Koncert grupy U2, który odbył się w Moskwie 25 sierpnia, był wydarzeniem. Nie tylko dlatego, że mógł się podobać pod względem artystycznym. Dodatkowych smaków i smaczków dodała polityka.
W przeddzień występów w Moskwie lider U2 Bono pojechał do Soczi porozmawiać z prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem. Bono prowadzi szeroko zakrojoną działalność charytatywną, wspiera przeróżne fundacje zwalczające narkomanię czy występujące w obronie zagrożonych gatunków zwierząt. Dzięki temu stoją przed nim otworem gabinety wysokich notabli na całym świecie. Bo kto odmówi rozmowy o szlachetnym celu ze szlachetnym i na dodatek popularnym artystą? Miedwiediew nie odmówił. Panowie porozmawiali o profilaktyce AIDS i o innych dobroczynnych misjach. Miedwiediew stwierdził, że muzycy nie powinni zajmować się działalnością społeczną. „Kiedy ludzie zaczynają zbyt intensywnie zajmować się działalnością społeczną, muzyka się kończy”. Od razu zastrzegł, że absolutnie nie ma na myśli samego Bono, któremu harmonijnie udaje się łączyć dobroczynność i koncertowanie. Kogo w takim razie miał na myśli?
Podczas koncertu na moskiewskich Łużnikach Bono wykonał w duecie z rosyjskim piosenkarzem Jurijem Szewczukiem hit Boba Dylana „Knockin’ on Heaven’s Door”. Wbrew przestrogom prezydenta Miedwiediewa Bono dostrzegł jednak społeczny potencjał Jurija Szewczuka i zaprosił go na scenę. Szewczuk zaśpiewał zwrotkę po rosyjsku i refreny wspólnie z Bono po angielsku.
W maju Szewczuk podczas spotkania premiera z przedstawicielami inteligencji twórczej zadał Putinowi kilka niewygodnych pytań, m.in. dlaczego w Rosji nie ma wolności słowa i zgromadzeń (pisałam o tym spotkaniu dwukrotnie na blogu w czerwcowych postach). Od tamtej pory nawet jego adwersarze z uwagą przysłuchują się temu, co mówi i śpiewa Szewczuk, który zyskał sławę pierwszego piewcy rosyjskiej opozycji. A zasłużony rockman udziela się na niwie opozycyjnej z chęcią. Kilka dni temu miał się odbyć na placu Puszkina w Moskwie koncert w obronie lasu w Chimkach pod Moskwą (sprawa tego lasu wymaga oddzielnego szerszego potraktowania – to arcyciekawy casus: grupa ekologów wystąpiła z protestem przeciwko wyrębowi pięknego lasu pod trasę szybkiego ruchu, trasa miała przebiegać inaczej, nie przez las, ale miejscowi urzędnicy na polecenie Putina zdecydowali o innym przebiegu trasy – przez las i zaczęli ów las rąbać, akcja protestu obrońców nielegalnie rąbanego lasu stała się w Rosji głośna, dziś prezydent Miedwiediew polecił, by zaprzestać wyrębu; do tematu lasu w Chimkach warto jeszcze szerzej wrócić). Na niedzielny koncert pod Puszkina przyszło kilka tysięcy ludzi. Mieli śpiewać na koncercie różni wykonawcy, ale nie zezwolono na zainstalowanie aparatury nagłaśniającej (powołując się na to, że miał się odbyć wiec, a nie koncert), przeto większość nie wystąpiła. Nie zraził się natomiast Jurij Szewczuk, który zamiast do mikrofonu śpiewał przez megafon.
Na „obrzeżach” koncertu U2 na Łużnikach doszło do skandalu. Jak zwykle gorliwa, jeśli chodzi o ganianie opozycji, milicja, zatrzymała wolontariuszy Amnesty International i zamknęła stoiska rosyjskiego Greenpeace pod zarzutem nielegalnego rozdawania ulotek.
Wygląda na to, że Szewczuk jeszcze sobie nie raz i nie dwa zedrze gardło na koncertach wspierających opozycję. Choć – jak mówią krytycy muzyczni – dziś nie można mówić o sile rocka i jego doniosłym społecznym wymiarze. W latach 80. rosyjski rock góry przenosił – pieśni nieżyjącego już od wielu lat Wiktora Coja (np. „Czekamy na zmiany”) podnosiły w ludziach społeczną i polityczną adrenalinę. Dziś w epoce szybkiego obiegu informacji ta forma cokolwiek się przeżyła.