Kronika bardzo towarzyska, część 1

25 listopada. Dwa dni temu „The London Gazette” opublikowała lapidarny komunikat Crown Office o przyznaniu przez Jej Królewską Mość Elżbietę II tytułu barona Jewgienijowi Lebiediewowi (Evgeny Lebedev), co jest równoznaczne z prawem dożywotniego zasiadania w Izbie Lordów brytyjskiego parlamentu. Lebiediew otrzymał tytuł „Baron of Hampton in the London Borough of Richmond upon Thames and of Siberia in the Russian Federation”.


I nad Tamizą, i nad Newą oraz rzeką Moskwą podniosła się wysoka fala zdziwienia. Jak to ma być, że Jej Królewska Mość rozdaje tytuły baronów Syberii, toż to nasza ziemia! – wykrzykiwali oburzeni rosyjscy komentatorzy. Jak to ma być, że lordem został synalek kagiebisty, no i jak to jest, że proteguje go premier Boris Johnson? – wyrażali niezadowolenie brytyjscy obserwatorzy życia na szczytach władzy.


Na rosyjski „oburz” dość szybko znalazła się uspokajająca odpowiedź: pierwszy człon tytułu mówi o tym, gdzie obecnie działa świeżo upieczony lord, drugi człon – o miejscu pochodzenia. I nie ma to nic wspólnego z przyznawaniem majętności tu czy tam. W tym drugim komponencie jest lekka rozbieżność: Jewgienij Aleksandrowicz Lebiediew urodził się bowiem w Moskwie, a nie na Syberii. Jak sugerują niektórzy znawcy tematu, „przydzielenie” Lebiediewowi tytułu barona moskiewskiego (lub kremlowskiego, jak podpowiadali złośliwi londyńczycy) brzmiałoby niezręcznie, a Syberia kojarzy się z romantyką i śniegiem. Na to, że nie wszystkim się tak kojarzy, wskazują jednak obcesowe przycinki angielskich mediów społecznościowych. W Twitterze pojawiły się nieparlamentarne przytyki wobec nowego członka parlamentu: „Baron F*cking Siberia” albo „Lord of Gulag”.


„Oburz” angielski na wpuszczanie do Izby Lordów ludzi związanych z rosyjskimi służbami i zaprzedawanie przez Johnsona Wielkiej Brytanii Rosji wymaga kilku słów wprowadzenia. Sam lord Lebedev nie pracował w KGB ani FSB. W każdym razie oficjalnie nic o tym nie wiadomo. Natomiast ze służb wywodzi się Aleksandr Lebiediew, ojciec lorda. Też ciekawa postać. Lebiediew senior w latach osiemdziesiątych pracował w KGB, potem wziął się za kręcenie biznesów w Rosji, wreszcie wylądował w Londynie, gdzie wszedł w biznes medialny. Jak pisze zawsze krytyczny wobec Kremla Igor Ejdman: „Trzydzieści-czterdzieści lat temu Lebiediew senior zajmował skromny gabinecik w sowieckiej ambasadzie w Londynie i przyoszczędzał na wydatkach, gotując sobie grzałką zupki z chińskiej tuszonki. A teraz jego latorośl będzie zasiadać w Izbie Lordów […] Nie ma byłych czekistów. Z mafii rosyjskich służb specjalnych wyjście jest jedno: przez polon lub nowiczok. […] Jak w każdej mafii i tutaj ceni się rodzinne tradycje. Starsi ojcowie chrzestni przekazują kunszt dzieciom. Lebiediew junior należy do wpływowego czekistowskiego klanu. Jest nie tylko synem, ale najważniejszą inwestycją swego ojca. Nie ma wątpliwości co do tego, że Lebiediew senior przekazał synowi nie tylko środki finansowe na zakup gazet, ale swój główny kapitał – powiązania z potężną Firmą. Członkom brytyjskiego parlamentu można pogratulować: w Izbie Lordów pojawił się praktycznie jawny informator rosyjskich służb specjalnych”. Bardzo kategoryczna opinia.


Lebiediew senior nie przez wszystkich postrzegany jest tak jednoznacznie źle jak przez Ejdmana, wielu komentatorów wskazuje, że przecież pozostaje on właścicielem jednej z najbardziej antykremlowskich gazet rosyjskich „Nowej Gazety”, udziela się też na niwie charytatywnej choćby w fundacji im. Raisy Gorbaczowej itd. Tygodnik „Ogoniok” niedawno tak pisał o fundamentach wysokiej pozycji obu panów L.: „Kupienie wielkich prestiżowych tytułów prasowych, jak „The Independent” było majstersztykiem. W 2010 r. gazeta stała na skraju bankructwa. Można było albo znaleźć jej nowego właściciela, albo zamknąć tytuł. I nowy właściciel się znalazł – „The Independent” stała się własnością Lebiediewów, zapłacili za to symbolicznego jednego funta. Plus dziesięć milionów na pokrycie bieżących zobowiązań i umów. Rok wcześniej rosyjscy oligarchowie nabyli londyńską „The Evening Standard” – również według schematu „jeden funt plus zobowiązania”. Lebiediew senior wycofał się z udziałów, pozostawiając tytuły w gestii syna. Trzeba zapisać na korzyść Lebiediewa juniora, że podniósł oba tytuły z upadku. Sam zapracował też na opinię sprawnego dziennikarza, zajmującego się polityką międzynarodową. Rozpracowywał takie tematy jak wojny narkotykowe w Meksyku, przeprowadził wywiady z prezydentem Afganistanu Hamidem Karzajem czy „ostatnim dyktatorem Europy” Alaksandrem Łukaszenką. Pod kierownictwem Lebiediewa „The Evening Standard” też rozwinęła skrzydła. Jej nakład wynosi obecnie aż 900 tysięcy egzemplarzy”. Jak pisze angielska prasa, Lebiediew junior, kilka lat temu znany głównie z podbojów miłosnych, szeroko opisywanych w brytyjskich „pudelkach”, ostatnio trafia na łamy poważnych gazet głównie w kontekście bliskich związków z premierem Borisem Johnsonem. Ich znajomość datuje się jeszcze z czasów, gdy Johnson był burmistrzem Londynu. Gazety Lebiediewa mocno wspierały wszystkie kolejne kampanie polityczne Johnsona. A Johnson po prostu tylko umieścił nazwisko Lebedev na przedstawianej królowej listę „kandydatów na lordów”. Żadnej koincydencji.


Sam baron w publikacjach prasowych dystansował się od polityki, twierdził, że – podobnie jak jego gazety – jest „niezaangażowany”. Odpierał też stanowczo krytykę ze strony tych, którzy uważają go za wtykę Kremla.


O tym, że Lebiediew otrzyma miejsce w Izbie Lordów, było wiadomo od lipca, więc zaskoczenia nie było. Ot, potwierdzenie dla miłośników kroniki towarzyskiej. Natomiast kompletnym zaskoczeniem towarzyskim było podane dziś przez „Projekt” inne pikantne danie, które wywołało tsunami w rosyjskich internetach. Znacie Państwo nazwisko Swietłana Kriwonogich? Nie dziwię się. Do dziś znało panią Kriwonogich nader wąskie grono. I właśnie o niej napiszę w drugiej części „Kroniki bardzo towarzyskiej”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *