Archiwa tagu: kooperatywa Oziero

Cień Tambowa

13 grudnia. Władimir Putin nie lubi lat dziewięćdziesiątych. Z różnych powodów. Głównym, nazwanym przez niego literalnie, jest „główna katastrofa geopolityczna XX wieku”, czyli upadek ZSRR. Dla Putina osobiście oznaczało to powrót z miłej placówki i rozpoczynanie wszystkiego od nowa. Drugi powód jest mniej oczywisty. Lwią część lat dziewięćdziesiątych Putin spędził, pracując w merostwie Petersburga (był zastępcą gubernatora Anatolija Sobczaka). Co tam robił? Dużo różnych rzeczy, o których nie lubi sobie przypominać. Niektóre z jego działań ujrzały światło dzienne. Nieprawidłowości tropiła m.in. deputowana miejscowej legislatury nieżyjąca już dziś Marina Salje (http://www.anticompromat.org/putin/salie.html). Chodziło o przewały na grube miliony.

Na lata dziewięćdziesiąte przypada też początek działania kooperatywy Oziero – grupy krewnych i znajomych Królika (Putina), którzy zawiązali spółdzielnię mającą wybudować domki letniskowe koło Petersburga. Współzałożyciele kooperatywy zajmują (lub zajmowali przez lata) wysokie stanowiska państwowe lub kręcą biznesowe lody, korzystając z najwyższej „kryszy” (http://www.novayagazeta.ru/politics/49409.html).

Dynamiczne zmiany własnościowe w latach dziewięćdziesiątych w Rosji połączyły węzłem bliskiej współpracy polityków, służby specjalne, oligarchów, bankierów i bandytów. Wspomniana przeze mnie uprzednio publikacja fundacji Chodorkowskiego Otwarta Rosja (https://openrussia.org/post/view/10965/) traktuje o powiązaniach ludzi należących do bliskiego kręgu współpracowników Putina z mafią. Śledztwo w tej sprawie prowadzili hiszpańscy prokuratorzy. Dlaczego hiszpańscy? Bo rosyjscy bossowie mafijni zainstalowali się w Hiszpanii i stąd prowadzili działalność – legalizowali brudne pieniądze, inwestowali w nieruchomości, jachty, banki. Centralną postacią był mafioso Giennadij Pietrow, a jego partnerami byli m.in. Anatolij Sierdiukow (b. minister obrony), Wiktor Zubkow (b. premier), Aleksandr Bastrykin (szef Komitetu Śledczego) i wielu innych prominentnych ludzi władzy w  Rosji.

Andriej Zykow, były śledczy z Petersburga, tak mówi o tym w audycji Radia Swoboda: „Raport każe zastanowić się nad wieloma problemami, które są ważne dla Rosji. Są podstawy, by ponownie zadać pytanie: „Who is mister Putin?”, ale sens tego pytania jest inny niż w 2000 roku. Dziś chciałbym zrozumieć, czy to on jest „ogonem”, który kręci „psem” czy odwrotnie. Pod pojęciem „ogon” rozumiem prezydenta, a pod pojęciem „psa” – mafię. Z raportu [hiszpańskich prokuratorów] wynika, że wiele wysokich stanowisk w państwie zajęli ludzie rekomendowani nie przez Putina, a bandytów z tambowskiej mafii [jeden z najważniejszych rosyjskich gangów]. Np. w 2007 r. szefem Komitetu Śledczego zostaje Aleksandr Bastrykin. Giennadij Pietrow i inni członkowie gangu zwracają się do niego po imieniu per Sasza, ciągle dzwonią. I Sasza do nich dzwoni. I to Giennadijowi Pietrowowi – a nie Putinowi – Bastrykin dziękuje za swą nominację”. (Całość rozmowy tu: http://www.svoboda.org/content/transcript/27419698.html). Dzięki osobom zajmującym najwyższe stanowiska w organach ścigania bossowie mafijni mogli rozprawiać się z konkurencją oraz korzystać w przykrywki. Hiszpańscy prokuratorzy swojej wiedzy na temat bliskich powiązań mafii i polityki nie wzięli z sufitu, m.in. z uwagą przesłuchali nagrania rozmów członków gangu i polityków.

Jest jeszcze jeden wątek ściśle związany z wątkiem powiązań mafii z ludźmi władzy. Zykow: „Hiszpańską policję ktoś naprowadził na trop. Tym kimś był Aleksandr Litwinienko (został otruty w 2006 r. w Londynie). Jednym z [głównych] podejrzanych o otrucie jest deputowany Andriej Ługowoj [b. funkcjonariusz FSB]. Spotykał się z Litwinienką w Hiszpanii. Litwinienko zbierał informacje o rosyjskich grupach przestępczych, które działają za granicą”. Dalej za: https://openrussia.org/post/view/11046/: Litwinienko dotarł do informacji o powiązaniach z mafią Wiktora Iwanowa, bliskiego współpracownika Putina [znajomy z KGB], obecnie szefa agencji ds. zwalczania narkotyków. W skrócie miało to wyglądać tak: współpraca Iwanowa i mafii tambowskiej miała miejsce w latach dziewięćdziesiątych, kiedy Iwanow pracował w merostwie Petersburga pod kierownictwem Putina. O tym epizodzie Litwinienko napisał w raporcie dla zachodnich partnerów Iwanowa, który w 2006 r. zabiegał o lukratywny kontrakt lotniczy. Dowiedziawszy się o byłej współpracy Iwanowa z mafią, zachodni partnerzy od kontraktu odstąpili. Litwinienko na spotkaniu z Ługowojem pokazał mu raport o Iwanowie. A Ługowoj podzielił się tą cenną wiedzą z Iwanowem.

Czy taka była sekwencja wydarzeń i czy był to motyw zabójstwa Litwinienki – rozpatruje sąd w Londynie (https://openrussia.org/post/view/4613/). Na koniec zacytuję jeszcze fragment z opublikowanego przez tenże sąd dokumentu – charakterystyki Iwanowa: „Iwanow jest mściwy. Był jednym z organizatorów ataku na Jukos i Michaiła Chodorkowskiego. Były asystent Iwanowa opowiedział, że Kreml zaczął się wrogo odnosić do Chodorkowskiego, kiedy ten publicznie powiedział Putinowi, że jego petersburscy koledzy robią jakieś kanty na transakcjach z ropą, żeby pozyskać kasę na jego kolejną kampanię prezydencką. Iwanow był jednym z owych kolegów, dołożył wszelkich starań, żeby Chodorkowski stanął przed sądem i otrzymał surowy wyrok, a następnie dopilnował, aby pobyt Chodorkowskiego w kolonii karnej był maksymalnie trudny”.

Oziero nie tonie

Ekonomiści mniej lub bardziej oddaleni od władzy, a nawet ci do niej zbliżeni zaczynają coraz głośniej mówić, że Rosja mimo gromkich zapowiedzi władz nie może się wygramolić z jamy kryzysu, w który wpadła po 2008 roku. Wróżą, że rok 2014 będzie jeszcze chudszy. Zaklęcia prezydenta nie działają. Ale jak mówi stare rosyjskie porzekadło – „komu wojna, a komu mat’ rodna”. Czyli jedni na kryzysie tracą, a drudzy się tuczą.
Jak wynika z pobieżnego przeglądu aktywów, członkowie najwierniejszej grupki wspierającej Władimira Putina i siebie – kooperatywy Oziero plus najbliżsi – nie stracili na kryzysie. W 2013 roku żwawo rozglądali się po świecie i kupowali nowe cegiełki do budowli swych imperiów biznesowych.
I tak, bracia Jurij i Michaił Kowalczukowie w minionym roku „poszli w media”: kupili akcje gazety „Izwiestia”, dom wydawniczy Trzy Korony, wydający najpopularniejszą gazetę Petersburga, holding Profmedia (m.in. trzy stacje TV), za pośrednictwem Gazprommedia/Gazprombank kontrolują inne popularne telewizje i rozgłośnie radiowe. Kowalczukowie zainteresowali się też telekomunikacją i wykupili 50% akcji czwartego co do wielkości operatora komórkowego w Rosji Tele2Rossija.
Kolejni panowie bracia, którzy kiedyś wraz z prezydentem walczyli w klubie na tatami, Arkadij i Borys Rotenbergowie rozwijali się w dziedzinie telekomunikacji, obsługi portów lotniczych. Mogli się cieszyć otrzymaniem lukratywnych zleceń (Borys Rotenberg buduje, niezgoda z nim rujnuje). Nie pogardzili sferą kultury: kupili wielkie wydawnictwo, które też otrzymuje lukratywne zlecenia od państwa i tłucze na tym miliardy rubli rocznie. Stara miłość do sportu nie rdzewieje, więc do spółki z Giennadijem Timczenką (który słynie z tego, że podaje do sądu dziennikarzy, nazywających go „przyjacielem Putina”) wykupili akcje fińskiego klubu hokejowego Jokerit i kompleks sportowy. Sam Timczenko zakupił akcje wielkich firm budowlanych, obecnie szykuje się do walki o kontrakt na zbudowanie naziemnego odcinka gazociągu South Stream (ciekawe, czy wygra).
Igor Sieczin, prezes największego koncernu naftowego Rosji Rosnieft’, zakupił 794 863 akcje swego koncernu. Kilka dni później dokupił jeszcze kilkaset tysięcy kolejnych. To był rok, dobry rok – śpiewał kiedyś Seweryn Krajewski.
A teraz nastąpił Nowy Rok – czas wytchnienia, odprężenia. Największe święto w Rosji. Nawet w Związku Radzieckim na Nowy Rok były dwa dni wolnego po szumnym Sylwestrze. Teraz styczniowa śpiączka trwa jeszcze dłużej, bo zaraz prawosławne Boże Narodzenie – też dni wolne od pracy, a potem jeszcze tak zwany stary Nowy Rok, 13 stycznia to 1 stycznia według starego kalendarza, więc znowu okazja do balowania. Bracia Rotenbergowie, Kowalczukowie, Timczenko, Sieczin, ministrowie, deputowani Dumy, senatorowie, gubernatorzy, bankierzy, członkowie zarządów mniej lub bardziej ważnych spółek albo wyjechali w Alpy czy na Seszele, albo zaszyli w dobrze strzeżonych willach. Życie polityczne na ten czas na ogół zastyga. Wakacyjnego kalendarza nie zakłóciły nawet tragiczne wydarzenia w Wołgogradzie. Jedynie Władimir Putin przyjechał do szpitala, w którym leczone są ofiary wybuchów.