Dziś mija dokładnie pięćdziesiąt lat od wyniesienia ciała Józefa Stalina z mauzoleum na placu Czerwonym w Moskwie, w którym ojciec narodów spoczywał od 1953 roku obok wodza rewolucji październikowej Włodzimierza Lenina. Lenin pozostał sam w szklanym sarkofagu (nota bene dziś znowu wałkowana była w rosyjskiej telewizji dyskusja, jak długo jeszcze zabalsamowana mumia wodza będzie wystawiana na widok publiczny i czemu to służy).
Operacja zdemontowania sarkofagu Stalina i pochówku pod murem Kremla była przygotowana i przeprowadzona 31 października 1961 roku w ścisłej tajemnicy – władze obawiały się tumultów. Pospiesznie usunięto nazwisko Stalin znad wejścia do mauzoleum. Plac Czerwony otoczono kordonem wojska. Ale do tumultów nie doszło. Wkrótce miało się okazać, że pochówek pod osłoną nocy ciała ojca narodów wcale nie oznaczał pożegnania z kultem jednostki. Przez kolejnych genseków spychany do sfery tabu, Stalin i jego ciągle nierozliczone grzechy co rusz odzywały się grobowym echem.
W ciągu ostatniej dekady obraz Stalina dynamicznie zmienia się, dostosowuje do wymogów nowych czasów z jednej strony pełnych nostalgii za epoką potęgi, a z drugiej – hołdujących „religii” konsumpcjonistycznego glamouru. Ta mieszanka wydała zadziwiające owoce. Jak przypomina w okolicznościowej publikacji Siergiej Markiedonow, w czasie drugiej kadencji prezydenckiej Putina „nastąpił rebranding Stalina, który z płomiennego leninowca, rewolucjonisty i zwycięzcy III Rzeszy zmienił się w efektywnego menedżera. Najdziwniejsze jest to, że w swoich porywach młodzi stalinowcy (mładostalincy) popełniają plagiat, kopiując podejście krytyków Stalina z lat pierestrojki. Posługują się wytartymi kliszami, nie biorą pod uwagę empirii. I z tych epigońskich dywagacji wychodzi, że Stalin to – na jednym końcu skali – genialny przeciętniak, a na drugim końcu – wielki mąż stanu, rozumiejący znaczenie prawosławia. Tymczasem każdy student wydziału historii wie, że Stalin zmiękczył represje wobec Cerkwi pod naciskiem amerykańskiego Kongresu uzależniającego od liberalizacji kwestii religijnych przyznanie lend lease. I gdzie tu stalinowska duchowość? Makiawelizm, owszem, polityczne mistrzostwo – tak, ale wiara prawosławna nie miała z tym nic wspólnego”.
Przytoczyłam ten cytat, bo Markiedonow trafnie ujął zagadnienie. Istota dzisiejszego podejścia do Stalina to nadal schematyczne zmieszanie gatunków i niechęć do nazwania rzeczy po imieniu. Po części wynika to też zapewne z niewiedzy. Bo epoka Stalina to w powszechnym odbiorze nadal terra incognita – mity trzymają się mocno i górują nad dążeniem do dochodzenia prawdy.
Podczas prezydentury Dmitrija Miedwiediewa starano się odejść od pomysłu uzdatniania Stalina do nowych celów politycznych. Wyciszono na oficjalnym poziomie wylansowaną w latach 2004-2008 modę na lifting wizerunku ojca narodów, np. filmy ukazujące go jako człowieka, wprawdzie niepozbawionego wad, ale też pełnego zalet, a jego czasy jako romantyczny czas młodości wspaniałych pokoleń. Miedwiediew rzucił hasło destalinizacji. Na razie rzucił, co dalej – zobaczymy.
Wczoraj, w Dniu Pamięci Ofiar Represji Politycznych przy Kamieniu Sołowieckim na moskiewskiej Łubiance po raz piąty odczytywano nazwiska ofiar terroru stalinowskiego. „To szalenie ważne nie tylko dla rodzin osób represjonowanych, ale też dla nas wszystkich, bo pamięć powinna trwać, nie tyle pamięć o represjach, ile pamięć o ludziach. To znak, że człowiek nie jest tylko ziarenkiem piasku, które znika bez śladu” – powiedział jeden z uczestników akcji przywracania imion ofiar. Stowarzyszenie Memoriał w tym roku po raz pierwszy zorganizowało bezpośrednią relację z akcji, którą można było oglądać w Internecie na stronie stowarzyszenia. Przewodniczący Memoriału Arsenij Roginski za „znaczące wydarzenie” uznał przyjazd na Łubiankę mera Moskwy Siergieja Sobianina, który złożył kwiaty przy Kamieniu Sołowieckim.
Może coś się zmieni w podejściu do spuścizny Stalina, może doczekamy się rozliczenia czasu pogardy, zweryfikowania mitów, które przez wszystkie te lata narosły wokół rzucającego ciągle złowrogi cień „kremlowskiego górala”, jak określił Stalina Osip Mandelsztam. Poeta zapłacił za tę śmiałość życiem.