Archiwa tagu: sąd

Jak makiem zasiał

10 lipca. Nie od dziś wiadomo, że rosyjski sąd jest najbardziej humanitarny na świecie. Nowe potwierdzenie słuszności tego stwierdzenia znajdujemy w kronice sądowej miasta Woroneż. Miejscowy sąd skazał czteroosobową rodzinę Połuchinów na kilkuletnie wyroki kolonii karnej za wypiekanie i sprzedawanie w należącej do rodziny kawiarni „Oczag” bułeczek z makiem. Czy Połuchinowie zalegali z podatkami? Nie. Czy napadli na bank w celu pozyskania pieniędzy na działalność gospodarczą? Nie. Czy kogoś okradli? Nie. Zabili? Też nie. Po prostu wypiekali drożdżówki z makiem.

Na podejrzaną zawartość wypieków pięć lat temu zwrócili uwagę czujni funkcjonariusze Federalnej Służby Kontroli Narkotyków. Ich zdaniem Połuchinowie dodawali do spożywczego maku narkotyki. Według materiałów śledztwa, złowieszczy właściciele lokalu w garażu opryskiwali roztworem opium mak, suszyli suszarką do włosów, dodawali słomę makową i w ten sposób przygotowane opium dla narodu sprzedawali (w małych pakietach). Połuchinowie nie przyznali się do zarzucanych im czynów (gdyby się przyznali, dostaliby wyrok w zawieszeniu – tak mówią).

Od 2010 roku w Rosji obowiązuje przepis dopuszczający w obrocie wyłącznie czysty mak spożywczy bez żadnych dodatków. Jak wskazuje portal Meduza.io, mak sprowadza się do Rosji z zagranicy, gdyż własnych plantacji maku w Rosji nie ma od 1987 r., a zagraniczny mak zawiera domieszki, m.in. słomy makowej (słoma makowa może służyć do pozyskania narkotyku). Połuchinowie kupowali zatem zagraniczny mak, na własne potrzeby zużywali dwieście kilo miesięcznie, resztę odsprzedawali przedsiębiorstwu „Chlebograd”.

W badanych pięciu kilogramach inkryminowanego maku specjaliści z Federalnej Służby Kontroli Narkotyków (FSKN) stwierdzili 8,7 grama słomy makowej (0,18% zawartości). Czy to podstawa do ścigania „handlarzy narkotyków”?

Właściciel lokalu „Oczag” Aleksandr Połuchin, emerytowany oficer, twierdzi, że panowie z FSKN proponowali mu „kryszę” (opiekę) za drobne 50 tysięcy rubli miesięcznie, ale on się nie zgodził („Oczag” działał przez piętnaście lat i świetnie się miał). I że konsekwencją tej odmowy była sprawa sądowa, zakończona wysokim wyrokiem. Zdaniem Połuchina, to jeden z przejawów „opracowanego w wysokich gabinetach schematu, polegającego na wybiórczym szykanowaniu przedsiębiorców w interesach FSKN”.

Cała ta makowa historia dzieje się w kraju, który choruje na uzależnienie od narkotyków. Według oficjalnych danych FSKN w Rosji jest 3 miliony narkomanów (8,5 mln używa narkotyków incydentalnie), miesięcznie umiera z powodu narkomanii pięć tysięcy ludzi. Przez Rosję prowadzi narkotyczny szlak z Afganistanu, największego centrum produkcji opiatów.

Politolożka Jekatierina Szulman twierdzi, że FSKN idzie na łatwiznę, ścigając Połuchinów i im podobnych. FSKN powinno ścigać handlarzy narkotyków, ale „to zajęcie niebezpieczne [bo można trafić na kogoś silniejszego lub] przypadkiem pozbawić się źródła dochodu. Ścigać nie tych, kto jest niebezpieczny, a tych, którzy nie mogą uciec – to święta zasada działania organów ścigania, które znajdują się poza kontrolą społeczeństwa. […] W sprawie Połuchinów […] żadnych narkotyków nie było. Teraz trzeba by im znaleźć adwokata z prawdziwego zdarzenia i złożyć apelację”.

Nie wszyscy jednak są przekonani o niewinności biznesmenów z Woroneża. Wysokonakładowa gazeta „Komsomolskaja Prawda” publikowała reportaże, ukazujące rodzinę Połuchinów jako przestępców, którzy zajmowali się procederem zaopatrzenia narkomanów w pełni świadomie. A obrońców praw człowieka troszczących się o pomoc prawną dla podsądnych przedstawiono jako naciągaczy (http://www.kp.ru/daily/26402.7/3278002/, http://www.kp.ru/daily/26402.5/3278009/).

Inaczej relacjonowała proces opozycyjna „Nowaja Gazieta” (http://www.novayagazeta.ru/inquests/69167.html), wykazując słabości aktu oskarżenia, brak materiału dowodowego, absurdy rzekomo niezależnych ekspertyz itd.

Olga Romanowa, szefowa ruchu „Ruś sidiaszczaja”, pisze o swoich wątpliwościach: „1. Może Połuchinowie są winni, może są niewinni. Podczas procesu dopuszczono wiele naruszeń, wcześniej – wiele naruszeń było podczas śledztwa. Wina/niewinność nie została dowiedziona. […] 2. Nie było adwokata, bezpłatny adwokat z urzędu się nie liczy, tacy zwykle działają na szkodę oskarżonych. Dlaczego nie było adwokata? Albo Połuchinowie rzeczywiście handlowali narkotykami, ale w takim razie powinni mieć pieniądze i wykupić się, zapłacić FSKN, prokuraturze, śledczym, ale zostali na lodzie, gdy pieniądze się skończyły (zwykła to rzecz). Albo Połuchinowie są uczciwi. […] 3. Jest taki aksjomat: cały handel narkotykami w Federacji Rosyjskiej znajduje się pod „kryszą” FSKN. Wielkich baronów narkotykowych nie ruszają (współpracują), informatorów wydają swoim, kiedy współpraca dobiega końca, a próbujące działać bez kontroli płotki wyławiają. Połuchinowie to płotki (chociaż te 4 tony maku świadczą, że niekoniecznie). Być może w przeszłości współpracowali z FSKN, a teraz się ich pozbyto. Wariant trzeci – są całkowicie niewinni. Proszę zobaczyć, ile wariantów. A za to winę ponoszą sąd, śledztwo i prokuratura, które nic nie ustaliły”.

Śmierć po raz drugi

15 maja. Dwunastu gniewnych ludzi – ława przysięgłych sądu w stanie Massachusetts – po szesnastu godzinach narad orzekło, że Dżochar Carnajew jest winien zarzucanych mu czynów, czyli zorganizowania i przeprowadzenia zamachu terrorystycznego na uczestników maratonu w Bostonie dwa lata temu. Łącznie 30 zarzutów, z których 17 zagrożonych jest najwyższym wymiarem kary. Carnajew został skazany na karę śmierci. Wyrok ma zostać ogłoszony przez sędziego niebawem. Jak donoszą media, niektórzy z przysięgłych podczas ogłaszanie werdyktu płakało.

Zdaniem obrony, która już zapowiedziała apelację, Dżochar stał się ofiarą trudnych warunków, w jakich dorastał, złożonej sytuacji rodzinnej i przemożnego wpływu starszego brata Tamerlana, ekstremisty, zafascynowanego terrorem.

Rodzina Carnajewów pochodzi z Czeczenii, przez wiele lat mieszkała w sąsiednim Dagestanie, wcześniej w Kirgizji, gdzie urodził się Dżochar. O kolejach losu, które sprowadziły braci Carnajewów do USA, o okolicznościach zamachu, pisałam w blogu: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2013/04/20/czeczeni-w-bostonie/ i na łamach „Tygodnika Powszechnego”: http://tygodnik.onet.pl/swiat/kaukaz-zielonooki/y5v1t

W Rosji temat procesu Carnajewa nie znajdował się w centrum zainteresowania. Od czasu do czasu ukazywały się w mediach drobne wzmianki o toku rozprawy, zeznaniach świadków, poszczególnych etapach sądowego spektaklu. Jedynie Echo Moskwy na swej stronie internetowej zamieszczało regularnie sprawozdania z sali rozpraw.

Dżochar podczas procesu niemal przez cały czas milczał, zachowywał się tak, jak gdyby go to nie dotyczyło. Zaczął pękać kilka dni temu, gdy przed obliczem przysięgłych stanęli krewni – wtedy okazał emocje, nawet się rozpłakał. Natomiast gdy z rozdzierającymi relacjami występowali krewni ofiar wybuchu, siedział z pochyloną głową, nie słuchał, wyraźnie się nudził.

W Internecie można obejrzeć nagranie, na którym Dżochar pokazuje środkowy palec (https://www.youtube.com/watch?v=Vbk5ThYQJCM). Rzecz dzieje się trzy miesiące po zamachu, Dżochar Carnajew siedzi w areszcie. Nagranie wykorzystało w toku procesu oskarżenie: wulgarny gest Carnajewa miał dowodzić braku skruchy. Prokurator w słowie końcowym podkreślał szczególnie to, że oskarżony jest terrorystą, który nie żałuje swego czynu, skierowanego świadomie przeciwko Stanom Zjednoczonym jako „kara” za ich politykę w krajach islamskich.

Nadal nie wyjaśniono, czy Tamerlan Carnajew przechodził w 2012 roku szkolenia w Dagestanie w obozie radykałów, czy miało to wpływ na jego plany dokonania zamachu i czy dostał jakieś instrukcje odnośnie przygotowania Dżochara jako współpracownika, czy podjął tę decyzję samodzielnie. Prasa o tym pisała, ale stuprocentowego potwierdzenia nie uzyskano. Amerykańskie służby tłumaczyły swego czasu, że Tamerlan wyjechał ze Stanów i spokojnie wrócił, przecisnąwszy się przez sito kontroli dzięki temu, że jego nazwisko zostało zapisane w dokumentach inaczej niż w programie komputerowym (Carneyev/Tsarnaev), pomagającym w wyławianiu potencjalnych zradykalizowanych „bomberów”. W trakcie procesu obrona Dżochara Carnajewa sugerowała, że wycieczka Tamerlana do Federacji Rosyjskiej nie była przypadkiem – miało go tam rzekomo wysłać FBI jako agenta, który miał pozyskiwać informacje o zbrojnym podziemiu w Czeczenii. Czy tak było? Wyjaśnienie tych szczegółów wymagałoby współpracy amerykańskich i rosyjskich służb, tymczasem na to się nie zanosi. Dwa lata temu, gdy stosunki rosyjsko-amerykańskie nie były tak chłodne jak dziś, też nic ze współpracy nie wyszło. Teraz tym bardziej nie ma na co liczyć.

Kreml bierze zakładników

Wyrok w uszytym z łachmanów nieprawdy procesie braci Nawalnych miał być ogłoszony 15 stycznia. Poobijana i rozbita rosyjska opozycja w portalach społecznościowych skrzykiwała się, by 15.1.15 przyjść na plac Maneżowy pod murami Kremla i poprzeć jednego z najważniejszych liderów, Aleksieja Nawalnego.

Przewidywano, że wyrok będzie skazujący, prokuratura prosiła o posadzenie Nawalnego na dziesięć lat, a on już ma na koncie – w również spreparowanym poprzednim procesie – jeden wyrok w zawieszeniu. Kombinacja cyfr 15.1.15 stała się powodem do blokowania stron, na których wiadomość o manifestacji się pojawiała. Opozycjoniści wymyślili więc inteligentną „zasłonę dymną”: 15 stycznia to dzień urodzin znanego pisarza, Aleksandra Gribojedowa, autora sztuki „Mądremu biada” i właśnie na urodziny komediopisarza zapraszali się nawzajem. To miała być największa od długiego czas demonstracja opozycji w Rosji.

Z ostrożnych szacunków wynikało, że na Maneżce, jak popularnie nazywa się plac, zbierze się kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Rozważano nawet takie warianty rozwoju sytuacji, czy Maneżka ma szanse stać się „Euro-Maneżką”. Władze najwyraźniej nie miały ochoty na sprawdzanie, czy ta manifestacja wypali. I stała się rzecz niesłychana: wczoraj nadeszła wieść, że wyrok zostanie ogłoszony już 30 grudnia. „Bo jest gotowy” – brzmiało oficjalne uzasadnienie. Rzecz w praktyce sądowej bez precedensu: zdarza się przesuwanie ogłoszenia wyroku na późniejsze terminy, ale na wcześniejszy – nie.

Dziś nim jeszcze w Moskwie się na dobre rozwidniło, sędzia Jelena Korobczenko przeczytała z kartki, że za zdefraudowanie środków koncernu Yves Rocher Aleksieja Nawalnego skazuje się na karę 3,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu, a jego brata Olega na 3,5 roku kolonii karnej. Cała sentencja wyroku nie była gotowa do odczytania (choć rzekomo miała być gotowa od wczoraj), ale kto by się tam przejmował drobiazgami.

Wina braci polegać miała na tym, że firma Olega świadczyła usługi kurierskie dla Yves Rocher i przy tej okazji dopuściła się jakoby malwersacji. Przy czym przedstawiciele rzekomo poszkodowanej francuskiej firmy przed sądem świadczyli, że żadnego uszczerbku z tego tytułu nie ponieśli. Polityczne powody procesu i wyroku są ewidentne: chodziło o uciszenie Aleksieja Nawalnego, który od dawna wyciąga członkom politycznej elity grzeszki korupcyjne, ukryte przed okiem fiskusa majątki, nazywa władzę „partią żulików i złodziei” itd. Wybrano metodę zaiste cyniczną i perfidną – nie skazano samego blogera, a jego brata, który nie zajmował się działalnością polityczną. Oleg ma dwoje małych dzieci, które teraz przez 3,5 roku będą się wychowywać bez ojca.

Chodziło o jeszcze jeden sygnał dla wszystkich: możesz się uczciwie zajmować czym tam sobie chcesz, ale jeśli zbliżysz się do krawędzi peronu, jeśli choć otrzesz się o działalność polityczną – ty albo ktoś, kto jest ci drogi – to możesz być pewien, że paragraf się na ciebie znajdzie. I nikt palcem nie kiwnie w twojej obronie. Sąd jest u nas sprawiedliwy, najsprawiedliwszy na świecie.

Oleg Nawalny został więc wzięty przez władze jako zakładnik. Aleksiej w sali sądowej pytał panią sędzię: „Jak pani nie wstyd? Za co go wsadzacie? Żeby mnie jeszcze bardziej ukarać?”. Później w mikroblogu napisał: „Ze wszystkich możliwych podłych rodzajów wyroków skazujących wybrali najpodlejszy […] Każdy sam decyduje o swoim losie, ale rodziny nikt sobie nie wybiera. Tymczasem ta złodziejska bestia bierze z listy twoich krewnych jakąś osobę, żeby zemścić się na tobie. Taka jest jakość materiału ludzkiego tych, którzy trzymają władzę w naszym kraju. I to główna przyczyna, dla której tej władzy nie powinno być”.

Zaskoczona manewrem wyprzedzającym władz opozycja przegrupowuje się, by demonstrację poparcia dla braci Nawalnych zorganizować na Maneżce już dziś wieczorem. Termin jest fatalny pod każdym względem. Po pierwsze, czasu jak na lekarstwo, po drugie – w przeddzień Nowego Roku ludzie są zajęci przygotowaniami do głównego rodzinnego święta – zakupy, prezenty; duża część już wyjechała poza Moskwę, duża część miała to w planach dziś-jutro. Mimo że szeregi potencjalnych demonstrantów się przerzedziły i tak – stan na godzinę 14 czasu polskiego – chęć udziału w manifestacji zadeklarowało już 10 tysięcy ludzi. Władze Moskwy czujnie zapowiedziały, że wyjście ze stacji metra w pobliżu Maneżki będzie dziś wieczorem zablokowane.

Sąd błotny

Procedura nękania i znęcania się nad uczestnikami antyputinowskiej demonstracji 6 maja 2012 roku na placu Błotnym w Moskwie trwała prawie dwa lata. Tego dnia doszło do przepychanek i starć uczestników manifestacji przeciwko powrotowi Putina na Kreml z policją, która – jak twierdzą po przeanalizowaniu materiałów wideo obrońcy praw człowieka – sprowokowała zajścia. Nikt wtedy nie zginął, nikt nie odniósł poważnych obrażeń.
Podczas rozprawy sędzia wysłuchiwała z uwagą zeznań policjantów, którzy ucierpieli w starciach, natomiast konsekwentnie odrzucała wnioski o dopuszczenie świadków obrony. Najbardziej sprawiedliwy i humanitarny sąd na świecie skazał kolejnych ośmioro oskarżonych na bardzo wysokie wyroki pozbawienia wolności: od czterech do 2,5 roku łagru dostało siedmiu oskarżonych, ósma osoba – młoda dziewczyna – dostała wyrok w zawieszeniu. Prokuratura żądała jeszcze wyższych wyroków, sędzia nieco tylko zmiękczyła karę.
Skazani to głównie młodzi i bardzo młodzi ludzie, wykształceni, samodzielni. Nie należą do grona najbardziej znanych aktywistów opozycji antyputinowskiej.
Wczoraj w Moskwie i Petersburgu odbyły się demonstracje poparcia dla skazanych, których uznano za więźniów politycznych. Na ulicach protestowało kilka tysięcy ludzi. Policja zatrzymała kilkaset osób. Wśród nich Aleksieja Nawalnego, któremu dziś wlepiono siedem dni aresztu administracyjnego za udział w niesankcjonowanym zgromadzeniu i wykrzykiwaniu haseł. A wlepiał sędzia Kriworuczko, którego nazwisko figuruje na „liście Magnitskiego”. Kilkoro innych aktywistów trafiło do aresztu na dziesięć dni.
„Dzień po tym, jak społeczność międzynarodowa dziękowała Rosji za zorganizowanie zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi, rosyjskie władze znów zademonstrowały światu realność rosyjskiego codziennego życia. Ten, kto decyduje się pokazać inne poglądy, musi się liczyć z konsekwencjami” – oświadczyła po wyroku Human Right Watch.
Przewodniczący komitetu organizacyjnego olimpiady powiedział w pożegnalnym przemówieniu, że w Soczi „Rosja pokazała nową twarz”. Można by powiedzieć, że w Soczi Rosja pokazała nie twarz, a maskę – piękną, lecz zwodniczą, nieprawdziwą, skoro już dzień po zamknięciu igrzysk władza ze ściśniętymi ze złości szczękami wysyła demonstrujących przeciw prezydentowi ludzi do łagrów. To jasny i czytelny sygnał: władza będzie z całą surowością karać tych, którzy odważą się na uliczne protesty. Prezydent Putin zwykł powtarzać, że nie ma żadnej możliwości wywierania nacisków na sąd, gdyż sądy w Rosji są niezawisłe. Czy ktokolwiek ma co do tego wątpliwości?
Dziennikarz Oleg Kaszyn, członek komitetu organizacyjnego demonstracji 2011-2012, jest rozgoryczony tym, że koszmarnym losem skazanych niesprawiedliwie ludzi Rosja się właściwie nie przejmuje. „Proces błotny nie podniósł nastrojów w kraju, nie był ważną cezurą w historii, nawet w porównaniu z głośnym procesem Pussy Riot proces błotny był bledszy i jako czynnik polityczny, i nawet jako informacja. To, co się dzieje na Ukrainie, powinno – wydawałoby się – skłaniać do porównań. Ale na dobrą sprawę nie ma czego porównywać. […] Być może obowiązująca umowa społeczna [władza rządzi, społeczeństwo nie włazi w politykę] nie daje i być może nigdy nie pozwoli Rosji przełamać wiecznej politycznej stabilności. Społeczną bazą Władimira Putina wcale nie są robotnicy z Niżnego Tagiłu, a przede wszystkim ta klasa, która protestowała na placu Błotnym – obywatele, gotowi płacić za swoje wyjście na plac wolnością innych ludzi”.