21 czerwca. Od wojny w Gruzji minęło jedenaście lat. W jej wyniku Gruzja utraciła kontrolę nad dwiema prowincjami – Abchazją i Osetią Południową. Rosja zapewniła sobie w powołanych przez siebie tworach parapaństwowych (ich niepodległość uznała Moskwa i cztery państwa, w tym dwie wyspy szczęśliwe – http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2011/06/05/czy-wyspy-szczesliwe-uznaly-niepodleglosc-abchazji/) obecność wojskową. Po wojnie Gruzja zerwała stosunki dyplomatyczne z Rosją. Po tym, jak władzę w Gruzji utracił Micheil Saakaszwili i jego Zjednoczony Ruch Narodowy, rządząca partia Gruzińskie Marzenie potentata Bidziny Iwaniszwilego znacznie złagodziła antyrosyjską retorykę. Częściowo przywrócono połączenia komunikacyjne, uchylono też niektóre zakazy dotyczące wymiany handlowej. Ale sprawy, które stały się powodem zerwania stosunków, nie zostały rozwiązane. Tbilisi konsekwentnie uznaje Abchazję i Osetię Południową za swoje terytorium, znajdujące się pod rosyjską okupacją. Rosja uznaje Abchazję i Osetię Południową za niepodległe państwa i rozwija swoje usytuowane tam bazy wojskowe. Sytuacja zastygła bez widoków na rozwiązanie. Gruzja nadal deklaruje marsz w stronę NATO i UE, Moskwa nadal jest temu przeciwna.
Oficjalne kontakty polityczne Tbilisi i Moskwy nie zostały przywrócone. Tymczasem 19 czerwca w budynku parlamentu w Tbilisi pojawiła się rosyjska delegacja złożona z deputowanych Dumy Państwowej. Rosyjscy politycy przybyli na kolejne posiedzenie Międzyparlamentarnego Zgromadzenia Prawosławia, ciała powołanego w 1993 r. z inicjatywy Grecji (http://council.gov.ru/activity/crosswork/dep/64/). Jak głosi tekst na stronie internetowej tego ciała, „Rosja pełni w nim rolę lidera”.
Deputowany Siergiej Gawriłow z Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej przewodniczył obradom odbywającym się 20 czerwca w sali posiedzeń gruzińskiego parlamentu. „Prawosławny komunista”, jak drwią z niego media społecznościowe, wypowiadał się swego czasu na temat niepodważalnej niepodległości Abchazji i Osetii Południowej. To, że zajął fotel przewodniczącego w prezydium gruzińskiego parlamentu, wywołało poruszenie w ławach gruzińskiej opozycji. Posłowie z ramienia Zjednoczonego Ruchu Narodowego przerwali wystąpienie Gawriłowa, a następnie wymogli na nim opuszczenie sali. Tymczasem w mediach społecznościowych podniosła się fala komentarzy: Jak rosyjscy parlamentarzyści znaleźli się w Gruzji? Kto ich tu wpuścił? Itd.
Pod budynkiem parlamentu zbiera się tłum protestujących przeciwko wizycie Gawriłowa. Protestujący domagają się dymisji przewodniczącego parlamentu Iraklego Kobachidze za to, że wpuścił Rosjan i dopuścił ich do głosu. Zjednoczony Ruch Narodowy i jego zwolennicy komunikują, że czują się obrażeni wizytą rosyjskich deputowanych – to policzek dla tych, którzy pamiętają niedawną wojnę i nie zgadzają się na normalizację stosunków z okupantem. Protest rozszerza się. Przez cały dzień mieszkańcy Tbilisi ściągają pod siedzibę parlamentu. Wznoszą antyrosyjskie i antyrządowe hasła. Wielu uczestników trzyma w rękach karty z napisem „Putin khuylo”, „Russians go home”, „Rosja to okupant”, „Youth for future without Russia” itd. „Ta wojna nadal jest obecna w każdym gruzińskim domu. Nie zapomnieliśmy. Nie zapomnimy” – pisze jeden z aktywistów.
Choć przedstawiciele gruzińskich władz przepraszają, potępiają niefrasobliwość tych, którzy dopuścili do wizyty rosyjskich polityków, obiecują pociągnięcie do odpowiedzialności winnych tego fatalnego niedopatrzenia, nastroje się nie uspokajają. Co więcej, robi się coraz bardziej gorąco, protest się radykalizuje, padają coraz to nowe żądania: dymisji poszczególnych ministrów, a nawet całego rządu. Budynek parlamentu ochraniany jest przez jednostki specjalne prewencji, to tzw. kosmonauci – w hełmach, za tarczami, wyposażeni w pałki i broń na kule gumowe. Na polecenie ministra spraw wewnętrznych „kosmonauci” przystępują do ostrej akcji – w ruch idą najpierw pałki i armatki wodne, potem gaz łzawiący i gumowe kule. Jest wielu poszkodowanych, ranni zostali też dziennikarze. Telewizja Rustavi 2 relacjonuje wydarzenia na bieżąco, pokazuje, jak okrwawionych ludzi odwożą spod gmachu parlamentu karetki pogotowia.
Jak kula śnieżna narasta niezadowolenie. Rządzące drugą kadencję Gruzińskie Marzenie najwyraźniej nie ma pomysłu ani na to, jak zażegnać bieżący kryzys, ani na to, jak dalej rządzić Gruzją. Rozbita i osłabiona opozycja zyskuje nieoczekiwanie pole do działania, ma za sobą sympatię tych, którzy przyszli protestować i tych, którzy ich popierają. Czy zdoła zagospodarować ten kapitał?
A Rosja? Wiele osób zadaje sobie pytanie, czy to, co stało się w parlamencie, wizyta Gawriłowa i kolegów, to była zamierzona prowokacja Moskwy czy tylko badanie gruntu pod ewentualne dalsze kroki w stronę przywrócenia brykającej Gruzji w kremlowską wyłączną strefę wpływów? Rzeczniczka rosyjskiego MSZ odsądziła od czci i wiary „radykałów dokonujących pogromów”. Dziś MSZ doradza rodakom, aby wstrzymali się z wyjazdami do Gruzji ze względów bezpieczeństwa. Premier Dmitrij Miedwiediew pochrząkując, zagroził, że jak Gruzini będą stwarzać zagrożenie dla rosyjskich turystów, to ci turyści po prostu do Gruzji nie pojadą i gruzińska gospodarka poniesie wielkie straty. Rosyjskim turystom będzie o łatwiej podjąć decyzję o niejechaniu, po tym, jak dziś wieczorem Władimir Putin – po naradzie z członkami Rady Bezpieczeństwa o sytuacji w Tbilisi – nakazał wstrzymanie lotów rosyjskich linii lotniczych do Gruzji (dekret wchodzi w życie 8 lipca); rząd ma się zatroszczyć o powrót rosyjskich turystów przebywających obecnie w Gruzji. Za chwilę może się też okazać, że woda Borżomi i gruzińskie wina szkodzą Rosjanom na wysublimowany żołądek.
Dziś wieczorem pod parlamentem w Tbilisi znowu zbiera się tłum. CDN