Praca dyplomatów nie powinna ograniczać się do banalnej pogoni za dostarczanymi do centrali informacjami. Potrzebny jest nowy impuls, przełamanie stereotypów, nowa jakość, kreatywność, większa elastyczność przy podejmowaniu decyzji. Dyplomaci mają w swojej pracy więcej analizować , umiejętnie prognozować rozwój wypadków; jednocześnie należy zachować dotychczasową fundamentalną zasadę dyplomacji rosyjskiej: pragmatyzm – do takich zmian namawiał prezydent Dmitrij Miedwiediew zgromadzonych na zlocie w Moskwie ambasadorów Federacji Rosyjskiej we wszystkich krajach świata. Takie zjazdy odbywają się raz na dwa lata. Prezydent w programowym wystąpieniu wyznacza kierunki pracy rosyjskiej dyplomacji na najbliższy czas. Tym razem – poza wołaniem o przebudzenie i unowocześnienie metod pracy – mowa była o kontynuacji zbliżenia z Zachodem, przy zachowaniu priorytetu na rozwijanie kontaktów z partnerami z WNP. „Musimy pracować otwarcie, zrezygnować z konfrontacji. Dyplomacja to cicha sztuka, ale jednak sztuka” – stwierdził Miedwiediew. Metoda niekonfrontacyjna zdała, jego zdaniem, egzamin w pokonaniu „trudnej historycznej spuścizny w stosunkach z Polską”. Prezydent zwrócił uwagę na konieczność stworzenia modernizacyjnych aliansów z partnerami zagranicznymi, przede wszystkim z USA, Niemcami, Francją, Włochami i z Unią Europejską w całości. Miedwiediew z nadzieją nawiązał do swojej niedawnej wizyty w Stanach: „współpraca w sferze innowacji może stanowić dobre podstawy dla naszej współpracy w innych dziedzinach, nie możemy poprzestać na rozmowach o ograniczeniu zbrojeń strategicznych i poszczególnych konfliktach lokalnych”.
Polityka resetu w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi najwyraźniej podoba się Miedwiediewowi, dla jej kontynuowania Moskwa jest w stanie łyknąć kilka gorzkich pigułek (Waszyngton zresztą również). Rosyjska dyplomacja musiała w ostatnich dniach szybko poszukiwać polubownych rozwiązań w skandalu szpiegowskim, aby nie narazić na szwank kursu na pieriezagruzkę, nie zaprzepaścić dotychczasowych zdobyczy. Widowiskowe wspólne jedzenie niezdrowych hamburgerów przez prezydentów obu krajów daje zbyt wątłe podstawy, by mówić o budowie zaufania. To, że tylu rosyjskich nielegałów ujawniono w USA, jest niewątpliwie rysą na glamourze resetu (nielegałów wysyła się do krajów, uważanych za przeciwnika; w czasie pokoju nie otrzymują oni na ogół do wykonania szczególnych zadań, ważną rolę mieliby natomiast odgrywać w czasie wojny, gdy „pokojowe” kanały komunikacji zatykają się). Szybkie znalezienie rozwiązania i wymiana agentów świadczą o chęci zażegnania nieprzyjemnej sytuacji w imię utrwalenia pozytywnych trendów. Ale wróćmy na stricte dyplomatyczne podwórko.
Dyplomaci rosyjscy mają więc od dziś zabiegać o polepszenie atmosfery w stosunkach z zachodnimi partnerami, aby ci nabrali przekonania, że Rosjanie są sympatyczni i warto podzielić się z nimi technologiami i doświadczeniem. Jest w tym ewidentna gra pozorów – ale cóż, taka jest uroda dyplomacji. Rosyjski prezydent próbuje zapewnić zachodnich przywódców, że Rosja naprawdę nie ma złych zamiarów, nie uważa Zachodu (szczególnie USA) za wroga. A nowe technologie potrzebne jej są wyłącznie po to, aby robić dobre lody i pluszowe misie. Z drugiej strony w oficjalnych doktrynach bezpieczeństwa, polityki zagranicznej, obrony FR w sposób jawny i zawoalowany właśnie Zachód (USA, NATO) wskazywany jest jako pp (potencjalny przeciwnik). Władimir Putin, będąc prezydentem, szydził z dżentelmenów w korkowych kapeluszach, którzy tylko patrzą, jak narzucić Rosji kolonialne jarzmo. Słowa Miedwiediewa podważają tamte sformułowania.
W odniesieniu do NATO w przemówieniu Miedwiediewa padły pewne oczekiwania. „Chcielibyśmy, aby Sojusz zakończył fazę transformacji i stał się nowoczesną organizacją w dziedzinie zapewnienia bezpieczeństwa. Bylibyśmy gotowi uczestniczyć w równoprawnej współpracy z innymi graczami, włączając tych, którzy pracują na kontynencie europejskim, oczywiście, przy bezwarunkowym poszanowaniu norm prawa międzynarodowego, przede wszystkim statutu NZ”. NATO ma patrzeć do przodu, a nie do tyłu. A najlepiej, żeby wyjęło wreszcie sztuczną szczękę, przestało udawać, że potrafi gryźć, że jest sprawnym sojuszem wojskowym, pilnującym swoich interesów i zaprosiło Rosję do zgodnego rozmontowania wszystkiego, na czym Sojusz się trzyma. I jeszcze żeby zrobić prezydentowi Rosji dużą przyjemność Europa i Stany powinny zawrzeć nowy układ o bezpieczeństwie w Europie, ubezwłasnowolniający wszystkich uczestników w kleszczach Moskwy. Ale z drugiej strony Miedwiediew nie grzmiał, że NATO nie może rozszerzać się na wschód, a tarcza antyrakietowa zagraża bezpieczeństwu Rosji. Więcej uwagi poświęcił zagrożeniu płynącemu z Iranu.
Ambasadorowie wysłuchali zaleceń prezydenta i teraz powinni to przełożyć na język konkretów. Czy przełożą? Kiedy? W jaki sposób? Machina biurokratyczna jest dość oporna i pasywna, a dyplomaci lubią wiedzieć, czy te nowe prądy to na chwilę czy na dłużej. Poza tym – pan Miedwiediew na różnych forach wypowiedział już wiele bardzo miłych słów. Tylko czy mają one moc sprawczą? „Linii w polityce zagranicznej nie da się zmienić z dnia na dzień” – zaznaczył były wiceminister spraw zagranicznych Rosji Fiodor Szełow-Kowiediajew. Dodał jednak, że bez zbliżenia z Zachodem nie uda się zrealizować zadań modernizacyjnych, postawionych przez prezydenta. Natomiast lider rosyjskich komunistów, Giennadij Ziuganow nazwał „doktrynę Miedwiediewa” świadectwem niedopuszczalnego kapitulanctwa Rosji wobec Zachodu. „Te ustępstwa będą zgubą dla Rosji” – podkreślił.
Tyle wiemy z otwartej, jawnej części posiedzenia ambasadorów. A odbyła się jeszcze część niejawna. Zapewne była – zgodnie z tradycją rosyjskiej dyplomacji – pragmatyczna. Tymczasem pragmatyczne amerykańskie służby specjalne zatrzymały dzisiaj kolejnego agenta-nielegała, pracującego w Stanach Zjednoczonych na lewych papierach.