Rozmowa z katem, część pierwsza

21 grudnia. Recepta wielkiego mistrza suspensu Alfreda Hitchcocka: „Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć” okazuje się nadal aktualna, gdy w grę wchodzi opowieść o otruciu Aleksieja Nawalnego nowiczokiem.


Przypomnę w dwóch słowach, jak to z Nawalnym było: pod koniec sierpnia w samolocie relacji Tomsk-Moskwa Nawalny poczuł się źle, stracił przytomność, piloci podjęli błyskawiczną decyzję o awaryjnym lądowaniu w Omsku. Ekipa karetki pogotowia udzieliła mu pomocy. Nawalny trafił do miejscowego szpitala w stanie śpiączki, niemal od razu po tym, jak podano wiadomość o incydencie, powstały wersje, że Nawalny został otruty. Po kilku dniach niezrozumiałej zwłoki władze Rosji na wniosek rodziny Nawalnego udzieliły pozwolenia na przewiezienie opozycjonisty – znajdującego się nadal w stanie śpiączki do kliniki Charite w Berlinie. Po osiemnastu dniach Nawalny odzyskał przytomność. I zaczął dochodzić do siebie. Niemieccy, francuscy i szwedzcy specjaliści tymczasem potwierdzili, że został otruty. Trucizną z grupy nowiczok. Zaliczanej do broni chemicznej. W wywiadzie dla niemieckiej prasy Nawalny wprost stwierdził, że został otruty na polecenie Putina. Powtarzał to potem wielokrotnie. Rosyjskie władze nie wszczęły nawet śledztwa w sprawie wyjaśnienia okoliczności otrucia. Indagowany przez prezydenta Francji Putin zasugerował, że Nawalny sam się otruł nowiczokiem. Były jeszcze przez rosyjskich polityków wrzucane wersje, że otruty to delikwent został dopiero w Niemczech.


To wszystko już wiemy, o kolejnych etapach tej niewiarygodnej historii pisałam wielokrotnie na blogu i na łamach Tygodnika Powszechnego. Teraz o wydarzeniach ostatnich kilku dni. 14 grudnia zostały opublikowane rezultaty śledztwa dziennikarzy śledczych z grupy Bellingcat, portalu The Insider, CNN, Der Spiegel przy współudziale Fundacji Walki z Korupcją Nawalnego: ustalono personalia funkcjonariuszy Federalnej Służby Bezpieczeństwa, którzy zapewne dokonali zamachu na Nawalnego przy użyciu nowiczoka w Tomsku. Ludzie ci śledzili Nawalnego przez długi czas. Są to osoby powiązane m.in. z moskiewskim instytutem Signał i Instytutem Kryminalistyki FSB. Nawalny, który przygotował na podstawie pracy Bellingcat i współpracowników film, mówi w nim: „Cały departament FSB pod kierownictwem wysokich szarż przez dwa lata prowadzi operację, w trakcie której kilka razy próbują zabić mnie i członków mojej rodziny, otrzymuje broń chemiczną z sekretnego państwowego laboratorium. Operacja o takim zakresie nie może być zorganizowana bez szefa FSB Bortnikowa, a on nigdy by się nie ośmielił tego zrobić bez polecenia Putina. To, co się stało, to terroryzm państwowy”. Mocne słowa. Odbijają się jednak od murów Kremla jak groch.


Film Nawalnego był owym trzęsieniem ziemi, wskazywanym przez Hitchcocka jako niezawodny początek trzymającego w napięciu sensacyjnego filmu. Opozycjonista pokazał w nim twarze członków domniemanego komanda zabójców, bilety lotnicze na trasach, pokrywających się w jego podróżami, billingi rozmów telefonicznych osób dramatu (analiza tych właśnie danych umożliwiła dotarcie do sprawców otrucia). Film opublikowany na kanale youtube odnotował do dziś 18,4 mln odsłon. „Znam moich zabójców”: https://www.youtube.com/watch?v=smhi6jts97I&feature=emb_title

Jednym z widzów okazał się sam Władimir Władimirowicz Putin. 17 grudnia na dorocznej konferencji prasowej, w tym roku z powodu pandemii mającej częściowo wymiar on-line, dwukrotnie zadano mu pytanie o otrucie Nawalnego. Putin nie wymienił opozycjonisty z nazwiska (to chyba taki firmowy kremlowski żarcik), nazwał go m.in. „berlińskim pacjentem”. Pokazany materiał uznał za dowód na to, że Nawalny jest agentem zachodnich (amerykańskich) służb specjalnych. A takiemu ancymonkowi należy się asysta FSB. Ot, i jeździli za nim. Putin jako dowód na to, że Nawalnego nikt [z FSB] nie truł, przywołał taki argument: „Gdyby chcieli, to by doprowadzili sprawę do końca”, czyli otruli na śmierć. Coś podobnego mówił już jeden z obsługujących Kreml lekarzy, wypowiadających się w mediach: „gdybyśmy chcieli, to byś zdechł” (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2020/10/03/gdybysmy-chcieli-to-bys-zdechl/).


Tylko czemu jeździli nie oficerowie operacyjni, szkoleni do obserwacji, a chemicy i lekarze w służbie FSB, którzy są związani z instytutami naukowymi pracującymi najprawdopodobniej nad usprawnianiem nowiczoka (oficjalnie Rosja zlikwidowała zapasy broni chemicznej i nic nowego nie produkuje)? Putin całą mową ciała, prychaniem, śmieszkiem nad tą sprawą próbował pokazać, że za nic ma poczynione ustalenia. To groźny sygnał.


Politolożka Tatiana Stanowaja (Carnegie.ru) tak to ujmuje: „Putin potwierdził autentyczność danych wskazanych w śledztwie [Bellingcat], stosując znany chwyt: przyznać się do części, żeby uchylić się od całości. Częściowe przyznanie się pozwala sformułować alternatywne wyjaśnienie: tak, polowaliśmy na niego, ale nie truliśmy. Tak łatwo potwierdzając fakty stwierdzone w śledztwie, Putin wypowiada wojnę niesystemowej opozycji, daje do zrozumienia, że nie widzi niczego nagannego w śledzeniu [oponentów], a FSB cieszy się jego osobistą ochroną. Dla Kremla Nawalny nie jest politykiem, a destabilizującym narzędziem w rękach zachodnich służb specjalnych. A zatem jego otrucie to nie kwestia stosunków na linii władza-opozycja, a kwestia bezpieczeństwa państwa, […] działalność opozycyjna jest teraz przez Kreml postrzegana jako równa zdradzie państwa”.


Tok myślenia Kremla o tym, co się stało z Nawalnym, można streścić tak: Złapaliście nas za rękę, ale to nie nasza ręka, a nawet jak to nasza ręka, to nie wasza sprawa. Robimy, co chcemy, a wy się macie bać. Nic nam nie zrobicie. To my rządzimy w Rosji. Niepodzielnie. I bezkarnie. To my wyznaczamy standardy życia i nikt nas z nich nie będzie rozliczać. A na pewno nie taki ktoś jak Nawalny, agent Zachodu. Ani tym bardziej Zachód. „A my jesteśmy biali i puszyści” – powiedział Putin na konferencji.

Jeszcze nie wszyscy ochłonęli po wygłoszonych stalowym głosem słowach Putina o berlińskim pacjencie, a dziś rano wybuchła nowa bomba: Nawalny opublikował nagranie rozmowy telefonicznej z jednym z członków drużyny trucicieli z FSB, Konstantinem Kudriawcewem. Całość można obejrzeć tu: https://www.youtube.com/watch?v=smhi6jts97I&feature=emb_title

Omówienie tej odsłony dramatu w drugiej części „Rozmowy z katem” już niebawem.

Jeden komentarz do “Rozmowa z katem, część pierwsza

  1. liczy się jak się kończy

    Z tym doprowadzaniem spraw do końca to mam skojarzenia z Riazaniem i „cukrem” podłożonym podczas ćwiczeń zorganizowanych przez Patruszewa… A w kontekście”kroniki towarzyskiej” przypomniało mi się zdanie pewnego klasyka o tym, że liczy się jak się kończy. Może mamy do czynienia z końcem i początkiem nowego rozdania na Kremlu?

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *