Archiwa tagu: Igor Striełkow

Lubieżni nekrofile Dmitrija Kisielowa i feta Noworosjan

W Mińsku podpisano 5 września porozumienie o zawieszeniu broni na Ukrainie. Dokument jest mglisty jak jesienne poranki nad bagnami. Zawiera sformułowania, które każda ze stron może interpretować wedle swojej woli. Na razie jednak w gruncie rzeczy obowiązuje, ostrzały trwają, żadna ze stron nie przyznaje się do strzelaniny, każdy robi swoje, udając, że nic nie robi. Poroszenko w Mariupolu oznajmił, że miasta nie odda, wezwał do gotowości bojowej.

Otwarte pozostaje pytanie o to, kto miałby dozorować rozejm, w dokumencie zapisano, że OBWE (przedstawicielka tej organizacji była sygnatariuszką). Ale jak i gdzie? Niezbadany jest status innego z sygnatariuszy – ambasadora Rosji na Ukrainie. Skoro Moskwa twierdzi uparcie, że nie ma nic wspólnego z „wewnętrznym konfliktem na Ukrainie”, to skąd jej przedstawiciel przy stole rozmów? Mgławice unoszą się nad punktem dotyczącym specjalnego statusu „niektórych powiatów” obwodów donieckiego i ługańskiego, gdzie mają się odbyć przedterminowe wybory lokalne, ale według ustawodawstwa ukraińskiego wszelako. Przedstawiciele separatystów dzisiaj krzyknęli, że do porozumienia trzeba jeszcze koniecznie dopisać punkt o niepodległości Noworosji. A więc sprzeczność. Czyli zajęte przez separatystów terytoria są swego rodzaju zakładnikiem? Jak Kijów przyjmie warunki Rosji i zacznie rozmawiać o decentralizacji władzy i federalizacji, to zawieszenie broni będzie trwało, a jak nie, to nie? O tym szczególnym statusie powiatów mówił też na szczycie NATO w Newport prezydent Poroszenko. Wiadomości z tego szczytu są dla Ukrainy niezbyt budujące. Znikoma pomoc finansowa (15 mln euro) i równie mglista jak porozumienie pokojowe z Mińska obietnica sprzedaży broni, zaraz zresztą dezawuowana.

W porozumieniu z Mińska nie ma mowy o wycofaniu wojsk rosyjskich z terytorium Ukrainy. Ale o czym my mówimy? Przecież wojsk rosyjskich na Ukrainie nie ma, więc co miałoby się wycofywać? W portalach internetowych tymczasem przybywa świadectw wyprawiania z Ukrainy do Rosji tak zwanych „ładunków 200” (trumien z ciałami poległych żołnierzy). We wczorajszym programie „Wiesti niedieli” w rosyjskiej telewizji państwowej, podsumowującym wydarzenia tygodnia, prowadzący Dmitrij Kisielow – żelazna szczęka kremlowskiej szczekaczki – uznał tych, którzy zbierają i publikują informacje o poległych, za „lubieżnych nekrofilów”. Czyli co – rosyjska telewizja jednak półgębkiem, bo półgębkiem, ale przyznała, że żołnierze zginęli? Tak na marginesie, czytając doniesienia o tych poległych rosyjskich żołnierzach, zwróciłam uwagę na powtarzający się motyw: niektórzy z nich zimą byli w Kijowie, zachowały się ich zdjęcia w mundurach Berkutu…

Na stronach, na których publikują zwolennicy wojny z Ukrainą i całym światem, porozumienie z Mińska uznano za porażkę i faktyczne zamknięcie projektu Noworosja. Tymczasem bohaterowie Noworosji zapowiadają wesołą zabawę w Moskwie, na którą zapraszają wszystkich chętnych do Parku Kultury (https://twitter.com/FPaidinfull/status/508290040351719424/photo/1). Najważniejsi donieccy samozwańcy – Paweł Gubariew, Aleksiej Mozgowoj i special guest star Igor Girkin vel Striełkow. Podczas imprezy będą zbierane pieniądze na fundusz Noworosji.

O Striełkowie ostatnio przeczytałam, że zamierza wydać swoje bajki. To jakaś nowa moda w wysokich kręgach politycznych – prezydent Putin niedawno wymyślił nową postać do telewizyjnej dobranocki (na razie to tajemnica), a Striełkow zamierza opowiadać bajki (zapowiedział, że niebawem wyjdzie druga książka jego autorstwa; pierwsza „Tajemnice zamku Heldiborn” utrzymana była w stylistyce fantasy). Wzruszające szczegóły obecnego życia donieckiego „ministra obrony” opowiada na fejsie Paweł Prianikow, powołując się na byłego doradcę Striełkowa, Igora Druzia: „On [Striełkow] mieszka w jednym z obwodów Rosji. Zajmuje jeden niezbyt duży pokój, gdzie panuje skrajny minimalizm, powiedziałbym nawet, ascetyzm. Stoi stół i łóżko, książki, komputer. I to wszystko. Jedzenie – paszteciki, kanapki, herbatę itd. – przynosi mu z pobliskiego sklepu stary przyjaciel. Rozmawialiśmy o tym, że i do Rosji może przenieść się płomień kolorowej rewolucji z ogarniętej wojną domową Ukrainy. Igor zapewnił, że zrobi wszystko, co w jego mocy, aby udaremnić nielegalne próby prozachodnich sił dokonania kolorowego przewrotu w Rosji. Co do jednego byliśmy zgodni: nikomu nie uda się zatopić projektu Noworosja: ani ukrofaszystom, ani zdrajcom z Moskwy, ani ich zachodnim patronom”.

Wiktor Jaducha z Rosbalt.ru twierdzi natomiast, że niebawem być może trzeba będzie uspokajać sam Donbas, zbuntowany nie tylko przeciwko politycznemu Kijowowi, ale i oligarchicznej niesprawiedliwości w regionie oraz gasić konflikt na linii separatyści-Kreml. Separatyści chcą niepodległości dla swojej Noworosji, a „na Kremlu górą są dziś siły, które są zainteresowane wymianą Donbasu na gwarancje, że Ukraina nie wstąpi do NATO”. Robi się coraz ciekawiej.

Kamazy i pustka

Sytuacja wokół rosyjskiego konwoju humanitarnego dla mieszkańców wschodu Ukrainy nadal nie jest jasna. Władze Ukrainy uznały, że konwój nie ma charakteru pomocy humanitarnej. Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu zapewnił, że rosyjska armia nie ma nic wspólnego z konwojem. Międzynarodowy Czerwony Krzyż (MCK) wie tylko tyle, że prawie trzysta kamazów stoi w rosyjskim obwodzie rostowskim niedaleko miasta Kamiensk Szachtinski. Przedstawicielka organizacji oświadczyła, że MCK gotów jest wziąć kolumnę białych kamazów pod swoją jurysdykcję, ale by mogło do tego dojść, potrzebne jest porozumienie Ukrainy i Rosji. A takiego porozumienia brak. Rosyjski MSZ wydaje groźne pomruki niezadowolenia, Kijów odwzajemnia, wzywając, by Moskwa przekazała wreszcie spis ciężarówek i ich zawartości oraz trasę przejazdu. Odnośnych dokumentów brak. Tymczasem dziennikarze i blogerzy rozpowszechniają zdjęcia pustych lub ledwie napełnionych wielkich kamazów (można je obejrzeć m.in. tu: https://twitter.com/KSHN?original_referer=http%3A%2F%2Fwww.svoboda.org%2Fcontentlive%2Fliveblog%2F26532017.html&tw_i=500219240272891905&tw_p=tweetembed).

Przez sieci społecznościowe przewalił się szkwał komentarzy: „Dziennikarze twierdzą, że kamazy są do połowy puste, a rosyjskie ministerstwo ds. sytuacji nadzwyczajnych, że do połowy pełne”; „Osobiście nie ma pretensji do naszego ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych, samemu mi się zdarza zapomnieć wziąć coś z domu, a oni po prostu zapomnieli zabrać obiecanej pomocy humanitarnej”; „Już wiem – w kamazach wieźli rosyjskie powietrze, żeby wesprzeć siły [prorosyjskiego] pospolitego ruszenia. Powietrze i wiarę”.

Nie wszyscy jednak żartują z pustych czy pełnych ciężarówek. Mnożą się publikacje, w których wskazuje się, że konwój był zorganizowany „dla otwoda głaz”, czyli jako operacja przykrycia dla ważniejszej operacji czy dostawy. Może chodziło o dostarczenie pomocy dla separatystów. Sytuacja z wejściem na terytorium Ukrainy kolumny techniki wojskowej też nie jest jasna. Choć nowy „premier” Donieckiej Republiki Ludowej Zacharczenko powiedział, że dostali wsparcie. Jego wystąpienie można obejrzeć w youtube: https://www.youtube.com/watch?v=BjAvnUa1Wak

Oto Zacharczenko na sesji „parlamentu”, obraca w dłoni paczkę papierosów, opowiada, że armia „republiki” właśnie otrzymała uzupełnienia: 150 jednostek sprzętu, w tym 30 czołgów i 120 pojazdów opancerzonych oraz 1200 ludzi, którzy w ciągu czterech miesięcy przechodzili szkolenie na terytorium Federacji Rosyjskiej.

Szczyty władzy, że się tak patetycznie wyrażę, obu samozwańczych republik przechodzą reinkarnację. Pisałam już o tym, że Igor Girkin vel Striełkow przestał być „ministrem obrony” Donieckiej Republiki Ludowej, dostał <od kogo?> miesiąc urlopu, a po urlopie ma tworzyć nową armię republiki. Jego ministerialną tekę, że się tak patetycznie wyrażę, objął Władimir Kononow, noszący pseudonim Car. Chodziły słuchy, że Striełkow był ciężko ranny lub że był w ciężkim „zapoju” z powodu niefajnej sytuacji, teraz znów krążą słuchy, że jest w Rosji.

Wcześniej ze sprawowanych funkcji odeszli dwaj cywile, Aleksandr Borodaj i Denis Puszylin, a ostatnio jeszcze Walerij Bołotow – szef Ługańskiej Republiki Ludowej. Po co te zmiany w projekcie Noworosja?  Po co maskarada? Moskiewski politolog Aleksiej Makarkin z Centrum Technologii Politycznych uważa, że Bołotowa podali do dymisji, by jakoś w przestrzeni informacyjnej ukryć odejście Striełkowa. Zresztą to i tak nieważne, Striełkow ważniejszy. „Striełkow to postać charyzmatyczna – ciągnie Makarkin. – Pokazał się jako znakomity dowódca wojskowy. Ale powstały dwa problemy. Po pierwsze Striełkow stał się ważną postacią polityczną. I to nie w ramach Donieckiej Republiki Ludowej, a na polu ogólnorosyjskim. Stał się głównym bohaterem rosyjskich nacjonalistów. Władze przelękły się rosnącej popularności Striełkowa [przelękły się?To ciekawa opinia, przecież Striełkow jest całkowicie zależny od swego patrona na Kremlu – AŁ]. Drugi problem jest o wiele poważniejszy. Otóż, Striełkow nie może być osobą, która prowadzi jakiekolwiek rozmowy z Kijowem. Striełkow krytycznie odnosi się do operacji antyterrorystycznej, dla niego sama niepodległość Ukrainy to rzecz nienormalna. A teraz sytuacja jest trudna, walki toczą się już na przedmieściach Doniecka. Zapewne trzeba będzie się jakoś dogadać z Ukrainą. […] A Striełkow się do tego nie nadaje. Wszystko to rozważania czysto hipotetyczne. W łonie rosyjskiej elity politycznej nie ma konsensusu w sprawie Ukrainy, a i w ukraińskich kręgach rządowych jest silna frakcja wojenna”.

W grze jest zatem ciągle dużo kart, są i takie, których jeszcze nie znamy.

Można założyć

Można założyć, że nikt nie chciał zestrzelić pasażerskiego samolotu Boeing 777, lecącego nad wschodnią Ukrainą. Można założyć, że nikt nie chciał śmierci 298 osób podróżujących na pokładzie tego samolotu. Można założyć, że mały chłopiec bawiący się zapałkami przy stogu siana nie chciał go podpalić. Ale ktoś mu dał zapałki. A teraz mówi, że odpowiedzialność za tragedię nad Donbasem ponosi stóg siana. To znaczy państwo, nad terytorium którego wydarzyła się katastrofa. To parafraza słów prezydenta Putina. Coś w niej nie pasuje, brzęczy fałszywie jak liczmany. „Tej tragedii by nie było, gdyby na tej ziemi był pokój, w każdym razie, gdyby nie zostały wznowione działania bojowe na południowym wschodzie Ukrainy. Państwo, nad terytorium którego do tego doszło, ponosi odpowiedzialność za tę straszną tragedię” (http://www.echo.msk.ru/blog/echomsk/1362006-echo/). Logika rosyjskiej propagandy łamie się jak zapałki. Katastrofy lotnicze mają konkretne przyczyny. Czy w tym, że samolot wysadzony przez libijskich terrorystów spadł na Lockerbie, winna jest Szkocja? Nie przypominam sobie też, by prezydent Putin ochoczo brał na siebie odpowiedzialność za katastrofę polskiego samolotu rządowego w 2010 roku. Kali w natarciu.

Moskwa wskazuje na Kijów jako winowajcę wypadku. A Kijów wskazuje na Moskwę, która wspierała separatystów, którzy odpalili rakietę z zestawu Buk, który otrzymali od Moskwy. Reakcje Rosji po tragedii nad Donbasem są niespójne. Rozważane były: celowa ukraińska prowokacja, zestrzelenie samolotu przez ukraińskie myśliwce, przypadkowe trafienie przez niedoświadczonych ukraińskich wojskowych. W rosyjskim chórze medialnych gadających głów zaśpiewano nawet zwrotkę o tym, że celem domniemanego ataku ukraińskich sił rządowych był… samolot wiozący prezydenta Putina, który wracał z podróży po Ameryce Południowej.

Jedno jest pewne: tragedia będzie polem zaciętej wojny informacyjnej.

Zwraca uwagę usunięcie z Twittera i vkontakte przechwałki „komendanta wojskowego Doniecka” Igora Girkina vel Striełkowa, który z triumfem informuje o trafieniu rakietą samolotu transportowego ukraińskich sił zbrojnych. „W rejonie Torezu dopiero co zestrzelono ukraińskiego An-26, wala się gdzieś w okolicy kopalni Progress. A uprzedzałem, żeby nie latali po naszym niebie” (dzisiaj rosyjskie gazety donoszą, że ta informacja była fałszywką: http://www.mk.ru/incident/2014/07/18/soobshhenie-strelkova-o-sbitom-an26-upavshem-za-terrikony-okazalos-poddelkoy.html). A to jeszcze jeden cytat z Girkina-Striełkowa, z dzisiejszych wpisów: „trupy były nieświeże”, a więc sugestia, że w samolocie przewożono nieżywych pasażerów. W głowie się nie mieści (http://www.mk.ru/social/2014/07/18/strelkov-nekotorye-lyudi-v-boinge-byli-mertvy-do-padeniya-chast-trupov-nesvezhaya.html).

Nie wiadomo jeszcze, kto będzie badał okoliczności zestrzelenia maszyny Malezyjskich Linii Lotniczych. Początkowo informowano, że czarne skrzynki odnalezione na miejscu upadku samolotu zostaną dostarczone do Moskwy i przekazane MAK. Potem MAK wydał oświadczenie, że komisja powinna być międzynarodowa. Przepychanki i bałagan decyzyjny trwa. Samolot leży na terytorium kontrolowanym przez separatystów. Kto ma do niego dostęp? Miejscowi milicjanci i strażacy.

Eksperci i politolodzy już zastanawiają się nad możliwymi konsekwencjami katastrofy. Bliski Kremlowi Wiaczesław Nikonow, deputowany Dumy Państwowej: „To będzie powód dla Zachodu, by zacieśnić współpracę wojskową z Ukrainą. Być może Zachód zacznie wywierać naciski na Kijów w celu przerwania przemocy [nawiasem mówiąc, to cel Moskwy: znowu zawieszenie broni, wykręcenie rąk Kijowowi, zamrożenie status quo – separatyści dzielą i rządzą w Donbasie]. Idziemy ku wojnie. Pokładam nadzieję w rosyjskich władzach – w tej sytuacji najlepsze, co można zrobić, to pomóc społeczności międzynarodowej znaleźć prawdę o tym, co się wydarzyło”.

Dziennikarz „Moskiewskiego Komsomolca” Michaił Rostowski w tytule pyta: „Boeing 777 spadł na Rosję. Co jeszcze nas czeka w tym strasznym 2014 roku?”.

Na dzisiejszym nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ dyplomaci USA, Wielkiej Brytanii i Litwy oświadczyli, że odpowiedzialność za tragedię malezyjskiego samolotu ponosi Rosja i zażądali od Moskwy zaniechania prób destabilizacji sytuacji na wschodzie Ukrainy.

Dziś pod ambasadami Holandii i Malezji w Moskwie ludzie składali kwiaty. Pod jednym z bukietów ktoś zostawił kartkę z napisem „Wybaczcie nam”…

Twierdza Donieck

Donieck będzie miał swoją zaciężną armię – oznajmił samozwańczy komendant wojskowy miasta Igor Girkin-Striełkow. Pamiętacie Państwo tego oficera rosyjskich służb specjalnych miłującego rekonstrukcję historyczną, który mianował się ministrem obrony równie samozwańczej jak on Donieckiej Republiki Ludowej i głównodowodzącym jej sił zbrojnych? (http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/05/20/sieroca-grupa-rekonstrukcyjna/) Już nie jest ministrem, tylko komendantem wojskowym. Bo na wschodzie dużo zmian.

Prezydent Petro Poroszenko ogłosił, że nie zamierza zwijać operacji antyterrorystycznej, oddziały armii ukraińskiej podeszły pod Słowiańsk. W nocy z 4 na 5 lipca separatyści na rozkaz Girkina-Striełkowa wycofali się nieoczekiwanie ze Słowiańska i Kramatorska, miast zajętych na samym początku operacji „Rosyjska Wiosna”. W pośpiechu porzucili sprzęt wojskowy, z którego nieśli mieszkańcom wschodu Ukrainy pokój i dobrobyt. Dlaczego tak nagle wyszli ze Słowiańska? Kto wydał rozkaz – samodzielnie Girkin czy Girkin po telefonie z Moskwy? Nie wiadomo. Wedle nowego planu Girkina, separatyści mają się teraz bronić w Doniecku i Ługańsku i starać utrzymać pod kontrolą szlaki komunikacyjne pomiędzy tymi miastami oraz część niestrzeżonej granicy ukraińsko-rosyjskiej. Rozpuścił wici o tym, że będzie płacił regularny żołd w wysokości około 20 tysięcy rubli (2 tys. złotych) każdemu, kto zaciągnie się do jego oddziałów w Doniecku.

Z czego będzie płacił? Zarobił na rekonstrukcjach historycznych? Wczoraj kamraci oskarżyli Girkina, że wycofując się ze Słowiańska zadbał przede wszystkim o wywiezienie pieniędzy, które otrzymał z Rosji na walkę z ukraińskimi „benderowcami” oraz dobra z rozgrabionego Słowiańska. Ile tego było, od kogo? Nikt nie powiedział. Wobec Girkina kamraci wysunęli pono ultimatum: za dwa dni forsa ma się znaleźć. To nie pierwsza pierepałka w szeregach separatystów. Dochodziło już do strzelaniny pomiędzy zwaśnionymi oddziałkami, do zamachów, do awantur. Towarzysze broni oskarżyli Girkina również o zdradę – oddanie Słowiańska tak jest przez niektórych interpretowane. Z kolei coraz częściej pobrzmiewają oskarżenia o zdradę całego „pospolitego ruszenia”, jak nazywani są przez rosyjskie media separatyści, ze strony Władimira Putina. Bo przecież miał pomagać, a nie pomógł. W każdym razie nie dość skutecznie, nie dość spektakularnie. O zdradę oskarżył Putina również Striełkow. Zdrajca na zdrajcy i zdrajcą pogania.

Kreml rzeczywiście milczy na tę okoliczność jak zaklęty. Jedynie minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow domaga się realizowania porozumienia z Berlina (3 lipca, szefowie dyplomacji Rosji, Niemiec, Ukrainy), zakładającego natychmiastowe zawieszenie broni kontrolowane przez OBWE i negocjacje z udziałem przedstawicieli separatystów. Kijów nie chce uznać separatystów za stronę do rozmów. Separatyści mają, zdaniem Kijowa, realizować plan pokojowy, czyli m.in. złożyć broń. A tego nie czynią. Poroszenko, który odwiedził odbity Słowiańsk, powiedział, że może rozmawiać z „prawdziwymi gospodarzami regionu – metalurgami, górnikami, ludźmi, którzy mają realną siłę”.

Sytuacja od momentu spotkania ministrów w Berlinie zmieniła się – separatyści przeszli od ofensywy do defensywy, będą się bronić w Doniecku i Ługańsku, a nie rozpełzać po całym Donbasie i zagrażać sąsiednim obwodom. Strona ukraińska odniosła poważny sukces, odzyskując kontrolę nad Słowiańskiem. Być może znamienne milczenie Kremla wynika z tego, że i tam – podobnie jak w gronie separatystów – nie ma jednolitej linii co do dalszego postępowania. Bo dalej postępować trzeba, cel strategiczny – utrzymanie Ukrainy w swojej wyłącznej orbicie wpływów – się nie zmienił.

Specjaliści od militariów twierdzą, że zajęcie Doniecka przez ukraińską armię może być bardzo trudne i wiązać się z (1) dużą liczbą ofiar, (2) długim oblężeniem. A dopiero oddanie Doniecka przez separatystów będzie oznaczało ostateczny krach operacji „Rosyjska Wiosna” na wschodzie Ukrainy. Słowiańsk to na razie tylko taktyczna porażka Rosji i jej psów wojny. Gra toczy się dalej.

Sieroca grupa rekonstrukcyjna

Samozwańcza Doniecka Republika Ludowa proklamowana po lipnym „referendum” przez bliżej nieokreśloną grupę entuzjastów zadymy znalazła się w stanie podwieszenia. Panowie proklamujący doniecką państwowość powyznaczali się na wysokie funkcje, zgłosili akces do Organizacji Narodów Zjednoczonych, przyjęli konstytucję, zapowiedzieli, że razem z Ługańską Republiką Ludową będą się jednoczyć i stworzą nowe państwo – Noworosję. Noworosja natychmiast zachciała wstąpić w skład starej Rosji. Żadnej sprzeczności: być niepodległym państwem i wcielić się do Federacji Rosyjskiej – wszystko jest możliwe, ileż to roboty. Chociaż Federacja Rosyjska nie wykazuje wielkiego entuzjazmu, by przyłączać Noworosję. Zdestabilizować sytuację – tak, o to chodzi, ale na razie to tyle.

Prezydent Putin oficjalnie twierdzi, że nie wie nic o tym, skąd panowie grasujący po Donbasie z giwerami mają te giwery i po co. Próbował ich nawet publicznie odwieść od przeprowadzenia referendum, ale ideowi separatyści wykazali się nieposłuszeństwem. I dalej biegają z giwerami. I sławią Putina, który najwyraźniej tym razem nie ma ochoty usynowić zielonych ludzików, jak uczynił to po pomyślnym zakończeniu operacji „Krym”.

Separatyści blokują lokale komisji wyborczych. 25 maja wybory prezydenckie na Ukrainie. Donieccy separatyści ogłosili, że nie chcą tych wyborów. Do tego całego kipiszu wmieszał się Rinat Achmetow, który gra własne gry, głównie o stan swojego portfela. Wykonał kilka pokazowych dryblingów, prezentując gotowość do dogadywania się zarówno z Rosją, jak i Kijowem. A dzisiaj zaskoczył wszystkich jednoznaczną deklaracją, że nie życzy sobie w Doniecku separatystów, którzy sieją strach i kołyszą łódką. A on chce mieć u siebie na podwórku spokój. Achmetow jest największym pracodawcą w Donbasie, jego słowo się liczy. Ale nie dla separatystów, którzy od razu ogłosili, że jak Achmetow nadal będzie odprowadzał podatki do Kijowa, a nie wpłacał je do kasy Donieckiej Republiki Ludowej, to oni przystąpią do nacjonalizacji jego majątku.

Najważniejsze persony z samozwańczych władz Donieckiej Republiki Ludowej dochrapały się już swoich personalnych haseł w Wikipedii. Denis Puszylin, przewodniczący parlamentu samozwańczej republiki donieckiej, jest miejscowy, doniecki. Ukończył wydział ekonomiczny Akademii Donieckiej. Czym się zajmował przed kwietniem 2014 r. – nie za bardzo wiadomo. Pracował w firmach Słodkie życie i MMM. Ta ostatnia, należąca do hochsztaplera Siergieja Mawrodi, jest klasyczną piramidą finansową, cieszy się jak najgorszą sławą: nacięła na grube pieniądze miliony naiwnych klientów. Współpraca z taką firmą to świetna rekomendacja, nieprawdaż?

Hasło w Wikipedii ma również „premier” samozwańczego rządu Aleksandr Borodaj. Urodzony w 1972 r. w Moskwie, w rodzinie filozofa Jurija Borodaja. Aleksandr przez wiele lat pracował jako dziennikarz, zajmował się też consultingiem. Patriotyczny poryw serca kazał mu pojechać na Krym, a potem do obwodu donieckiego. Towarzyszem broni był mu Igor Striełkow vel Girkin. W Donieckiej Republice Ludowej minister obrony i głównodowodzący donieckiej armii, Rosjanin, według różnych danych albo funkcjonariusz GRU (wywiad wojskowy), albo Federalnej Służby Bezpieczeństwa, który po zakończeniu służby zatrudnił się jako szef służby bezpieczeństwa fundacji Marshall Capital, należącej do rosyjskiego przedsiębiorcy Konstantina Małofiejewa (u Małofiejewa pracował też Borodaj). Striełkow-Girkin najpierw wspierał zielone ludziki na Krymie, a potem przeniósł się na wschód Ukrainy z zadaniem roboty wywrotowej (dowodzona przez niego grupa jest podejrzewana o dokonanie zabójstwa deputowanego Wołodymyra Rybaka). Zanim trafił na Krym, z pasją udzielał się w grupach rekonstrukcyjnych. Specjalizował się w odtwarzaniu czynu zbrojnego Białej Gwardii.

Striełkow-Girkin dowodził grupami separatystów w Słowiańsku i Kramatorsku, gdy Kijów ogłosił operację antyterrorystyczną.

17 maja minister obrony Doniecka nieoczekiwanie wystąpił z łzawym apelem: https://www.youtube.com/watch?v=KIHdrSm6jrU. Do tej pory obejrzało go na youtube 1,1 mln użytkowników. Striełkow skarży się, że jego „mała grupa ochotników z Rosji i Ukrainy, która przybyła na pomoc wzywana przez liderów [Doniecka], stawia opór całej ukraińskiej armii”. Tymczasem miejscowa ludność jest pasywna i nie garnie się do jego armii. „Nie przypuszczałem, że na cały obwód nie znajdzie się nawet tysiąc mężczyzn, gotowych poświęcić życie”. Dlatego zamierza przyjmować w swe szeregi nawet kobiety.

A skoro o kobietach mowa, to tekę ministra kultury Doniecka objęła projektantka mody Natalia Woronina. Słynie z tego, że sama prezentuje zaprojektowane przez siebie modele. Jej zdjęcia są obecnie jednym z najchętniej oglądanych wizerunków „donieckiej rosyjskiej wiosny”. Drugą chętnie oglądaną przedstawicielką „władz” separatystów jest pani minister kultury Ługandy, jak w blogosferze nazywają Ługańską Republikę Ludową. Pani Irina Fiłatowa nie ma żadnych tajemnic – ani w słońcu, ani w deszczu: http://podrobnosti.ua/analytics/2014/05/16/976318.html. Pełna kultura. Brawo.