28 kwietnia. Armenia przeżywa swoją wiosnę. Protesty nie ustają, mimo że władza ustąpiła pod naporem demonstrantów, premier Serż Sarkisjan podał się do dymisji, zaczęły się rozmowy polityków i przymiarki do ułożenia po nowemu życia w kraju.
Kreml przespał początek ormiańskich protestów. Rosyjscy politycy najwidoczniej byli pewni, że cokolwiek się stanie, Armenia i tak pozostanie niewzruszenie w orbicie Moskwy. Po co więc zwracać uwagę na to, co się dzieje w Erywaniu, po co obserwować zmiany nastrojów społecznych. Przez pierwsze dni protestów rosyjskie władze komentowały wydarzenia na placu Republiki i przetasowania w ormiańskiej wierchuszce skąpo, lapidarnie, podkreślając, że to wszystko wewnętrzna sprawa Armenii.
Ale coś musiało zaniepokoić Moskwę, bo po dymisji Sarkisjana, gdy protesty nie wygasły, nastąpił pewien ruch w interesie. Przede wszystkim warto odnotować, że 26 kwietnia prezydent Władimir Putin przeprowadził rozmowę telefoniczną z pełniącym obowiązki premiera Karenem Karapetianem, podkreślił, że kryzys należy rozwiązać wyłącznie metodami zgodnymi z prawem. Karapetian przez wiele lat pracował w firmach związanych z Gazpromem, ma dobre wejścia w Moskwie. Ta rozmowa z Putinem była ważnym sygnałem, że Rosja akceptuje jego kandydaturę. Ha, ale czy zaakceptuje takie rozwiązanie społeczeństwo Armenii? Na 1 maja wyznaczono w parlamencie głosowanie – parlament ma wybrać premiera. Dziś rządząca dotychczas Partia Republikańska oznajmiła, że nie wystawi swojego kandydata. Jak widać, wydarzenia galopują.
Tymczasem lider protestów, charyzmatyczny Nikol Paszynian jeździ po kraju, zwołuje wiece, na które przychodzi mnóstwo ludzi. To on chce zostać premierem, to jego na tym stanowisku chce widzieć ulica. Paszynian też w swoich wystąpieniach podkreśla wężykiem, że chce dobrych stosunków z Rosją. O tym też mówili podczas wizyt w Moskwie ormiańscy politycy – wicepremier i minister spraw zagranicznych, do Erywania zawitała natomiast delegacja rosyjskich parlamentarzystów.
Eksperci zastanawiają się, czy Moskwa w razie niekorzystnych dla siebie ruchów w Armenii zdecyduje się na interwencję. Inesa Mchitarian: „Kiedy Paszynian na konferencji prasowej mówi o prawach człowieka i wolności słowa, to jest w kontrze do kursu Kremla. Paszynian nie jest wygodnym kandydatem dla Rosji. Jeśli wszystko zakończy się „aksamitnie”, to będzie to przykład dla rosyjskiego społeczeństwa, jak można i należy rozliczać skorumpowaną władzę. […] Najlepszym wyjściem z sytuacji byłoby osiągnięcie porozumienia. Moskwa powinna dogadać się z człowiekiem, którego wybierze naród. Ale jeśli z pomocą Moskwy premierem zostanie człowiek, który nie jest popularny, to antyrosyjskie nastroje mogą wzrosnąć”. Ciekawie uzupełnia komentarz do sytuacji w Armenii Oleg Panfiłow (w przeszłości szef moskiewskiego Centrum Ekstremalnego Dziennikarstwa, od lat mieszkający w Gruzji): Armenia próbuje powiedzieć, że jest krajem, który ma perspektywy, a nie tylko takim, który wypełnia polecenia Kremla. Rosja próbuje w ostatnich dniach urabiać ormiańskich polityków na swoją modłę. „Ale z jednym czynnikiem aksamitnej rewolucji w Erywaniu Moskwa nic nie może zrobić – ze społeczeństwem, czyli Ormianami, których uważa za bratni naród i o którym przywykła myśleć, że zawsze będzie cierpliwie znosić wszystko, nawet wszystkich oligarchów i skorumpowanych polityków, wspieranych przez Moskwę”.
Wiele zależy teraz od tego, jaki będzie wynik głosowania w ormiańskim parlamencie i dalszy rozwój sytuacji (możliwe rozpisanie przedterminowych wyborów). Na jutro Paszynian wezwał zwolenników na wielki wiec na placu Republiki w Erywaniu.