18 września. Ostatni wpis o sytuacji wokół otrucia Nawalnego zakończyłam informacją o szczodrobliwości Jewgienija Prigożyna, nazywanego kucharzem Putina – przekazał on mianowicie milion rubli na konto kliniki Charite na leczenie Aleksieja Nawalnego (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2020/09/08/spiaczka-klamstwa-i-szczodry-kucharz-putina/). Wczoraj klinika oficjalnie zakomunikowała, że odesłała pieniądze na konto ofiarodawcy z zaznaczeniem, że z nich nie skorzysta. Danie kucharza Putina okazało się niestrawne.
Rosja nadal idzie w zaparte, jeśli chodzi o wyjaśnienie okoliczności otrucia opozycyjnego polityka. Dopomina się, aby Niemcy przekazali materiał dowodowy, ale sama śledztwa nie wszczyna. Rosyjscy politycy różnych szczebli wskazują na luki w przebiegu wyjaśniania sprawy przez Zachód. Przedstawicielstwo Rosji przy UE wystosowało cały elaborat, pokpiwając z Nawalnego (który ma 2-procentowe poparcie, a zatem nie ma po co go truć) i wijąc się jak piskorz w wykazaniu, że nie ma powodów, by przypuszczać, że został otruty w Rosji. Bardzo pouczający dokument. Gdyby ktoś chciał studiować wykręcanie kota ogonem, to lektura obowiązkowa (https://echo.msk.ru/blog/echomsk/2709891-echo/).
Chłód na linii Moskwa-Berlin staje się coraz bardziej odczuwalny. Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow (który notabene wzywał swojego niemieckiego kolegę, aby zaprzestać „polityzacji sprawy Nawalnego”) miał w tym tygodniu odwiedzić Niemcy. Do wizyty nie doszło.
Zdjęcie opozycjonisty w otoczeniu rodziny zamieszczone przez niego na Instagramie (https://www.instagram.com/p/CFJwV0Dly0Z/) znalazło się na pierwszych stronach czołowych zachodnich dzienników. Sprawa otrucia oponenta Kremla przy użyciu trucizny z grupy nowiczok nie przestaje szokować. Zwłaszcza że dochodzą nowe elementy układanki. W tym tygodniu dwa niezależne laboratoria – francuskie i szwedzkie – potwierdziły wyniki badań próbek pobranych z organizmu Nawalnego, opublikowanych przez laboratorium Bundeswehry. Nie ma wątpliwości: Nawalnego próbowano otruć trucizną z grupy nowiczok.
W rankingu kuriozalnych wypowiedzi na temat sprawy Nawalnego wysoką pozycję zajął szef Służby Wywiadu Zagranicznego Siergiej Naryszkin: „Nawalny nie mógł zostać otruty nowiczokiem, gdyż Rosja całe zapasy nowiczoka zniszczyła”. No więc skoro zniszczyła, to go otruć nowiczokiem nie mogła. Proste, nieprawdaż? Nie mam pańskiego płaszcza i co mi pan zrobisz. Ale skoro trzy laboratoria twierdzą, że pacjent został otruty tą substancją, to może jednak Rosja nie zniszczyła całego zapasu, choć powinna? Co więcej, wiele wskazuje na to, że nadal prowadzi prace laboratoryjne nad udoskonaleniem trucizny.
I tak od bramy do bramy chodzimy i ludziom gramy. Wykręty, kłamstwa, uniki. Streszczenie nielogicznych wygibasów prezentowanych przez rosyjskie władze i akolitów wziął na siebie Oleg Pszeniczny (The Insider Russia): „Nawalny nie został otruty, ale wyleczyli go omscy lekarze. Pobrali wszelkie niezbędne próbki do analizy, ale teraz potrzebne są nam niemieckie próbki, aby móc zrozumieć, z czego został uleczony. Osobom postronnym bez zaświadczenia o zawarciu małżeństwa dostęp do szpitala [w Omsku] murujemy, ale za to nie powiemy, co to za goście siedzieli dwa dni w gabinecie ordynatora. Nawalnemu dwukrotnie podano atropinę, ale broń chemiczna w Rosji została dawno zlikwidowana. Podstaw do wszczęcia śledztwa nie ma, ale policja przesłuchała drobiazgowo wszystkich, którzy mieli z Nawalnym kontakt na lotnisku i w samolocie. […] Być może trucizna dostała się do organizmu Nawalnego już w Niemczech, ale najprawdopodobniej otruła go asystentka w Tomsku. A to zdjęcie z kliniki Charite to inscenizacja!”.
Nawalny bojowo oznajmił, że jak tylko wyzdrowieje, wraca do Rosji i do tego, czym się zajmował przed otruciem. Kiriłł Szulika ocenia: „Nawalny powróci do Rosji jako człowiek, który gościł przez długi czas na pierwszych stronach światowej prasy. Jego nazwisko wymieniali w rozmowach z Putinem europejscy liderzy”. O, to musiało być przykre dla Putina, który przez długi czas próbował czarować rzeczywistość, nigdy nie wypowiadając głośno nazwiska Nawalnego. Kremlowskie media miały szlaban na wymienianie nazwiska Nawalny. Taka równoległa rzeczywistość.
A teraz jeszcze kilka słów o pewnej plastikowej butelce. Skoro rosyjskie organy ścigania nie garną się do wszczynania śledztwa, za wyjaśnienie okoliczności otrucia zabrali się bliscy współpracownicy Nawalnego (https://www.proekt.media/investigation/gde-otravili-navalnogo/). Wyjaśnili m.in., że Aleksiej został otruty, jeszcze zanim zjawił się na lotnisku (podstawowa wersja na początku była taka, że zatruta była herbata, którą wypił przed lotem w lotniskowej kafejce). Trucizna była mianowicie w butelce wody, która stała w pokoju hotelowym, gdzie nocował Nawalny. Godzinę po tym, jak okazało się, że został otruty, jego współpracownicy „zabezpieczyli” ją (relację można obejrzeć na Instagramie Nawalnego (https://www.instagram.com/p/CFOnffrHZ0d/?utm_source=ig_embed). Butelki pobrane przez współpracowników zostały dostarczone do Niemiec.
Nagrania z kamer zainstalowanych w hotelu, które pozwoliłyby ustalić, kto wchodził do pokoju Nawalnego, dziwnym trafem zniknęły.