Napięcie rośnie, ciśnienie spada. Europa nie dostaje rosyjskiego gazu. Od początku roku dzień w dzień odbywa się nowy spektakl w „Teatrzyku Gazowa Gęś” – przez ostatnie trzy dni strona rosyjska prezentowała obserwatorom i zgromadzonej przy telewizorach publiczności inscenizowane w siedzibie Gazpromu z udziałem najwyższych władz partyjnych i państwowych pokazy, jak pełna dobrej woli Rosja wznawia przesyłanie gazu, a wiarołomni Ukraińcy nie chcą go do Europy tranzytem przepuścić. Z kolei równie pełna dobrej woli Ukraina wysyłała do zainteresowanych listy z wyjaśnieniem, że Rosja odkręciła nie te kurki, co trzeba, tzn. puściła gaz tymi rurami, którymi paliwo do europejskich odbiorców dopłynąć nie może, za to spowoduje zakłócenia w zaopatrzeniu odbiorców ukraińskich. Premier Putin parował, że wrzuci te wszystkie listy do pieca, bo papiery bez podpisu Moskwy w ogóle nie mają mocy. Publiczność zdaje się już gaz jednym uchem wpuszczać, a drugim wypuszczać, w detalach pogubili się wszyscy.
Konflikt przybiera kształt powieści szkatułkowej – nikt już kolejnego dnia, przy kolejnym wyciągniętym wątku i kolejnych piętrzących się przeszkodach nie pamięta, co działo się na poprzednim etapie, od czego się zaczęło, kto zaczął i do czego to wszystko zmierza. Jedno widać: do końca nadal jest daleko. Wydaje się, że strony nie zamierzają uelastycznić stanowisk, Moskwa i Kijów poszły „stienka na stienku” i nie przewidują na razie żadnych kompromisów.
Premier Putin w wywiadzie dla niemieckiej telewizji ARD w przeddzień wyjazdu do Niemiec wyjawił, jakich konsekwencji spodziewa się po tej gazowej wojnie: przyspieszenia prac dla Nord Streamem. Nikogo tym wyznaniem nie zaskoczył, o tym, że Nord Stream jest jego politycznym projektem i oczkiem w głowie, wiadomo od dnia, w którym o planach budowy gazociągu po dnie Bałtyku ogłoszono publicznie. Od początku tegorocznego gazowego konfliktu wiadomo też, że Moskwa próbuje wykorzystać zaistniałą na Ukrainie sytuację jako argument na rzecz przyspieszenia budowy bałtyckiego gazociągu, która ślimaczy się, a właściwie jeszcze nie ruszyła. Kwestia, czy argument zostanie uznany przez niemieckich partnerów, pozostaje otwarta. Zresztą niemieccy partnerzy mogą nawet uznać ten argument, ale nadal pozostanie do rozstrzygnięcia sprawa pieniędzy (to od początku było powodem gry w gorącego kartofla pomiędzy Rosją i Niemcami, bo Niemcy wcale nie zamierzali ponosić zbyt wielu kosztów budowy rury, Gazprom pieniędzy na nowe inwestycje nie ma, a teraz w ogóle jest kryzys), no i last, but not least przekonanie do wyrażenia zgody ekologicznie uwrażliwionych Skandynawów. Tak czy inaczej: cel został postawiony. Czy uda się go osiągnąć?
Drugą sprawą, którą premier Putin zamierza zająć się w Berlinie, będzie pomysł utworzenia międzynarodowego konsorcjum ds. zarządzania systemem ukraińskich gazociągów. To stary pomysł, który był maglowany jeszcze z drugom Gerhardem Schroederem i poprzednim prezydentem Ukrainy Leonidem Kuczmą. Teraz wraca jako panaceum na tranzytowe bolączki. Od początku ostrej fazy konfliktu gazowego (a i dużo wcześniej przy każdej nadarzającej się okazji) przedstawiciele najwyższych władz Rosji wypowiadają się w sposób lekceważący, wręcz obraźliwy o władzach Ukrainy, próbując zdyskredytować nie tylko konkretnych polityków, ale i całą Ukrainę jako niepoważnego partnera. Przy okazji swojemu społeczeństwu pokazują, jak opłakane skutki przynosi kolorowa rewolucja – oto Ukraina na skutek działań nieodpowiedzialnych przywódców znajduje się w zapaści, a owi pomarańczowi przywódcy dbają tylko o swoje interesy. Według Moskwy, międzynarodowy zarząd nad ukraińskimi rurami ograniczyłby wpływ niewiarygodnych, zdaniem Kremla, władz Ukrainy na sprawę przesyłu rosyjskiego gazu. Ukraińscy eksperci przypominają w tym kontekście, że ukraińskie ustawodawstwo nie przewiduje prywatyzacji i dzierżawy ukraińskich rurociągów. Dzisiaj w rosyjskich mediach wałkowana jest kolejna nowość: w podpisanej pod koniec ubiegłego roku Karcie strategicznego partnerstwa pomiędzy USA i Ukrainą zapisano, że Stany będą pomagać Ukrainie w remontowaniu rurociągów. W Rosji podniosła się natychmiast fala komentarzy, nie brakowało głosów oburzenia, że Jankesi pakują się na „kanoniczne” terytorium Rosji i o to w ogóle toczy się cała gra.
Jednym słowem – „kurek show” rozkręca się na całego. Obie strony grają ostro.
*
Na koniec lżejsze podejście do poważnego sporu: w rosyjskim Internecie kursują w najlepsze dowcipy o gazowej wojnie.
– „Gaz dla Ukrainy powinien kosztować drożej niż dla Europy. Bo Ukraina otrzymuje gaz wcześniej niż Europa, a więc jest on świeższy”.
– „Łukaszenka siedzą z Putinem i opiekają Juszczenkę. Putin kręci rożnem jak oszalały. Łukaszenka zwraca mu uwagę: – Jak będziesz tak szybko kręcił, to on się nie upiecze. Putin nie przestaje: – Jak kręcę wolniej, to on podkrada węgle z paleniska”.