi odnóżami enerdowskie społeczeństwo, zaglądając wszystkim w garnki i pod kołdrę, a w szczególności w kontakty z rodzinami w RFN. KGB sprawowała czułą opiekę nad enerdowską siostrą, inspirując, podglądając, pouczając. Władimir Putin w latach 1985-1990 pracował w rezydenturze w Dreźnie. Jako funkcjonariusz KGB otrzymał legitymację Stasi, co ułatwiało mu dostęp do budynków zajmowanych przez Stasi. Mógł tam wchodzić, spotykać się z kolegami po fachu, może mógł dzięki temu łatwiej werbować do współpracy z KGB. A zapewne także mógł korzystać z „socjalu” przynależnego uprzywilejowanym służbom, np. ze stołówki.
Sekretarz prasowy Putina nie był wcale oburzony enuncjacjami niemieckiej prasy. Spokojnie zaznaczył, że legitymacja może być autentyczna – wszak KGB blisko współpracowało ze Stasi. Legitymacja nie była jedynym dokumentem potwierdzającym związki „drezdeńskiego” Putina ze Stasi. Został również uhonorowany medalem Stasi z okazji rocznicy powołania armii NRD, otrzymał też list gratulacyjny od szefa drezdeńskiej ekspozytury Stasi.
Czym było Drezno dla Putina? Pierwszą zagraniczną placówką, która miała być stopniem do raju – wyjazdu na Zachód. Według autora wspomnieniowej książki z okresu drezdeńskiego, byłego współpracownika Putina, byłego podpułkownika KGB, Władimira Gortanowa, Putin uwielbiał zachodni styl życia i marzył o tym, aby dostać się na Zachód. Pracując w Dreźnie, wykorzystywał każdą okazję, aby przez znajomych dostarczać sobie dóbr zza żelaznej kurtyny. Gortanow pisze, że codzienną orką, jaką uprawiali w Dreźnie z Putinem, było przeglądanie masy dokumentów, dotyczących cudzoziemców odwiedzających miasto, w nadziei na pozyskanie nowych kandydatów na współpracowników czy agentów. Nawet Gortanow, najbliższy współpracownik, nie wiedział, czym jeszcze zajmuje się w Dreźnie Putin. Być może był oficerem łącznikowym różnych dziwnych postaci przewijających się przez Drezno, a pracujących na dwa fronty, być może oficerem prowadzącym dla ludzi pracujących pod przykrywką. Czy miał jakieś osiągnięcia? Zdania są podzielone.
Przyszedł rok 1989 i cały ten uporządkowany enerdowski świat nagle zawirował i runął. Wkrótce runął też Związek Sowiecki, a Putin został odwołany. Wrócił do kraju, który za chwilę miał przestać istnieć. Tu zaczyna się kolejny rozdział biografii Putina – Petersburg i jego merostwo. Również temat, o którym Putin mówi ogródkami, niechętnie, nieszczerze. Taka karma.
O „okresie drezdeńskim” mówiłam dziś w audycji Radia TOK Jakuba Janiszewskiego https://audycje.tokfm.pl/podcast/Putin-agentem-Stasi/70208