Archiwum autora: annalabuszewska

Jej pierwszy bal

30 października. Od pięciu lat w Moskwie odbywają się bale debiutantek. Córki dobrze sytuowanych (taki eufemizm) ludzi ze świata polityki i jej artystyczno-biznesowej obsługi pokazują się na tym targowisku próżności, aby zaprezentować się w jak najlepszym świetle. I w jak najlepszej toalecie, kosztującej majątek. Żółta prasa od tygodni smakowała nazwy wielkich firm modowych szykujących suknie dla debiutantek. Dziewczęta mogą w nich wystąpić tylko ten raz, w ten jeden wieczór, a potem mają je zwrócić do atelier, podobnie jak biżuterię. Są swego rodzaju wabikiem dla potencjalnych klientów. „My mamy pieniądze, niewielka grupa ludzi, którzy są gotowi wydać 70 tysięcy za suknię, w której dama pojawi się raz, dlatego że nie ma zwyczaju powtarzać kreacji. Jesteśmy poważnymi klientami dla światowej mody, dlatego z nami próbują się przyjaźnić. I jak pokazują ostatnie „tygodnie mody”, nasz desant aktywnie pojawia się na wszystkich pokazach, a potem światowe marki publikują na swoich stronach internetowych nasze dziewczęta” – tłumaczy ten rodzaj sponsoringu stylista Wład Lisowiec. Jasne, „mamy pieniądze”. I o to chodzi.

Żelaznym punktem programu balu jest walc – panny z bogatych domów w ramionach zawodowych tancerzy wirują na trzy pas po wyfroterowanym na wysoki połysk parkiecie wielkiej sali kolumnowej Domu Związków. Do tańca przygrywała im w tym roku nie byle jaka orkiestra – pod batutą maestro Władimira Spiwakowa, dyrygenta narodowej orkiestry filharmonicznej.

Bale firmuje czasopismo „Tatler”, które promuje potem debiutantki na swoich łamach. Dotychczas relacje z przedsięwzięcia były na ogół kwitowane zdjęciami gości z lakonicznymi podpisami, informującymi o pochodzeniu kreacji. W tym roku za sprawą telewizji Dożd’ debiutantki przemówiły. W reportażu (link poniżej) przed kamerą wypowiedziała się m.in. debiutantka Liza Pieskowa, córka sekretarza prasowego prezydenta z jednego z pierwszych małżeństw. Siedemnastoletnia Liza znalazła się w centrum zainteresowania prasy (nie tylko brukowej) po tym, jak na portalach społecznościowych rozpowszechniła wiadomość, że jej tata wcale nie ożenił się z Tatianą Nawką (wesele państwa Pieskowów stało się głośnym wydarzeniem tego roku: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/08/02/1476/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/08/22/galeony-i-jachty-czyli-batyskaf-batyskafowicz-putin-na-krymie/). W krótkiej wypowiedzi przed kamerą Liza pokazała pazurek: „Nie wiem, gdzie będę mieszkać, wiem na pewno, że teraz uczę się we Francji, a potem – potem bardzo chcę mieć swój biznes. To może być coś związanego z designem”. Chcieć to móc, nieprawdaż?

Zarumieniona ze szczęścia wnuczka znanego aktora i reżysera Olega Tabakowa, Anna, z wdziękiem narzekała, że ciągle je wożą – to Paryż, to Moskwa. „Nas przywożą i wywożą. Nie mam zamiaru tu wracać, mnie się podoba Europa”. Biedne dziewczynki, strasznie się muszą namęczyć, żeby przyjechać do tej „Rosji niemytej”. „Po balu ona pojedzie z powrotem do Anglii, ona się tam uczy” – mówi jedna z mam, prezentujących swoją latorośl.

Proszę to obejrzeć na własne oczy:

http://vk.com/video-85529314_171611624?hash=f0ea3a0ed852cdf1

Bloger Daniła Stol upuścił trochę żółci po obejrzeniu powyższego materiału: „Nie czułem nienawiści do tych wszystkich ludzi, wręcz przeciwnie – czułem, że oni z całej duszy nienawidzą mnie. Więcej – oni nienawidzą sam fakt, że my w ogóle istniejemy. Przecież mogliby o nas nie myśleć, ale szybciutko przebiegając od limuzyny do trapu samolotu widzą w oddali szare bloki i to przypomina im o naszym istnieniu. I zaczynają nas nienawidzić jeszcze bardziej. Nie czułem nienawiści wobec dzieci rosyjskiej bohemy, nie, widzieliśmy to już dziesiątki razy. Ich ojcowie z ekranu telewizora po raz kolejny opowiedzą nam o „ruskim świecie”, o patriotyzmie, o przeklętych agentach Ameryki, o wewnętrznych wrogach, miłości do Ojczyzny. Ich dzieci w tym czasie za pieniądze ukradzione przez rodziców zwykłym ludziom będą się uczyć w Anglii, odpoczywać w Nicei, bawić na maskaradach i balach, robić biznesy i nienawidzić Rosję. A my będziemy wegetować w zimnym kraju, gdzie zarobki nie są w stanie przekroczyć 20 tysięcy rubli […] Oni nas nienawidzą za to, że jeszcze żyjemy, już nic nie czują do tego kraju poza złością”. Co z tego wyniknie? Zdaniem blogera, rewolucja.

Jeszcze kilka słów na temat lokalizacji tego balu – o Domu Związków. W tym XVIII-wiecznym klasycystycznym pałacu w XIX wieku mieściła się siedziba Zgromadzenia Szlacheckiego. W sali kolumnowej odbywały się bale, gdzie szlachetnie urodzone panny mogły poznać przyszłych mężów. Balowa sceneria wielokrotnie pojawiała się w utworach XIX-wiecznych autorów, m.in. tu Tatiana Łarina, bohaterka „Eugeniusza Oniegina”, przeżywa swój pierwszy bal. Po rewolucji październikowej pałac przekazano związkom zawodowym. Odbywały się w nim rozliczne imprezy partyjne i związkowe, kongresy Kominternu, mecze szachowe itd. Zdaje się, że nikt już nie tańczył walca. W latach pierestrojki zaczęto tu za to masowo śpiewać – koncertowały gwiazdy estrady, występowali popularni kabareciarze. Teraz sala kolumnowa służy jako miejsce spotkań przy choince, z Dziadkiem Mrozem i Śnieżynką (po raz pierwszy tę domniemaną wnuczkę Dziadka Mroza zaprezentowano zdumionym oczom publiczności właśnie tu, w 1935 roku, zapoczątkowano tym samym nową świecką tradycję, trwającą do dziś).

A wcześniej – w tym domu odbył się „Proces Szesnastu”, przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, tu na karę śmierci skazano generała Leopolda Okulickiego. W sali kolumnowej odbywały się również inne głośne pokazowe procesy. A w marcu 1953 roku w tej sali wystawiono trumnę z ciałem oprawcy „Szesnastu” – Józefa Stalina. Funkcje funeralne Dom Związków pełnił zresztą nie tylko wtedy, tu pożegnano Lenina, a ostatnio Jewgienija Primakowa (minister spraw zagranicznych i premier z czasów Jelcyna, zmarł w tym roku).

A teraz co roku odbywa się tu bal wystrojonych dziewcząt, które jeszcze nie wykluły się z jaja, ale już wiedzą, że będą miały „swój biznes”. Bo wiedzą też, że do nich należy świat. Świat, w którym wszystko błyszczy i płaszczy się.

Tutaj jest dobrze

27 października. Agencja informacyjna Rossija Siegodnia zainicjowała ogólnokrajową akcję #ЗдесьХорошо (Tutaj jest dobrze) z okazji święta 4 listopada – Dnia Jedności Narodowej. Przez tydzień użytkownicy portali społecznościowych mieli hasztagiem #ЗдесьХорошо oznaczać zamieszczane zdjęcia zrobione w różnych regionach Rosji. Agencja miała te zdjęcia przejrzeć, posortować i wyłonić na ich podstawie „najszczęśliwszy region Federacji Rosyjskiej”.

Wezwanie agencji zabrzmiało jak wyzwanie. Początkowo, jak śpiewał Jegor Letow, wszystko szło według planu. Było radośnie, podniośle i niewinnie. Mieszkanka Magadanu zamieściła zdjęcie ze stacji krwiodawstwa z podpisem „Jak dobrze jest pomagać ludziom” (https://twitter.com/Anastasiya_Yak/status/657005343067783168), jej krajan piękne krajobrazy nadmorskie (https://twitter.com/geek_dvoranin/status/658459819876204544), ktoś inny uwiecznił karmienie parkowych wiewiórek w nostalgicznych jesiennych krajobrazach (https://twitter.com/PavlovskyPark/status/513305922790510593). Zapowiadało się na festiwal optymistycznych obrazków nadsyłanych z najdalszych zakątków ogromnego kraju, który rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej.

Wkrótce jednak hashtagiem #ЗдесьХорошо zaczęto oznaczać zdjęcia dalekie od optymizmu. Samo życie od nieoficjalnej strony, dalekiej od propagandowych reportaży reżimowych telewizji. Użytkownik „Liberalizm i odwaga” zrobił szybki przegląd pod tytułem „Tutaj jest dobrze”. Napis pod zdjęciem, przedstawiającym trzy niegustownie ubrane gracje palące szlugi i popijające piwo na zapaździałym dachu bloku z widokiem na industrialny pejzaż złożony z dymiących kominów, głosi: #Tutaj jest dobrze, ludzie kulturalnie odpoczywają w ekologicznie czystych miastach – https://twitter.com/vint_67/status/658543816950026240; dalej wedle tego samego klucza: zdjęcie z Kamiennego Mostu, na którym zastrzelono Borysa Niemcowa z podpisem: #Tutaj jest dobrze, można zabić opozycyjnego polityka pod murami Kremla i nigdy cię nie znajdą (https://twitter.com/vint_67/status/658552548467560448); kolejny: fotografię z cmentarza użytkownik opatrzył podpisem #Tutaj jest dobrze, rosyjskich żołnierzy, którzy zginęli na Ukrainie, grzebie się jak psy w bezimiennych grobach (https://twitter.com/vint_67/status/658534045693931520) itd.

Hashtag #ЗдесьХорошо stał się w ciągu jednego dnia najpopularniejszym hashtagiem rosyjskiego segmentu Twittera. Można go było znaleźć pod licznymi zdjęciami z rejonowych szpitali o ścianach z obłażącą farbą, pacjentami leżącymi na korytarzach, jeszcze liczniejszymi zdjęciami nieprzejezdnych dróg, zawalających się budynków, w których nadal mieszkają ludzie, brudnych toalet i innych niepięknych przejawów degradacji.

Część użytkowników kwitowała hashtagiem #ЗдесьХорошо także doniesienia agencyjne z różnych stron Federacji Rosyjskiej. Np. „Mieszkańcy wioski, obok której przewróciła się ciężarówka z wódką, od tygodnia nie trzeźwieją. Tutaj jest dobrze”. Albo: „Mieszkaniec Krasnojarska próbował oduczyć swoją córkę od palenia, bijąc ją kijem bejsbolowym po głowie. Tutaj jest dobrze”. Albo: „Emerytka zamarzła w swoim domu z powodu długu za elektryczność w wysokości 83 ruble. Tutaj jest dobrze”.

Do akcji przyłączył się bloger i fotografik Ilja Warłamow. Jego metodą twórczą jest grupowanie zdjęć z odwiedzanych miejsc wedle dwóch kryteriów – miasto takie a takie w wersji pięknej i w wersji brzydkiej. Pod tym adresem można obejrzeć zdjęcia z miasta Joszkar Oła, stolicy Republiki Mari Eł. Najpierw wersja ładna, potem zdecydowanie mniej efektowna: http://varlamov.ru/1333543.html

Każde miasto, każdy kraj można tak sfotografować – od strony reprezentacyjnej, odpicowanej, pięknej i od strony zaniedbanej, szpetnej, wstydliwej. Ale nie w każdym kraju w ramach akcji #Tutaj jest dobrze, taki hashtag ludzie wstawiają pod fotkami przedstawicieli tak zwanej elity politycznej i ich nieskromnego dobytku. A im naprawdę jest tutaj dobrze. Aleksiej Nawalny i jego drużyna od dawna tropią nieujawniane w przestrzeni publicznej pałace Putina i jego drużyny. Przebojem ostatnich dni jest obywatelskie śledztwo w sprawie włości ministra obrony Siergieja Szojgu. Ten człowiek w mundurze ma wielkie upodobanie do budowli w stylu dalekowschodnich dacanów i chińskich pagod. Zresztą, popatrzcie Państwo sami: http://alburov.ru/2015/10/shoygy/

Wycieczkobus zajechał do Soczi, czyli 89,9

24 października. Od wielu lat rokrocznie odbywa się rytualne spotkanie prezydenta/premiera/prezydenta Władimira Putina z zagranicznymi gośćmi ze świata polityki, politologii i dziennikarstwa, którzy przez dłuższą chwilę mają audiowizualny dostęp do ciała. To znaczy stłoczeni w sali konferencyjnej wypolerowanej na wysoki połysk mogą posłuchać przemówienia lub – jeśli ktoś woli – kazania najwyższego kapłana putinizmu stosowanego. Jak zakpił jeden z komentatorów, Putin zaprasza wybrane towarzystwo na wycieczkę do równoległego świata, w którym, wedle słów kanclerz Merkel, od dawna mieszka. Potem z tego równoległego świata goście mają wrócić do swojego realu i tam zapewniać swoje krajowe elity polityczne o tym, że Putin jest wspaniałym władcą.

Tegoroczny zjazd klubu wałdajskiego odbywał się w Soczi, ulubionym kurorcie Putina (notabene dwa tysiące kilometrów od Wałdaju). Putin z fantazją spóźnił się na obrady drobne dwie godzinki. Przyjechał samochodem rodzimej produkcji, na dodatek sam prowadził pojazd.
Mowa pod znamiennym tytułem „Wojna i pokój” była poniekąd przedłużeniem jego przemówienia wygłoszonego w Nowym Jorku na sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych. Został powtórzony postulat zorganizowania czegoś na kształt Jałty 2.0 – nowego targu o podział świata na strefy wpływów, w którym Rosja miałaby współdecydować. Świat jest brutal and full of zasadzkas, gdyż rządzi nim nieodpowiedzialny szeryf. Dużo, oj, dużo pretensji do tego szeryfa ma prezydent Putin. Do długiej listy znanej z poprzednich wystąpień ostatnio doszły jeszcze kryteria podziału terrorystów w Syrii. Dla Moskwy terrorystą jest każdy, kto walczy przeciwko Asadowi, a niedobra Ameryka rozróżnia: ci terroryści są dobrzy, a ci są niedobrzy. Rosja to dusza i wartości, a Zachód to pragmatyzm. Prezydent wyraził przypuszczenie, że dla Waszyngtonu ocennym kryterium jest umiejętność obcinania głów. Władimir Władimirowicz z temperamentem apelował, aby Zachód wreszcie włączył myślenie i zrozumiał, że w postaci Państwa Islamskiego ma do czynienia z wrogiem cywilizacji.

Niemniej Moskwa może zamknąć oczy na wszystkie różnice i niedociągnięcia i rozmawiać: „Syria […] może stać się modelem dla partnerstwa w imię ogólnych interesów, dla rozwiązywania problemów, które dotyczą wszystkich, dla wypracowania efektywnego systemu zarządzaniami ryzykami”. Tłumacząc z polskiego na nasze: Rosjanie nie po to przerzucili samoloty i broń do Syrii, żeby nadal siedzieć przy gorszym stole. Ale z drugiej strony ciągle przy tym stole trzymają też Asada, który dla większości syryjskiego społeczeństwa jest krwawym dyktatorem, a nie prezydentem i o żadnych rozmowach z nim nie ma mowy.

Obserwatorzy zwrócili uwagę na jedno zdanie w wypowiedzi Putina: „Pięćdziesiąt lat temu leningradzka ulica nauczyła mnie: jeżeli bójki nie uda się uniknąć, to uderz pierwszy”. Prezydent lubi nawiązywać do czasów swej bujnej młodości, kiedy przyswajał łobuzerski kodeks, co, jak twierdzą jego adwersarze, do dziś mu zostało – tym właśnie kodeksem się kieruje.
Politolożka Lilia Szewcowa podsumowuje „Wałdaj”: „Putin zaproponował sprzeczny obraz. „Jak można dogadać się z Ameryką, jeśli Amerykanie są wszystkiemu winni?” – zapytał jeden z uczestników spotkania. Chyba będzie musiał jeszcze raz przyjechać na kolację z Putinem. Zachodni mózg nie jest w stanie pojąć kremlowskiej idei urządzenia świata opartej na zasadzie „uderz pierwszy”. A właśnie taki świat proponuje Putin, gdzie agresor może być pośrednikiem w poszukiwaniu wyjścia z rozpętanej przez niego samego wojny, ten, kto gwałci międzynarodowe porozumienia, staje się inicjatorem nowych koalicji. W tym świecie równowaga sił opiera się nie na sile, a na umiejętności gry bez reguł. To świat słabych, którzy nie mogą sobie pozwolić, aby przyznać się do własnej słabości”.

Proszę zwrócić uwagę: o Ukrainie Putin w przemówieniu nie mówił, tematem dominującym była Syria osadzona w kontekście globalnej polityki, wielkiej rozgrywki na szachownicy świata.
A te rozgrywki prowadzone przez Putina w dalekich piaskach pustyni najwyraźniej bardzo się Rosjanom podobają. Ośrodek badania opinii publicznej WCIOM (jeden z najbardziej serwilistycznych, putinolubnych ośrodków) podał w dniu, gdy Putin nauczał na wałdajskiej górze, że 89,9 procent obywateli popiera działania prezydenta („Jeszcze trochę i tych, którzy nie popierają Putina, będę wszystkich znał osobiście” – zażartował jeden z komentatorów). Jednym słowem: ranking urósł. Historyczny szczyt poparcia. Nasi dzielni chłopcy śmigają profesjonalnie po syryjskim niebie, a prezydentowi ranking rośnie jak na drożdżach. Modą w kręgach „patriotów” jest zamieszczanie w sieci fotek z dorysowanym hełmem lotnika (np. http://www.novorosinform.org/news/id/39682).

Satyryk Jołkin podsumował rewelacyjne wyniki rankingu lapidarnie:
https://twitter.com/Sergey_Elkin/status/657121789319979008

Prezydent uważa te rankingi za pieczątkę w swej legitymacji władzy. Choć nie spotkałam wypowiedzi żadnego poważnego analityka, który by na poważnie przyjął te oszałamiające wyniki. Jeszcze niedawno większość (69%) była przeciwna wysyłaniu rosyjskich wojsk do Syrii, minęły trzy tygodnie i oto mamy tak znaczący „odobriams” (nawiązanie do kultowego skeczu Chazanowa: https://www.youtube.com/watch?v=uWcqoizc9CU) dla syryjskiej wyprawy sokołów Putina. Dzień w dzień odbywają się nie tylko rosyjskie bombardowania różnych celów w Syrii, ale także bombardowanie telewidza reportażami z bombardowań (choć spoza triumfalistycznego tonu prezenterów konkretów nie widać, nie słychać). Lodówka pustoszeje, więc trzeba podkręcić telewizor.

Wizyta bojaźni

22 października. Przyleciał. To wiemy na pewno. Prawdopodobnie rosyjskim samolotem. Uściskał dłoń gospodarza Kremla w przestronnej sali, potem sztywno, niepewnie usiadł na krześle. Naprzeciwko równie sztywno, choć pewni siebie, usiedli dwaj rosyjscy ministrowie – obrony i spraw zagranicznych. No i główny uczestnik spotkania – gospodarz. Skupiony, tajemniczy, nieodgadniony.

Tyle wiemy o niespodziewanej wizycie prezydenta Syrii Baszara al-Asada w Moskwie. Poinformowano o niej post factum, dzień po szczęśliwym powrocie gościa do Damaszku. Podobno tej tajemniczej otoczki życzył sobie sam gość.

Z ust prezydenta Rosji padły słowa o intencji dalszej pomocy narodowi syryjskiemu w walce z terroryzmem, a także o zamiarze wsparcia dyplomatycznego przy udziale „innych mocarstw światowych i państw regionu, które są zainteresowane pokojowym rozwiązaniem konfliktu w Syrii”. Asad dziękował za okazaną pomoc, na dodatek, co podkreślał, „w ramach prawa międzynarodowego” (Putin też ten aspekt nieustannie podkreśla – że w przeciwieństwie do Zachodu, który nie ma żadnego mandatu do interwencji w Syrii, Rosja ma mocny mandat: zaproszenie legalnych władz). Potem dziennikarze z kamerami musieli gabinet opuścić, rozmowy toczyły się za zamkniętymi drzwiami i na razie nic się spoza tych drzwi nie wydostało. Po mediach krążą jedynie domysły.

Dzisiaj Bloomberg wysunął przypuszczenie, że Kreml próbował namówić Asada do rozpisania przedterminowych wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Wczoraj najczęściej powtarzały się sugestie, że Putin przedstawił Asadowi scenariusz stopniowego odsuwania go od władzy. Może tak, może nie. „Naród syryjski sam zdecyduje” – powiedział Putin. Jasne, zdecyduje.

Zdaniem Gieorgija Mirskiego, znawcy Bliskiego Wschodu, wizyta świadczy o wzmocnieniu pozycji Asada w Syrii. To, że po raz pierwszy od 2011 roku wyjechał on z Damaszku, miało pokazać, że jego sytuacja dzięki rosyjskiej operacji powietrznej znacznie się poprawiła. Rzeczywiście – rosyjskie samoloty obroniły asadowskie bastiony, bombardując wszystkich przeciwników reżimu (jak podał dzisiaj Reuter, 80 procent atakowanych przez Rosjan celów nie ma nic wspólnego z Państwem Islamskim). Asad kontroluje około 20 procent terytorium kraju. Być może to wszystko, na co może liczyć. Zapowiadana już od kilku dni operacja lądowa armii Asada pod osłoną rosyjskiego lotnictwa jakoś się nie rozkręca. „Wizyta Asada to akcja piarowska, mająca zademonstrować całemu światu: Rosja walczy, Rosja znów znalazła się w centrum uwagi świata. Putin pokazał, że jest sojusznikiem Asada, na którego ten może liczyć” – powiedział Mirski. Tak, owszem, Putin wystąpił jako sojusznik Asada, obecnie go popiera. Ba, walczy o niego. W oficjalnych komunikatach nie padły zapowiedzi zmniejszenia militarnej obecności Rosji w Syrii. Ale to, że teraz Asada popiera, nie musi znaczyć, że jeśli pojawi się możliwość przehandlowania go w politycznym targu z Zachodem, to Kreml nie pozbędzie się niewygodnego eksdyktatora. I nie będzie pytał o zdanie ani jego, ani syryjskiego narodu. Bo jedno jest po tej wizycie pewne: Asad złożył swój los w ręce Putina.

Słowa rosyjskiego prezydenta o gotowości do dyplomatycznego uregulowania, obecność ministra spraw zagranicznych podczas rozmów w wąskim gronie, mogą sygnalizować, że Moskwa jest już gotowa do nowego rozdania w sprawie Syrii. I że sama chce rozdawać karty. Przy nowym stoliku. Lepszym syryjskim stole.

W zeszłym tygodniu Putin chciał wysłać do Stanów premiera Miedwiediewa, żeby ten porozmawiał o nowej sytuacji w Syrii. Ale Biały Dom odmówił przyjęcia delegacji. Jutro mają się natomiast odbyć rozmowy w Genewie: szefowie dyplomacji Rosji i USA plus przedstawiciele Turcji i Arabii Saudyjskiej. Tematem będzie uregulowanie w Syrii.

Mamo, kup mi Putina

18 października. Niedługo w Rosji będzie realny problem: gdzie kupić najprostszą rzecz, na której nie byłoby Putina – napisał jeden z użytkowników Twittera, prześmiewczo komentujących rosyjską rzeczywistość.
Zajrzałam do Internetu, co rynek proponuje dla zwolenników „patriotycznej mody”. Zacznijmy od odzieży. Na stronie internetowej „fabrika maek” – spory wybór dla każdej kategorii wiekowej. Od najmłodszych lat można się ubrać z politycznym fasonem. Wariant dla dzieci – koszulka z wizerunkiem umiłowanego przywódcy: http://fabrikamaek.ru/product/child/416969
Znajdzie się coś i dla większych chłopaków: http://fabrikamaek.ru/product/manshort/417941 (świeci w ciemności) albo taki http://fabrikamaek.ru/product/manshort/422072 (nie świeci).
Są też modele dla kobiet, których serca biją mocno: http://fabrikamaek.ru/catalog/type/womanshort/putin (mój faworyt: http://fabrikamaek.ru/product/womanshort/444029 i jeszcze: http://fabrikamaek.ru/product/womanshort/674488).
Rusłan Sobolew, założyciel innego sklepu internetowego z proputinowską odzieżą, mówi: „Ludzie, którzy kupują rzeczy z mojej prezydenckiej serii, wierzą w Rosję i naszego prezydenta, kochają kraj i jego przywódcę. Putin zrobił dla Rosji dostatecznie wiele […], zmusił wszystkie pozostałe kraje, by szanowały nas jeszcze bardziej, dlatego nasi obywatele z każdym rokiem coraz bardziej dowierzają prezydentowi. Patriotyzm ma dobry czas, rośnie. Ja jako patriota robię takie ubrania. To właśnie jest patriotyzm i zaufanie dla naszej władzy” (http://teoramag.ru/2015/05/26/modniy-patriotizm/).
Producenci odzieży starają się nadążyć za bieżącymi wydarzeniami i ledwie zaczęły się rosyjskie bombardowania Syrii, już rzucili na rynek najnowsze wzory. Koszulki z napisem „Poprzyj Asada” można zakupić w sklepie firmowym Ministerstwa Obrony. Podobno idą jak woda (http://ru.euronews.com/2015/10/16/support-assad-t-shirts-are-latest-must-have-fashion-in-russia/; http://lenta.ru/news/2015/10/13/asad_tshirt/).
Na tych, którzy nie tylko chcą nosić prezydenta na piersi, ale także przytykać go do swych spragnionych ust, w sklepikach i kramach czekają kubeczki na każdą okazję. Porcelana, szkło, zwykła zastawa stołowa – proszę bardzo, od śniadania do kolacji prezydent dodaje apetytu. No bo przecież nie odbiera. Wizerunek Putina spotkać można na magnesikach na lodówkę – sprzedawcy w kioskach z pamiątkami w miastach „Zołotogo Kolca” mówią, że turyści częściej kupują Putina niż cerkwie, będące głównymi atrakcjami Włodzimierza, Suzdala, Rostowa Wielkiego itd. Zdjęcia pochodzą z blogu Ilji Warłamowa:
http://echo.msk.ru/blog/varlamov_i/1641984-echo/
Proszę zwrócić uwagę na zdjęcia trzecie i czwarte, uwidoczniony jest na nim (w dolnym rządku) magnesik z wizerunkiem premiera Miedwiediewa, który płynnie przechodzi w wizerunek Putina. W zamierzchłych czasach na Bazarze Różyckiego można było nabyć takie trójwymiarowe cacka z mrugającą oczkiem Japonką albo panią w bikini lub bez.
Podobny asortyment można nabyć w sklepie „Anty-NATO” – nie tylko Asad, ale nieboszczyk Kadafi, nie tylko koszulki, ale także breloczki, torby, filiżanki, termosy (http://antinato.printdirect.ru/), dla każdego coś miłego.
Sekretarz prasowy prezydenta w zeszłym roku, kiedy przetaczała się pierwsza fala popularności koszulek z Putinem po aneksji Krymu, powiedział, że prezydent nie jest zachwycony tym wzmożeniem popularności swego wizerunku na częściach garderoby. Ale przeciwstawianie się tej fali nie jest w tym momencie wskazane.

Dwa raporty kolejno

16 października. Tragedia pasażerskiego boeinga Malezyjskich Linii Lotniczych zestrzelonego nad wschodnią Ukrainą w lipcu 2014 roku powraca w kolejnych odsłonach.

Na popołudnie 13 października holenderski urząd ds. bezpieczeństwa (OVV) zapowiedział ogłoszenie wyników dochodzenia, mającego określić techniczne parametry katastrofy. Już w godzinach porannych tego dnia z własnym raportem wystąpili na konferencji prasowej przedstawiciele rosyjskiej firmy Ałmaz Antiej (producenta m.in. systemów Buk), którzy poinformowali o przeprowadzeniu eksperymentu, mającego odtwarzać okoliczności zestrzelenia malezyjskiego samolotu. (Materiał filmowy z tego eksperymentu można obejrzeć tu: https://www.youtube.com/watch?v=4vciPXEDhYY). Specjaliści koncernu stwierdzili, że rakieta została wystrzelona z terytorium kontrolowanego przez armię ukraińską z okolic miejscowości Zaroszczenskoje. Zacytuję jeden z wielu komentarzy do tego eksperymentu: „Ludzie zajmujący się badaniem katastrofy musieli się nieźle uśmiać. Jak ustawiony nieruchomo na ziemi korpus Ił-86 może cokolwiek udowodnić w sprawie przyczyn katastrofy Boeinga-777 lecącego na wysokości 10 tys. metrów z prędkością 900 km na godzinę w temperaturze minus pięćdziesiąt stopni? […] Jasne, że dyrektor Antieja nie chce stracić stołka, ale takie eksperymenty mówią jednoznacznie, że albo jest durniem, albo wysługuje się Kremlowi”.

Poprzednie wersje strony rosyjskiej, wskazujące np., że malezyjski samolot został zestrzelony przez ukraiński myśliwiec, jakoś niepostrzeżenie odpadły, choć lansowane były przez oficjalną propagandę jako jedyne słuszne i prawdziwe.

Dzisiaj przedstawiciel koncernu Ałmaz Antiej oznajmił, że zamierza włączyć poniesione na przeprowadzenie wyżej wzmiankowanego eksperymentu wydatki do listy strat, jakich doznaje z powodu sankcji UE. Brzmi absurdalnie? O co chodzi – otóż koncern złożył w sądzie w Luksemburgu pozew w sprawie zniesienia sankcji nałożonych wobec niego przez UE w zeszłym roku (z tego tytułu, że jest producent systemów obrony powietrznej, używanych w konflikcie w Donbasie). Zdaniem kierownictwa koncernu podstawą skargi jest to, że brak dowodów na dostarczenie jego produkcji separatystom walczącym na wschodzie Ukrainy, ergo – na destabilizację sytuacji na Ukrainie, ergo – sankcje są bezprawne i należy się odszkodowanie.

Ale wróćmy do raportów w sprawie zestrzelonego Boeinga. Holendrzy przedstawili wyniki swojego śledztwa. Oprócz dokumentu (http://cdn.onderzoeksraad.nl/documents/report-mh17-crash-en.pdf), w którym opisane zostało dochodzenie, opublikowali film: https://www.youtube.com/watch?v=iGm00TdqirY

Ustalono, że samolot został zestrzelony: nad kabiną pilotów z lewej strony rozerwała się nadlatująca od przodu samolotu rakieta z ładunkiem typu 9N314M wystrzelona z kompleksu Buk. W raporcie wykreślono obszar, z którego wystrzelono złowieszczą rakietę: 320 km kwadratowych. Dyrektor OVV Tjibbe Joustra na spotkaniu z członkami parlamentu stwierdził, że Buk znajdował się na terytorium kontrolowanym przez prorosyjskich separatystów.

Można powiedzieć: żadnych rewelacji. Ale też nie o rewelacje tu chodziło, a o skrupulatne spisanie technicznych parametrów. Prokuratura nadal prowadzi śledztwo, uznała materiał urzędu Joustry za „wielce pomocny”. Wyniki śledztwa mają zostać opublikowane w lutym 2016 roku.

W rosyjskiej telewizji często powtarzana jest teza, że strona rosyjska jest tendencyjnie pomijana przez międzynarodową komisję wyjaśniającą okoliczności. Goście audycji Radia Swoboda wskazali, że tak nie jest: „W raporcie detalicznie przedstawiony został dyskurs pomiędzy stroną holenderską i rosyjską. Ze strony przeciwników wersji, że samolot został zestrzelony z terytorium kontrolowanego przez separatystów, często słyszymy taki argument, że podobno dowody, informacja, ekspertyzy strony rosyjskiej nie są w ogóle brane pod uwagę. Minister spraw zagranicznych Ławrow ostatnio tak powiedział. To nieprawda. W raporcie w części V/A zostały zacytowane komentarze strony rosyjskiej do roboczej wersji raportu i odpowiedzi strony holenderskiej, dlaczego uwagi są przyjmowane lub nie. […] Z jakiegoś powodu stronie rosyjskiej szczególnie zależało, aby w tekście raportu nie było wniosków komisji odnośnie typu ładunku (głowicy)”.

O co chodzi z tym typem głowicy? Buki starszego typu ma na swoim wyposażeniu armia ukraińska. Armia rosyjska – nowsze typy. Ze starszych, jak twierdzą eksperci wojskowi, nie da się wystrzelić rakiet z nowszymi typami ładunków. Toteż określenie, co niosła w sobie rakieta wystrzelona z Buka, ma znaczenie.

Swoje śledztwo prowadzi też nadal grupa Bellingcat. Materiały o MH17 można obejrzeć na ich stronie internetowej:

https://www.bellingcat.com/news/uk-and-europe/2015/10/15/how-the-dutch-safety-board-proved-russia-faked-mh17-evidence/

https://www.bellingcat.com/news/uk-and-europe/2015/10/08/exploring-russias-53rd-brigades-mh17-convoy-with-storymap/

https://www.bellingcat.com/wp-content/uploads/2015/05/Routes-Destinations-and-Involvement-of-the-2nd-and-147th-Automobile-Battalions-in-the-June-and-July-2014-Buk-Convoys.pdf

(wersję rosyjską opublikowała strona Openrussia Michaiła Chodorkowskiego: https://openrussia.org/post/view/9967/)

Bellingcat nie ma wątpliwości: Buk przyjechał z 53. brygady przeciwlotniczej rosyjskiej armii.

Na koniec – krótka sonda uliczna przeprowadzona w Rosji. Kilka odpowiedzi na pytanie o sprawstwo katastrofy: – nie wiem, nie słyszałam. A ci, którzy słyszeli, mówią: – nie interesuje mnie to, co tam sobie Holendrzy ustalili, nasi przeprowadzili eksperyment i tylko to jest wiarygodne./ To Ameryka i ich przydupasy Ukraińcy./

https://www.facebook.com/currenttimetv/videos/1686065464941821/

Znowu kłopotliwy Nobel

12 października. Mówi się, że w Rosji poeta to więcej niż poeta. Można sparafrazować to popularne twierdzenie: literacki Nobel to w Rosji więcej niż literacki Nobel.

Nagrodę Akademii Szwedzkiej w dziedzinie literatury otrzymał w 1933 roku Iwan Bunin. Kłopot dla Moskwy. Bunin był emigrantem. Uciekł przed breweriami bolszewików, których rząd określał mianem „odrażającej galerii przestępców”. ZSRR odwrócił się do nagrodzonego i nagradzających plecami. Książki Bunina zaczęły się ukazywać w Związku Radzieckim dopiero po śmierci Stalina, ale nie wszystkie, niektóre wyszły drukiem dopiero w latach pierestrojki. W kanonie lektur szkolnych były co najwyżej w wykazie literatury uzupełniającej. Teraz Bunin przeżywa „drugą młodość”, jest czytany i ceniony w ojczyźnie. Nikita Michałkow zekranizował jego dzieła, znajdujące się w ZSRR na indeksie.

Kolejnym noblowskim laureatem piszącym po rosyjsku został Borys Pasternak w 1958 roku. Został w kraju poddany szykanom – powieść „Doktor Żywago”, za którą został nagrodzony, uznano za utwór antyradziecki, „przynętę na zardzewiałym haczyku antyradzieckiej propagandy”, Pasternaka wykluczono ze Związku Pisarzy Radzieckich. Pod naciskiem odmówił przyjęcia nagrody. Przez łamy prasy przewaliła się fala krytyki, reżimowi wazeliniarze dowodzili, że twórczość Pasternaka nie jest warta funta kłaków. „Nie czytałem, ale potępiam” – to absurdalne zdanie często pojawiało się jako kwintesencja zorganizowanej nagonki. Pisarza rehabilitowano w latach pierestrojki, jego syn odebrał dyplom Akademii Szwedzkiej w 1989 r.

W 1965 r. literacką Nagrodę Nobla otrzymał Michaił Szołochow. To jedyna nagroda, która nie wzbudziła w ZSRR kontrowersji. Szołochow był uznany za wzorcowego twórcę radzieckiego, od 1962 r. był członkiem KC KPZR.

Kolejny rosyjskojęzyczny laureat literackiej „Nobielewki” – Aleksander Sołżenicyn (1970) znowu nie wpasował się w oczekiwania najwyższych władz partyjnych i państwowych, został wyklęty, wyrzucony z kraju i obwołany wrogiem publicznym. Lud pracujący protestował przeciwko pisarzowi, jego dzieła trafiły na indeks z „Archipelagiem GUŁag” na czele. Z emigracji Sołżenicyn powrócił w 1994 r., powitany z honorami, z honorami też traktowany był przez Putina, którego poglądy w ostatnich latach życia podzielał.

W 1987 r. laureatem został poeta Josif Brodski, w ZSRR wiecznie ścigany jako „bumelant” i w ogóle człowiek nieodpowiedni, pozbawiony w 1972 r. radzieckiego obywatelstwa, wygnaniec, który znalazł przytulisko w USA, a potem w ukochanej Wenecji, gdzie spoczął na cmentarnej wyspie świętego Michała.

Literackie Noble były w ZSRR odbierane jako wroga manifestacja Zachodu wobec Moskwy i oręż w zimnej wojnie. Przyznawanie nagrody pisarzom, których władze nie pieściły (wyjątek stanowi, jak napisałam wyżej, Szołochow), uznawano za akt polityczny, wzmocnienie antyradzieckich trendów w kraju. ZSRR nie ma już, chwalić Boga, od prawie 25 lat, ale tendencje w ocenie literackich Nobli dla rosyjskojęzycznych pisarzy okazały się w Rosji trwałe jak elana.

Komitet Noblowski przyznał tegoroczną nagrodę Swietłanie Aleksijewicz, pisarce o pochodzeniu białorusko-ukraińskim, tworzącej w języku rosyjskim. Jej metoda pisarska to non fiction, zapis rozmów ze świadkami wielkich wydarzeń okrutnej epoki. Na polski zostały przetłumaczone jej książki o kobietach na wojnie (II wojna światowa, a właściwie Wielka Wojna Ojczyźniana), chłopakach walczących w „Afganie” (relacje kobiet, których synowie, mężowie, ojcowie, nie wrócili z wojny), o konsekwencjach Czarnobyla, o życiu człowieka postradzieckiego. Aleksijewicz zagląda w oczy, zagląda w duszę, pokazuje historyczne wydarzenia i procesy poprzez opowieść zwykłego człowieka, wplecionego – najczęściej wbrew swojej woli – w historię, pochyla się nad tymi połamanymi losami, jest rzecznikiem człowieka skrzywdzonego. Piękna karta literatury. Nic tylko czytać, uczyć się, cieszyć i gratulować.

Tymczasem… W Moskwie obudziły się demony z czasów Pasternaka. Nagroda dla Swietłany Aleksijewicz wzbudziła w wielu komentatorach niechęć, nawet agresję. Pouczyć laureatkę za nieadekwatne zachowanie pospieszył nawet rzecznik prezydenta Dmitrij Pieskow. A co poszło tym razem? Aleksijewicz powiedziała mianowicie, że „doświadcza uczucia antypatii wobec 84 procent Rosjan, którzy opowiadają się za zabijaniem Ukraińców”, że Ukraina jest „okupowana” przez inne państwo. Interwencję Rosji w Syrii porównała do konfliktów w Afganistanie i Czeczenii. Pieskow nie kazał na siebie długo czekać: „Swietłana ma za mało danych, aby pozytywnie ocenić to, co się dzieje na Ukrainie”.

Zaraz za sekretarzem prasowym Putina w bój przeciwko Aleksijewicz ruszyły zastępy usłużnych ludzi pióra. Jeden przez drugiego oburzali się, jak można było przyznać Nobla takiej miernocie, która nawet nie jest literatem, a jedynie jakimś dziennikarzyną co najwyżej. Eduard Limonow, mający chyba ciągle jeszcze pretensje do bycia literatem, deprecjonował samą nagrodę: „kiedyś przynajmniej dawali z przyczyn politycznych, a teraz każdemu jak leci”.

„Wata”, czyli zwolennicy #Krymnasza, Noworosji, Nowosyrii i innych fajnych pomysłów Putina, zdecydowanie wystąpili przeciwko Aleksijewicz. Wadim Lewiental w „Izwiestiach” wywodził, że gdyby Komitet Noblowski mógł nagrodzić ukraińskiego pisarza, to by nagrodził, ale wobec braku laku [w podtekście: nie ma ukraińskich pisarzy nadających się do nagrodzenia] stanęło na Aleksijewicz. „Aleksijewicz nagrodzono, bo jest antyrosyjska” – wyrąbał jeden z dziennikarzy obsługujących prezydenta. A inny komentator podkreślił, że laureatka na pewno nie otrzymałaby nagrody, gdyby nie mówiła wszem wobec o okupacji Krymu przez Rosję. „Nobel dla rusofobki”. „Zachód postępuje tak, jak w latach ZSRR – daje upolitycznione nagrody wrogom Rosji”. „To, co pisze Aleksijewicz, to poziom prowincjonalnej gazetki”. Itd., itp.

Ale wielu kolegów literatów ucieszyło się z nagrody dla pisarza piszącego po rosyjsku. Borys Akunin napisał: „Czy jest Rosjanką, czy Białorusinką, to nieważne. To rosyjska literatura, skoro napisana została po rosyjsku. Gratulacje dla Swietłany Aleksijewicz. Brawa dla Komitetu Noblowskiego”. A Marat Gelman ujął to tak: „Aleksijewicz urodziła się na Ukrainie, jest białoruską pisarką piszącą po rosyjsku. To ona jest prawdziwym rosyjskim światem [russkij mir]. A Chołmogorow, Prochanow i Putin to samozwańcy”. [Dla wyjaśnienia: idea rosyjskiego świata przyświecała zeszłorocznej ofensywie Putina na wschodzie Ukrainy, Chołmogorow i Prochanow – pisarze, publicyści, dziennikarze – byli gorącymi orędownikami tej akcji i jej hasła].

Urodziny najlepszego przyjaciela rapera Timati

7 października. #PutinDay – taki hashtag wprowadził Twitter. A to dlatego, że rosyjski prezydent obchodzi dzisiaj 63 urodziny.

Rosjanie podarowali prezydentowi na ten prześwietny dzień swoje bezbrzeżne zaufanie. Według ostatniego badania opinii publicznej Centrum Lewady, aż 80% obywateli Federacji Rosyjskiej ufa Putinowi i tylko 7% mu nie dowierza.

Od kilku lat 7 października urzędnicy, współpracownicy, sportowcy, artyści, kucharki, rolnicy, tramwajarze, studenci i generałowie prześcigają się w wyśpiewaniu jubilatowi słodkiej hosanny. Przebojem tegorocznych obchodów jest utwór (nazwijmy to tak z braku lepszego określenia) rapera Timati, pracującego w pełnotłustej prokremlowskiej wazelinie. Arcydzieło serwilizmu nosi tytuł „Putin jest moim najlepszym przyjacielem”. Klip zrealizowano z rozmachem na placu Czerwonym, pod murami Kremla, gdzie w pocie czoła na co dzień trudzi się bohater pieśni. Jeśli macie Państwo ochotę na zapoznanie się z tą produkcją, to można ją znaleźć tu (od wczoraj klip na Youtube obejrzało prawie pół miliona widzów; uprzedzam, że można dostać mdłości):

https://www.youtube.com/watch?v=jp9pfvneKf4

Na skromniejsze audytorium może liczyć piewica Natalie z cukierkowo naiwną pieśnią „Wołodia”, w której wyznaje, że zakochała się w WWP już siedząc w szkolnej ławie, w piątej klasie; paragraf za uwodzenie nieletniej prezydentowi wszelako nie grozi, gdyż dziewczę chowało w sercu na dnie to swoje uczucie i ujawnia je dopiero teraz:

Nie pozostają w tyle przedstawiciele sztuk pięknych (no, powiedzmy, że pięknych). Petersburska plastyczka Irina Romanowska uczciła urodziny WWP wykonaniem portretu prezydenta uprawianą przez siebie oryginalną techniką malarską: mazanie po płótnie (kartonie) gołą piersią. Romanowska osobiście zaniosła portret do biura prezydenta. Szeroko powiadomiła media, że na obrazku wykonanym fioletową akwarelą prezydent uśmiecha się zagadkowo jak Gioconda, podnosząc w górę kieliszek. Nic nie wiadomo, czy zamierza zaprezentować także sam „proces twórczy”.

Grupa fanów prezydenta, która w zeszłym roku zorganizowała wystawę „Dwunastu prac Putina” (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2014/10/06/dwanascie-prac-putina/), w tym roku w ramach obchodów prezentuje nową ekspozycję obrazów „Putin Universe”. Putin jest na nich przedstawiony jako (uwaga) Mahatma Gandhi, Joanna d’Arc, Nelson Mandela, Che Guevara itd., itp. Wystawę będzie można obejrzeć w Moskwie i Londynie. (Niektóre z dzieł można zobaczyć np. tu: http://www.politonline.ru/interpretation/22883555.html).

Ci, którzy sami talentami nie grzeszą, ofiarowują jubilatowi swe ciała. Okolicznościowy przegląd tatuaży z wizerunkiem Putina zamieścił dziś „Moskowskij Komsomolec”. Bo Putin to na całe życie, argumentują swoją decyzję właściciele skóry pokrytej Putinem. Władimir Wysocki śpiewał o tym, jak więźniowie w łagrach tatuowali sobie profil Stalina na lewej piersi, aby lepiej słyszał, jak biją dla niego ich serca. Jak można zobaczyć na zdjęciach w „MK”, Putin dobrze się nosi nie tylko na piersi, ale na dłoniach, ramionach, a nawet łydkach.

http://www.mk.ru/politics/2015/10/07/putin-na-vsyu-zhizn-rossiyane-obyasnili-svoi-tatu-s-prezidentom.html

Uwielbiać prezydenta można także przez sen. Redakcja pisma „Metro” zaproponowała czytelnikom, aby z okazji urodzin prezydenta podzielili się z resztą postępowej ludzkości treścią swych snów o Putinie. „Przyśniło mi się raz, że siedzę sobie na ławce w parku i smucę się, gdyż nie mogłam znaleźć pracy, aż tu widzę, że idzie ku mnie Putin, przysiadł się do mnie powiada: nie lękaj się, znajdziesz pracę. No i rzeczywiście, po kilku tygodniach dostałam pracę” – podzieliła się z całym światem Natalia Rieznik. A 31-letnia księgowa Jelena Czerkowiec miała taki sen: „Przyszedł do mnie Putin i mówi: zrób mi kawki, a ja mu na to, że nie umiem obsługiwać ekspresu. Putin wziął w ręce instrukcję i mówi: To razem poczytajmy i zróbmy kawę. I zaczął punkt za punktem czytać i tak oto wspólnym wysiłkiem zrobiliśmy pyszną kawę”. Być może w sennikach, które tak lubią Rosjanie, pojawi się nowa wykładnia: „Putina śnić – wygrać samochód na loterii”. Albo przynajmniej ekspres do kawy.

Z okazji urodzin prezydenta są też radości bardziej przyziemne. Apteka w Briańsku zrobiła urodzinową promocję wyrobów firmy Priezidient: szczoteczki do zębów, pasty, nici stomatologiczne (https://twitter.com/romanpopkov1/status/651717896322875392).

Sam prezydent też postanowił sobie zrobić prezent na urodziny. Wybrał się do ulubionego Soczi i rozegrał mecz w hokeja na lodzie w ramach gali Nocnej Ligi Hokeja (drużyna weteranów lodu). Strzelił siedem goli w ciągu całego meczu (jego drużyna wygrała z wynikiem 15:10). No, do rekordu Lewandowskiego to mu jednak trochę brakuje.

Pierwszy milion

3 października. Szanowni Państwo! Dzisiaj zostałam blogerką milionerką: licznik, rejestrujący odwiedziny Czytelników na blogu „17 mgnień Rosji”, odnotował dziś milion odsłon. Bardzo dziękuję Państwu za aktywność i zapraszam nadal do czytania i komentowania.

W tych pięknych okolicznościach przyrody i blogowania zapraszam do rzadko prezentowanego przeze mnie tematu – dowcipnego ujęcia aktualnych wydarzeń na scenie politycznej. Nawet o tak dramatycznych okolicznościach jak rosyjskie bombardowania na terytorium Syrii po sieci rozpełzają się setki memów, demotywatorów i żartów.

Ten plakat nawiązuje do słynnego zdjęcia z okresu II wojny światowej, przedstawiającego prowadzącego w bój oficera. Dzisiaj ma to inny wymiar:

http://beseder.ru/news/entryid/424

Podobnie jak przeróbka legendarnego plakatu „Matka Ojczyzna wzywa” – dziś rozpowszechniana w Internecie w wersji „Matka Syria wzywa” https://twitter.com/ANAKOYHER/status/649946726602813440

Są też setki tweetów, odnoszących się bezpośrednio do wypowiedzi polityków czy wiadomości agencyjnych. „Miedwiediew nazwał operację w Syrii obroną Rosji przed terroryzmem. Pod takim hasłem można i pingwiny na Antarktydzie wyciąć w pień”. Inny komentarz całkiem trzeźwy: „Asad poprosił Putina o pomoc i Rosja zgodnie z prawem bombarduje Syrię. Jeśli zatem Poroszenko poprosi Amerykę o bombardowanie separatystów w Donbasie, to będzie OK?”.

W nawiązaniu do opisywanej przeze mnie wczoraj deklaracji Ramzana Kadyrowa, który chce posłać do Syrii swoich dzielnych chłopaków, jeden z komentatorów zadał pytanie: „Jeśli kadyrowcy trafią do Syrii, to kto komu będzie głowy ucinał?”

Komentarz do tego, że synowie wierchuszki politycznej nie rwą się do walki w Syrii: „Powiadają, że w Dumie i Radzie Federacji coraz większą popularnością cieszy się inicjatywa deputowanych: Poprzyj Putina, wyślij do Syrii swego syna”.

W zeszłym roku głównym tematem w rosyjskich mediach były wydarzenia na Ukrainie. Nawet wtedy, gdy w Rosji działy się rzeczy ważne i ciekawe, to i tak jako pierwsze podawano w serwisach wieści z Ukrainy. Ta praktyka przyczyniła się do powstania mema „Чо там у хохлов?” (Co tam u Ukropów?). Teraz przerobiono to na: „Чо там у ИГИЛ?” (Co tam w Państwie Islamskim?).

Jest mnóstwo memów i żartów o tym, że Putin rozkręca kolejną wojnę, rzecz kosztowną, podczas gdy losy emerytur stanęły pod znakiem zapytania. Jest też i taki tweetowy komentarz: „Rosjanie są dziwnym narodem: wolą zbombardować Państwo Islamskie, niż w swoim kraju zbudować sobie ciepłe toalety”.

Zaklęcia Putina i innych rosyjskich polityków, że Rosja nie zamierza brać udziału w operacji lądowej w Syrii, skwitowano żartem: „Założyło się dwóch syryjskich czołgistów, który ma ładniejszy dom – czy Sierioża w Wołogdzie, czy Wołodia w Pietrozawodsku?”.

Komentarzem na temat rosyjsko-syryjskiego braterstwa broni jest przeróbka cytatu z Bismarcka: Będziemy mogli pokonać Rosję wtedy, kiedy Rosjanie i Syryjczycy uwierzą, że są dwoma różnymi narodami.

https://twitter.com/gniloywest/status/650027425745797121

Ten żart pochodzi z jednego z najbardziej odjechanych zasobów „Gnijący Zachód” (https://twitter.com/gniloywest). Dowcipy tam publikowane polegają najczęściej na komentowaniu zdjęć, przeważnie pochodzących z Rosji, przedstawiających jakąś ruinę, pijaństwo albo dramatyczny rozjazd z oficjalną propagandą sukcesu, czemu towarzyszy podpis wskazujący, że fotka pochodzi z Zachodu (gnijącego).Na przykład: https://twitter.com/gniloywest/status/649164255120502784 (Konflikt pomiędzy kapłankami płatnej miłości a narkomanami, Amsterdam, Holandia) albo https://twitter.com/gniloywest/status/646630729695293440 (Freddy Mercury i Pamela Anderson w restauracji Le Gavroche, Londyn, Anglia) albo https://twitter.com/gniloywest/status/646271486530060288 (Antyczna szkoła filozoficzna w Atenach, mistrz opowiada uczniom o kulcie ciała).

A oto wiadomość całkiem na poważnie. „Global Research przyłapał Zachód na kłamstwach o obecności rosyjskich wojsk w Syrii” – poinformowała tuba Kremla na zagranicę telewizja RT. – „Resort obrony USA jest znany ze swej skłonności do fabrykowania informacji i gołosłownej propagandy, pisze na stronie Global Research obserwator Stephen Lendman. Teraz, tak jak wcześniej na Ukrainie, tam mówią, że Moskwa przerzuciła do Latakii wojska i samoloty, ale żadnych przekonujących świadectw tego nie zaprezentowano”. Ten materiał pochodzi z 21 września.

http://russian.rt.com/inotv/2015-09-21/Global-Research-pojmal-Zapad-na

W związku z tym, a może całkiem bez związku, okazuje się, że Obama to jednak чмо:

https://twitter.com/dailykiselev/status/649949046405251072

I na koniec dowcip ogrywający to, że swego czasu Putin po powrocie z KGB-owskiej misji w NRD nie miał środków do życia i zarabiał, wożąc ludzi na łebka prywatnym samochodem:

https://twitter.com/ANAKOYHER/status/649298640704512000 (Gdyby gwiazdy ułożyły się inaczej, Wowa by kręcił kółkiem w zaporożcu [w oryginale rosyjskim jest dodatkowa gra słów, czasownik бомбил oznacza i był kierowcą, i bombardował]. Żadnych bombardowań). Ach, te gwiazdy…

Psy wojny rwą się do boju

2 października. Nadal nie wiadomo, kogo bombardują sokoły Putina w Syrii. Według rozlicznych źródeł, na które powołują się zachodnie media – różne cele: m.in. Homs, Hamah, Idlib, gdzie, jak twierdzą te źródła, nie ma sił Państwa Islamskiego, natomiast są siły opozycji antyasadowskiej. Rosja wzrusza ramionami: ależ my atakujemy tylko Państwo Islamskie, taki jest nasz cel w Syrii, żaden inny, a te doniesienia o atakach na opozycję to jedynie wojna informacyjna. W oficjalnym komunikacie rosyjskiego Ministerstwa Obrony atakowane cele nazywa się placówkami „islamistów” lub „terrorystów”, lub „obiektami Państwa Islamskiego” (https://www.facebook.com/video.php?v=1667209900188426)

Niemniej siedem krajów – Turcja, USA, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Arabia Saudyjska, Katar – wyraziło zaniepokojenie w związku z uderzeniami rosyjskiego lotnictwa bojowego na inne niż deklarowane cele w Syrii i wystąpiło z apelem o zaniechanie tych niebezpiecznych praktyk. Ostrożnie z tą siekierą, Eugeniuszu, bo to może doprowadzić do jeszcze większego napięcia w regionie o konsekwencjach trudnych do przewidzenia.

Tymczasem o wysłanie na wojnę w Syrii poprosił dziś prezydenta Putina wierny czeczeński wasal Ramzan Kadyrow, który zadeklarował, że jego doskonale wyszkolona piechota da popalić rzezimieszkom z Państwa Islamskiego na lądzie. Zapunktował.

Jego zdaniem, jak tylko terroryści w Syrii zrozumieją, że uderzą na nich żołnierze z Czeczenii, to natychmiast stamtąd uciekną. „Znają nas, my wiemy, jak się walczy naprawdę”, to znaczy – naloty to nie jest prawdziwa walka, prawdziwa walka to operacja lądowa, a czeczeńskie oddziały Kadyrowa chętnie i skutecznie walczą w każdych warunkach. Kadyrowcy powrócili z Donbasu, gdzie nabrali doświadczenia w walce po stronie separatystów, teraz znowu chcą ruszyć w pole. Kreml na razie na propozycję Kadyrowa oficjalnie nie zareagował.

W rosyjskiej przestrzeni medialnej, głównie telewizyjnej, pospiesznie zwinięto dekoracje w sztuce „Walczymy z faszystami i banderowcami na Ukrainie” i rozłożono nowe rekwizyty: „Walczymy ze światowym złem – Państwem Islamskim, terrorystami”. Kto nie z nami – ten z nimi. Aktorzy w tym telewizyjnym spektaklu nadal ci sami – kapłani propagandy Dmitrij Kisielow, Władimir Sołowjow, Margarita Simonjan i inni – opowiadają z żarem już nie o ukrzyżowanych przez „Ukropów” rosyjskich chłopczykach, a o tym, jak to Rosja, jedyny nieskazitelny rycerz na tle bezmiaru zdemoralizowanych i bezradnych zachodnich siepaczy, wkracza na scenę, rozstawia wszystkich po kątach, demonstruje siłę, ale w celach szlachetnych. Rosyjski telewidz otrzymuje jednoznaczny komunikat: nasze orły atakują celnie, niszczą wyznaczone obiekty, precyzyjnie, znakomicie, ura! Krym nasz, a teraz i Damaszek nasz. Jak tu się nie cieszyć? „Propagandoni” wrzucili już do świadomości mas aksjomat o tym, że Syria jest kolebką wschodniego chrześcijaństwa i dlatego „to nasza ziemia” (http://izrus.co.il/dvuhstoronka/article/2015-10-02/28966.html). Absurd? Ale dobrze się sprzedaje w tym opakowaniu. Tym bardziej że Rosyjska Cerkiew Prawosławna ustami swojego wysokiego hierarchy oznajmiła, że operacja w Syrii to święta walka, po stronie dobra.

Informacje o kolejnych manipulacjach wokół funduszu emerytalnego, o kolejnym spadku wartości rubla, o spadku poziomu życia, o kiepskiej jakości rodzimych produktów żywnościowych zastępujących zakazane zachodnie rarytasy, o smutnym losie chakaskich pogorzelców, którym Putin w telewizji obiecał nowe domy, ale w realu nic z tego nie wyszło, schodzą na dalszy plan. Nikt nie pyta o to, nikt nie drąży. Nikt też nie drąży możliwych katastrofalnych konsekwencji rosyjskiego zaangażowania w Syrii. Za to Putin znowu w grze na światowej szachownicy w formacie 3D. Pojechał do Paryża, rozmawia dziś w „formacie normandzkim” o losach Ukrainy, Donbasu (gdzie zarządzono zawieszenie broni), a może nawet sankcji, kto wie…