Od kilku lat Rosjanie świętują 4 listopada Dzień Jedności Narodowej na pamiątkę wygnania polskich interwentów z moskiewskiego Kremla (1612). Świętują, to może za dużo powiedziane, mają wolny dzień. I temu wolnemu dniu są oczywiście radzi, kto by nie był. Gorzej z radością z powodu ustanowionej odgórnie daty rzekomego zakończenia Smuty. W poprzednich latach na łamach rosyjskiej prasy ukazało się niemało artykułów obalających uzasadnienie nowego święta akurat 4 listopada, bo tego dnia nic szczególnego się nie wydarzyło, a wyparcie Polaków z Moskwy nie zakończyło walki o moskiewski tron (wojna domowa trwała jeszcze dobrych kilka lat). Ukazało się też wiele materiałów propagujących nowe święto. Z państwowej kasy popłynął strumień pieniędzy na przedsięwzięcia artystyczne, mające rozniecać patriotyczne uczucia Rosjan w związku z nieznaną datą. Powstał między innymi filmowy gniot pt. „1612” Władimira Chotinienki (w którym najbardziej prawdopodobną historyczną postacią jest błąkający się po rosyjskich bezdrożach jednorożec) oraz seria filmów dokumentalnych emitowanych przez telewizję. Rosjanie na film Chotinienki do kin masowo nie poszli, no i treści zaprogramowanych przez państwową machinę propagandową najwyraźniej nie przyswoili. Według badań socjologicznych Centrum Lewady, 63 procent Rosjan nie widzi powodu, by świętować rocznicę wygnania obcych interwentów na początku XVII wieku. Podobnie nie ma już zbyt wielu chętnych, aby wznosić toasty za rocznicę zagarnięcia władzy przez bolszewików na początku XX wieku 7 listopada.
Przez ostatnie lata 4 listopada stał się dniem mobilizacji „otmorozków”, to znaczy różnej maści nacjonalistycznych, faszystowskich, faszyzujących, szowinistycznych ugrupowań, pojmujących „rosyjską jedność” jako ideę jednoczącą czystych rasowo rodaków pod hasłem „Rosja dla Rosjan”. Zdarzały się zadymy – np. gdy naprzeciw siebie stawały szeregi demonstrantów spod znaku brunatnej ideologii i antyfaszyści.
„Russkij marsz” Związku Słowiańskiego, Ruchu przeciwko Nielegalnej Imigracji i innych radykalnych organizacji nacjonalistycznych w tym roku odbył się nie w centrum Moskwy, jak w zeszłych latach, a w dzielnicy od centrum oddalonej (zebrał od 2 do 7 tysięcy uczestników). Było spokojnie. Tradycyjne miejsce spotkań nacjonalistów w tym roku zajęły idące szeroką ławą szeregi „Naszych” – prokremlowskiej młodzieżówki. „Nasi” manifestowali pod hasłami „Russkij marsz – Wsie swoi” (rosyjski marsz – sami swoi), tytułem prezydenckiego artykułu „Naprzód, Rosjo” i wśród licznych wezwań do tolerancji. Apele o tolerancję to hasło znakomite, jak najbardziej godne propagowania. Tyle że „Nasi” dali tyle dowodów nietolerancji i radosnego serwilizmu, że w ich entuzjazm dla budowania „Rosji dla wszystkich” trudno uwierzyć. Na Czystych Prudach demonstrowali antyfaszyści (trzysta osób).
Przedstawiciele władz zaznaczyli wagę święta uczestnictwem w oficjalnych uroczystościach (Miedwiediew w Suzdalu odsłonił płytę nagrobną bohatera 1612 roku – księcia Pożarskiego). Patriarcha Cyryl wziął udział w uroczystej liturgii w cerkwi Matki Boskiej Kazańskiej (4 listopada to w kalendarzu cerkiewnym święto cudownej ikony MB Kazańskiej) przy placu Czerwonym w Moskwie, trzy metrów od mauzoleum wiecznie żywego wodza światowego proletariatu.
Dlaczego Rosjanie nie wierzą w moc nowego, wymyślonego na siłę mitu założycielskiego państwa rosyjskiego? Dobre pytanie. Dla Rosjan żywym i prawdziwym zwycięstwem nad obcymi interwentami jest zwycięstwo nad niemieckim faszyzmem w 1945 roku. 9 Maja jednoczy większość rosyjskiego społeczeństwa. Data 4 listopada jakoś nie napełnia się z biegiem lat treścią, mimo usilnych starań władz.