Rosja sierpniowa, część czwarta i ostatnia

31 sierpnia. Poprzednią część, traktującą o tajemniczym wypadku na poligonie w pobliżu Siewierodwińska, zakończyłam zarysowaniem ciekawego wątku medycznego (rozwinę go w dalszej części tekstu). To, w jaki sposób władze cywilne i wojskowe potraktowały temat ofiar tragicznej awarii jest znakomitym przyczynkiem do rozważań o efektywności systemu i metodach jego postępowania w sytuacjach kryzysowych.

Wspomniałam w części trzeciej opowieści o Rosji sierpniowej, że polityka informacyjna rosyjskich władz jako żywo przypominała „schemat czarnobylski”: brak informacji, dementi na wszelki wypadek, skąpa informacja, łgarstwo i takie kółeczko kilka razy. Cel? Być może ukryć, że na poligonie testowano coś, co jest zabronione traktami międzynarodowymi.

Wiaczesław Dokuczajew, ekspert ds. fizyki jądrowej Rosyjskiej Akademii Nauk, skomentował w Radiu Moskwa sytuację, próbując zrozumieć, dlaczego władze milczą lub kłamią i dlaczego po wybuchu na poligonie wyłączono w Rosji stacje monitorujące tło radiacyjne (wspominałam o tej okoliczności już w poprzedniej części (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/08/29/rosja-sierpniowa-czesc-trzecia/): – To takie trywialne. Tam [pod Siewierodwińskiem] odbywają się przecież sekretne próby. Jeżeli przekazywać wszystkie komunikaty o pomiarach, to na ich podstawie można odtworzyć, jaką próbę przeprowadzono. A skoro to jakaś tajna broń, to Rosja nie chce pokazywać, nad czym pracuje. Dlatego dane otrzymywane ze stacji pomiarowych zostały utajnione. Dopóki nie poznamy tych danych, niczego nie będziemy wiedzieć. Proszę sobie przypomnieć o Czarnobylu. Powtórka z rozrywki”.

Wiceminister spraw zagranicznych Siergiej Riabkow w „czarnobylskim stylu” pospieszył zapewnić, że przekazywanie innym państwom danych ze stacji monitorujących próby jądrowe jest dobrowolne. A zatem, Rosja nic nie musiała podawać do wiadomości, Rosja nie łamie żadnych układów i Rosja dotrzymuje zobowiązań. Czy na pewno? Można przeczytać tekst traktatu i stwierdzić, że w punkcie dziewiątym części pierwszej zostało zapisane, że każdy z krajów sygnatariuszy zobowiązuje się/jest zobowiązany do przekazywania informacji o radionuklidach na swoim terytorium (https://www.ctbto.org/fileadmin/user_upload/legal/treaty_text_Russian.pdf).

Jeszcze jedno spostrzeżenie komentatorów wydaje mi się godne przytoczenia: wiatry znad Siewierodwińska wiały na początku sierpnia w bezpiecznym dla władz Rosji kierunku, to znaczy zepchnęły obłok radioaktywny nad terytorium Rosji. „Gdyby zwiały tę chmurę pełną cezu-137 nad Europę, rozmowy Putina i Macrona we Francji odbyłyby się w zupełnie innej atmosferze”.

A teraz jeszcze słów kilka o stronie medycznej. Kilka, może kilkanaście osób zostało poważnie rannych. Przewieziono je do szpitali. W ramach trzymania wszystkiego, co związane z wybuchem pod Siewierodwińskiem, w głębokiej tajemnicy lekarzom i ratownikom, którzy mieli udzielić pomocy ofiarom, nie powiedziano, że podczas eksplozji doszło do skażenia promieniotwórczego. W związku z powyższym personel medyczny nie miał początkowo odpowiedniej odzieży, sprzętu ani nawet podstawowych środków dezaktywacyjnych. Nie zastosowano też przewidzianych w wypadku skażenia procedur oddzielenia napromieniowanych pacjentów od reszty ludzi leczonych w szpitalach (np. wożono ich wózkiem po korytarzach, na których siedzieli inni pacjenci, używano sprzętu przeznaczonego dla wszystkich, operowano w ogólnych salach operacyjnych , dezaktywację przeprowadzono dopiero następnego dnia). Lekarz, który miał do czynienia z ofiarami wypadku na poligonie, tak relacjonował przebieg zdarzeń dziennikarzom portalu „Meduza”: Przywieźli pacjentów w ciężkim stanie. Pytaliśmy, czy nie są napromieniowani. „Nie, wszystko w porządku, przystępujcie do pracy”. Jeden z pacjentów miał złamany kręgosłup i zmiażdżone biodro. Położyliśmy go natychmiast na stół operacyjny. W czasie operacji przywieźli wreszcie z opóźnieniem dozymetry, których nie mieliśmy w szpitalu. Jak zmierzyli poziom radiacji, to w pośpiechu wybiegli z sali. To było groźne promieniowanie beta. Dopiero nazajutrz wojsko przeprowadziło dezaktywację. […] W organizmie jednego kolegi stwierdzono cez-137, to groźny izotop, znacznie podwyższa ryzyko choroby nowotworowej. A to młody człowiek, jego żona jest w ciąży. Zaczęli go wypytywać, gdzie był na urlopie. Powiedział, że w Japonii. „A to najadł się pan krabów z Fukushimy, dlatego ma pan podwyższone normy cezu”.

I jeszcze jeden wątek, który cały czas monitorują eksperci. Co tak naprawdę wydarzyło się na poligonie? Jedna z wersji mówi: próba z nową bronią, być może to „Buriewiestnik”, nowa groźna rakieta. Może. A może to „Scyt”? Może i „Scyt”, choć to mniej prawdopodobne. Są i inne wersje. Według źródeł Radia Swoboda, awaria, w wyniku której doszło do wybuchu i skażenia, nie miała bezpośredniego związku z testem nowej broni. Najprawdopodobniej wypadek zdarzył się podczas próby podniesienia z dna morskiego rakiety „Buriewiestnik”, która zaległa na dnie Zatoki Dwińskiej podczas nieudanych ćwiczeń w listopadzie 2017 roku lub w październiku 2018. Rosyjskie władze nie potwierdzają żadnej z prób wyjaśnienia okoliczności awarii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *