26 sierpnia. Miało być spokojnie, wszystko było poukładane jak kostka brukowa firmy małżonki mera Sobianina na krzywych moskiewskich ulicach. W wyborach do Moskiewskiej Dumy Miejskiej wyznaczonych na 8 września mieli się dostać ludzie startujący z list Jednej Rosji i partii dozwolonej opozycji (komuniści, LDPR Żyrinowskiego, Sprawiedliwa Rosja). I już. Kogo obchodzą takie nieznaczące wybory? Cisza, spokój, fasada. Komisja wyborcza sprawnym cięciem skalpela wycięła wszystkich kandydatów opozycyjnych pod jawnie ustawionymi pretekstami. Ci jednak nie położyli uszu po sobie, tylko zaczęli się domagać przywrócenia na listach. Wsparciem dla nich miały być wielotysięczne demonstracje.
Poczynając od połowy lipca (zob. http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/07/28/znowu-taki-szum-taki-tlum/), odbyło się kilka protestów. Te, które nie miały zezwolenia władz, były mniej liczne (kilka tysięcy), ten, który miał taką zgodę, zebrał koło sześćdziesięciu tysięcy. Protesty miały różne formy: marsz uliczny, wiec na prospekcie Sacharowa, indywidualne pikiety. W każdą letnią sobotę centrum Moskwy zamienia się w pole walki – demonstranci demonstrują, a uzbrojone po zęby oddziały policji i Rosgwardii pałują, rozganiają, zatrzymują. W sumie zatrzymano kilka tysięcy osób. Większość zatrzymanych była wypuszczana jeszcze tego samego po sporządzeniu protokołu. Ale niektórych posadzono na dłużej. Liderzy opozycji otrzymali kary kilku-kilkunastu dni aresztu administracyjnego. Zastosowano nową metodę przedłużania „wczasów” w kozie: ledwie jedna kara się kończyła i delikwent wychodził na wolność, natychmiast okazywało się, że ma wracać za kratki, bo w międzyczasie sąd orzekł kolejną karę kilkudniowego aresztu. Rekordzistę posadzono w ten sposób już czwarty raz. A to być może nie koniec, bo do wyborów zostało jeszcze prawie dwa tygodnie. Po trzydziestu dniach wypuszczono wczoraj Aleksieja Nawalnego. Przed bramą aresztu złożył krótkie oświadczenie: „Ta fala będzie narastać. I ten reżim pożałuje tego, co zrobił”. Zobaczymy, jak długo pozostanie na wolności.
Wobec niektórych uczestników demonstracji zostaną podjęte daleko idące kroki prawne: szykowane są procesy, w których zostaną oni oskarżeni o jakieś straszne przestępstwa, jakich się mieli dopuścić podczas demonstracji (np. rzucenie w funkcjonariusza plastikowym kubeczkiem, co zaklasyfikowano jako czynną napaść), grożą im za to realne wyroki. Z naciskiem mówił o tym podczas wizyty we Francji Władimir Putin: popełnili przestępstwo, kara ich nie minie. Podobnie jak po demonstracjach w 2012 roku na placu Błotnym, niektórzy uczestnicy zostaną skazani w pokazowych procesach, aby innym odeszła ochota na wichrzycielstwo.
Władza pokazuje, że nie zamierza się ugiąć, nie ustąpi ani mandatu w Moskiewskiej Dumie Miejskiej, która choć jest ciałem bezwolnym wobec zamiarów mera i niewiele może, to jednak daje swoim deputowanym pewne prawa i przywileje. Mogą oni zaglądać do rubryki „wydatki budżetu miasta”, wysyłać zapytania do merostwa itd. Toteż przedstawiciele opozycji zasiadający w gremium dającym takie możliwości są z punktu widzenia władz elementem niepożądanym. Dlatego władza idzie w zaparte.
Protesty nie gromadzą milionów. Może pod takim naciskiem Sobianin by się cofnął. Władza sięga po argumenty siły (w sensie jak najbardziej dosłownym, brutalnie bijąc demonstrantów) i zastraszając (m.in. ustami zatroskanych rektorów przemawia do studentów, by nie chodzili na uliczne wiece, bo mogą nie skończyć studiów albo grożąc, że odbierze dzieci rodzinom, które protestują).
Naprzeciw zdeterminowanej władzy, która okopuje się na pozycjach i otacza utworzonymi na takie okoliczności oddziałami prewencji, stanęli zdeterminowani ludzie. Liderzy protestu to w większości ludzie młodzi, którzy nie znają innej władzy jak tylko Putina. Nie akceptują systemu, przeciwstawiają się, szukają drogi. Chcą legalnie wziąć udział w wyborach, skorzystać z zagwarantowanego w konstytucji biernego prawa wyborczego. Ale właśnie okazuje się, że nawet ta furtka jest zamknięta i okręcona drutem kolczastym, żeby nikt nie mógł jej sforsować. Bo wewnątrz systemu mogą się znajdować tylko wierni pretorianie, podzielający ustalone przez kastę rządzącą zasady. Kto się przeciw nim buntuje, ten wnijść do środka nie może. Władze obawiają się najwidoczniej, że dostanie się do systemu takich niekontrolowanych osób może ten system – nawet jeśli nie rozsadzić, to w każdym razie nadwerężyć. Zbędne ryzyko.
Czy niezależni kandydaci mieli szanse na wybór? Władze postanowiły nie eksperymentować i tych szans nie sprawdzać. W Moskwie Jedna Rosja nie ma dobrych notowań. Bezpieczniki wkręcono więc już na wstępnym etapie i do startu kandydatów opozycyjnych po prostu nie dopuszczono.
Swoistą odpowiedzią na protesty opozycji są imprezy organizowane przez władze miasta. I tak np. na początku sierpnia, gdy w mieście odbywał się duży protest, w parku Gorkiego zorganizowano Festiwal Szaszłyka. Opychać się mięsiwem i słuchać disco przyszło pono dziesięć razy więcej ludzi niż na demonstrację. Z kolei w ostatnią sobotę na prospekcie Sacharowa – tam, gdzie odbyło się wiele antyputinowskich imprez – mer Sobianin urządził masową imprezę z okazji Dnia Flagi. Był koncert, bicie rekordu Guinnesa w wielkości rozciągniętej nad ulicą flagi, jednym słowem – wesoły karnawał rosyjskiej polityki.