Archiwa tagu: Francja

Licencja na dopisywanie

7 maja. Fascynujące są bebeszki materiałów opublikowanych przez WikiLeaks, a wykradzionych z serwera sztabu wyborczego kandydata na prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Niewidzialna ręka Kremla, hacker na jego usługach, podrabianie dokumentów, mające w zamyśle prowadzić do dyskredytacji niepożądanego kandydata, a wokół cisza wyborcza. Operacja specjalna żołnierzy niewidzialnego frontu na rzecz francuskiego Frontu Narodowego? Może. Udoskonalona powtórka z podobnych zabiegów w czasie kampanii wyborczej w USA, gdy to ujawniono materiały Partii Demokratycznej i korespondencję członków sztabu wyborczego Hillary Clinton? Może.

Popatrzmy. W piątek wieczorem, w ostatniej chwili przed ogłoszeniem ciszy wyborczej, za pomocą aplikacji Pastebin tajemniczy Don Pedro z Krainy Deszczowców, ukrywający się pod pseudonimem EMLEAKS ujawnił konfidencjalną korespondencję sztabu Macrona. Było już za późno, aby sprawę zbadać, a nawet zareagować – sztaby kandydatów nie mogą w okresie ciszy wyborczej wydawać komunikatów, które mogłyby w jakikolwiek sposób wpłynąć na wynik wyborów. Ograniczono się jedynie do stwierdzenia, że sztab padł ofiarą ataku hackerskiego i że w opublikowanym „masywie dokumentów” znajdują się zarówno autentyczne, jak i zmanipulowane (podrobione) materiały. Poczta sztabu Macrona, wykradziona najprawdopodobniej jeszcze w lutym br., sprawnie wylądowała na portalu WikiLeaks.

Rosyjski portal Insider rozpracował dostępne dane (http://theins.ru/politika/55118). W kilku miejscach w metadanych opublikowanych dokumentów wykryto ślad działalności niejakiego Gieorgija Piotrowicza Roski (zapis w cyrylicy: Георгий Петрович Рошка). Jak pisze Insider, to programista pracujący w firmie Eureka (Эврика), której klientelę stanowią rosyjskie instytucje rządowe, w tym ministerstwo obrony i służby specjalne. Rosca nie odpowiedział na zapytania autorów z portalu Insider. Agencja Interfax ostrożnie zastrzega, powołując się na WikiLeaks: „Firma Eureka, w której jakoby zatrudniony jest wspominany w metadanych Gieorgij Piotrowicz Rosca, posiada licencję Federalnej Służby Bezpieczeństwa na działalność w dziedzinie ochrony tajemnicy państwowej”.

We wspomnianym wyżej włamie na serwer sztabu Macrona uczestniczyła najprawdopodobniej znana już rosyjska grupa hackerska Pawn Storm (inne pseudonimy artystyczne Fancy Bear i APT28), podejrzewana o niedyskretne zaglądanie pod kołdrę i do kiesy uczestnikom amerykańskich zeszłorocznych wyborów prezydenckich, a także ataki na stronki internetowe rosyjskiej opozycji. Rezultaty włamów też przekazywano wtedy portalowi WikiLeaks. Metodę mieszania autentyków z podróbkami przetrenowano już wcześniej, np. na Aleksieju Nawalnym – wykradzione z fundacji Sorosa dane zmodyfikowano tak, aby miały wskazywać na finansowanie fundacji Nawalnego przez George’a Sorosa.

W rosyjskich mediach, zwłaszcza w telewizji, podczas całej kampanii wyborczej we Francji mocno wspierano Marine Le Pen, i to na różne sposoby, nie tylko poprzez przychylne komentarze występujących w politycznych talk show speców: np. po pierwszej turze wyborów korespondentka rosyjskiej telewizji państwowej nadawała ze sztabu wyborczego liderki Frontu Narodowego. Ważnym sygnałem poparcia dla tej kandydatki ze strony władz Rosji było jej spotkanie na Kremlu z Władimirem Władimirowiczem Putinem. Emmanuel Macron natomiast był poddawany ostrej krytyce. Żadnych włamów na strony sztabu Mariny Żanowny Le Pen nie stwierdzono, WikiLeaks nie wylała żadnych pozyskanych nielegalnie materiałów. David Frum z The Atlantic zażartował na Twitterze, że w chwili obecnej taką mamy sytuację, że nie bardzo można ufać kandydatowi, którego korespondencji nie zhakowałaby WikiLeaks.

Tymczasem twórca WikiLeaks Julian Assange bryluje na srebrnym ekranie: prowadzi autorskie show w kremlowskiej tubie propagandowej dla zagranicy – telewizji RT (https://www.rt.com/tags/the-julian-assange-show/).

O pożytkach belgijskiego piwa

18 czerwca. „Jeśli oni się tam opili belgijskiego piwa, to nie jest to nasz problem” – oznajmił dowcipnie rzecznik prasowy koncernu naftowego Rosnieft’ Michaił Leontjew, komentując aresztowanie rosyjskich aktywów w Belgii. Ale generalnie do śmiechu nie jest.

W Belgii i Francji, a potem także w Austrii komornicy przystąpili na podstawie decyzji sądów do aresztowania aktywów rosyjskich firm i mediów (m.in. agencji TASS i telewizji RT). Aresztowane aktywa mają stanowić zabezpieczenie roszczeń akcjonariuszy koncernu Jukos, należącego w przedłagiernej przeszłości do Michaiła Chodorkowskiego i rozparcelowanego przez ludzi ze spółki Baikalfinansgrup. Za tę spółkę zarejestrowaną na chwileczkę pod wątpliwym adresem ręczył osobiście prezydent Putin. Wkrótce potem spółka została zakupiona przez Rosnieft’ i wszystko zostało w rodzinie. To znaczy w Rosniefti. Akcjonariusze wypatroszonego Jukosu, wskazując na bezprawne działania, dochodzili odszkodowań przed sądem arbitrażowym. I latem 2014 roku sąd w Hadze zasądził takie odszkodowanie w wysokości, bagatela, 50 mld dolarów. Przez niemal rok Rosja nie kiwnęła palcem w tej sprawie. 15 czerwca minął termin złożenia planu spłaty. Planu strona rosyjska nie złożyła. Co więcej, rosyjski rząd ustami jednego z ministrów zapewnił dziś, że Rosja nie zamierza zastosować się do postanowienia sądu, nikomu nic nie zapłaci i zaskarży ten „niesprawiedliwy wyrok”. Cytowany wyżej złotousty Leontjew z lekceważeniem wyraził się o Belgii: „Im mniejszy jest kraj, tym bardziej potrzebuje zamanifestować swoją wielkość. […] Dalej pójdą Dania, Monaco, Andora. To wszystko przypomina dziecięce zabawy niedojrzałymi genitaliami w miejscach publicznych […] Jeśli Belgia postanowiła ściągnąć z Rosji kontrybucję, to niech wpierw wygra wojnę”. I zapowiedział, że Rosja też może zaaresztować u siebie aktywa państw, które zaaresztowały rosyjską własność.

Rosja z pewnością zaskarży wyrok arbitrażu w Hadze i będzie wszelkimi sposobami uchylać się od wypłacenia zasądzonej kwoty. To, że rosyjskie aktywa zostały zaaresztowane, jest ważnym sygnałem przede wszystkim dla rosyjskich elit politycznych i biznesowych. Oto okazuje się, że „zarobione nadludzkim wysiłkiem” środki z renty korupcyjnej, umieszczone (przeważnie cichcem) na Zachodzie nie mogą w tej sytuacji być bezpieczne. Z tym, że własność nie jest bezpieczna w Rosji, że można wszystko stracić w wyniku zmiany szczęśliwych polityczno-biurokratycznych konstelacji, putinowska elita od zawsze się liczyła (zwłaszcza po pouczającej lekcji Jukosu). Ale na Zachodzie wszystko miało być bezpieczne. Teraz nikt nie może być niczego pewien.

Dla rosyjskich władz ważny jest jeszcze jeden aspekt: Rosja nie może (to znaczy: nie chce) sobie pozwolić, by do jej kaszy – choćby pełnej plew i niesmacznej – pluły jakieś zagraniczne sądy. Dotychczasowa pasywna postawa w sprawie wypłaty zasądzonych dla akcjonariuszy Jukosu kwot świadczy o tym, że Moskwa nie zamierza poddawać się jakiejkolwiek zagranicznej jurysdykcji. Zaraz kapłani telewizyjnych seansów nienawiści zaczną opowiadać, że to kolejny spisek Zachodu itd. (choć dzisiejsze wieczorne wydanie programu „Wiesti” telewizji Rossija ledwie musnęło temat, komentarzy nie było). Ambasador Belgii został dziś wezwany na dywanik na plac Smoleński do rosyjskiego MSZ. Wręczono mu notę protestu.

Na aresztowanie rosyjskich aktywów zareagował już Michaił Chodorkowski: „Cieszę się z tego, że aresztowano majątek naszej biurokracji w Belgii. Oczekuję, że pozyskane w ten sposób pieniądze zostaną przeznaczone na projekty, pożyteczne dla rosyjskiego społeczeństwa”. Optymista.

Tłem dla akcji aresztowania rosyjskich aktywów za granicą jest wielkie forum gospodarcze w Petersburgu. Przybył na nie osobiście prezydent Putin. Rosyjskie władze starają się przekonać gości, że rosyjska gospodarka jest stabilna i należy w nią inwestować. Nie bardzo mają siłę przekonywania – sprawa aresztu aktywów i ostra reakcja rosyjskich czynników, zapowiadających „adekwatne restrykcje” w odpowiedzi na areszty nie skłoni zapewne przedsiębiorców do zaryzykowania biznesu w kraju, który nie szanuje postanowień sądów arbitrażowych. W ogóle niczego nie szanuje, prowadzi po cichu wojnę w sąsiednim kraju i straszy świat nowymi rakietami balistycznymi.

Czyje to uczucia?

20 stycznia. Na południu Francji zatrzymano dzisiaj pięciu obywateli Federacji Rosyjskiej podejrzewanych o przygotowywanie zamachów terrorystycznych. To Czeczeni w wieku od 24 do 37 lat. Szczegóły sprawy na razie nie są znane. Telewizja TF-1 sugeruje, że zatrzymani nie mieli nic wspólnego z niedawnymi zamachami w Paryżu, a zamierzali przeprowadzić akcje przeciwko innym grupom Czeczenów, w ramach porachunków. Ambasada Rosji we Francji nie wydała oficjalnego komunikatu.

Temat momentalnie trafił do mediów i portali społecznościowych i wywołał lawinę komentarzy. Dzisiejsze doniesienie z Francji zostało zestawione z wczorajszą manifestacją w Groznym. Prezydent Czeczenii Ramzan Kadyrow zwołał pod główny meczet republiki Serce Czeczenii wielotysięczny wiec przeciwko publikowaniu karykatur Proroka. Według różnych źródeł w zgromadzeniu wzięło udział od 250 do 800 tysięcy uczestników, przybyłych nie tylko z Czeczenii, ale innych republik Kaukazu Północnego. „Widzimy, że europejscy dziennikarze i politycy pod fałszywym hasłem o swobodzie słowa i demokracji proklamują swobodę chamstwa, braku kultury i obrazy uczuć religijnych uczuć setek milionów wierzących. Rosja przeciwstawia się takim negatywnym zjawiskom” – oświadczył Kadyrow na mityngu. Wskazał, że zamachy w Paryżu mogły być dziełem obcych służb specjalnych. (Zdjęcia z wiecu można obejrzeć m.in. tu: http://daily.rbc.ru/photoreport/19/01/2015/54bcbbc09a794736b8f8c9aa#xtor=AL-[internal_traffic]–[top.rbc.ru]-[54bcbbc09a794736b8f8c9aa]-[photogallery]).

Kadyrow już wcześniej ogłosił swoimi osobistymi wrogami Michaiła Chodorkowskiego (za wezwanie do publikacji karykatur Mahometa) oraz wszystkich, którzy „popierają prawo „Charlie Hebdo” i innych gazet do obrażania uczuć półtora miliarda muzułmanów”. Na płocie w Groznym ktoś sfotografował napis „Wszyscy jesteśmy Kouachi” [bracia Kouachi napadli na redakcję „Charlie Hebdo”] – to zapewne odpowiedź na liczne na paryskich ulicach napisy „Wszyscy jesteśmy Charlie”.

Ramzan Kadyrow bardzo często gości ostatnio na czołówkach wiadomości. Pierwsza połowa stycznia to w Rosji okres politycznej flauty – większość członków władz partyjnych i państwowych ucieka w zacisze, jedni do Dubaju i na inne egzotyczne ciepłe plaże, inni – w góry (do Szwajcarii czy Francji). A Kadyrow działa, grzmi, organizuje, wszędzie go pełno. Zorganizowanie przezeń gigantycznego zgromadzenia w Groznym było kolejnym mocnym wejściem na scenę. Komentatorzy uznali to za swego rodzaju deklarację: Jestem najważniejszym liderem Kaukazu.

Rodacy pana Kadyrowa też często goszczą w mediach. Wczoraj nie tylko o wiecu w Groznym było głośno, ale także o dziwnej przygodzie Pawła Gubariewa, tak zwanego ludowego gubernatora Doniecka (cokolwiek miałoby to znaczyć). Gubariew został wyprowadzony ze swego sztabu. Nie wiadomo przez kogo, nie wiadomo, po co. Pojawiły się zaraz różne wersje, np. że został zatrzymany przez władze Donieckiej Republiki Ludowej za malwersacje. Tymczasem dzisiaj sam bohater tajemniczego uprowadzenia tak opisał ciąg wydarzeń: „(1). To zrobili Czeczeni. O szesnastej, w moim biurze. Było ich 12-14. (2). Kiedy mnie wieźli samochodem, usłyszałem, że powodem uprowadzenia był ukropski [ukraiński] , a może i nie ukropski fake o tym, że niby oskarżyłem Kadyrowa o zamachy w Paryżu i że mam na to dowody. Chociaż tego samego dnia dementowałem te doniesienia […]. (3). Przywieźli mnie do swojej bazy w Zugressie, gdzie wszystko chłopakom ze szczegółami wyjaśniłem, co to jest fake i dlaczego wrogowie tak robią: żeby nas poróżnić. (4). Uścisnęliśmy sobie dłonie i chłopaki odwieźli mnie do domu. Czekam na kontakt z Ramzanem Achmatowiczem [Kadyrowem]”.

Na kanale youtube można obejrzeć, czym zajmują się „chłopaki” z Czeczenii na wschodzie Ukrainy:

https://www.youtube.com/watch?v=NFfGxVdhoh8

Czyje uczucia obrażają? A może nie obrażają?

Charlie i nie-Charlie

8 stycznia. „Je suis Charlie” – kartkę z takim napisem trzyma na opublikowanej dziś fotografii obywatel Federacji Rosyjskiej Gerard Depardieu. Podobnie jak tysiące, tysiące, tysiące innych ludzi, wyrażających solidarność z ofiarami wczorajszego ataku islamistów na paryską redakcję satyrycznego pisma „Charlie Hebdo”. W rozmowie z prezydentem Francji prezydent Rosji nazwał napad terrorystów „aktem barbarzyństwa”.

Na spontanicznych demonstracjach zebrały się wczoraj w wielu francuskich miastach setki tysięcy ludzi, występujących w obronie wolności słowa i przeciwko przemocy. W Moskwie pod ambasadą Francji zapłonęły znicze zapalone przez Rosjan, wyrażający współczucie dla ofiar. Ale pod francuskim poselstwem odbyły się też pikiety prawosławnych aktywistów z grupy „Boża Wola” pod przywództwem Dmitrija Corionowa (Enteo), którzy poparli terrorystów, a ofiary odsądzili od czci i wiary. Enteo ogłosił, że dziennikarze „Charlie Hebdo” są sami sobie winni, gdyż sprowokowali wyznawców Mahometa, obrażając ich uczucia religijne. Innych też obrażali: i Jezusa, i Marię Pannę, i Trójcę. „Każdy, kto dopuszcza się obrazy, zasługuje na najwyższy wymiar kary. Bóg rękami muzułmanów dokonał zemsty za obrzydliwe gwałcenie prawa przez francuskie monstra bezczeszczące świętości”.

Enteo nie był jedyny w wyrażaniu solidarności z terrorystami. Pisarz Edward Limonow, skandalista z dawnych lat, wódz nacbołów, ostatnio gorący zwolennik wprowadzenia rosyjskich wojsk na wschodnią Ukrainę, napisał w blogu, że karykaturzyści dostali za swoje, wszystkich obrażali, to im się należało. W podobnym duchu wypowiedzieli się komentatorzy najpoczytniejszego rosyjskiego dziennika „Komsomolskaja Prawda”. Rada Muftich Rosji potępiła zamach, ale w oświadczeniu napisano: „Grzech prowokacji w naszym świecie jest takim samym zagrożeniem dla pokoju, jak grzech tych, którzy tej prowokacji ulegają”. W związku z tym Rada wzywa media, aby „pamiętały o wewnętrznej cenzurze, o poszanowaniu uczuć ludzi innej kultury”. Obrazę uczuć religijnych postawiono na tym samym poziomie niedopuszczalności, co strzelanie w obrazoburców.

Jekatierina Winokurowa ze Znak.com poświęciła rosyjskim reakcjom na zamach w Paryżu tekst w swoim blogu (http://www.echo.msk.ru/blog/ekaterina_vinikurova/1469996-echo/). Zwraca w nim uwagę na obfitość komentarzy w duchu wyżej opisanych.

Wśród reakcji na akt terroru odnotowano emocjonalne wezwanie Michaiła Chodorkowskiego: „Jeśli dziennikarze mają godność, to jutro wszystkie gazety powinny opublikować karykatury Proroka”. Te słowa zauważył prezydent Czeczenii, Ramzan Kadyrow. „Chodorkowski swoimi wezwaniami postawił na sobie krzyżyk. Ogłosił się wrogiem wszystkim muzułmanów. A zatem i moim osobistym wrogiem”.

Zanim jeszcze agencje informacyjne przekazały słowa Kadyrowa, rosyjski dziennikarz i bloger Oleg Kaszyn napisał w komentarzu dotyczącym Francji i jej polityki w kontekście ataku na redakcję „Charlie Hebdo”, islamu, islamizmu, Państwa Islamskiego itd.: [To dotyczy także Rosji.] „Bo my mamy u nas w Rosji swoje wewnętrzne Państwo Islamskie ze stolicą w Groznym. Normalna islamistyczna terrorystyczna feudalno-faszystowska dyktatura, oficjalnie podmiot Federacji Rosyjskiej. Nikt nie wie i nie rozumie, jak żyć z tym wewnętrznym Państwem Islamskim, nikt nie wie, co z nim będzie jutro, nikt w ogóle o tym nic szczególnego nie myśli”. Ostro.

Do krótkiego przeglądu reakcji na wydarzenia we Francji dołączę jeszcze dwie opinie. Szef komitetu ds. międzynarodowych Dumy Państwowej Aleksiej Puszkow w Twitterze napisał: „Akt terroru w Paryżu pokazuje, że to nie Rosja zagraża Europie i jej bezpieczeństwu, to blef. Prawdziwym zagrożeniem jest terroryzm”. Alternatywa pomyliła się chyba panu Puszkowowi z koniunkcją. Bo jedno drugiego nie wyklucza. I jeszcze wspaniała teoria spiskowa generała Leonida Iwaszowa: „Islam, ma się rozumieć, nie stoi za tym aktem terroru, to najprawdopodobniej była operacja zaplanowana w USA, aby unicestwić islamską kulturę, islamską tradycję i przeciwstawić islam Europejczykom”.

Front Narodowy frontem do Kremla

„Żadne szanujące się państwo nie dopuści, by w walce politycznej wykorzystywano środki pochodzące z zagranicy” – powiedział Władimir Putin w niedawnym wywiadzie dla agencji TASS. Jak większość wypowiedzi złotoustego przywódcy Rosji, tak i ta odlana jest z najszlachetniejszych kruszców. Warto się wsłuchać w te słowa.

Zestawmy ten fragment wywiadu z wiadomością podaną przez francuskie media: „Stojąca na czele skrajnie prawicowej partii Front Narodowy Marine Le Pen, znana ze swojego poparcia dla polityki Kremla, we wrześniu otrzymała od banku First Czech Russian Bank (FCBR) 9 milionów euro”. Sądzę, że nie na waciki, tylko na walkę polityczną. Moskwa nie miałaby na pewno nic przeciwko temu, aby Marine Le Pen wygrała wszystkie możliwe wybory we Francji. Podsypanie owsa na kampanię wyborczą byłoby ze wszech miar wskazane.

Po ujawnieniu źródeł finansowania radykałów z Frontu Narodowego we Francji zawrzało. Bo z jednej strony – wsio w poriadkie: Front Narodowy miał trudności finansowe, francuskie banki odmawiały kredytów, więc buchalterzy partii wystąpili z prośbą o kredyty do banków poza granicami kraju. Amerykańskie i europejskie odmawiały, a ten jeden bank się zgodził. Ale z drugiej strony partia pani Le Pen i ona sama z takim entuzjazmem opowiadają się za polityką Kremla, że takie wsparcie finansowe wygląda na opłatę za dobre słowo w trudny czas. Marine Le Pen wysławia Putina pod niebiosa, ze zrozumieniem przyjęła aneksję Krymu i mocno krytykowała sankcje Zachodu wobec Rosji. W Moskwie przyjmowana była z honorami, ściskała dłonie przewodniczącego Dumy Państwowej Siergieja Naryszkina, wicepremiera Dmitrija Rogozina i innych wysokich przedstawicieli władz partyjnych i państwowych. Francuska prasa sugerowała, że podczas pobytu w Moskwie spotkała się z Putinem. Pod koniec października „L’Obs” ze smakiem opisywał bankiet w ambasadzie Rosji w Paryżu – pełno gości mimo sankcji i ochłodzenia na linii Paryż-Moskwa, panią Len Pen oraz jej bratanicę Marion osobiście przywitał ambasador Orłow. Według prasowych enuncjacji wyżej wymienieni spotykają się nader często. „Ten zrodzony w cieniu ważny polityczny alians – pisał „L’Obs” – może zmienić oblicze Europy. Przez ostatnie kilka miesięcy Kreml otwarcie stawia na Front Narodowy. Uważa, że ta partia jest w stanie przejąć władzę we Francji i zmienić bieg historii Europy na korzyść Moskwy. Starając się nie przyciągać uwagi, rosyjskie władze spotykają się z liderami ultraprawicowej partii, którzy z kolei są zachwyceni, że wokół nich skacze wielkie mocarstwo”.

Skacze, skacze, ale w zamian oczekuje pewnych usług. I oto członkowie władz Frontu Narodowego ostatnio trudnią się obserwowaniem dziwnych głosowań odbywających się na terytoriach oderwanych od Ukrainy przez Rosję: jeden obserwował „referendum” na Krymie, drugi – „wybory” w samozwańczych Ługańskiej i Donieckiej republikach ludowych. „Zagraniczni obserwatorzy uznali głosowanie za w pełni demokratyczne” – piszą potem rosyjskie agencje informacyjne.

Im dalej, tym ciekawiej. Dziennikarze portalu Mediapart zwrócili uwagę na historię banku, który tak hojnie wsparł francuskich narodowców. First Czech Russian Bank powstał w 1996 roku w Czechach, następnie został nabyty przez rosyjską firmę Strojtransgaz (produkcja rur). Firmę tę kontrolował rosyjski potentat Giennadij Timczenko, znany z tego, że swego czasu ciągał po sądach dziennikarzy i polityków, którzy pisali o nim „przyjaciel Putina”. Ostatnio sam Putin przyznawał, że z Timczenką wiąże go zażyłość. Z rąk Timczenki bank przeszedł w ręce Romana Popowa, dyrektora jednego z departamentów Strojtransgazu, człowieka afiliowanego z Dmitrijem Miedwiediewem.