Archiwum kategorii: Bez kategorii

Bulgot i inne nastroje

5 grudnia 2025. W państwie autorytarnym, zmierzającym ku totalitaryzmowi trudno jest mierzyć poziom zadowolenia społecznego. Według władz, społeczeństwo ma być pokornym monolitem, bez zastrzeżeń wykonującym polecenia góry. Wkręcone w żarna aparatu państwowego i poddane kontroli pracownie socjologiczne nie są w stanie opracować miarodajnych wyników nastrojów społecznych. Zadaniem propagandy jest tworzenie zasłony dymnej, a służb specjalnych – wychwytywanie przejawów niezadowolenia i pacyfikowanie ich w zarodku. Niemniej nawet w takich warunkach można wyłapać pewne zmiany zachodzące wewnątrz.

Na początek zacytuję komentarz politologa Abbasa Gallamowa o logice Putina i o sygnałach zniecierpliwienia społecznego: „Jeśli popatrzeć na wojnę z punktu widzenia rosyjskiej opinii publicznej, to im dłużej ona trwa, tym łatwiej ją zakończyć. Bo to tylko na początku naród żądał zwycięstwa, a teraz już na nie nie czeka. Teraz już wystarczy, żeby ten koszmar jak najszybciej się skończył. Jeszcze niedawno myśl o tym, że Rosja nie może pokonać Ukrainy, była dla przeciętnego Rosjanina czymś nie do zaakceptowania, jak przeciągnięcie sierpem po gardle, a obecnie obywatel już się do tej myśli przyzwyczaił. To nieprzyjemne, owszem, ale da się żyć. A tak naprawdę można po prostu o tym nie myśleć”.

I dalej: „Putin z tej zmiany nastrojów nie zdaje sobie sprawy. Uważa, że im więcej przelano krwi, tym bardziej przekonujący będzie końcowy wynik, bo inaczej ludzie zechcą go za przelanie krwi rozliczyć, zapytają, po co to wszystko było. […] Logika Putina to logika gracza w kasynie, kogoś, kto przegrywa, ale podnosi stawki, licząc, że się odegra. Zaczyna czuć, że za chwilę będzie bankrutem, ale nie może się zatrzymać” (https://echofm.online/opinions/u-putina-logika-igroka-v-kazino).

Śmiała teza. Trudno ją zweryfikować. Ale można się przyjrzeć reakcji społecznej na tzw. aferę Dolinej. Łarisa Dolina to popularna piosenkarka, putinistka, z tych, co to wszystko wyśpiewają, o co umiłowany wódz poprosi, od grudnia 2024 r. jest objęta sankcjami UE. W zeszłym roku Dolina dała się podejść oszustom, którzy rozegrali ją koncertowo: podprowadzili pod sprzedaż wielkiego mieszkania w moskiewskich Chamownikach (pieniądze ze sprzedaży zostały przelane pod wskazane przez oszustów konta). Oszuści zostali dość szybko namierzeni, a sąd zdecydował o zwrocie mieszkania Dolinej (bo padła ofiarą oszustwa), w wyniku czego pieniądze straciła osoba, która to mieszkanie kupiła (a w rezultacie decyzji sądu, następnie straciła). W mediach społecznościowych zawrzało. Na głowę piosenkarki wylał się nieprawdopodobny hejt za to, że wykorzystała swoją pozycję osoby uprzywilejowanej, aby odzyskać forsę. Gazety zaczęły pisać, że ludzie masowo zwracają bilety na koncerty piosenkarki, z filmów wycina się jej wizerunek w obawie, że ludzie nie przyjdą do kina, restauracje i salony piękności jeden za drugim ogłaszają, że nie wpuszczą piosenkarki za próg itd. Dolina ugięła się i wystąpiła z inicjatywą zwrotu przynajmniej części pieniędzy niedoszłej nowej właścicielce mieszkania. Jak sprawa się skończy – nie wiadomo. Przy okazji zwrócono uwagę na masowe (udane) oszustwa w rodzaju tego, jak rozegrano Doliną (nawet ukuto termin „efekt Dolinej”). Ale to temat na inną rozprawkę.

Wróćmy do kazusu Dolinej. „Skandal związany z mieszkaniem Dolinej stał się okazją do wyrażenia emocji. Ludzie, którzy mają różne problemy – boją się wojny albo nie dają sobie rady w życiu, nie znajdują miejsca w społeczeństwa – wszyscy odnaleźli się w tym przypadku. […] Naród stracił cierpliwość, bo zdał sobie sprawę, że niektórym wybrańcom losu żyje się w Rosji o wiele lepiej niż ogółowi, ale ostrze swojego niezadowolenia zwrócił nie na źródło problemu, to znaczy reżim Putina, tylko na jedną z jego drobnych beneficjentek” – napisał politolog Iwan Prieobrażenski (https://www.dw.com/ru/larisa-dolina-gromootvod-dla-zapugannogo-obsestva-v-rf/a-74984099). „W normalnych warunkach postępek Dolinej nie stałby się powodem takiej masowej kampanii społecznej”. Ale sytuacja normalna nie jest. Władze stale dokręcają śrubę, tego nie wolno, tamtego nie wolno, wsadzają do łagru za słowa, za piosenki, za westchnienia. Zdaniem Prieobrażenskiego, „to frustracja zmęczonego i zastraszonego, zatomizowanego społeczeństwa i poszukiwanie punktu, w którym zbiega się niezadowolenie różnych grup społecznych. Czasem od tego zaczynają się rewolucje. Ale nie w Rosji. Bo choć niezadowolenie z polityki władz jest masowe (obniżenie poziomu życia, niewypłacanie pensji, rozczarowanie z tego powodu, że wojna nadal się ciągnie), to nie przekuwa się ono w zorganizowaną formę”.

Dolina stała się w tych warunkach „obiektem zastępczym” dla hejtu. Bo skoro za skrytykowanie Putina można dostać realny wyrok, to lepiej znaleźć inną osobę, której można przyłożyć bezkarnie i rozładować swoje emocje.

Dwaj ludzie na Kremlu

3 grudnia 2025. Trzy godziny opóźnienia, bo Putin przemawiał na forum „Rosja przyzywa”. A potem pięć godzin rozmów na Kremlu w reprezentacyjnej sali, w której stoją cztery rzeźby carów. Potem do dziennikarzy wychodzi doradca Putina ds. międzynarodowych Jurij Uszakow, luźno, z ręką w kieszeni i mówi: nie jesteśmy ani bliżej, ani dalej. Ci dwaj ludzie nadal będą z nami rozmawiać.

Tak w skrócie wyglądał dzień pobytu amerykańskiej delegacji w Moskwie, który miał przynieść wielki przełom, ale nie przyniósł. „Ci dwaj ludzie” to specjalny wysłannik Trumpa Steven Witkoff i niespecjalny zięć Trumpa Jared Kushner, którzy przyjechali wczoraj do rosyjskiej stolicy, aby porozmawiać z Putinem o perspektywach zakończenia wojny na Ukrainie. Znane z medialnych przecieków niby-plany niby-pokojowe (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2025/11/21/kreml-chce-dopracowac-plan-trumpa/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2025/11/24/wojna-i-niepokoj-albo-nowy-duch-genewy/) już się bezowocnie zmieliły w szybkoobrotowych młynach polityki. Na dobrą sprawę nie wiadomo, o czym rozmawiali Witkoff i Kushner z gospodarzem Kremla.

Ważniejsze od samych rozmów za zamkniętymi drzwiami okazało się tło. A tło przed kolejną rundą stworzył osobiście Putin. Najpierw telewizja odpaliła reportaż z pobytu głównodowodzącego w jakimś tajemniczym punkcie dowodzenia. Tam Putin przyodziany w dopasowany do sylwetki mundur polowy (przypominający odzież przeciętnego ochroniarza w sklepie wielkopowierzchniowym) odebrał meldunki dowódców o wielkich postępach w podbijaniu ukraińskich ziem przez „drugą armię świata”, jak mówi o rosyjskiej armii kremlowska propaganda. Obrazek „Putin w mundurze” to wypracowana przez Kreml metoda sygnalizowania, że do pokoju Rosja nie dąży i żadnych warunków przyjmować nie zamierza.

Najwidoczniej treść meldunków (rozmijająca się z rzeczywistością, jak mówią eksperci wojskowi) wprawiła Putina w doskonały humor. Bo przy najbliższej styczności z kohortą obsługi medialnej dał upust swej militarnej ekscytacji. Zdaniem Putina, niepowodzeniom w „procesie pokojowym” winna jest Europa. Jeszcze trzy dni temu zapewniał, że gotów jest zapisać, iż Rosja nie ma żadnych agresywnych planów wobec Europy (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2025/11/30/rozmowy-podsluchy-przecieki/). A już wczoraj z uśmiechem głodnego węża wysyczał: państwa europejskie są „po stronie wojny” i nawet wtedy, gdy próbują wnieść zmiany w propozycje Białego Domu, liczą, że rozmowy zostaną zerwane. Bo Europa przedstawia propozycje, które są dla Rosji nie do przyjęcia, aby potem oskarżyć ją o czynienie przeszkód w rozmowach pokojowych.

Dalej było jeszcze bardziej bojowo. – Rosja nie zamierza walczyć z państwami europejskimi, ale jeśli Europa zacznie wojnę, to Rosja jest do niej gotowa „choćby już w tej chwili”. A to doprowadzi do sytuacji, w której nie będzie z kim osiągnąć porozumienia. Niemniej, jak dodał, Moskwa może się zgodzić na włączenie Europejczyków do negocjacji, „jeżeli powrócą na grunt rzeczywistości”. Zaznaczył jeszcze, że na Ukrainie Rosja walczy „metodą chirurgiczną” (cokolwiek miałoby to znaczyć), czym chciał zapewne dać do zrozumienia, że z Europą w razie wojny będzie walczyć nie skalpelem, a toporem. Być może taka wojownicza wypowiedź Putina związana jest nie tylko z chęcią zrobienia wrażenia na Amerykanach, ale jest też reakcją na sygnalizowane europejskie zamiary zrobienia użytku z zamrożonych rosyjskich zasobów, a może jest też wściekłą groźbą w związku z akcjami na rosyjską „flotę cieni” (jeśli Rosja nie będzie w stanie eksportować swojej „czarnej ropy”, objętej embargiem, to jej budżet wyraźnie na tym straci).

Gdy Putin w kuluarach forum „Rosja przyzywa” groził Europie, oczekującą na spotkanie amerykańską delegację zabawiał Kiriłł Dmitrijew. Zaprowadził Amerykanów do restauracji w centrum Moskwy i nakarmił pierożkami. To nie była pierwsza wspólna wycieczka Dmitrijewa i Witkoffa po Moskwie. Podczas poprzedniego pobytu amerykańskiej delegacji Dmitrijew powiódł Witkoffa do centrum „Zariadje” – wielkiego kompleksu rozrywkowego i galerii handlowej w pobliżu Kremla. Obserwatorzy uznali to za aluzję do ich wieloletnich powiązań biznesowych – według dziennikarki Anastasii Kirilenko „Zariadje” budowali partnerzy Witkoffa Diller Scofidio + Renfro. Wygranie przetargu ułatwił im Kiriłł Dmitrijew (więcej szczegółów o powiązaniach biznesowych: https://www.forumfreerussia.org/articles/opinions/2025-11-26/prosto-prodalis).
Po pięciogodzinnych rozmowach na Kremlu nie wydano żadnego oficjalnego komunikatu. Z półsłówek w wypowiedziach uczestników i komentatorów można się domyślić, że Kreml ustawił mur z żądań nie do spełnienia. Są to m.in. żądania dotyczące terytoriów. To jedna z zasłon dymnych stosowanych przez rosyjską dyplomację. Bo jednocześnie na drugim fortepianie wygrywana jest znana melodia: Rosja nie jest gotowa do żadnych ustępstw (z takim komunikatem na kilka dni przed rozmowami wystąpił wiceminister spraw zagranicznych Siergiej Riabkow – https://www.interfax.ru/russia/1060018).

„Celem Putina [w rozmowach] było przekazanie – bez pośredników – prezydentowi USA, gdzie Rosja widzi „czerwone linie”. W myśl tych założeń Waszyngton powinien teraz wywrzeć nacisk na Kijów. Putin spodziewa się, że ten sygnał zmieni pozycję Trumpa” – oceniła politolożka Tatiana Stanowaja.

Coś na rzeczy jest, bo Witkoff z Kushnerem polecieli z Moskwy prosto do Waszyngtonu, choć wcześniej informowano, że zatrzymają się jeszcze w Europie, aby porozmawiać z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim.

Rozmowy, podsłuchy, przecieki

30 listopada 2025. Po wycieku do mediów 28-punktowego „planu pokojowego” (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2025/11/21/kreml-chce-dopracowac-plan-trumpa/) nastąpiło wielkie ożywienie wokół przymiarek do znalezienia wyjścia z sytuacji. Delegacje negocjujące warunki uregulowania spotkały się w różnych konfiguracjach. Teraz oczekiwana jest kolejna wizyta amerykańskich negocjatorów w Moskwie. Codziennie wypływają coraz to nowe rewelacje. I końca nie widać.

Najpierw Bloomberg opublikował treść rozmów doradcy Putina ds. międzynarodowych Jurija Uszakowa ze specjalnym przedstawicielem Trumpa, Steve’em Witkoffem (https://bloomberg.com/news/articles/2025-11-25/witkoff-advised-russia-on-how-to-pitch-ukraine-plan-to-trump?srnd=homepage-europe). Witkoff wystąpił jako „wujek Dobra Rada”: szczerze i otwarcie przekazał swoim rosyjskim rozmówcom przemyślane sugestie, jak mają obłaskawiać Trumpa, żeby osiągnąć swoje cele. Potem wyciekły jeszcze zapisy rozmów Witkoffa z Dmitrijewem (specjalnym wysłannikiem Putina ds. kontaktów z USA), z których wynika, że cały ten „plan Trumpa” to kiepskie tłumaczenie na angielski podyktowanego przez Dmitrijewa i Uszakowa tekstu. Według trafnego sformułowania dziennikarza Iwana Jakowiny, bałałajki i uszanki sterczą z każdego fragmentu.

Kolejną sensacją stało się ujawnienie, że (najprawdopodobniej) podsłuchiwany był telefon Jurija Uszakowa i stąd strumieniem wyciekały rozmówki z Witkoffem. Z punktu widzenia Kremla, to samo w sobie niewąski skandal – ktoś (nie wiadomo, kto) podsłuchuje jednego z najważniejszych urzędników na Kremlu, człowieka odpowiedzialnego za doradzanie Putinowi, jak prowadzić politykę zagraniczną. Putin ma obsesję na punkcie trzymania wszystkiego w tajemnicy, za siedmioma pieczęciami i siedmioma zasłonami. Kremlowskie służby stają na uszach, aby nic nie wydostało się poza mury Kremla, a tu taki despekt: podsłuch w samym sercu prezydenckiej kancelarii (Uszakow próbował tłumaczyć, że czasem rozmawia przez WhatsApp – notabene zabroniony w Rosji – a podsłuchiwanie szyfrowanych bezpiecznych linii jest niemożliwe). Pozostaje ciekawe pytanie: a kogo jeszcze podsłuchiwano, do jakich sekretów dotarła ta nieznana wraża siła, która miała niekontrolowany dostęp do tego, co dzieje się w kuluarach rosyjskiej polityki.

Na podsłuch i przeciek zareagował osobiście Putin. Podczas konferencji prasowej w Biszkeku (dokąd przyleciał na szczyt OUBZ) figlarnie zauważył: „Podsłuchiwanie to przestępstwo”. Ciekawa uwaga w ustach człowieka, który zrobił karierę dzięki wykorzystaniu nagrania (i późniejszemu opublikowaniu) schadzki prokuratora generalnego z dwiema mało zacnymi kobietami (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2016/04/07/nagi-instynkt-polityczny-czesc-druga/) i który zbudował swój system na podsłuchiwaniu i kontrolowaniu.
Putin na tej konferencji wypowiedział jeszcze wiele ciekawych zdań. „Projektów porozumienia nie było, była lista kwestii, które miały być omówione i ostatecznie sformułowane”. Czyli pożegnał bez zbędnych ceregieli 28-punktowy „plan Trumpa”.

Złożył deklarację, że Rosja może rozmawiać o skorygowanym w Genewie planie pokojowym (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2025/11/24/wojna-i-niepokoj-albo-nowy-duch-genewy/), że poszczególne punkty należy „przełożyć na język dyplomacji”. Jednocześnie zaznaczył stalowym głosem: „Wojska Ukrainy wycofają się z zajmowanych terytoriów, to wtedy działania wojenne ustaną. Nie wycofają się? To my osiągniemy swoje cele na drodze militarnej”. Jednym słowem: pokój? jaki pokój? będziemy walczyć i już. „Słowa Putina stały się świadectwem tego, że Rosja nie ma zamiaru podjąć żadnych działań po tym, jak amerykańscy urzędnicy, w tym Trump, wychwalali pod niebiosa ogromny postęp osiągnięty w ich wysiłkach na rzecz przerwania wojny” – stwierdzili komentatorzy CNN.

W wypowiedzi Putina był jeszcze passus dotyczący obaw państw europejskich przed inwazją Rosji: „Jeżeli [władze tych państw] nastraszyły swoich obywateli [wojną] i ci ludzie chcą usłyszeć, że nie mamy żadnych agresywnych planów w związku z Europą, to proszę bardzo, jesteśmy gotowi je zapisać”. Jak wiadomo z historii – i tej dawniejszej, i tej całkiem niedawnej – na słowie Putina można polegać jak na Zawiszy: że będzie odwrotnie, niż zapowiada.

Putin żalił się jeszcze dziennikarzom w Biszkeku na sankcje, jakie Ameryka wprowadziła wobec dwóch rosyjskich niewiniątek – Rosniefti i ŁUKoila. Ale o gospodarczych nowościach w amerykańsko-rosyjskim dialogu będzie w następnym odcinku thrillera.

Wojna i niepokój albo nowy „Duch Genewy”

24 listopada 2025. Kreml na 28-punktowy „plan pokojowy” Trumpa zareagował z pewną taką ostrożnością. Najpierw się przyczaił, potem udał zdziwienie, potem wytoczył znaną już wszystkim na pamięć opowieść o „praprzyczynach”, które stały się katalizatorem wojny i które należy zniwelować, a wreszcie ustami Putina wypowiedział stare sowieckie zaklęcie o przywiązaniu do pokojowych metod rozwiązywania problemów międzynarodowych. Ostrożna i powściągliwa jest też rosyjska reakcja na wyniki rozmów amerykańsko-europejsko-ukraińskich, które w miniony weekend toczyły się w Genewie.

O okolicznościach powstania kuriozalnego dokumentu złożonego z 28 punktów wiadomo dziś nieco więcej niż w piątek, kiedy pisałam poprzedni tekst: https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2025/11/21/kreml-chce-dopracowac-plan-trumpa/. „Plan” wygląda jak spisana na kolanie lista luźnych propozycji (głównie rosyjskich). Zapewne został skompilowany na podstawie tego, o czym rozmawiał specjalny przedstawiciel Trumpa Steve Witkoff podczas wizyt w Rosji oraz potem już tylko z Kiriłłem Dmitrijewem, wysłannikiem Kremla (zarówno w Petersburgu, jak i w USA). Dmitrijew niespełna miesiąc temu został wysłany do Stanów, aby reanimować proces negocjacji, zawieszony przez stronę amerykańską po szczycie w Anchorage. Oficjalnie nie informowano, z kim się wówczas spotykał i w jakim celu (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2025/10/28/rakiety-i-krwawe-czekoladki-od-putina/). Dopiero kilka dni temu wyciekły doniesienia o jego spotkaniu w Miami z Witkoffem i Jaredem Kushnerem (zięć Trumpa) (https://www.reuters.com/world/europe/trump-officials-meeting-with-russian-miami-spurs-questions-about-latest-ukraine-2025-11-22/). Żaden z wymienionych nie jest dyplomatą, więc wyszło jak wyszło: niekompetentnie i nieczytelnie (tymczasem profesjonalni rosyjscy dyplomaci – minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow i jego zastępca Siergiej Riabkow – zostali jakiś czas temu odstawieni na boczny tor, co dało asumpt do plotek, że Ławrow wypadł z łaski; słaby sygnał, że może powrócić do gry, był dany podczas piątkowego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa FR: Ławrow był obecny, a nawet miał referować zaplanowany temat, ale ostatecznie nie został dopuszczony do głosu, bo centralne miejsce obrad zajął „plan pokojowy”).

Nadworny reporter Kremla, Paweł Zarubin poświęcił niemal połowę swojego ostatniego cotygodniowego programu telewizyjnego „Moskwa. Kreml. Putin” kwestii postawy Rosji wobec „ukraińskiego kryzysu”, jak często określają wojnę kremlowscy urzędnicy. Przypomniał cytaty z wypowiedzi Putina, w których odnosił się on do Ukrainy, począwszy od 2014 r. Zostały więc znów przywołane wszystkie propagandowe hasła, mające uzasadnić agresję (której to agresją się nie nazywa, obowiązuje inna nomenklatura: „Rosja była zmuszona wystąpić w obronie Rosjan Donbasu”, „to wojna obronna”, „Rosja na nikogo nie napadała”, „Rosja od początku składa propozycje pokojowe, które naziści z Kijowa odrzucają”, „a jak chcą się bić, to proszę bardzo” itd.; takie zestawienie było ciekawe z jednego jeszcze względu: Putin, wypowiadając te wiekopomne kłamstwa, wykonywał niekontrolowane charakterystyczne gesty – wzruszenie ramion, grymas na twarzy, wytrzeszczanie oczu – towarzyszące mu wtedy, gdy kłamie lub gdy nie jest pewny tego, co mówi). Akordem końcowym materiału był wyimek z ostatniego wystąpienia Putina: „Rosja może dochodzić do osiągnięcia swoich celów drogą militarną, ale jeśli będzie taka możliwość, to podejmie negocjacje pokojowe”. Negocjacje pokojowe to jeszcze nie deklaracja woli pokoju, więc co szkodzi ją złożyć. Putin do pokoju nie dąży i wywija się jak piskorz od jasnych zapewnień o chęci zakończenia walk, wręcz przeciwnie – z zadowoleniem podkreśla, że Rosja może kontynuować działania militarne i posuwać się – choć powoli, to jednak krok po kroku – w głąb ukraińskiego terytorium (czyli o żadnym zawieszeniu broni nie ma mowy). Putin chce sprawiać wrażenie, że może prowadzić wojnę bez końca, że nie niepokoi go ślimacze tempo operacji, że nie niepokoją go kłopoty w gospodarce. Jest przekonany, że z budżetu wyciśnie jeszcze sporo grosza na wojaczkę i że nic go nie ogranicza. Jest też przekonany, że może sobie pozwolić na wykręcanie kota ogonem i dalsze igranie z pokojowymi ambicjami Trumpa.

Eksperci Ośrodka Studiów Wschodnich w analizie „Nowy amerykański plan pokojowy – presja na Kijów na warunkach Moskwy” napisali: „Wynegocjowanie porozumienia akceptowalnego i dla Ukrainy, i dla Rosji, jest na tym etapie wojny niemożliwe. Ukraińcy są wyczerpani wrogimi atakami z powietrza oraz przerwami w dostawach prądu i ogrzewania, jednak dla większości z nich przystanie na warunki oznaczające de facto poddanie się dyktatowi Moskwy wciąż jest nie do przyjęcia. […] Rosyjska taktyka zmierza do realizacji jednego z dwóch scenariuszy. W pierwszym celem będzie polityczna kapitulacja Ukrainy, „współpraca” ze Stanami Zjednoczonymi i przygotowanie do wznowienia agresji. Kreml podejmie rozmowy na podstawie propozycji USA, próbując zaostrzyć szczegółowe warunki planu pokojowego w taki sposób, by jeszcze bardziej ograniczyć suwerenność i bezpieczeństwo Ukrainy”.

I dalej: „W drugim scenariuszu celem byłoby porzucenie Kijowa przez Trumpa i militarne zwycięstwo nad Ukrainą. Twarde warunki planu doprowadzą w praktyce – po nieudanych próbach jego rozwodnienia – do odrzucenia go przez Kijów (wspierany w tym przez Europę). Moskwa obarczy wówczas Ukrainę i Europę odpowiedzialnością za fiasko procesu pokojowego i skłoni prezydenta Stanów Zjednoczonych do całkowitego wycofania wsparcia wojskowego i wywiadowczego dla Kijowa (a być może także do zakazania sprzedaży mu amerykańskiej broni). Wskutek tego dojdzie do poważnego pogorszenia sytuacji wojskowej Ukrainy, co pozwoli Rosji odnieść sukcesy militarne na froncie, a w dalszej przyszłości – podyktować Kijowowi drakońskie warunki kapitulacji. […] Jeśli zaś Kijowowi i państwom europejskim uda się przekonać Waszyngton do wyraźnego złagodzenia przedstawionych warunków pokoju, Moskwa nie przyjmie go i będzie usiłowała obarczyć strony ukraińską i europejską odpowiedzialnością za fiasko procesu, a następnie – doprowadzić do ziszczenia się drugiego z powyższych scenariuszy” (całość w: https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2025-11-24/nowy-amerykanski-plan-pokojowy-presja-na-kijow-na-warunkach-moskwy).

Po opublikowaniu przez media 28-punktowego planu zwołano w trybie pilnym naradę w Genewie z udziałem delegacji Ukrainy, USA i E3 (Wielka Brytania, Francja, Niemcy). Po rozmowach wydano komunikat, że zaproponowano zmiany w 28-punktowym materiale wyjściowym, a prace będą kontynuowane.

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow wobec Genewy wypowiedział się z dystansem: „Na razie nie otrzymaliśmy od amerykańskich partnerów żadnego komunikatu dotyczącego rozmów w Genewie. Prezydent Putin zaznaczył, że Rosja pozostaje otwarta na negocjacje. Ale na razie nie dysponujemy żadnymi konkretami w tej materii”.

Napięcie najwyraźniej nie opadło. Może kremlowscy inżynierowie dusz w oczekiwaniu na wieści z Genewy pokrzepią się koktajlem „Duch Genewy”. Przepis na ten niebywały napitek można znaleźć w poemacie prozą Wieniedikta Jerofiejewa „Moskwa-Pietuszki”: woda kwiatowa „Biały bez” – 50 g, środek przeciw poceniu się nóg – 50 g, piwo żygulowskie – 200 g, lakier na spirytusie – 150 g. Autor przestrzegał, aby wody kwiatowej „Biały bez” nie zastępować pochopnie innymi kompozycjami zapachowymi. Bo tylko „Biały bez” uspokaja sumienie.

Kreml chce dopracować plan Trumpa

21 listopada 2025. Opublikowanie w mediach 28-punktowego „planu pokojowego” dla Ukrainy i Rosji wywołało wstrząs. Zawarte w nim propozycje zostały uznane przez większość obserwatorów – zarówno analityków, dziennikarzy, jak i polityków – w Europie i na Ukrainie za wyznaczenie drogi do nieuniknionej kapitulacji Ukrainy i umożliwienie Rosji zgarnięcie całej puli. Tymczasem reakcja Moskwy była z początku więcej niż powściągliwa. Dopiero dziś wieczorem Putin zwołał naradę Rady Bezpieczeństwa FR.

Tekst 28-punktowego planu opublikowało wiele mediów, w tym polskie (z treścią można się zapoznać m.in. tu: https://www.rp.pl/dyplomacja/art43376841-znamy-wszystkie-28-punktow-planu-pokojowego-donalda-trumpa-dla-rosji-i-ukrainy-oto-ich-tresc). W wielu źródłach można się też zapoznać z ocenami, obawami i prognozami. W tym krótkim tekście chciałabym się natomiast skupić na reakcji Moskwy. Najpierw były ostrożne głosy rosyjskiego MSZ. Rzeczniczka Maria Zacharowa: Rosja oficjalnie nie otrzymała od USA żadnych planów dotyczących Ukrainy i pokojowego uregulowania konfliktu. Potem w podobnym tonie głos zabrał rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow: z Rosją nie konsultowano 28-punktowego planu pokojowego USA, opublikowanego przez media. Ewidentnie rzecznicy czekali na komendę z góry. I doczekali się.

Putin lubi teatralne gesty. Wczoraj przywdział ponownie mundur polowy i w towarzystwie szefa sztabu generalnego Gierasimowa stanął mężnie przed kamerą ustawioną w korytarzach punktu dowodzenia zgrupowania „Zachód” (https://www.kommersant.ru/doc/8214276). Pokazanie się w mundurze, w towarzystwie wojskowych, zapowiedź, że „cele specjalnej operacji wojskowej zostaną osiągnięte”, było swoistym komentarzem do ogłoszenia 28-punktowego planu – takim dwudziestym dziewiątym punktem, który można było zinterpretować jako nieustępliwość i wolę dalszej walki. A dziś Putin zwołał nadzwyczajną naradę Rady Bezpieczeństwa FR.

Starannie wyreżyserowany spektakl, jakich już kilka mieliśmy okazję oglądać.
Formalnie posiedzenie zwołano w związku z planowanym na rok 2026 przewodnictwem Rosji w OUBZ (Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym) oraz koniecznością wzmożenia walki z neokolonializmem. Ledwie Putin zaczął mówić, gdy weszła mu w słowo przewodnicząca Rady Federacji Walentina Matwijenko: – Teraz na świecie komentowany jest 28-punktowy plan Trumpa w związku z kryzysem ukraińskim. Czy można poprosić pana, aby – zanim przejdziemy do omawiania innych spraw – wypowiedział się pan na ten temat? Czy to się jakoś wiąże z rozmowami z Trumpem na Alasce?

Putin odparł, że pokojowy plan Trumpa w istocie nie jest nowy i był dyskutowany jeszcze przed spotkaniem na Alasce. – Strona amerykańska prosiła nas, byśmy poszli na kompromis w niektórych sprawach, byśmy zadziałali elastycznie.

Według słów Putina, po Anchorage „nastąpiła pauza, związana z faktyczną odmową Ukrainy, by wypełnić zaproponowany przez USA plan”. To, co teraz zostało zaprezentowane jako plan złożony z 28 punktów to, zdaniem Putina, „nowa redakcja” (https://t.me/zarubinreporter/4489). Rosyjskie władze mogły się z tą „nową redakcją” zapoznać dzięki kanałom ustanowionym dla współpracy z amerykańską administracją (według Axios, plan zapewne był przepracowywany przez Kiriłła Dmitrijewa i Steve’a Witkoffa, taki zgodny duet).

I teraz dochodzimy do clou programu: Putin oznajmił, że Moskwa gotowa jest prowadzić negocjacje nad nowym planem Trumpa. Jednakże powinien on zostać dopracowany: – Ten plan również może stać się podstawą końcowego uregulowania pokojowego, ale tego tekstu nikt z nami konkretnie nie omawia. A my, jak już wielokrotnie powtarzałem, jesteśmy gotowi do rozmów pokojowych, do rozwiązania problemów na drodze pokojowej. Ale konieczne jest merytoryczne przedyskutowanie wszystkich szczegółów proponowanego planu.

Putin najwyraźniej nadal nie ma ochoty na zawieranie porozumienia pokojowego, o jakie zabiega Trump. Chyba że sam takowe porozumienie napisze i zawrze w nim wszystkie swoje cele, w tym zagarnięcie całej Ukrainy, państw bałtyckich i Europy Środkowo-Wschodniej, podporządkowanie Rosji całej Europy, którą USA opuszczą. No i jedzenie ostryg w Paryżu, tylko bistro, bistro.

Nowy dekalog patriarchy Cyryla?

20 listopada 2025. Podczas XXVII Światowego Rosyjskiego Soboru Narodowego, poświęconego obchodzonej w tym roku 80. rocznicy Pobiedy, patriarcha Moskwy i całej Rusi Cyryl dał nową wykładnię przykazania „nie zabijaj”. Według jego interpretacji, „uczestnicy wojny w Ukrainie nie naruszają tego przykazania”.

Patriarcha Cyryl od początku agresji Rosji na Ukrainę wspiera zbrodniczą politykę Putina, wzmacnia przekaz propagandowy, powtarzając za kapłanami telewizyjnych seansów nienawiści, że Rosja nigdy na nikogo nie napadała, jest zawsze za pokojem, obecna wojna jest kontynuacją „świętej wojny” 1941-1945 itd. W wystąpieniu na Soborze Cyryl znów nazwał obecną wojnę „kontynuacją tamtej, niezakończonej wojny, w której odnieśliśmy Wielkie Zwycięstwo wiosną 1945 roku, ale nie zdołaliśmy do końca wykorzenić zła nazizmu”. Cyryl powołał się w tym wystąpieniu na społeczną koncepcję Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, w której znajduje się pojęcie „wojny sprawiedliwej”. A na takiej wojnie żołnierze mogą zabijać, nie łamiąc przykazania „nie zabijaj”. Patriarcha za rosyjskimi propagandystami powtórzył, że wojna z Ukrainą jest dla Rosji wojną obronną. A zatem sprawiedliwą, bo prowadzoną w obronie słabszych, starców, kobiet, dzieci. Widocznie patriarcha zabijanie ukraińskich starców, kobiet, dzieci przez rosyjską armię uważa za w pełni uzasadnione.

Pojęcia dobra i zła patriarcha już dawno zamienił miejscami, profity płynące z łaskawości władzy świeckiej okazują się ważniejsze niż wiara, wykonuje polityczne zamówienia Kremla, coraz dalej odchodząc od chrześcijańskich zasad, sprzeniewierzając się roli kapłana.

Rok temu podczas spotkania z weteranami SVO (specjalnej operacji wojskowej) odpowiadając na pytanie jednego z nich, czy w Rosji powinna obowiązywać kara śmierci, Cyryl odparł: „Kara śmierci istniała na przestrzeni całej historii ludzkości. Pan nasz, Jezus Chrystus, nie potępiał kary śmierci, choć sam niezasłużenie został jej poddany” (więcej: https://www.tygodnikpowszechny.pl/co-patriarcha-moskwy-i-calej-rusi-cyryl-sadzi-o-karze-smierci-i-dlaczego-teraz-podjal-ten-temat). Teraz wykonał kolejny krok w stronę wypaczenia nauki wiary.

Może następnym krokiem będzie zainicjowanie przez najwyższego hierarchę Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej „nowej redakcji” Biblii, bo ta nie pasuje do interpretacji rosyjskich władz?

Wróćmy jeszcze na chwilę na salę plenarną Światowego Rosyjskiego Soboru Narodowego (notabene to pseudospołeczna, pseudoreligijna, pseudoprawosławna struktura pod auspicjami patriarchy Moskwy) . W zgromadzeniu wzięło udział około dwóch tysięcy delegatów, duchownych (m.in. kapelan „specjalnej operacji wojskowej”, okazuje się, że jest taka funkcja i pełni ją protojerej Dmitrij Wasilenkow) i świeckich (w pierwszym dniu przemawiał m.in. zastępca szefa Administracji Prezydenta Siergiej Kirijenko, który bije się o koszulkę najbardziej aktywnego uczestnika procesów wewnątrzpolitycznych w Rosji). Jednym z chętnie wypowiadających się dla dziennikarskiej obsługi delegatów okazał się szef komitetu Dumy ds. finansowych Anatolij Aksakow. Atmosfera zapewne mocno uduchowiła finansistę, bo podzielił się z prasą przemyśleniami o walce Rosji z diabłem. Nie, pod pojęciem diabła nie miał na myśli Putina ani członków jego drużyny. Tym diabłem w rozumieniu Aksakowa (i nie tylko jego – ta myśl wielokrotnie powtarzana była podczas obrad, a wcześniej w telewizyjnych talk show) jest Zachód. „Siły diabelskie pchają świat na krawędź wojny, chcą, aby zaczęła się wojna, aby ludzie walczyli ze sobą. Na Zachodzie moce diabelskie są tak silne, że niepodobna z nimi walczyć”. Aksakow widzi rękę diablą w rozniecaniu konfliktu między Rosją a Ukrainą. A ręki Putina w tym nie widzi.

Agencja TASS też dostrzegła wagę Soboru jako siły jednoczącej Rosjan, zalecającej ochronę języka rosyjskiego, występującej w obronie rosyjskiej diaspory. Sobór ma pełne wsparcie Kremla.

Kto w rosyjskiej elicie najbardziej kocha Hiszpanię?

16 listopada 2025. Szesnaście lat temu w moskiewskim areszcie śledczym Butyrki zmarł Siergiej Magnitski. Zmarł po rocznym pobycie doprowadzony do skrajnego wyczerpania, pozbawiony pomocy medycznej (według rodziny i obrońców praw człowieka przyczyną śmierci było pobicie przez funkcjonariuszy w areszcie Matrosskaja Tiszyna, dokąd był przewieziony na badania). Był prawnikiem zatrudnionym w firmie Hermitage Capital Management. Wykrył wielkie przewały finansowe uprawiane przez rosyjskich urzędników średniego i wysokiego szczebla, czerpiących zyski z nieuzasadnionego zwrotu VAT-u. Śmierć prawnika odbiła się szerokim echem w świecie. Temat wykrytych przez niego oszustw oraz okoliczności jego śmierci od czasu do czasu powraca w różnych konfiguracjach. Teraz wypłynął znów pośrednio w związku z prowadzonym w Hiszpanii śledztwem.

Hiszpańska prasa wielokrotnie pisała o śledztwie prowadzonym przez dwóch prokuratorów Juana Jose Rosę i Jose Grindę, specjalizujących się w badaniu procesów korupcyjnych (https://www.elperiodico.com/es/politica/20250818/fiscal-investiga-blanqueo-oligarca-ruso-120622370). Prokuratorzy pracują od wielu lat nad ustaleniem schematu prania brudnych pieniędzy z Rosji. Finansista William Browder, szef Magnitskiego w Hermitage Capital Management, złożył kilka lat temu pozew w sprawie wyjaśnienia, czy ukradzione jego firmie przez rosyjskich urzędników pieniądze (według schematu, który wykrył Magnitski) zostały nielegalnie zainwestowane w hiszpańskie nieruchomości. Dochodzenie nadzoruje prokurator Ismael Moreno.

Sprawa ciągnie się i ciągnie, śledczy toną w papierach. Latem tego roku pod ich lupą znalazł się niejaki Dmitrij Artiakow, lat 42.

14 lipca 2025 r. prokurator Moreno wydał nakaz zatrzymania Artiakowa pod zarzutem prania brudnych pieniędzy poprzez handel nieruchomościami. Rosjanin okazał się właścicielem posiadłości w miejscowości S’Agaro na Costa Brava. Skomplikowane schematy finansowe, które pozwoliły na nabycie nieruchomości, stały się obiektem zainteresowania hiszpańskiej prokuratury. W domu u Artiakowa zarekwirowano drobną kwotę 220 tys. euro w gotówce, luksusowe auto marki Lexus, motocykl oraz kilka sztuk markowych zegarków (bez drogich zegarków żaden szanujący się bogacz nie może żyć). Dmitrij jest synem eksgubernatora obwodu samarskiego Władimira Artiakowa, obecnie zastępcy szefa korporacji państwowej Rostech, grubej ryby w putinowskim establishmencie.

Jak napisał w przygotowanej wspólnie z OCCRP obszernej publikacji o sprawie Artiakowa portal „Ważnyje Istorii” (https://istories.media/stories/2025/09/17/u-menya-papa-visokopostavlennii-chelovek/?tztc=1): „Zakłady wchodzące w skład Rostech produkują broń dla rosyjskiej armii. Szef korporacji, przyjaciel Putina, Siergiej Czemiezow, publicznie mówi o wojnie z kolektywnym Zachodem. Tymczasem Dmitrij Artiakow – syn jego pierwszego zastępcy – wraz z rodziną i przyjaciółmi jeździł do swojej willi w Hiszpanii i wił tam gniazdko. Jak zeznał podczas przesłuchania, chciał wprowadzić w posiadłości ulepszenia. – S’Agaro to najlepsze miejsce w Hiszpanii – wyznał prokuratorowi. Jego wizytom w tym śródziemnomorskim kurorcie nie przeszkadzały ani wojna, ani amerykańskie i europejskie sankcje przeciwko korporacji [Rostech] i jej kierownictwu, w tym Władimirowi Artiakowowi, ani sankcje USA wobec Dmitrija Artiakowa”.

Dalej czytamy: „Willę na hiszpańskim wybrzeżu Dmitrij nabył od swojej babki Anny Kuriepiny za 10 mln euro w 2014 r. [Kuriepina jest teściową Władimira Artiakowa]. W wieku 80 lat Kuriepina zakupiła w 2008 r. tę nieruchomość za 14 mln euro, kredyt wzięła w firmie off shore Delco Networks na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych”. Obrotna staruszka. Jak zdołali ustalić dziennikarze śledczy z OCCRP, Delco Networks obsługiwało lewą forsę rosyjskich oligarchów i urzędników. Natomiast podczas przesłuchania w prokuraturze Dmitrij zeznał, że kupił willę od babci za pieniądze pożyczone na Cyprze, ale już zdążył oddać: „Moje dochody pozwalają na spłacanie kredytów” – zapewnił. Dochody pochodzą z firmy Modum-trans (przewozy kolejowe), która jest ściśle powiązana z korporacją Rostech i zbrojeniówką.

Ciekawy jest fragment zeznań Dmitrija Artiakowa, świadczący o zamiłowaniach i stylu życia członków rodzin putinowskich notabli: „Przyjeżdżam do Hiszpanii każdego roku, na lato. Ze mną 8-10 osób, każdy może przewieźć 10 tys. euro bez deklaracji. Ponieważ przyjeżdżamy rokrocznie, mogę przywieźć 100 tys. euro w gotówce, nie muszę tego deklarować. Wszystkim, którzy ze mną przyjeżdżają, daje po 10 tys. euro […] Tylko na jedzenie wydaję po 1200 euro dziennie” – mówił Dmitrij, tłumacząc, skąd ma tyle gotówki w domu.

Sąd zdecydował, że Artiakow może nie pozostawać w areszcie, o ile wpłaci kaucję w wysokości 1 mln euro. Ma natomiast zakaz opuszczania terytorium Hiszpanii.

Czy prokuratorom uda się udowodnić powiązania nielegalnie transferowanych pieniędzy, pochodzących z ujawnionych przez Magnitskiego operacji, z nabywaniem przez Artiakowa nieruchomości w Hiszpanii, czas pokaże. Willa od babci nie była jedyną hiszpańską posiadłością Dmitrija, w latach 2005-2008 kupił osiem nieruchomości w Castell-Platja d’Aro.

„Kochamy Hiszpanię, stale tu przyjeżdżamy, inwestuję tutaj, nie mam nic do ukrycia” – zapewniał Artiakow przed obliczem hiszpańskiej prokuratury (https://x.com/istories_media/status/1968315924827533663). Prasa milczy o inwestycjach Artiakowa na Kamczatce, pod Petersburgiem, w obwodzie iwanowskim czy na Ałtaju. Zapewne dlatego, że jak cała patriotyczna elita wokół Putina zamiast zadbać o rozwój kraju, Artiakowowie wypatrują oczy za choćby skrawkiem działki gdzieś na znienawidzonym Zachodzie.

Paskudne pocałunki dyktatora

6 listopada 2025. W moskiewskim Maneżu przez najbliższy miesiąc będzie można oglądać wystawę „Wielkie Zwycięstwo. Rosja – moja historia”. W piętnastu salach zgromadzono 700 eksponatów – dokumentów, przedmiotów, instalacji, które mają opowiedzieć zwiedzającym najnowszą, odgórnie zalecaną, wersję tego rozdziału historii. Wstęp wolny.

Z darmowego wstępu na ekspozycję (zapowiadaną w poprzednim wpisie: https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2025/11/03/ulubione-fetysze-glownodowodzacego/) skorzystał sam Władimir Putin. 4 listopada, w Dniu Jedności Narodowej, w towarzystwie mera Moskwy Siergieja Sobianina, patriarchy Cyryla, ulubionego hierarchy, metropolity Tichona (Szewkunowa) i urzędnika ds. tworzenia wymaganych przez Kreml historycznych narracji Władimira Miedinskiego obejrzał sztandar zwycięstwa zatknięty na Reichstagu w maju 1945 r. i mundur Stalina (jak wskazują znawcy tematu, miał być to mundur szykowany na defiladę zwycięstwa, ale Stalin nigdy go nie założył; niemniej rozemocjonowany Tichon nazwał ten mundur „symbolem zwycięstwa”).

Słowem kluczem do zrozumienia celu urządzania tego typu wystaw jest właśnie „zwycięstwo”. Towar najbardziej pożądany przez Putina. W odbiorcach propaganda ma utrwalać fałszywy przekaz o tym, że Rosja zawsze wygrywała wojny. Co ma sugerować, że nie może być inaczej również w obecnie toczonej wojnie na Ukrainie. Fałsz fałszem podbity i w propagandowe ramy oprawiony.

Z okazji święta 4 listopada Putin oddał się rytuałom – złożył kwiaty pod pomnikiem Minina i Pożarskiego na placu Czerwonym, honorując przywódców pospolitego ruszenia, bohaterów wojny 1612 r., którzy wypędzili z Moskwy „polskich najeźdźców”. Prezydentowi towarzyszyli przedstawiciele Kościołów, związków i organizacji wyznaniowych. Nie po raz pierwszy, bo to taka tworzona odgórnie nowa świecka tradycja Kremla. Do tej pory podczas tych rytualnych spotkań, mających podkreślić dobre relacje władzy świeckiej i przedstawicieli różnych wyznań, Putin jedynie ściskał ręce przybyłych. A i to nie zawsze, i nie wszystkich. Tymczasem w tym roku z każdym nie tylko wymienił uścisk dłoni, ale jeszcze serdecznie objął i ucałował. „Zupełnie jak Breżniew, Breżniew bardzo lubił się całować” – napisali z przekąsem komentatorzy w mediach społecznościowych.

Wśród zaproszonych nie zauważyłam przedstawiciela Kościoła Rzymskokatolickiego (https://www.interfax.ru/russia/1056287). Natomiast większość tych, którzy wraz z Putinem składali kwiaty pod pomnikiem, później została zaproszona na Kreml, gdzie w podniosłej atmosferze odebrała odznaczenia i nagrody państwowe z rąk Putina. Wyróżniony został nie tylko patriarcha Cyryl, ale m.in. także duchowny zwierzchnik Cerkwi staroobrzędowców czy adwentystów dnia siódmego (przegląd zdjęć z uroczystości można zobaczyć tutaj: https://irp.news/patriarha-kak-glavu-vrns-liderov-konfessij-nagradil-putin/; bardzo ciekawa galeria postaci). Uczestnicy uroczystości prześcigali się w komplementowaniu Putina za przenikliwość, mądrość, zamiłowanie do pokoju, troskę etc. Największą zawartość wazeliny miała wypowiedź prawosławnego duchownego z Białorusi Andrieja Lemieszonka, znanego z wychwalania Putina pod niebiosa; tym razem przebił sam siebie: „Dziękuję wam za to, że swoje życie oddaliście Bogu. Wszystko, coście mieli, oddaliście Bogu i poszliście na Golgotę, za Chrystusem”.

Druga część „spontanicznego” spotkania Putina ze społeczeństwem, które przypadkiem „przechodziło z tragarzami” pod murem Kremla i zostało dopuszczone przed oblicze prezydenta, okazała się ciekawsza niż sztywny ceremoniał imitujący życie duchowe. Tą wyróżnioną cząstką społeczeństwa okazały się dzieci uczestników „specjalnej operacji wojskowej”. Jedna z dziewczynek, 11-letnia Kira Pimienowa (której ojciec był zmobilizowany w 2022 r., zginął w marcu 2024), wystąpiła do Putina z niecodzienną prośbą: „Mój wujek jest na froncie. Odniósł ranę w rękę, był w szpitalu, ale go tam nie wyleczono. A teraz wyprawiają go znów do walki. Chciałabym, aby został przeniesiony do dobrego szpitala w Rosji. Wujek nazywa się Anton Fisiura”. Putina na chwilę zatkało, po czym wybąkał: „dziękuję, że o nim pamiętasz, zuch. Znajdziemy go”. Tak jakoś nieświątecznie wyszło, poważnie, zbyt poważnie jak na problemy, które powinny zaprzątać umysł jedenastolatki. O problemie odsyłania na front żołnierzy, którzy po odniesieniu ran czy kontuzji nie są należycie leczeni, a kierowani ponownie do walki, piszą ostatnio często emigracyjne portale.

Dialog dziewczynki z Putinem został starannie wycięty ze wszystkich relacji ze spotkania na placu Czerwonym, które znalazły się w wydaniach programów informacyjnych w telewizji. Temat niedoleczonych „bohaterów SVO” nie gości w telewizyjnych wiadomościach.

Ulubione fetysze głównodowodzącego

3 listopada 2025. O tym, że napaść Rosji na Ukrainę jest „kontynuacją wielkiej wojny ojczyźnianej – świętej wojny”, rosyjscy propagandyści perorowali już od dawna. Wojna stała się dla putinizmu filarem systemu. A filar dobrze jest umaić girlandą uświęconych trofeów – dla podniesienia (wątpliwego) morale i tworzenia wokół zmyślonych aktów heroizmu mitologii upragnionego zwycięstwa. A może nie tyle mitologii, ile raczej nowej religii.

Na Kremlu Putin ma „osobistą bibliotekę”. Jak pokazał wczoraj w telewizyjnym programie „Moskwa. Kreml. Putin” nadworny wazeliniarz Paweł Zarubin, w tym miejscu Putin umieścił fragment czołgu Leopard, zniszczonego przez rosyjską armię. Na kawałku żelastwa widnieje dedykacja „Głównodowodzącemu – fragment faszystowskiego czołgu Leopard, zniszczonego przez nas w strefie SVO [specjalnej operacji wojskowej, jak przykazują oficjalnie określać wojnę na Ukrainie]. Żołnierze 58. Armii, obwód zaporoski 2023 rok” (https://t.me/zarubinreporter/4439).

Proszę zwrócić uwagę na znamienny szczegół tego przekazu. Prezentowany podarunek został opisany przez darczyńców jako „fragment faszystowskiego czołgu”. To charakterystyczny motyw wykręcania przez rosyjską propagandę kota ogonem i zohydzania przeciwnika: to oni [Ukraińcy] na nas napadli, to oni dręczą ludność rosyjskojęzyczną, której musimy bronić, to oni są faszystami. A tu na dodatek jeszcze mamy czołg podarowany Ukrainie przez Niemcy, Danię i Holandię. To też faszyści, bo wszyscy sojusznicy Ukrainy to faszyści. No i tym chytrym sposobem Putin czyni z tego „faszystowskiego” czołgu fundament ołtarza nowej wiary w zwycięstwo putinizmu. W wielkiej wojnie ojczyźnianej Związek Sowiecki pokonał faszystów i teraz Rosja też walczy z faszystami. Proste? Proste.

W reportażu pokazane są także inne „prezenty od uczestników SVO”, które przechowywane są w bibliotece. Wśród nich znajduje się sztandar bojowy wyjątkowej jednostki – 155. Brygady Piechoty Morskiej Floty Oceanu Spokojnego. Ma ona na swoim bandyckim koncie zbrodnie na ludności cywilnej w Buczy i Irpieniu. Putin żywi wobec tego sztandaru wyjątkowo ciepłe uczucia. Podczas rytuału „Bezpośrednia linia” w grudniu 2024 roku zaprezentował go jako sztandar bohaterski, a czyny pod nim popełnione jako wyjątkowe, godne poszanowania i naśladowania. Putin i jego machina przymusu z wyjątkową zapalczywością zwalczają wszelkie wzmianki o zbrodniach w Buczy, funkcjonariusze systemu (nie)sprawiedliwości ochoczo wsadzają do łagrów ludzi, którzy ośmielą się w mediach społecznościowych czy gdziekolwiek indziej wspomnieć o tej tragedii i nazwać ją po imieniu – podpadają pod artykuł „rozpowszechnianie fejków o armii”. A propaganda z kolei w kółko powtarza, że oskarżenia o zbrodnie są bezpodstawne, wygenerowane przez wrogów, by szkalować sprawiedliwych rycerzy putinowskiej światłości.

W żartobliwej formie podsumował te skarby w kremlowskiej bibliotece emigracyjny socjolog Igor Ejdman: „Putin cierpi na wojenny fetyszyzm. Pokazując sztandar brygady, popełniającej zbrodnie, Putin podświadomie przyłącza się do tych sadystycznych postępków. […] A zniszczony czołg to symbol unicestwionej potencji przeciwnika. Tego rodzaju myślenie ujawnia głębokie kompleksy, zepchnięte w głąb podświadomości. […] Wyobraźmy sobie, że w Niemczech media podają wiadomość: kanclerz ma w domu fragmenty zniszczonych rosyjskich czołgów i bojowe sztandary. Ludzie na sto procent oceniliby, że kanclerz zwariował”.

Zamiłowanie do sztandarów nie ogranicza się do wspomnianego wyżej artefaktu z putinowskiej biblioteki. Oto już jutro szykuje się otwarcie, zorganizowanej pod auspicjami Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, wystawy w moskiewskim Maneżu „Wielkie Zwycięstwo. Rosja – moja historia”. Zostanie na niej zaprezentowany „legendarny sztandar Zwycięstwa, wzniesiony nad Reichstagiem, po raz pierwszy od dwudziestu lat sztandar zostanie wystawiony poza Muzeum Ministerstwa Obrony”. Jakie jeszcze fetysze pożądanego zwycięstwa zobaczymy na wystawie? O tym w następnym odcinku.

Rakiety i krwawe czekoladki od Putina

28 października 2025. Przeciąganie liny to dość prosta dyscyplina sportu: dwie drużyny ciągną linę każda w swoją stronę, a która okazuje się silniejsza, ta wygrywa. Kiedy jednak do takich zawodów przystępują politycy, dyplomaci i przedsiębiorcy, zasady się komplikują, a przebieg rozgrywki przestaje być oczywisty i zrozumiały dla widzów.

Kreml gra w przeciąganie rozstrzygnięcia w wywołanym przez Rosję krwawym konflikcie na Ukrainie, rozstawia sieci, przyjmuje prezenty od amerykańskiego vis-a-vis, unika zobowiązań, mataczy i kłamie w żywe oczy, odsuwa w czasie wiążące rozmowy, wodzi Amerykanów na pokuszenie, błyskając im w oczy „specjalną broszką” złudnych wspólnych projektów gospodarczych. To tango z dziwnymi wygibasami trwa od lutego br., od sławetnej rozmowy telefonicznej Trumpa i Putina, która miała przynieść przełom i szybkie zakończenie wojny, a została przez Moskwę wykorzystana do rozpoczęcia zawiłej gry z Waszyngtonem. Nie tylko o los Ukrainy, ale także, a może przede wszystkim o nowe otwarcie w światowych szachach, mające przywrócić Rosji pozycję hegemona co najmniej na „obszarze mandatowym”.

I Rosja nadal chce w tę grę grać, uchylając się od kompromisów, deklarując pokojowe zamiary bez woli ich spełnienia, prowadząc ataki na terytorium Ukrainy (w tym sięgające obiektów cywilnych i zabijające cywilów) i nadal mydląc oczy Amerykanom, którzy chcieliby wziąć za dobrą monetę czcze zapewnienia Moskwy o pokojowych intencjach. W tej grze korytarze labiryntu tak się zapętliły, że w kolejnym okrążeniu zadeptano już ślady prowadzące do wyjścia.

Aktualnie mamy stan zawieszenia. Po rozmowie telefonicznej Trump-Putin zapowiedziano szczyt w Budapeszcie, ale niedługo potem strona amerykańska wycofała się z planowanego przedsięwzięcia i na dobitkę wprowadziła sankcje gospodarcze wobec dwóch rosyjskich gigantów naftowych Rosniefti i ŁUKoilu (o szczegółach tego etapu rozgrywki napisałam w poprzednim odcinku tego tasiemcowego serialu: https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2025/10/23/kot-schrodingera-w-budapeszcie-i-wszedzie/; a o sankcjach USA i UE można przeczytać w analizie OSW: https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2025-10-24/pierwsze-sankcje-trumpa-19-pakiet-sankcyjny-ue-zachod-zwieksza-presje).

Na Kremlu zapanowała pełna zmieszania konsternacja: no ale jak to? miał być Budapeszt, miała być znowu szansa zaczarowania Trumpa, a tu sankcje i brak planu na potem (Trump zaznaczył, że można będzie pomyśleć o spotkaniu, kiedy Putin będzie gotów do konkretnych decyzji w sprawie zakończenia wojny).

Putin zmarszczył brew, wykonał firmowe wzruszenie ramion: nic nam te sankcje nie zaszkodzą. Na to Trump prychnął: no to zobaczymy za pół roku. I jeszcze dodał, że szkolenie z obsługi Tomahawków trwa pół roku. Hmm.

Wzruszenie ramion wzruszeniem ramion, ale niepokój w Moskwie musiał wziąć górę nad pychą, bo do Ameryki wysłano „bez trybu” Kiriłła Dmitrijewa. Dostał zadanie złapania kontaktów do omawiania cud-projektów gospodarczych (most albo tunel pod Cieśniną Beringa jakoś nie wzbudził za oceanem zachwytów), przekazania komunikatów rosyjskiej propagandy w amerykańskich stacjach telewizyjnych i wepchnięcia się na siłę do Białego Domu z imitacją fałszywej gałązki oliwnej, przy okazji potrząsając rakietą „Buriewiestnik”, o czym dalej). Byle tylko utrzymać kontakt, byle tylko znów zwrócić uwagę amerykańskiej administracji na gotowość do rozmów itd.

Nic nie wyszło ze spotkań na wysokim szczeblu, do Białego Domu Dmitrijewa nie zaproszono, w przekazach medialnych zabrakło komunikatu o spotkaniu moskiewskiego łącznika z dotychczasowym partnerem, pełnym ciepłych uczuć Steve’em Witkoffem. Dmitrijewowi pozwolono zabrać głos w dwóch ważnych stacjach telewizyjnych (CNN i FoxNews), gdzie zaprezentował okrągłe kłamliwe formułki zaczerpnięte z instrukcji dla propagandy państwowej i gdzie został skonfrontowany z kilkoma faktami oraz spostponowany przez szefa Departamentu Finansów. Miły uśmiech miała dla Dmitrijewa jedynie członkini Kongresu Anna Paulina Luna, zdeklarowana wielbicielka Putina. Została obdarowana przez rosyjskiego gościa okazałym bukietem białych kwiatów oraz bombonierką czekoladek. Osobliwe słodycze były zawinięte w papierki z portretem Putina i cytatami z jego wypowiedzi. „Wielkie słowa wielkiego człowieka”. Pani Luna była wzruszona i rozmiękczona, przyjmując te krwawe czekoladki z cytatami z ludożercy.

Podczas gdy Dmitrijew badał grunt w Waszyngtonie i grał rzekomo pokojową pieśń Solwejgi, Putin postanowił odegrać symfonię wojenną. Znów przywdział mundur i wypuścił w stronę USA komunikat o udanej próbie z pociskiem Buriewiestnik. Jak to w kremlowskich bajkach bywa, ta nowa (choć tak naprawdę nienowa) Wunderwaffe „nie ma odpowiedników na świecie”, napędzana paliwem nuklearnym może latać wokół globu, ile tylko rosyjska dusza zapragnie i razić cele w Ameryce oraz wszędzie indziej też.
Te militarne popisy nie wzbudziły grozy w adresacie. Trump w tonie lekkiej ironii odpowiedział, że amerykański okręt podwodny operuje u rosyjskich wybrzeży i nie musi się martwić o pokonanie tysięcy kilometrów, by uderzyć w Rosję.

Kapłan telewizyjnej propagandy Dmitrij Kisielow wytłumaczył niezbyt lotnym obserwatorom, że podczas ćwiczeń z „Buriewiestnikiem” chodziło tym razem nie o sprawdzenie, czy pocisk zostanie odpalony w uderzeniu odwetowym po ataku przeciwnika, a o wykonanie niesprowokowanego uderzenia na przeciwnika. Jednym słowem: niech się Trump jednak boi, bo może dostać tym zwiastunem burzy bez uprzedzenia. Oliwy do ognia dolał jeszcze znany mistrz ciętej riposty, eksprezydent Dmitrij Miedwiediew, który wprost nazwał Stany Zjednoczone „przeciwnikiem” i odczytał sankcje jako „akt wojny przeciwko Rosji”.

Kremlowscy urzędnicy nadal jednak grzeją w sercu nadzieję, że do spotkania Putina z Trumpem dojdzie. Doradca rosyjskiego prezydenta ds. międzynarodowych Jurij Uszakow wymamrotał do podstawionego przez dziennikarza mikrofonu: „Gotowość do przeprowadzenia spotkania [Trump-Putin], o ile zostanie ono przygotowane przez ekspertów, nadal jest”. Czy to zapowiedź kolejnego okrążenia?