9 lutego. Zawsze był z tym kłopot – kolejni władcy Związku Sowieckiego nie potrafili uwolnić się od cienia Stalina. Jedni dlatego, że razem z nim tworzyli zło i całe życie bali się jego samego, a potem jego zbrodniczej spuścizny, inni dlatego, że woleli przykryć epokę całunem zapomnienia i nie odpowiadać na trudne pytania o ocenę poczynań poprzednika, jeszcze inni – powierzchownie potępili, ale ostatecznego rozliczenia zaniechali. I tak jest do dziś, gdy po krótkim okresie trzeźwości w podejściu do okrutnej epoki Stalinowi znowu stawia się w rosyjskich miastach pomniki, w sondażach popularności postaci historycznych wąsaty tyran zajmuje czołowe pozycje, a ranking z roku na rok mu rośnie.
Zacznę od Nikity Siergiejewicza Chruszczowa – człowieka, który wygrał grę o tron po śmierci Stalina. Musiał stoczyć ostrą walkę. Jednego z najgroźniejszych pretendentów do objęcia schedy – Ławrientija Berię wyeliminował (ze skutkiem śmiertelnym) w sprytnej grze aparatu partyjnego, armii i służb specjalnych. Potem zadziwił partię i w efekcie także cały kraj, ogłaszając 25 lutego 1956 r. na XX zjeździe KPZR utajniony referat potępiający kult jednostki i niesłuszne działania stalinowskiej machiny represji wobec aktywu partyjnego. A zatem potraktował stalinizm wybiórczo, po łebkach.
Obalając kult jednostki poprzednika, Chruszczow chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: schronić się za nim jak za tarczą i jednocześnie pozbyć się go, aby stworzyć pole działalności dla siebie, otworzyć swój rachunek na czystej, niezamazanej krwią karcie. Ale po kolei.
Mamy początek 1956 r., a więc kraj jest jeszcze skuty lodem strachu i żalu po stracie przywódcy, bez którego wielu nie wyobraża sobie życia. Jeszcze nie przebrzmiały echa nieśmiałych pierwszych rehabilitacji ofiar systemu, amnestia i wypuszczenie z łagrów części więźniów politycznych to kropla w morzu powinności. Krytykując kult Stalina, Chruszczow stworzył sobie swego rodzaju zasłonę dymną. Przez wiele lat Nikita Siergiejewicz należał przecież do wąskiego kręgu najbliższych współpracowników Stalina, jego podpis figuruje pod decyzjami o zbrodniach, rozkazami o egzekucjach, zwalczaniu wrogów klasowych, deportacji całych narodów, rozkułaczaniu, prześladowaniach, pod wyrokami śmierci. On też – podobnie jak Beria, Mołotow czy Malenkow – wypracowywał i firmował kierunek polityki wewnętrznej i zagranicznej, znał zbrodnicze metody i je akceptował, a także wykonywał. Wygłaszając referat w 1956 r., zakrzyknął niejako: Łapaj złodzieja! To on, Stalin, jest wszystkiemu winien, to on ponosi całą odpowiedzialność za błędy i wypaczenia. A my tu teraz, towarzysze, wspólnym wysiłkiem uwolnimy się od bagażu i odnowimy zapomniane kanony prawdziwej komunistycznej moralności, teraz będzie czysto i dobrze, bez przegięć.
Referat wygłoszony został w gronie delegatów na zjazd – a zatem w grupie najbardziej zaufanych parteigenossen – i na dodatek miał status poufności, nie został opublikowany w prasie (tekst drukiem oficjalnie ukazał się dopiero w latach pierestrojki). Jego przekaz do partyjnych dołów był kontrolowany i ściśle reglamentowany. Ale tajemnicy nie udało się utrzymać, poczta pantoflowa zadziałała bardzo skutecznie. Rzucone przez Chruszczowa hasło destalinizacji nie zyskało, co ciekawe, powszechnego poparcia w partii. Staliniści nie wyginęli na komendę.
Niemniej na podstawie wytycznych partyjnej góry Stalin i jego wszędobylskie podobizny miały zniknąć z przestrzeni publicznej. Przystąpiono do zmian nazw ulic, placów, miast (np. Stalingrad stał się Wołgogradem, Stalino – Donieckiem, Stalinabad – Duszanbe) usunięto pomniki i popiersia, odebrano licznym instytucjom i obiektom nadawane wcześniej z wielką pompą imię Generalissimusa. Jego profil wyparował z wszechobecnego „czteropaku” wielkich wodzów rewolucji proletariackiej, pozostały tylko trzy profile: Marksa, Engelsa i Lenina. Nazwisko Stalina zostało wykreślone z roty przysięgi komsomolców, pionierów i członków partii. Podczas pochodów pierwszomajowych jeszcze przez pierwsze lata noszono portrety Stalina, aż wreszcie i te usunięto. Kłopot był z tekstem hymnu. Był tam bowiem fragment o tym, że Stalin był przewodnikiem narodu, który dawał natchnienie ludziom, by pracowali i osiągali sukcesy (Нас вырастил Сталин – на верность народу, На труд и на подвиги нас вдохновил!). Melodię hymnu wykonywano bez słów aż do 1977 roku. Wtedy zatwierdzono modyfikację tekstu dokonaną przez Siergieja Michałkowa.
To rozstanie z wizerunkami i stalinowską toponimiką nie nastąpiło od razu: fala ruszyła na dobre właściwie dopiero po XXII zjeździe KPZR w 1961 r. Jeszcze na XXI zjeździe w 1959 r. Chruszczow zmiękczył swoją linię odnośnie krytyki Stalina. Ogłosił wtedy, że socjalizm ostatecznie zwyciężył w ZSRR, a stało się to dzięki słusznej linii partii, na której czele przez wiele lat stał towarzysz Stalin.
Wytwórnie filmowe nadal realizowały plan kręcenia filmów, w których Józef Wissarionowicz był ukazywany w pozytywnym świetle, np. „W dni października” Siergieja Wasiljewa czy „Prawda” Wiktora Dobrowolskiego i Isaaka Szmaruka.
A potem „nasz Nikita Siergiejewicz” wykonał kolejny zwrot przez rufę. Ale o tym – w następnym odcinku.
CDN.
Przypomniała mi się anegdota związana ze słynnym referatem – pono kiedy Nikita Siergiejewicz wygłaszał krytykę Stalina, ktoś z sali miał rzucić „Towarzyszu Chruszczow, czemu wtedy milczeliście?”. Poczerwieniały ze wściekłości Chruszczow ryknąć miał „Kto to powiedział?!”, a kiedy przerażona sala pogrążyła się w ciszy, miał już uspokojony rzec „Widzicie, towarzysze – dlatego milczałem”. Swoją drogą ciekawe jest, jak bardzo bali się Josifa Wissarionowicza jego najbliżsi współpracownicy i jak to odbijało się na ich życiu.
Prawdziwa czy nie, anegdotka może trafnie oddaje nastrój podczas XX zjazdu, ale już parę lat później Chruszczow nie był już tak skłonny do melancholijnej refleksji nad przeszłością i wzrok mu się wyostrzył. Pisała Lidia Czukowska 26 maja 1963: Przypomniałam sobie opowieść mojego przyjaciela B., który też był na „spotkaniu z inteligencją”. „Przeżyłem wojnę, ostrzały artyleryjskie, szturmy, sam, bywało, zrywałem się do ataku, ale tak przerażony jak na tym „spotkaniu” nigdy nie byłem. I to nie wrzaskami Chruszczowa – do Ehrenburga ryczał: „Nie będzie Klubu Petőfiego, nie liczcie na to!”, „Rab, rab, rab!” (rab burżuazyjnej ideologii, sługus imperializmu) – nie chruszczowowską wścieklizną, ale amokiem sąsiadów. Wreszcie mogli się wyżyć. Sala entuzjastycznie oklaskiwała wyzwiska Chruszczowa i miało się wrażenie, że gdyby ktoś wypowiedział słowo sprzeciwu, rzucą się na niego, zatłuką na śmierć kułakami, rozerwą na strzępy. Jedynym ich pragnieniem było rozprawić się z tymi, którzy uwierzyli w XX i XXII Zjazd. Chruszczow bez zdania racji nakrzyczał na Wozniesienskiego, a do jakiegoś młodego człowieka wrzasnął: „Ej, ty przy drzwiach, czemu nie klaszczesz?”
Piękny cytat. Niewątpliwie Nikita Siergiejewicz lubił показать кузькину мать całemu światu aż wióry leciały.
Szanowny Panie!
Dziękuję za komentarz. Druga część na temat Nikity Siergiejewicza, który się waha i tańczy leninowskie tango, w przygotowaniu.
Serdecznie pozdrawiam
Anna Łabuszewska
Szanowny Panie! Dziękuję za oba komentarze. Chruszczow był postacią złożoną. W krótkim blogowym wpisie skupiam się na jego osobistym zwarciu z nieżyjącym już, a ciągle go męczącym Stalinem. Cdn.
Serdecznie pozdrawiam
Anna Łabuszewska