Archiwa tagu: Angela Merkel

Biedna Liza chce obalić Merkel

2 lutego. Ta historia zaczęła się jak szeregowy materiał z ostatnich stron kroniki kryminalnej miasta Berlin. Trzynastoletnia Liza, córka emigrantów z Rosji, nie wróciła po lekcjach do domu. Po trzydziestu godzinach znalazła się i oznajmiła, że została uprowadzona i zawieziona do jakiegoś mieszkania, w którym gwałcili ją ludzie o „wyglądzie arabskim”. Rodzice Lizy zgłosili się na policję. Po przesłuchaniu Lizy policja ogłosiła inną wersję wydarzeń: Liza nie została zgwałcona, choć zapewne miała kontakty seksualne (możliwe, że nie z jednym partnerem, a było ich kilku). Rosyjskojęzyczna gazeta „Russkaja Giermanija” [tak na marginesie, niezły tytuł; ciekawe, czy w Moskwie miałaby szansę zaistnieć gazeta „Giermanskaja Moskwa”] próbująca wyjaśnić, co się działo z dziewczyną, dotarła do informacji, że Liza byłą zakochana w 19-letnim chłopaku pochodzenia tureckiego. Wysunięto hipotezę, że nastolatka u niego spędziła miło czas po lekcjach, a potem wymyśliła historię o porwaniu i gwałcicielach. Tu kończy się banalna historia obyczajowa i zaczyna polityka. I to wysoka.

Bo do walki o Lizę stanęły naprzeciw siebie dwa kraje: Rosja i Niemcy. Pierwsza część starcia toczyła się na poziomie medialnym. Rosyjska telewizja przez wiele dni z rzędu nadawała trwożne reportaże o „zgwałconej rosyjskiej dziewczynce” (wielu komentatorów przyrównywało przypadek Lizy do słynnego „ukrzyżowanego chłopczyka ze Słowiańska”: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2014/07/14/ukrzyzowanie-w-slowiansku/). Liza stała się w ujęciu rosyjskich telewizyjnych demiurgów uosobieniem pokalanych cnót wszystkich prześladowanych, niedocenianych przez nową ojczyznę rosyjskojęzycznych migrantów, żyjących na marginesie społeczeństwa dobrobytu. Zgwałcona przez migrantów „o wyglądzie arabskim”, zaproszonych przez Angelę Merkel Liza stała się, w myśl wykładni rosyjskich mediów, ofiarą lekkomyślnej polityki migracyjnej pani kanclerz. W niemieckiej telewizji z kolei twardo utrwalano wersję policji: Liza urwała się po szkole „na gigant”, spędziła z ukochanym noc, a następnie postanowiła wrócić do domu i nakłamała o rzekomym gwałcie, aby uniknąć kary.

Wydarzenia ostatnich dni trzeba rzucić na szersze tło. Nikołaj Mitrochin (http://grani.ru/opinion/mitrokhin/m.248146.html) tak pisze o środowisku rosyjskojęzycznych migrantów w Berlinie: „Integracja z niemieckim społeczeństwem wcale nie oznacza asymilacji. Wielu z tych, którzy przyjechali w dzieciństwie lub urodzili się w Niemczech, mówi po niemiecku, żyje po niemiecku i uważa się za Niemców. Jednak większość migrantów pierwszej fali [chodzi głównie o tych, którzy powołując się na niemieckie pochodzenie, wyjechali z ZSRR jeszcze w latach 80. lub z Rosji i Kazachstanu na początku lat 90.] … mówi o sobie: jesteśmy Ruscy. W domu posługują się oni mieszanką językową rosyjsko-niemiecką, jedzą rosyjskie/kazaskie dania, na weselach tańczą przy popularnej muzyce rosyjskiej, rozmawiają przez skype’a z krewnymi, którzy zostali w „Sojuzie”, oglądają na co dzień rosyjską telewizję za pośrednictwem satelity. Jest dla nich bardziej zrozumiała, ciekawsza, pozwala zapomnieć o problemach. Bo problemy są w Niemczech, a w Rosji jest kraina ich młodości i sentymenty z nią związane, raj”. Zdaniem Mitrochina, ludzie ci przywieźli ze sobą (i nie rozstali się) cały zestaw ksenofobicznych pojęć. Stąd pogardliwe podejście do migrantów z krajów muzułmańskich. I niewiara w to, że policja jest w stanie stanąć w obronie atakowanych przez uchodźców obywateli Niemiec. Ta niewiara w policję wzmocniła się jeszcze po słynnej „nocy długich rąk” w Kolonii i nie tylko, kiedy to kobiety masowo zostały zaatakowane przez grupy migrantów.

Atmosfera wokół sprawy Lizy gęstniała z każdym dniem. Rodzice Lizy, związani z antyimigrancką Pegidą, wezwali do sprzeciwu wobec migrantów i do obrony Lizy. Pracujący wiele lat w Rosji niemiecki dziennikarz Boris Reitschuster twierdzi, że Pegida jest finansowana przez Moskwę, a sprawa Lizy była ukartowana i sprawnie przeprowadzona przez rosyjskie służby i telewizję; na swoim blogu Reitschuster rozprawiał się z fake’ami stosowanymi przez rosyjskie media przy preparowaniu historii Lizy.

Najpierw w Berlinie, a potem w innych niemieckich miastach odbyły się demonstracje w obronie Lizy i przeciwko migrantom (organizowane bardzo sprawnie, jak można przypuszczać, z pomocą płynąca z Rosji). Potem sprawa Lizy weszła na wysoki szczebel polityczny. Gniewnymi wypowiedziami wymienili się ministrowie spraw zagranicznych.

W wywiadzie dla „Nowej Gaziety” (http://www.novayagazeta.ru/politics/71651.html) Reitschuster mówi: „Według pewnych danych, istnieje plan obalenia Merkel, rozkołysania łódki, stworzenia sytuacji, która wymknie się spod kontroli, chodzi o to, aby kanclerz, pod którą chwieje się fotel, odeszła. Ona jest głównym przeciwnikiem Moskwy, decydującą siłą w kwestii przyjęcia sankcji UE wobec Rosji. Dla rosyjskojęzycznej ludności w Niemczech i Rosjan historia z Lizą osiągnęła swój cel. Ludzie są zaniepokojeni, wierzą w to, co mówi telewizja, nie wierzą policji. W Niemczech, wedle ocen rosyjskiego MSZ, mieszka 6 mln rosyjskojęzycznych, ale myślę, że w rzeczywistości to 3 do 4 milionów. Niemniej to znaczy, że rosyjska propaganda ma wpływ na Niemcy”.

Sprawa „biednej Lizy” ma wiele aspektów i pozostawia wiele pytań, na które trudno jednoznacznie odpowiedzieć albo trudno odpowiedzieć w ogóle. Czy Moskwa ma instrumenty, aby skutecznie rozgrywać wewnętrzną scenę polityczną w Niemczech? Czy rosyjska agentura w Niemczech jest w stanie efektywnie wpływać na poparcie dla niemieckich polityków, w tym Angeli Merkel? Czy niemieckie służby zaczną się uważniej przyglądać środowiskom rosyjskojęzycznych sympatyków Putina? No i jest jeszcze jedno pytanie: jaki sprawa Lizy będzie miała wpływ na stosunki niemiecko-rosyjskie? Na razie te stosunki się schłodziły. Ale co dalej? A sankcje?

Czeczeński scenariusz dla Donbasu

3 lutego. Nie tylko twarzowe zdjęcia z koalą w objęciach stanowiły cel wyjazdu Władimira Putina do Australii na szczyt G20 jesienią ubiegłego roku. Okazało się, że rosyjski prezydent pojechał tam z konkretnym planem dotyczącym uregulowania konfliktu wywołanego przez niego samego na wschodzie Ukrainy. Jak ujawnił dziś „Financial Times”, Angela Merkel została w Brisbane uraczona przez Putina „czeczeńskim scenariuszem”. Zgodnie z tym planem, Noworosja miałaby pozostać jako autonomia w składzie Ukrainy i zostać odbudowana przez Kijów ze zniszczeń wojennych. Na podobieństwo sytuacji w Czeczenii, która została zrujnowana przez wojska federalne [na przełomie lat 90. i 2000., notabene na rozkaz wschodzącej gwiazdy rosyjskiej polityki, podpułkownika Putina], a potem zalana [przez tegoż pułkownika] strumieniem pieniędzy spływających na mężny tors i w otwarty trzos Ramzana Kadyrowa. Autorzy materiału w „Financial Times” twierdzą, że Putin w Australii starał się przekonać swoich rozmówców, że najlepszy plan to skłonić ukraińskie władze, by wobec samozwańczych republik prowadziły taką samą politykę, jak Moskwa wobec Czeczenii: by im słono płaciły za lojalność. „Dla byłego oficera KGB taki sposób mógł być logiczny, ale dla córki wschodnioniemieckiego pastora przywiązanej do idei sprawiedliwości to było nie do zaakceptowania” – pisze „Financial Times”.

Nie wiadomo, o czym rozmawiali przez cztery godziny pani kanclerz i pan prezydent w Australii, trudno zweryfikować przecieki „Financial Times”. Ale patrząc na to, co dalej się działo na linii Moskwa-Berlin, można spostrzec, że to był punkt zwrotny. Angela Merkel była po rozmowie z Putinem zszokowana, przestała „kupować” jego narrację i przymykać oko na to, że Moskwa podsyca konflikt w Donbasie. „To było ostatnie osobiste spotkanie Putina i Merkel. Kanclerz, regularnie zwracająca się do Putina z prośbą o to, by wywarł wpływ na separatystów, by zaprzestali walki zbrojnej w Donbasie, oskarżyła Rosję o wykorzystywanie zamrożonych konfliktów do destabilizacji sytuacji w krajach obszaru postradzieckiego, starających się o zbliżenie z Unią Europejską” – napisał w komentarzu portal „Slon”.

Na wschodzie Ukrainy znowu rozgorzała gorąca wojna. Kreml nie zrezygnował z planu uzyskania wpływu politycznego na Kijów. Zdestabilizowany Donbas to doskonały sposób na destabilizowanie całej Ukrainy. Rosja od września ubiegłego roku (od podpisania porozumień mińskich) wzmocniła siły separatystów, parę dni temu do obwodów ługańskiego i donieckiego wjechał kolejny „konwój humanitarny”, mnożą się doniesienia o przerzucaniu z terytorium Rosji „urlopowanych” żołnierzy. Od wielu dni trwają walki w rejonie ważnego węzła komunikacyjnego Debalcewe z użyciem ciężkiego sprzętu, po obu stronach trwa jednocześnie zapalczywa wymiana informacji i dezinformacji. Jednym z tragicznych pól tej wymiany ciosów jest podawanie wzajemnie sprzecznych danych o ofiarach.

Lider donieckich separatystów Aleksandr Zacharczenko kilka dni temu zapalczywie obiecał odbicie z rąk Ukraińców Debalcewe, ogłaszał powszechną mobilizację (chciał powołać pod broń 100 tys. mężczyzn). Na te mobilizacyjne hasła odpowiedział niespodziewanie Igor Girkin vel Striełkow. „Ponieważ moja małżonka jest rdzenną mieszkanką Donbasu (urodziła się na terytorium Donieckiej Republiki Ludowej), proszę rozważyć możliwość zmobilizowania mnie i wcielenia do szeregów sił zbrojnych Donieckiej Republiki Ludowej. Mam 44 lata. Jestem zdolny do służby”. Kto by tam miał wątpliwości, że jest zdolny – już się wykazał, jeszcze jako niepoślubiony rdzennej mieszkance Donbasu rozwodnik, walcząc w Słowiańsku i Doniecku, a potem nagle zostawiając kamratów i rejterując do Rosji.

Ukraiński bloger Petro Szuklinow tak widzi powód urządzenia krwawej jatki pod Debalcewe: „Putin będzie próbował wszelkimi siłami zniszczyć format miński, który nie wpisuje się w jego doktrynę śmierci i chaosu. Jest zainteresowany, by osiągnąć odpowiedni rezultat metodami siłowymi, a następnie przedstawiać Ukrainie warunki. […] Rozmawiać z pozycji siły – to metoda Putina. […] Doktryna Putina to zewnętrzni wrogowie i wojna. Bez wojny na Ukrainie niepodobna cokolwiek objaśnić. Putin bez wojny to kliniczny idiota, który przefiukał piętnaście lat „wstawania z kolan”, tłustych lat rosyjskiej gospodarki w zamian za aneksję Krymu.[…] Wojna to żywioł Putina, z pozycji wojny można jak długo się chce bałwanić społeczeństwo. I tylko dzięki wojnie Putin może utrzymać się u władzy”.

Na razie z ewentualnego „czeczeńskiego scenariusza” realizowana jest faza „prasowania” Donbasu przy użyciu ciężkiego sprzętu bojowego, przywiezionego z Rosji. Ani słowa o tym, by Moskwa zamierzała kiedykolwiek przejść do fazy przekazywania strumieni pieniędzy na odbudowę. Winą za wszystkie zniszczenia nadal obarczać będzie Kijów.