14 grudnia. Seria dziennikarskich śledztw prześwietlających dziwne powiązania i schematy finansowania ludzi z bliskiego otoczenia Władimira Putina została wzbogacona fascynującą historią wzlotu prezydenckiego zięcia- już-nie-zięcia Kiriłła Szamałowa.
Portal „Ważne historie” opublikował obszerną story o wzbogaceniu się Szamałowa (https://istories.media/investigations/2020/12/07/kirill-i-katya-lyubov-razluka-ofshori-i-neogranichennii-resurs-istoriya-samoi-tainoi-pari-rossii/). Historia zawiera mnóstwo szczegółów, postaram się wycisnąć najważniejsze wątki. Na wstępie jeszcze przypomnę, że Kiriłł jest młodszym synem jednego z bliskich towarzyszy Putina w majętnej niedoli, Nikołaja Szamałowa. Swego czasu pan Nikołaj był w wysokich łaskach prezydenta, gdyż dyskretnie budował mu pałac pod Gelendżykiem nad Morzem Czarnym. Jak wieść gminna niesie, ostatnio łaska przejechała się na pstrym koniu i Szamałow musiał się przesunąć na dalsze pozycje. Zresztą, ma już po siedemdziesiątce i może sam wolał się wycofać.
A teraz wróćmy do Kiriłła. W czerwcu 2013 r. jego firma Kylsyth Investments LTD, zarejestrowana w raju podatkowym w Belize zakupiła od innej firmy na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych pakiet akcji firmy Themis Holdings Ltd. Firma ta była tzw. matką gazowo-naftowej rosyjskiej firmy Sibur. Kupując pakiet Themis Kiriłł Szamałow stał się jednocześnie właścicielem 3,8% Sibura. Trzeba jeszcze może w tym kontekście przypomnieć, że w tym czasie prezydent wzywał swoich oligarchów, aby wycofywali kapitały z zagranicy, tymczasem zdolny młody kapitalista robił jakieś podejrzane kombinacje alpejskie za pośrednictwem firm w rajach podatkowych. Nie, nie dostał za to uszach. W każdym razie nie wtedy. Pikanterii dodaje fakt, że pakiet akcji kosztował go zawrotną kwotę… 100 dolarów amerykańskich. Jednocześnie w wywiadzie dla gazety „Kommiersant” świeżo upieczony milioner Kiriłł Szamałow kapitalizację Siburu oceniał na 10 miliardów dolarów. Łatwo policzyć, że 3,8% akcji to 380 milionów. Ale zięć prezydenta widocznie mógł liczyć na zniżkę pod przymkniętym okiem sprawiedliwości.
Dalsza część materiału „Ważnych historii”, opracowanego na podstawie dostępu do zhakowanej poczty elektronicznej bohatera, dotyczy tego, jak Kiriłł Szamałow i jego żona Katerina Tichonowa, kobieta numer dwa, jak nazywa ją Władimir Putin, czyli młodsza córka, doskonale zarządzali niebotycznymi kwotami na wyposażenie rezydencji na Rublowce pod Moskwą i małego białego domku pod Biarritz. Dla ilustracji: jeden dywan kosztował równowartość średniego mieszkania. Daj ci, Boże, szczęścia, Krzysiu, z Ketlingiem – wić gniazdko młoda para po ślubie ma pełne prawo, a nawet obowiązek. Szokuje jednak rozmach, z jakim państwo Szamałowowie szastali pieniędzmi.
Po 2014 r. zaczął się proces wprowadzania coraz to nowych sankcji wobec Rosji i bliskich ludzi Putina. Jak piszą „Ważne historie”, doradcy Szamałowa zatroszczyli się o przeniesienie aktywów w bezpieczniejsze miejsce: „W 2017 r. […] pełnomocnicy zaczęli zwijać działalność jego firm mających konta w europejskich bankach i zarejestrowali specjalną fundację Centurion International Fund w raju podatkowym na wyspie Labuan, terytorium federalnym Malezji. Centurion należy do firm zarejestrowanych w Belize”. Chmury nad głową Szamałowa zaczęły się zbierać nieubłaganie – w 2018 r. został on objęty personalnymi sankcjami (https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/komentarze-osw/2018-04-11/proba-sil-eskalacja-kryzysu-w-stosunkach-rosyjsko). Zbiegło się to w czasie z domniemanym rozwodem lub separacją – Szamałow przestał być zięciem prezydenta (https://www.bloomberg.com/news/articles/2018-01-25/putin-family-split-offers-peek-at-secret-dealings-of-russia-inc). Albo i nie przestał. Może zabieg z rozwodem miał służyć jedynie obronie przed sankcjami. „Ważne historie” twierdzą, że jest teraz związany z inną kobietą, która też ma smykałkę do interesów.
Ciekawe są komentarze, które przelewają się przez rosyjskie media, głównie niezależne i społecznościowe: czy Putin zdaje sobie sprawę z tego, że takie sprawy wyciekły i są teraz wałkowane na różnych forach dyskusyjnych? Sekretarz prasowy Kremla zagadkowo kiwa głową i mówi: my wiemy, kto przekazuje takie informacje, wiemy, kto jest zleceniodawcą, ale na razie nie powiemy. Komentatorzy, którzy przyglądają się z uwagą zwyczajom prezydenta, przypuszczają, że Putin nie wie o publikacjach. Wierzy tylko w to, co dostaje od wywiadu i kontrwywiadu oraz służby prasowej w słynnych teczkach. Nie siada przecież do komputera, nie włącza „wujka Google’a” i nie przegląda sam zawartości czasopism. Jeśli Pieskow albo kobieta numer dwa mu nie doniosą, a wcześniej ewentualnie przegląd prasy litościwie wykastrują, to może nic się do prezydenckiego antycovidowego bunkra nie przedostanie. Mało prawdopodobne, ale kto wie. Zobaczymy, jaka będzie reakcja Kremla. Telewizja nic na ten temat nie mówiła, więc do przeciętnego Rosjanina, który wiedzę o kraju i świecie czerpie głównie z telewizji, ta wiedza tajemna nie trafiła.
Kończę na razie „Kronikę”, zaznaczając jeszcze raz, że jej celem nie były plotki o życiu prywatnym prezydenta, a pokazanie patologii korupcyjnych, nepotyzmu i chorych źródeł fortun „bliskiego kręgu” Putina.