Archiwa tagu: Wielka Brytania

Polon 210 ciągle promieniuje

22 stycznia. Po ogłoszeniu w Wielkiej Brytanii raportu w sprawie śmierci Aleksandra Litwinienki figury na politycznej szachownicy ponownie się ożywiły. Tym bardziej że autor raportu Robert Owen zawarł w nim kluczowe stwierdzenie: sprawcami śmierci Litwinienki są byli oficerowie Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji – Ługowoj i Kowtun, którzy działali na polecenie z góry, „najprawdopodobniej” Nikołaja Patruszewa (ówczesnego szefa FSB) i prezydenta Władimira Putina.

Kreml zareagował skromnie i bez specjalnego zdziwienia. Sekretarz prasowy prezydenta Dmitrij Pieskow wzruszył ramionami i powiedział, że brytyjskie śledztwo jest nieprofesjonalne. Wszelako śledztwo Roberta Owena stanowi grubą rysę na wizerunku kremlowskich „profesjonalistów”, który i tak przecież nie jest kryształowy. To stwierdzenie wprost, że szefostwo FSB i osobiście Putin, z tych struktur się wywodzący, zlecili egzekucję odszczepieńca Litwinienki. I to egzekucję jednocześnie pokazową i skrytobójczą. Czegoś takiego jeszcze nie było.

Już w maju 2015 roku pojawiły się sygnały, że na światło dzienne wypłyną mocne kwity na Putina (pisałam o tym na blogu – http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/05/23/niewinni-czarodzieje-w-petersburga/). Domniemywano wówczas m.in., że zostaną ujawnione dokumenty świadczące o przekrętach dokonanych przez Putina i spółkę w czasach, gdy pracował on w merostwie Petersburga. Kreml wykonał akcję prewencyjną – zanim materiały zostały opublikowane w prasie, zaprzeczał, by Putin cokolwiek mógł mieć na sumieniu. Tymczasem w grudniu ub.r. raport w sprawie powiązań Putina i ludzi z jego otoczenia z mafią tambowską opublikowała Otwarta Rosja Michaiła Chodorkowskiego (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/12/13/cien-tambowa/).

Według ustaleń śledztwa Roberta Owena, Litwinienko pracował jako konsultant dla brytyjskich służb  specjalnych, pilnie śledził poczynania rosyjskiej mafii w Hiszpanii i zbierał na Putina materiały kompromitujące. Dotarł do ważnych informacji. Czy to był powód skazania go na śmierć w męczarniach?

Wykonawca polecenia góry, Andriej Ługowoj po śmiercionośnej wycieczce do Londynu z polonem w kieszeni został w ojczyźnie przyjęty z otwartymi ramionami. Były funkcjonariusz FSB średniego szczebla nagle kupił sobie w centrum Moskwy wielkie mieszkanie za bajońską sumę (https://twitter.com/alburov/status/690186436658794496). Został deputowanym Dumy Państwowej, zyskując tym samym cenny parasol immunitetu. Rosja na brytyjskie prośby o możliwość przesłuchania Ługowoja odpowiadała konsekwentnie „niet”.

Panowie z FSB doskonale bawili się przy tym i pozwalali sobie na żarciki: niejaki Rafael Filinow przywiózł Borysowi Bieriezowskiemu z Moskwy do Londynu koszulkę od Ługowoja. Taki miły prezent. Na koszulce z przodu znajdował się napis POLON-210. CSKA. LONDYN. Hamburg. Ciąg dalszy nastąpi”, a na plecach: „CSKA, śmierć z napromieniowania stuka do twych drzwi” (zdjęcia koszulki można obejrzeć na FB Siergieja Parchomienki: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=10208319864583694&set=a.1714988723998.94116.1516606334&type=3&theater).

Co dalej? Rosja nie wyda Ługowoja. Stosunki rosyjsko-brytyjskie jeszcze bardziej się schłodzą. Zdaniem politologa Konstantina Eggerta, „prezydent zawsze ostro reaguje na ataki pod jego adresem. Raport Owena został na Kremlu przyjęty jako skoordynowana akcja brytyjskiego rządu. Jestem przekonany, że Rosja już niebawem odpowie. A jeśli Cameron zdecyduje się na rozszerzenie sankcji, to Rosja może zareagować wobec Londynu tak samo ostro jak w przypadku Turcji”.

A trzeba jeszcze pamiętać, że spodziewane jest ogłoszenie kolejnego raportu – w sprawie katastrofy malezyjskiego samolotu pasażerskiego. Kumulacja.

Bomba na pokładzie

6 listopada. Do czasu wyjaśnienia okoliczności katastrofy samolotu A321 rosyjskich linii lotniczych Metrojet, który 31 października rozbił się nad półwyspem Synaj, wstrzymane zostaną loty do Egiptu rosyjskich samolotów – taki komunikat wypłynął z Kremla po posiedzeniu Komitetu Antyterrorystycznego. W trybie pilnym ma być także opracowany i wdrożony plan ewakuacji obywateli Federacji Rosyjskiej przebywających w Egipcie. Obecnie jest ich tam około 35 tysięcy.

Sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie. Jeszcze wczoraj rosyjscy politycy gniewnie fukali i wzruszali ramionami po decyzji Londynu w sprawie zawieszenia lotów i ewakuacji obywateli Wielkiej Brytanii z Egiptu. Może na decyzję Putina wpływ miały nie tylko rekomendacje dyrektora Federalnej Służby Bezpieczeństwa, który apelował o wstrzymanie ruchu powietrznego z Egiptem, ale także wczorajsza rozmowa telefoniczna z brytyjskim premierem Davidem Cameronem. Cameron miał namawiać Putina do podjęcia analogicznych kroków z uwagi na podejrzenie, że ponownie może dojść do zamachu na samolot z cywilami.

Media amerykańskie i brytyjskie, powołując się na anonimowe źródła w służbach specjalnych, od kilku dni informują, że najbardziej prawdopodobną wersją katastrofy jest zamach terrorystyczny. Ładunek wybuchowy miał zostać wniesiony na pokład. Być może został podrzucony do bagażu. Media rosyjskie trzymają się wielowątkowej narracji, na plan pierwszy wysuwając przypuszczenia, że powodem wypadku mogła być awaria techniczna (uszkodzony kilka lat temu podczas feralnego startu ogon samolotu mógł pęknąć, odpaść i zdehermetyzować kabinę).

W rosyjskich mediach społecznościowych szeroko komentuje się jednak inną okoliczność niż powody tragedii: dlaczego prezydent Putin zniknął z radarów po katastrofie Airbusa, nie pojawiał się publicznie przez dwa dni. Dwa bardzo ciężkie dni. Kiedy rodziny i bliscy ofiar, oczekujący na pasażerów lotu z Szarm el-Szejk, rozpaczali po ich stracie, nie usłyszeli od przedstawicieli władz państwa żadnych słów otuchy. Nie przyjechał porozmawiać z nimi ani prezydent, ani premier. To była najtragiczniejsza katastrofa w dziejach rosyjskiego lotnictwa cywilnego. Prezydent nie wygłosił orędzia do narodu w tej ważnej i ciężkiej chwili. Wprowadził jednodniową żałobę (notabene nieprzestrzeganą – w wielu klubach organizujących zabawy z okazji Halloween imprez nie odwołano, goście świetnie się bawili do białego rana; niektórzy artyści nie odwołali też swoich koncertów). Putin pojawił się w przestrzeni publicznej dopiero po 72 godzinach od tragedii, wykorzystał spotkanie z ministrem transportu, aby wygłosić kilka okolicznościowych zdań. Spotkanie pokazała telewizja. I tyle. A – o ile dobrze pamiętam – orędzie po zestrzeleniu boeinga Malezyjskich Linii Lotniczych nad Donbasem w lipcu ubiegłego roku Putin wygłosił późnym wieczorem, w trybie nagłym. Choć w tamtej katastrofie nie zginął ani jeden obywatel Rosji, samolot nie należał do rosyjskich linii i nie spadł na terytorium Rosji.

Publicystka Natalia Geworkjan napisała: „Nie jesteśmy krajem demokratycznym, więc ta spóźniona reakcja Putina nie odbije się na jego dalszej karierze, rankingach i innych nic nieznaczących w naszym systemie liczbach. I on o tym doskonale wie. Ale bardzo bym chciała powiedzieć Putinowi, a jest to moje osobiste zdanie jako obywatela Rosji: lider, który porzuca swoich ludzi w dni katastrofy i nie potrafi dzielić z narodem bólu, nie jest liderem, choćby miał nie wiadomo jaki ranking. Człowiek, który jest w stanie prezentować wyłącznie siłę i chce kojarzyć się jedynie z sukcesem, chowając się w trudny czas, nie rozumie, co tak naprawdę jest powinnością prezydenta. Prezydent, któremu intuicja nie podpowiada, że w tragicznej chwili powinien być razem z narodem, jest słabym politykiem i tchórzem”.

Kremlinolodzy twierdzą, że Putin faktycznie unika jak ognia przykrych wydarzeń, aby nie pokalać swego teflonowego wizerunku człowieka sukcesu. Coś w tym jest. I działa. Nie tylko na rosyjskie społeczeństwo, popierające prezydenta. Forbes po raz trzeci uznał Putina na dniach za najbardziej wpływowego człowieka świata.

 

Zagraniczny agent Putina

Kiedy byli nastolatkami, ćwiczyli wspólnie chwyty dżudo. Kiedy jeden z nich zaczynał swój niewolniczy trud na galerach, a drugi był dyrektorem petersburskiej Szkoły Mistrzów Sportu, wspólnie wydali podręcznik sztuk walki „Dżudo – historia, teoria, praktyka” i inne książki poświęcone tej dyscyplinie. Dziś jeden z dżudoków nadal haruje na kremlowskich galerach, a drugi jest zasłużonym trenerem, działaczem sportowym, deputowanym Dumy Państwowej z ramienia Jednej Rosji, prezesem Międzynarodowej Federacji Sambo. Obaj troszczą się o pozytywny wizerunek Rosji w świecie.
O kim mowa? Dżudoka na galerach to prezydent Władimir Putin, a jego dawny partner na tatami i współautor książek o umiłowanym sporcie to Wasilij Szestakow. Znowu mają coś wspólnie do zagrania.
W Londynie podano do wiadomości, że pod koniec czerwca zarejestrowano tu fundację „Pozytywna Rosja”. Jej zadaniem jest popieranie wszelkich inicjatyw mających na celu stworzenie pozytywnego wizerunku Rosji w Wielkiej Brytanii i nie tylko. Na czele fundacji stanął Szestakow.
Brytyjska „Pozytywna Rosja” nie jest pierwszą instytucją, zajmującą się kreowaniem dobrego wizerunku współczesnej Rosji poza jej granicami (od razu powstaje też historyczna paralela: ZSRR po mistrzowsku wykorzystywał postępowych zachodnich intelektualistów i ludzi kultury do głoszenia chwały komunizmu, za Leninem nazywano ich poetycko „pożytecznymi idiotami”). Dwa rosyjskie instytuty demokracji i współpracy powstały przed sześciu laty w Paryżu i Nowym Jorku. Na ich czele stanęli zasłużeni towarzysze walki ideologicznej. Prawnuk Wiaczesława Mołotowa, Wiaczesław Nikonow objął z kolei stanowisko utworzonej też kilka lat temu fundacji „Russkij Mir”, do której zadań należy propagowanie rosyjskiej kultury i utrwalanie dobrego wrażenia o Rosji. Czy wizerunek Rosji w świecie poprawił się dzięki tym domom kultury radzieckiej? Może by się i poprawił, gdyby nie to, że rosyjska rzeczywistość na świecie niespecjalnie się podoba: fałszowanie wyborów czy przykręcanie śruby na każdym odcinku frontu (w tym m.in. wprowadzenie obowiązku rejestrowania się jako zagraniczni agenci dla NGO, finansowanych z zagranicy).
Ale wróćmy do „Pozytywnej Rosji”. Jak miesiąc temu pisała petersburska „Fontanka”, w pałacu Kensington odbyła się uroczystość, podczas której spotkali się przedstawiciele brytyjskiej arystokracji i Rosjanie z czołówki listy „Forbesa”. Na czele delegacji rosyjskich miliarderów stanął Wasilij Szestakow – miliarderem wprawdzie nie jest, ale w maju został obdarzony tytułem honorowego obywatela londyńskiego City. Ponadto według oficjalnych zapowiedzi, wieczór poświęcony był 75-leciu sambo. Ale korespondent „Fontanki” donosił, że tak naprawdę chodziło nie o sporty walki i popychanie kandydatury sambo jako dyscypliny olimpijskiej, ale o lobbing pomysłu fundacji „Pozytywna Rosja”. Tak na marginesie, bankiet odbył się na koszt przyjaciela Silvio Berlusconiego, honorowego prezesa włoskiej federacji sambo, Vincenzo Traniego.
I jeszcze jedno: „Struktury, podobne do „Pozytywnej Rosji” są zagranicznymi agentami w czystej postaci – napisał w komentarzu na portalu „Slon.ru” Paweł Czernomorski. – Per analogiam można by wymienić British Council czy francuski odpowiednik, kształtujące pozytywny wizerunek swoich krajów na świecie [tak na marginesie: filie British Council zostały z Rosji wypchnięte w 2008 roku – http://labuszewska.blog.onet.pl/2008/01/22/british-council-w-trybach-przykrej-wojny/; u siebie żadnych „zagranicznych agentów” Rosja nie toleruje, a sama chętnie z gościnności niezrażonych wyspiarzy korzysta – AŁ]. Rosja na razie nie może się pochwalić sukcesami w dziedzinie propagowania pozytywnego wizerunku. Zamiast globalnej agencji piarowskiej u nas powstają puste synekury z tytułami i niemałym finansowaniem z budżetu”.
Teraz jak to w celebryckich bajkach bywa, Szestakow zapewnia na prawo i lewo, że to Anglicy wystąpili z propozycją stworzenia takiej fundacji, która będzie pracować nad wizażem Rosji. Takiej propozycji wychodzącej od brytyjskiego premiera i bliskiego krewnego angielskiej królowej nie można odrzucić.
Szestakow zresztą ostatnio poszalał w Londynie jako lobbysta nie tylko w swojej dyscyplinie, ale znacznie szerzej. Dzisiaj uskrzydlony komentował zawarcie umowy sponsorskiej pomiędzy Aerofłotem a klubem Manchester United: „To doniosły krok z punktu widzenia wizerunku kraju. Taka reklama [piłkarze Manchesteru będą nosić na koszulkach emblemat Aerofłotu i latać na imprezy sportowe samolotami rosyjskiego przewoźnika] działa na ludzi. Patrzą na koszulkę zawodnika, widzą napis Aerofłot i od razu przychodzi im na myśl, że to dobre linie z dobrego kraju”.
„Kotlety otdielno, muchi otdielno” – powiedział kiedyś Władimir Putin, wyprowadzony z równowagi przez prezydenta Łukaszenkę podczas dyskusji o buksującej integracji. Ten słynny cytat można by zastosować do opisu rosyjsko-brytyjskich zawiłości. Bo z jednej strony honorowy obywatel City Szestakow, Aerofłot i przyjemne party w pałacu Kensington, a z drugiej lista Magnitskiego (ostatnio podano do wiadomości, że Londyn sporządził własną listę złożoną z 60 nazwisk Rosjan), rosyjscy antyputinowscy emigranci i jadowita prasa, krytykująca Putina od stóp do głów.

British Council w trybach przykrej wojny

Nagonka na British Council w Rosji jest kolejną odsłoną podjazdowej wojenki na linii Moskwa–Londyn. Zamknięcie dwóch oddziałów British Council – w Petersburgu i Jekaterynburgu – pod pretekstem nieprzestrzegania przez tę instytucję norm rosyjskiego prawa znowu podgrzało atmosferę wokół sprawy Litwinienki–Ługowoja, która rok temu stała się przyczyną zaostrzenia stosunków rosyjsko-brytyjskich.

Rosyjski MSZ wysłał teraz w stronę Londynu jednoznaczny sygnał: pozwolimy na wznowienie działalności British Council, jeżeli zostanie wznowiona współpraca antyterrorystyczna. Co można zrozumieć jako zachętę do wydania przez Londyn emisariusza „niepodległej Czeczenii-Iczkerii” Zakajewa i eks-oligarchy Borysa Bieriezowskiego oraz odstąpienia od wniosku o pociągnięcie Andrieja Ługowoja (dziś deputowanego Dumy Państwowej, cieszącego się immunitetem) do odpowiedzialności za podanie w Londynie radioaktywnej herbatki Aleksandrowi Litwinience.

Czemu Rosja zaognia stosunki z Londynem?

Gdyby władze Wielkiej Brytanii faktycznie zechciały odpowiedzieć pięknym za nadobne, to miałyby szerokie pole do popisu. „Porównajmy – pisze komentator rosyjskiej sceny politycznej Siemion Nowoprudski w internetowej „Gazecie.ru”. – Przecież to rosyjskie firmy zabiegają o wejście na londyńską giełdę, a nie brytyjskie na moskiewską, to przedstawiciele rosyjskiej śmietanki stale oblegają Londyn, a nie przedstawiciele śmietanki brytyjskiej Moskwę. To dzieci rosyjskich urzędników i biznesmenów uczą się i mieszkają w Anglii, a nie angielskich w Rosji.

I nie ma w tym nic dziwnego ani złego, że ludzie chcą się uczyć angielskiego i jeździć do wspaniałej Wielkiej Brytanii. To jest normalne. I tak powinno być”.

Na marginesie agresywnej postawy Moskwy wobec brytyjskiej instytucji kulturalnej można sobie zadać bardziej ogólne pytanie: dlaczego rosyjska elita polityczna tak zaostrzyła i stale zaostrza retorykę wobec Zachodu? I jeszcze: czy owo zaostrzenie przynosi korzyści? I do czego na dłuższą metę może doprowadzić?

Rosyjska elita polityczno-biznesowa uważa najwidoczniej, że może sobie pozwolić na jednoczesne obrażanie Zachodu (zyskuje to poklask w wielu środowiskach w kraju) i cyniczne korzystanie z przymiotów zachodniej cywilizacji: bezpieczne lokowanie pieniędzy w zachodnich bankach, kształcenie dzieci w elitarnych zachodnich szkołach, kupowanie nieruchomości na tym wstrętnym Zachodzie itd. Te przyjemności są jednak zastrzeżone wyłącznie dla najwyższej kasty. Zwykły obywatel powinien być przekonany o szpiegowskiej działalności British Council i wyższości sterowanej demokracji rosyjskiej nad demokracją zachodnią oraz wierzyć, że Zachód knuje podstępnie przeciwko Rosji i stąd się biorą wszystkie rosyjskie bolączki.

Rosyjsko-brytyjska wojna pod radioaktywno-szpiegowską flagą jeszcze zapewne potrwa. Miejmy nadzieję, że Rosjanie nie zapomną przez ten czas lekcji języka angielskiego pobieranych w British Council. Anglicy, którzy chcą poznać język Puszkina i Dostojewskiego, mogą się go uczyć wszędzie bez przeszkód. Tylko czy dobra znajomość języka wystarczy, aby osiągnąć porozumienie?