Wiele setek tysięcy tych, których wczoraj wspominano w Rosji w Dniu Pamięci Ofiar Represji Politycznych, nie mają do dziś grobów. Już za życia zamienieni w numery – jako więźniowie Gułagu lub masy przymusowych przesiedleńców – po śmierci tym bardziej nie mogli liczyć na upamiętnienie na nieludzkiej ziemi.
Redakcja „Nowej Gaziety” od lat w dodatku „Prawda Gułagu” zamieszcza relacje, artykuły, dokumenty, wywiady dotyczące zbrodni popełnionych w czasach stalinowskich. W sierpniowym numerze znalazłam wstrząsający reportaż z wyspy Nazim na rzece Ob. Mieszkańcy pobliskiej wioski na prawym brzegu Obu nazywają Nazim wyspą śmierci. Wyspę wolą omijać.
Na początku lat trzydziestych przywieziono na wyspę Nazim wielki transport skazańców (byli to głównie wyłapywani na ulicach miast ludzie, którzy nie mieli przy sobie dokumentów). Bez jedzenia. Bez dachu nad głową. Już pierwszej nocy zamarzło dwieście osób. „Wyspa wyła – pisze Paweł Worobjow. – Wycie słychać było w wiosce, ale miejscowi już byli nastawieni do więźniów nieprzychylnie – mieli bowiem obiecane, że za każdego pojmanego uciekiniera dostaną worek mąki. Wśród przetrzymywanych na wyspie zdarzały się przypadki kanibalizmu”. Po miesiącu z sześciu tysięcy pozostały dwa. Wywieziono ich. Dokąd? – nie udało się ustalić. Potem na wyspę przywożono kolejne transporty. Ostatni udokumentowany transport: 1942, Niemcy nadwołżańscy. Na zdjęciu ilustrującym publikację widać jeden drewniany krzyż – jeden dla wszystkich zagłodzonych i zastrzelonych tysięcy ofiar stalinowskiego reżimu, którzy na zawsze pozostali na wyspie Nazim. Żadnego znaku nie ma natomiast w pobliskim Jarze Kołpaszewskim. Autor publikacji przekazuje relację lekarki miejscowego szpitala: „W 1979 roku na plaży nad rzeką Ob wypłynął trup, miał poczerniałą twarz, w dziwnym ubraniu, z przestrzeloną potylicą. Zaczęto badać sprawę, okazało się, że w budynku pobliskiego posterunku milicji dokonywano swego czasu masowych egzekucji, a rozstrzelanych warstwami układano w rowach, przesypując czymś. Z powodu suchości trupy mumifikowały się. A kiedy po latach rzeka podmyła brzeg, mumie zaczęły wpadać do wody, nurt porywał je, płynęły w dół rzeki, od wody puchły do normalnych rozmiarów. Niezwłocznie podjęto działania, teren ogrodzono na polecenie sekretarza komitetu obwodowego partii […], przypłynęły trzy duże statki, zakotwiczyły tuż przy brzegu; na całą moc włączono potężne wirniki. W ciągu trzech dni wykopano 50-metrowy dół, tysiące zmumifikowanych zwłok spłynęło do Obu. Miejscowej ludności powiedziano, że to rozstrzelani dezerterzy. Ale trupy płynęły rzeką, ludzie je widzieli – wśród ciał były kobiety i dzieci. To też dezerterzy? Najprawdopodobniej rozstrzelano tu zesłanych przymusowych przesiedleńców. Tylko według oficjalnych danych na początku lat 30. próbę ucieczki podjęło 27 tys. Wielu złapano […] to zapewne ich ciała zamieniły się w mumie…”
Brzmi przerażająco. Więcej niż przerażająco. Prace nad ustaleniem miejsc spoczynku ofiar stalinizmu postępują, powoli, ale postępują. W obwodzie woroneskim na przykład prace nad ustaleniem listy rozstrzelanych rozpoczęły się już w 1989 roku, w latach gorbaczowowskiej głasnosti. W ciągu trzech lat prac poszukiwawczych w terenie i w archiwach udało się ustalić lokalizację 24 zbiorowych mogił, w których spoczęły ciało 924 rozstrzelanych.
Takich dołów śmierci jest w Rosji wiele. Ile? – Memoriał sukcesywnie sporządza listy takich tragicznych miejsc. Nie bez przeszkód – archiwa są w Rosji nadal szeroko zamknięte, a na wielu dokumentach z okresu stalinowskiego nadal figuruje pieczeć „Sowierszenno Siekrietno”. Dwa lata temu, zapoczątkowując publikację zeszytów „Prawda Gułagu” wskazano, że w Rosji nie ma narodowego pomnika ofiar stalinowskiego terroru (są jedynie obeliski, ustanowione na ogół jeszcze za Gorbaczowa, w czasie pierwszej fali odkłamywania historii). Stowarzyszenie Memoriał postawiło za cel stworzenie takiego pomnika, a także muzeum poświęconego tragicznemu doświadczeniu terroru państwowego.
Taki pomnik mógłby stanąć np. w Butowie, Rosyjskiej Golgocie – poligonie strzeleckim NKWD, gdzie rozstrzelano co najmniej 20 tys. osób (w tym ponad tysiąc Polaków, m.in. Brunona Jasieńskiego). Trzy lata temu poświęcono w Butowie cerkiew pod wezwaniem Nowych Męczenników Rosyjskich. Na terenie poligonu ustawiono kilka tablic przypominających o tragicznej historii tego miejsca.