Lider Libijskiej Dżamahirii pułkownik Muammar Kadafi przybył z wizytą do Moskwy. Obleczony w piękne beduińskie szaty, stąpający dostojnie libijski przywódca spotyka się z przywódcami Rosji – prezydentem Miedwiediewem i premierem Putinem. Gospodarze pozwolili gościowi na rozbicie w Parku Tajnickim moskiewskiego Kremla tradycyjnego beduińskiego namiotu, w którym ekstrawagancki pułkownik będzie mieszkał i przyjmował gości (Kadafi podczas wizyt zagranicznych zawsze wozi ze sobą namiot i odmawia nocowania w rezydencjach i hotelach).
Poprzednia wizyta Kadafiego w Moskwie miała miejsce w 1985 roku. Sprężysty, tryskający witalnością młody Kadafi w zielonkawym mundurze ekstatycznie ściskał dłonie członkom Biura Geriatrycznego, jak nazywano wówczas Biuro Polityczne KC KPZR, złożone z leciwych działaczy. Kadafi nabrał wtedy ile wlezie radzieckiej broni (na łączną sumę 4,5 mld dolarów), ale za nią nie zapłacił. W 1991 roku rozpad ZSRR odebrał jako osobistą tragedię, wybierał się nawet do Moskwy, by na placu Czerwonym przemówić do rozsądku obywatelom upadającego kolosa. Nie udało się. A niespłacone długi nie pozwoliły na ułożenie stosunków z nową Rosją.
Przełom nastąpił w kwietniu tego roku, kiedy prezydent Putin zawitał w Trypolisie i w namiocie libijskiego przywódcy złożył deklarację o darowaniu niebagatelnego długu Libii. Ale czego się nie robi dla biznesu, który rosyjskie firmy mają rozwinąć w Libii za pozwoleniem łaskawego przywódcy. Zwłaszcza jeśli biznesem tym zawiadywać mają bliscy koledzy Władimira Władimirowicza – kontrakty gazowe Gazpromu w Libii pilotuje Aleksiej Miller, a budowę kolei szef Rosyjskich Kolei Władimir Jakunin. Teraz Muammar Kadafi przyleciał do Moskwy, by porozmawiać o dostawach rosyjskiej broni. Prasa informuje, że chodzi o kontrakty opiewające na kwotę 2 mld dolarów (samoloty Su-30, czołgi T-90, kompleksy rakietowe Tor-M2E; Libia ma pono jeszcze apetyty na śmigłowce bojowe, okręt podwodny i systemy Grad). Po zdjęciu w 2003 roku sankcji ONZ wobec Libii nie budzi to już jednak na świecie takich emocji. Emocje budzić może za to informacja, podana przez dziennik „Kommiersant”: Libia gotowa jest rozmieścić na swoim terytorium rosyjską bazę wojskową (w Bengazi nad zatoką Syrta). Po co? Kadafi nie ukrywa pobudek: Rosjanie mieliby być żywą tarczą, broniącą Libię przed „zdradzieckimi atakami Stanów Zjednoczonych”. Dlaczego Rosjanie mogą się zgodzić, by zostać tą żywą tarczą? Czy tylko po to, by móc prezentować na co dzień rosyjską banderę na wybrzeżu Morza Śródziemnego? Nie tylko. Skoro rosyjskie projekty mają rozwijać się pomyślnie, to trzeba zapewnić im bezpieczeństwo. Do prasy przeniknęły jeszcze sugestie, że jednym z tematów rozmów w Moskwie ma być „program atomowy” Libii, oczywiście wyłącznie pokojowy (Rosja miałaby pomóc Libii w zbudowaniu elektrowni jądrowej).
Wczoraj odbyła się pierwsza tura rozmów na najwyższym szczeblu (Miedwiediew przyjął Kadafiego w rezydencji w Barwisze pod Moskwą, Putin w towarzystwie koncertującej akurat w rosyjskiej stolicy piosenkarki Mireille Mathieu odwiedził namiot gościa na Kremlu, obaj politycy wysłuchali przedtem koncertu francuskiej gwiazdy), dzisiaj odbędzie się druga tura.
Następnie Kadafi udać się ma do Mińska (broń?), a potem do Kijowa (broń?).
Czy wizyta w Moskwie popchnie jakoś do przodu wszystkie ambitne plany biznesowe i wojskowe? Na razie trudno powiedzieć – od kwietniowej wizyty Putina poza deklaracjami ze strony libijskiej nic więcej nie nastąpiło w sferze konkretów.
Wśród zapachu naftaliny nie da się nic mądrego wymyśleć
Aneczko; wiosną Midwiediew Cię zaprosi jako swego doradcę i będziesz mu robiła analizę.
i co??Są jakieś wnioski? Po co powtarzać to co już napisano w miediach?
Głupawy artykuł. Dowiedziałem się z niego, że autorka wie, jak kiedyś nazywano Biuro Polityczne. Plotki, plotki, ploteczki…