Klub Wałdaj, czyli kabaret skeczów ponurych

6 października. Doroczne spotkanie Klubu Wałdaj, czyli zjazd wielbicieli Putina i jego morderczej polityki odbyło się w Soczi. Chlubą i ozdobą tego kółka adoracji prezydenta Rosji był sam prezydent, który wygłosił odczyt na tematy bieżące, a następnie odpowiadał na spontaniczne pytania z sali. Lansował się przez trzy godziny. Mimo że wylał hektolitry łgarstw, spotkał się z pełnym zrozumieniem uczestników.

To była dwudziesta z kolei sesja. Jej motto brzmiało: „Sprawiedliwa wielobiegunowość: jak zapewnić bezpieczeństwo i rozwój dla wszystkich”. Czyli hasło, które wymyślił jeszcze nieboszczyk Jewgienij Primakow (wieloletni dyrektor Służby Wywiadu Zagranicznego, potem minister spraw zagranicznych, przez chwilę też premier): postzimnowojenna koncepcja rosyjskiej polityki zagranicznej, przewidująca świat składający się z wielu biegunów. Krytycy koncepcji podnosili, że jest bezsensowna, bo na świecie są dwa bieguny i więcej raczej nie będzie. A jeśli w świecie ma być więcej niż dwa obozy, to nie mogą się nazywać „bieguny”. Nie muszę dodawać, że w roli głównego „bieguna”, najbardziej sprawiedliwego na świecie, Rosja obsadza siebie.

Mowa Putina obfitowała w liczne powtórki już dawno wygłoszonych tez. Zresztą mówca sam się do tego przyznawał. Np.: „Jak już wielokrotnie mówiłem, nie my zaczęliśmy tak zwaną „wojnę na Ukrainie”. My próbujemy ją zakończyć”. A kto zaczął? No, wiadomo: „reżim w Kijowie przy bezpośrednim wsparciu Zachodu”. Potem było znowu o pożądanym przez Moskwę „nowym porządku”, wykutym dzięki (zwycięskiej, a jakże) wojnie. Było rzecz jasna o zgniłym Zachodzie, zawalającym się pod ciężarem braku tradycyjnych wartości. Kolonializm się kończy, z czego Rosja jest zadowolona, bo sama – jakże by inaczej – nigdy nikogo nie skolonizowała.

Żaden passus z długiego wystąpienia Putina (całość dostępna na stronie Kremla: http://www.kremlin.ru/events/president/news/72444) nie wzbudził takiego zainteresowania jak słowa, które padły już po części oficjalnej, czyli w trakcie „dyskusji”, na sam koniec (widocznie Putin – podobnie jak Stirlitz – wiedział, że ludzie pamiętają tylko ostatni fragment wypowiedzi).

„Zapewne wisi w powietrzu pytanie, a co się stało z kierownictwem prywatnej firmy wojskowej [Grupy Wagnera]. Szef Komitetu Śledczego ostatnio mi raportował, że w ciałach ofiar katastrofy lotniczej znaleziono fragmenty granatów ręcznych. Z zewnątrz samolot nie został niczym zaatakowany. To potwierdzony fakt – rezultaty ekspertyzy przeprowadzonej przez Komitet Śledczy [na paróweczkach?]. Niestety, nie zbadano, czy we krwi ofiar był alkohol i narkotyki. Chociaż wiemy, że po pewnych wydarzeniach [buncie wagnerowców] w siedzibie Grupy Wagnera w Petersburgu FSB znalazła nie tylko 10 mld rubli w gotówce, ale i 5 kg kokainy. Moim zdaniem, trzeba było przeprowadzić taką ekspertyzę, ale jej nie przeprowadzono”.

Jednym słowem: Prigożyn, Utkin i spółka lecieli samolotem, jak zwykle się narąbali wódą i poprawili kokainą. Wesołą zabawę na pokładzie postanowili sobie uprzyjemnić użyciem granatów ręcznych, które – co za dziwy! – wzięły i eksplodowały. Od tego wybuchu samolot wziął i się rozleciał. Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, badającego okoliczności katastrof samolotowych na obszarze postsowieckim ani brazylijskiego odpowiednika (samolot był produkcji brazylijskiej) nie dopuszczono do śledztwa. Nie poznamy zatem opinii biegłych, którzy mogliby ocenić, czy od wybuchu granatu ręcznego może się w samolocie urwać skrzydło.

Wersja, którą przedstawił Putin, nie trzyma się kupy. I o to właśnie chodzi. To nie eksperci mają sprawę badać i zabierać głos. To Putin o wszystkim decyduje. „Przedstawiając absurdalną, demonstracyjnie poniżającą dla wagnerowców wersję ich śmierci, w którą niepodobna uwierzyć, Putin dąży do tego, aby właśnie nikt w nią nie uwierzył. Na to jest obliczone jego wystąpienie: nikt nie uwierzy, ale wszyscy zrozumieją, jak trzeba – napisał w komentarzu na stronie „Echa” Władimir Pastuchow. – Chodzi o to, aby do społeczeństwa dotarło, że tak będzie z każdym [kto podniesie rękę na władzę i kto nastraszy Putina tak, jak nastraszył Prigożyn]”.

Putin był wczoraj w Soczi bardzo z siebie zadowolony – gadał i gadał, a publiczność spijała słowa z jego ust, klaskała, kiwała główkami. To był ten rodzaj show, które Putin bardzo lubi – siedzieć na scenie, pleść głupoty, których nikt nie śmie przerwać czy podważyć, kąpać się w zachwyconych spojrzeniach zebranych. Dawne dworskie rytuały w postaci dorocznych konferencji prasowych czy „bezpośrednich linii ze społeczeństwem” odeszły do przeszłości. Są zbyt ryzykowne, zbyt trudne do skontrolowania, zawsze się może przywlec jakiś „nieodpowiedzialny” dziennikarz albo jakiś obywatel wyskoczyć z pytaniem o straty na froncie czy poruszyć inne niepożądane tematy. A publiczność gromadząca się w Klubie Wałdaj to sprawdzeni miłośnicy Putina, niosący po świecie kaganiec kremlowskiej propagandy, lobbujący interesy Rosji. Putin tym razem ze szczególną atencją powitał wnuka Charles’a de Gaulle’a, Pierre’a, który wyskakuje w portek, żeby dogodzić Putinowi, dwoi się i troi, aby Zachód zdjął sankcje itd. Nie on jeden.

Żaden z uczestników spędu nie był porażony tym, że dokładnie w czasie, gdy Putin brylował na błękitnej scenie klubu, rosyjska rakieta spadła na wieś Groza (Hroza) w obwodzie charkowskim i zabiła pięćdziesięciu uczestników stypy. A dokładnie pięćdziesięciu jeden. Pięćdziesięciu jeden!

Filmowiec Aleksandr Rodnianski napisał w komentarzu: „W filmie stosuje się tzw. równoległy montaż: na ekranie rozgrywają się równolegle dwie sceny. Taki montaż pozwala uwypuklić sens tego, co się dzieje. […] Występuje Putin. Twarz mu płonie z zadowolenia. Mówi coś o specjalnej operacji wojskowej, myli się, podaje nieprawdziwe dane, ale nikt z obecnych nie reaguje. Słuchają go. Putin mówi, że Rosja to samodzielna cywilizacja. Że cywilizacja to przede wszystkim ludzie, a nie terytoria. Równolegle widz widzi inny obrazek. Ukraińska wioska, mała, położona z dala od wszelkich wojskowych celów, zamieszkana przez spokojnych cywilów, w sumie około trzystu mieszkańców. I właśnie w tę wioskę uderza groźna, wyprodukowana za miliony petrodolarów rosyjska rakieta Iskander. Ludzka tragedia, bezbrzeżny smutek. […] Znowu na ekranie pojawia się klub Wałdaj, słyszymy słowa Putina: „Przed nami stoi zadanie zbudowania nowego świata”. Doskonale wiemy, jaki świat buduje Putin: popatrzmy na Grozę”.

2 komentarze do “Klub Wałdaj, czyli kabaret skeczów ponurych

  1. Sylwia

    Bardzo zmanipulowana wypowiedź, bez wiedzy historycznej i tego co działo się na terenach Ukrainy zamieszkiwanych przez Rosjan od 2014 roku. Rakieta, o której Pani pisze była ukraińska!!!!

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *