Archiwa tagu: elita

Gąski, gąski, do domu

18 października. W zeszłym tygodniu z Kremla do mediów wyciekła rekomendacja skierowana do urzędników państwowych, aby w trybie pilnym sprowadzili do kraju z zagranicy swoje dzieci i rodziców. Wiadomość wyleciała natychmiast w świat poprzez sieci społecznościowe, wywołując tornado zainteresowania i obrastając na każdym zakręcie w nowe domysły i prognozy.

Zainteresowanie tajemniczym „sliwem” (jak określa się w slangu dziennikarskim przekazywanie – na ogół w sposób kontrolowany i reglamentowany – przecieków z góry) jest zrozumiałe. Publiczności krajowej i zagranicznej co kilka dni publikatory dostarczają „materiał do przemyślenia”, budujący atmosferę zbliżającej się wojennej apokalipsy. Ostatnio np. poinformowano, że każdy mieszkaniec Moskwy ma zagwarantowane miejsce w schronie, po kilku dniach z Petersburga nadeszła wiadomość, że miejscowy gubernator wydał rozporządzenie określające dzienną porcję chleba na głowę mieszkańca w warunkach wojny itd. Odwoływanie członków rodzin urzędników państwowych z zagranicy zostało jednoznacznie odczytane jako kolejny koralik nanizywany na nić przygotowań do wojny.

Wśród licznych komentarzy powtarzało się pytanie: „a czy Putin ma prawo wydawać takie polecenia?”. Prawa nie ma. Konstytucja gwarantuje każdemu z obywateli wolność wyboru co do miejsca zamieszkania i charakteru zajęcia, o ile nie wchodzi ono w konflikt z prawem. Ale konstytucja konstytucją, a postanowienia „Papy”, jak familiarnie nazywa Putina bliski krąg, stanowią wyższą rację, której należy się podporządkować, jeśli chce się utrzymać na fali.

Czy (najprawdopodobniej nieformalne) zalecenie o „łączeniu rodzin” zostanie wykonane? Zobaczymy. Większość członków najwyższych władz partyjnych i państwowych Rosji ma na Zachodzie coś – konto w banku, domek na wsi, pałac w Londynie, hotelik w Berlinie, jacht w Marbelli. I syna/córkę na studiach lub w elitarnej szkole z internatem. O tym, jak daleko od siermiężnej krajowej rzeczywistości odleciały latorośle rosyjskich urzędników, pisałam rok temu na blogu w tekście „Jej pierwszy bal” (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/10/30/jej-pierwszy-bal/). Jedną z bohaterek reportażu z balu debiutantek, który opisywałam, była Liza Pieskowa, córka sekretarza prasowego Putina. Liza jest wykształcona, dystyngowana, doskonale ubrana, wygadana. Patrzy na cały świat z góry. Karierę zamierza robić w Paryżu. Biznesową. Jeszcze nie zdecydowała, w jakiej dziedzinie. I co? Teraz wróci do Rosji? A jak nie wróci, to tatuś straci robotę na Kremlu i będzie musiał opuścić ekskluzywny pałac pod Moskwą, w którym klepie urzędniczą biedę z nowo poślubioną żoną? A trzy córki deputowanego Siergieja Żelezniaka, który tydzień w tydzień opowiada w telewizji Rosjanom, jak należy patriotycznie nienawidzić Amerykę i jej europejskich klientów? Też przyjadą do Moskwy, aby podzielić się z rodakami wiedzą nabytą w szwajcarskich szkołach? A córki Władimira Władimirowicza? Według skąpych doniesień medialnych na ich temat też związane są rodzinnie i zawodowo z Zachodem. I tylko minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow sprowadził dwa lata temu jedyną córkę z USA do Moskwy.

Czym jest „sliw” tego typu wiadomości? Prowokacją? Balonem próbnym? Pomiarem lojalności elit? Sygnałem, którego znaczenie adresaci powinni w mig pojąć i odpowiednio nań zareagować?

W audycji Radia Swoboda Lew Szlosberg mówił: „Proszę sobie wyobrazić człowieka, któremu [ludzie z Kremla] mówią: twój syn, twoja córka, wybrali sobie drogę życiową, żeby zdobyć wykształcenie, nauczyć się języków obcych, pożyć w wolnym świecie. Nic z tego. Wy mieszkacie w Rosji. Co, zapomnieliście, gdzie mieszkacie? Mamy tutaj oblężoną twierdzę, wartości, amok patriotyzmu. A w ten sposób to dajecie nam podstawę, byśmy zwątpili w lojalność waszą i członków waszej rodziny. Strach pomyśleć, co będzie, jak oni tam wsiąkną, stworzą nowe rodziny, multi-kulti. To sygnał dla elit, by się przyzwyczaili do myśli, że członkowie ich rodzin nie mają żadnych praw […] Trzeba będzie dokonywać wyborów. Wcale nie jest powiedziane, że cała elita rządząca się podporządkuje”. A inny uczestnik tejże audycji Leonid Wołkow dodał: „To absolutna imitacja, niczyje dzieci nie wrócą. To już częstokroć dorośli ludzie, którzy wrośli w Londyn czy San Francisco, tam urodziły się ich dzieci. I tyle”.

W błyskawicznej sondzie przeprowadzonej w czasie trwania audycji za pośrednictwem Twittera aż 73% uczestników uznało, że należy zakazać rosyjskim urzędnikom państwowym wysyłania dzieci do zagranicznych szkół i uczelni. Jeszcze jedno potwierdzenie oderwania się góry od dołu.

Holidei waty

2 stycznia. „Przeglądam doniesienia agencyjne. Okazuje się, że cała wata-elita odpoczywa w europejskich i zamorskich kurortach na noworocznych holidejach. A my, żydobanderowcy, w rodzimej Rosji” – napisał w Twitterze Mark Fejgin. Fejgin jest adwokatem, bronił Pussy Riot w procesie o zakazane piosenki w świątyni Chrystusa Zbawiciela, a obecnie jest obrońcą Nadii Sawczenko, ukraińskiej pilotki, uprowadzonej przez rosyjskie służby specjalne z terytorium Ukrainy i oskarżanej o spowodowanie śmierci rosyjskich dziennikarzy.

Mark Fejgin dotknął bardzo ciekawego tematu – jak w warunkach sankcji i kryzysu zachowuje się śmietanka towarzyska oraz ludzie z kręgu dopuszczonego do obsługi najwyższych władz partyjnych i państwowych. Na przykład dziennikarze telewizyjni, prowadzący najpopularniejsze programy informacyjne i publicystyczne. Nasycenie antyzachodnim jadem politycznych talk show nie pozostawia wątpliwości, jak bardzo oddani polityce Władimira Putina są kapłani tych seansów nienawiści – daliby się pokroić i wrzucić do wrzątku. Ale okazuje się, że przy tym oddaniu wcale nie są gotowi rezygnować z zachodnich luksusów i toną na święta w zgniliźnie, którą z takim zapałem wykpiwają na antenie.

Czołowy telewizyjny propagandysta Władimir Sołowjow zażywa słońca gdzieś w pięknych okolicznościach przyrody na południu, pod palmami. Jego fotki wśród rozkosznych domów podczas porannej przebieżki może zobaczyć każdy, kto ma dostęp do FB.

Wspominana przeze mnie wczoraj piewica Waleria (ta, która odznaczyła się odśpiewaniem w noworocznym koncercie pieśni o sankcjach) łapie dobrą pogodę w szwajcarskich Alpach. „Czemu nie w Osetii?” – pytają kpiarze. Cóż, widocznie wystarczy wyśpiewać chwałę aneksji Krymu przez Putina i w nagrodę można pojechać do alpejskich wód.

Niedawno szerokim echem odbiło się opublikowane w Instagramie zdjęcie konkubiny sekretarza prasowego prezydenta Dmitrija Pieskowa, Tatiany Nawki. Nawka była przed paru laty medalistką w łyżwiarstwie figurowym, ale fotka, która wywołała skandal, nie miała nic wspólnego z jej niegdysiejszą karierą sportową. W dniu, kiedy rubel leciał na łeb na szyję, spadały akcje rosyjskich przedsiębiorstw na giełdzie, a ludzie wymiatali ze sklepów wszystko, co tylko mogli kupić, Nawka nienerwowo fotografowała się podczas shoppingu w Paryżu. Dużo piany wytoczono nad tym zdjęciem i nad shoppingiem Nawki w portalach społecznościowych.

Bohater filmu „Sami swoi” Witia Pawlak na pytanie ojca, dlaczego tak się gapi na Kargulową córkę Jadźkę, odpowiada, że musi się na nią gapić, żeby tak ją znienawidzić do imentu. Może państwo też się tak muszą od czasu do czasu napatrzeć na przedmiot swojej nienawiści, by potem z całym przekonaniem opowiadać zgromadzonym u odbiorników telewizyjnych widzom, jaki ten Zachód podły i podstępny.