Dlaczego aborygeni zjedli Cooka?

To pytanie ze znanej piosenki Władimira Wysockiego powraca dziś w kolejnej fali publikacji o możliwych wstrząsach na szczytach władzy w Rosji. Rosyjskim publicystom nie chodzi o wyjaśnienie przyczyn skonsumowania angielskiego żeglarza podczas jego nieopatrznych odwiedzin u głodnych plemion, ale o los przywództwa politycznego współczesnej Rosji.

Profesor Andriej Piontkowski, zawzięty krytyk putinizmu, stawia na przykład tezę, że rządząca kasta jest bliska podjęcia decyzji o „rytualnym zjedzeniu wodza plemienia” w celu zachowania stabilności w społeczeństwie, no i przede wszystkim siebie – rządzącej kasty – przy żłobie, przepraszam, sterze nawy państwowej.

„Putinizm bez Putina, putinizm z ludzką twarzą i wieczne rozmowy [Miedwiediewa] o nanotechnologiach, modernizacji i oddzielnych lekcjach wf-u dla chłopców i dziewczynek – oto ideał na najbliższy czas”. Zdaniem Piontkowskiego, zjedzenie wodza plemienia, który utracił już swój urok nieomylności, bo jak długo jeden człowiek może sprowadzać deszcz czy dawać satysfakcję powiększającemu się stale haremowi dobrze odżywionych i leniwych samic, staje się w kryzysie i przy rosnących niezaspokojonych apetytach pilną potrzebą. Czy rzeczywiście Putin zostanie zjedzony? Odpowiedź na to pytanie poznamy, według Piontkowskiego, niebawem. Kremlinolog nie wyklucza jednak i takiego obrotu spraw, że Putin zjeść się nie da i wróci jak anioł zagłady z ognistym mieczem.

Rozważania o tym, czy rozdwojenie wodzowskiej jaźni na Putina i Miedwiediewa pozwoli „grupie trzymającej władzę” ową władzę utrzymać, periodycznie pojawiają się od momentu, kiedy w ramach „operacji 2008” Putin przekazał fotel prezydencki Miedwiediewowi. Fotel, owszem, ale nie atrybuty władzy. Putin nadal zawiaduje ze swoimi ludźmi gospodarką, kontroluje służby, nawet kancelaria prezydenta pozostaje jego ranczem, choć ostatnio Miedwiediew wymienił w niej kilku urzędników z putinowskiego, a nawet jeszcze jelcynowskiego zaciągu. Miedwiediew nie zyskał samodzielności, jego lojalność nie zachwiała się. Prezydent jest członkiem rządzącej korporacji i dba o jej interesy.

Rozumiem zastrzeżenia Piontkowskiego, wypowiadającego dwie wzajemnie wykluczające się tezy: że Putin zostanie zjedzony i że Putin nadal wszystkim trzęsie i trząsł będzie, a Miedwiediew jest powołany do zabawy w miłe modernizacyjne pogaduszki i żadna z konkurujących w łonie obozu rządzącego grup nie zwiedzie go na pokuszenie, by stanął na czele frondy. Wynika to z tak zdefiniowanego układu, który jest trwały, ale się chwieje, jest doskonały, ale pełen wad.

Coś na rzeczy jednak jest. Kilkakrotnie już pojawiały się w przestrzeni publicznej rozważania, co będzie w 2012 roku, kiedy dobiegnie końca kadencja Miedwiediewa. Putin zaznaczył stanowczo terytorium: to on będzie decydował, co dalej.

Niebezpieczeństwo spisków i rokoszy wśród „niedokarmionych” członków elity rządzącej jest wpisane w system, jaki powstał w Rosji po upadku ZSRR, a wykrystalizował się za prezydentury Putina. Jedyną realną alternatywą dla grupy dziś trzymającej władzę jest podgrupa wyłoniona z tej grupy, a nie opozycja, która wygra wybory. Wyłanianie tej podgrupy może nastąpić żywiołowo i zaskoczyć wszystkich.

Czy rządzącym grozi bunt społecznych dołów? Widocznie biorą to pod uwagę.

Dziś w miejscowości Bałaszycha pod Moskwą odbyły się ćwiczenia specjalnych oddziałów MSW, OMON-u i wojsk wewnętrznych. Trenowano rozganianie tłumnych demonstracji. W ćwiczeniach zastosowano najnowszy sprzęt: armatki wodne, pojazdy „Groza” (Burza), „Sztorm” i „Lawina-Uragan”.

Jeden komentarz do “Dlaczego aborygeni zjedli Cooka?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *