W pustyni, w puszczy i w Petersburgu, część 3

21 sierpnia. Podczas wielkich międzynarodowych zlotów uwagę przykuwają głównie wystąpienia, seminaria i dyskusje z udziałem najważniejszych osób z politycznego świecznika. Kamery telewizyjne nie zawsze zaglądają za kulisy, a tam można zobaczyć czasem niespodzianki. Tak było i podczas drugiego forum Rosja-Afryka. I choć od jego zamknięcia minęło już sporo czasu, warto wrócić do niektórych kuluarowych wątków.

Czujne oko dziennikarzy śledczych z grupy Bellingcat spoczęło na ciekawym uczestniku rozmów delegacji Rosji i Mali. Okazał się nim generał major Andriej Awierjanow, wysoko postawiony funkcjonariusz GRU (wywiad wojskowy), mocno zakonspirowany. Jego nazwisko pojawiało się kilka lat temu w związku ze sprawą otrucia Siergieja i Julii Skripalów, bułgarskiego biznesmena Emiliana Gebrewa oraz tajemniczymi eksplozjami w magazynach wojskowych w Czechach (pisałam o tych wypadkach na blogu http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2018/09/13/dwoch-panow-w-jednym-lozku-patrzy-na-katedre-w-salisbury/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/05/25/pulkownik-zawsze-dzwoni-dwa-razy/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2021/06/11/trucizna-trucizna-jeszcze-wiecej-trucizny/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2020/08/29/nawalny-stan-ciezki-stabilny/). Dziennikarze Bellingcat przyglądali się aktywności Awierjanowa nie od dziś. „Generał jest szefem oddziału odpowiedzialnego za tajne agresywne operacje GRU (otrucia nowiczokiem, zabójstwa, eksplozje). Jestem pewien, że afrykańscy liderzy docenią jego nowy kierunek działalności” – napisał Christo Grozew. W swoim wpisie w mediach społecznościowych zasugerował, że Awierjanow musiał pójść w górę, skoro za swe wątpliwe usługi został nagrodzony pojawieniem się u boku samego Putina.
Rządzone przez juntę Mali znalazło się w sferze podwyższonego zainteresowania Rosji w związku z niedawnymi wydarzeniami: wycofaniem misji pokojowej ONZ i oddziałów francuskich i rozpostarciem nad stolicą tego kraju parasola ochronnego przez Grupę Wagnera.

No właśnie, Grupa Wagnera. Od zadziwiającego jednodniowego puczu i „marszu sprawiedliwości” minęły dwa miesiące. Zamiast (choćby symbolicznej) gilotyny za wzniecenie buntu, zestrzelenie samolotów i śmigłowców oraz wystawienie rachunków Putinowi Prigożyn i jego zbrojna ferajna otrzymali nowe zadania. Pod koniec czerwca podczas spotkania na Kremlu dwaj panowie P. coś ustalili (nie do końca wiadomo, co mianowicie), potem napływały sprzeczne informacje co do tego, jakie ustalenia pozostają w sile (https://www.tygodnikpowszechny.pl/zakrety-i-poslizgi-prigozyna-co-dalej-z-szefem-grupy-wagnera-183987).

Na początku forsowano informacje, że wagnerowcy zostaną przeniesieni na Białoruś. Być może część się tam chwilowo rozlokowała, już nawet chcieli maszerować na Rzeszów, jak zapowiadał uzurpator Łukaszenka, mający własne chytre rachuby związane z najemnikami. Można przypuszczać, że niewiele udało mu się ugrać (np. zapewne nie wyciągnął od Putina kaski na utrzymanie formacji), bo po krótkim okresie euforii białoruski dyktator przestał się publicznie podniecać tematem.

Spekulacji na temat dalszych losów Grupy było co niemiara. Czy Grupa została de facto rozformowana czy przechodzi tylko przez ucho igielne w poszukiwaniu nowych źródeł finansowania i nowych zadań specjalnych? W „Nowej Gazecie. Europa” można było przeczytać reportaż o bazie Molkino w Kraju Krasnodarskim, która przez wiele lat służyła „wagnerom” jako ośrodek szkoleniowy, a teraz stoi pusta. Wywieziono z niej ludzi i sprzęt (https://novayagazeta.ru/articles/2023/07/27/otlet-valkirii). Pojechali do Afryki? Do Syrii? Do Libii? Na wczasy? Podobno co najmniej połowa poszła na urlop, żeby się bez potrzeby nie plątać pod nogami, gdy zapadają ważne decyzje.

A co z Prigożynem? Podczas forum Rosja-Afryka w mediach społecznościowych pojawiło się zdjęcie herszta rzezimieszków z Grupy Wagnera, ściskającego dłoń przedstawiciela Republiki Środkowoafrykańskiej (https://t.me/fontankaspb/42938). Petersburska gazeta „Fontanka” twierdziła, że fotkę cyknięto w hotelu Gresini, należącym do rodzinki Prigożyna. To zdjęcie skradło show Putinowi, który przyjechał na forum do Petersburga, aby pokazać światu, że to on rozdaje karty w Afryce, tymczasem większym zainteresowaniem mediów i publiczności cieszył się zbuntowany bandzior.

W Telegramie w tym czasie kolportowano wiadomości, że firma CzWK Wagner (której to wedle słów Putina już rzekomo nie ma) rozpoczęła nabór chętnych na wyjazd do Afryki. Pięćset osób ma zostać wysłanych do Libii. Oferowane wynagrodzenie – 190 tys. rubli miesięcznie.

A więc jednak Afryka.

Na potwierdzenie dzisiaj Jewgienij Prigożyn zamieścił w mediach społecznościowych krótkie nagranie. Mówi, że jest w Afryce, gdzie Grupa Wagnera „wzmacnia obecność”: „Pracujemy. Temperatura plus pięćdziesiąt stopni. To jest to, co lubimy najbardziej. Grupa Wagnera prowadzi rozpoznanie. Czyni Rosję jeszcze bardziej potężną na wszystkich kontynentach! A Afrykę bardziej wolną. Sprawiedliwość i szczęście dla afrykańskich narodów. Dla Państwa Islamskiego, Al-Kaidy i innych bandytów nastały gorące dni, damy im popalić. Werbujemy prawdziwych mocarzy i nadal wykonujemy zadania, które zostały przed nami postawione i co do których obiecaliśmy, że je wykonamy” (https://t.me/grey_zone/20134). Czysta poezja.

Pięćdziesiąt lat siedemnastu mgnień

11 sierpnia. I znów przerywam serial rosyjsko-afrykański, żeby napisać o innym serialu, którego tytuł był inspiracją dla tytułu niniejszego bloga. Dziś mija pięćdziesiąt lat od premierowej emisji „17 mgnień wiosny”.

Sowiecka telewizja lat 70. to były koszmarne flaki z olejem, z rzadka nadawano programy rozrywkowe, przeważały nabrzmiałe odpowiednim ładunkiem marksizmu-leninizmu programy, poprawne ideologicznie, zalatujące na odległość smrodkiem dydaktycznym. Młodzież miała swoich „Nieuchwytnych mścicieli” – kultowy dwuczęściowy film z 1966-1967 o przygodach czwórki dzielnych nastolatków, walczących o czerwoną przyszłość podczas wojny domowej. Ale ile razy można puszczać w kółko jeden przygodowy film? Dorośli też chcieli coś fajniejszego pooglądać. Zadanie „uczłowieczenia milicji” miał spełniać serial „Śledztwo prowadzą znawcy” rozpoczęty w 1971 r. i kręcony sukcesywnie przez trzydzieści lat. Wszystko było w nim przewidywalne: sprawiedliwość socjalistyczna musiała zatriumfować, bandyta nie miał szans w zderzeniu z tak sprawną machiną. Inny popularny serial z początku dekady „Cienie znikają w południe” był z kolei rodzinną sagą o syberyjskiej wiosce, suspensu na tym nie ukręcono. A widz kołysany już małą stabilizacją Breżniewa chciał obejrzeć coś z ostrzejszym sosem, film, który dodałby smaku codzienności. I oto 11 sierpnia 1973 r. telewizja rozpoczyna emisję „17 mgnień wiosny”. Serial w reżyserii Tatiany Lioznowej opowiada o agencie sowieckiego wywiadu Maksimie Isajewie, który pod nazwiskiem Otto von Stirlitz zajmuje eksponowane stanowisko w strukturach hitlerowskich Niemiec. I działa. Można odnieść wrażenie, że bez Stirlitza Hitler by nie upadł, taki to był agent. Bez przerwy ryzykuje, chodzi po ostrzu brzytwy, już już może zostać zdemaskowany, ale zawsze wychodzi obronną ręką, gdyż jest sprytny, inteligentny, odważny, no i ideowy.

Widzowie pokochali serial natychmiast, od pierwszego odcinka, od pierwszego mgnienia, od pierwszego zauroczenia odtwórcą głównej roli Wiaczesławem Tichonowem w czarnym mundurze zaprojektowanym przez Hugo Bossa.

Z dzisiejszej perspektywy serial jest ramotą, powolną, zaszpikowaną jedyną słuszną linią historycznej ułudy, dalekiej od historycznej prawdy. Ale Stirlitz nadal jest w Rosji niebywale popularny. W 2019 r. WCIOM (ponownie) zapytał, kogo z bohaterów filmowych Rosjanie uczyniliby prezydentem. Stirlitz wygrał ten plebiscyt w cuglach (https://wciom.ru/analytical-reviews/analiticheskii-obzor/shtirlicz-navsegda). Jak widać, w społeczeństwie trwały okazał się mit o skuteczności członka struktur siłowych u steru władzy. Coś musiało na rzeczy być, bo – jak przypomina „Nowa Gazeta. Europa” – w 1999 r., gdy ważyły się losy prezydentury w czasach schyłku Borysa Jelcyna, politolog Gleb Pawłowski, odpowiadający za tworzenie wizerunku następcy, mówił: „Pomysł polegał na tym, że kandydat na prezydenta powinien zjawić się znikąd, zaskoczyć. I oto kandydat przychodzi, zrzucając swoją konspiracyjną skórę”. Stirlitz był na placówce w Niemczech i Putin był na placówce w Niemczech. I wraca jak Odyseusz do swej Itaki, i ratuje ojczyznę z opresji (https://novayagazeta.eu/articles/2023/08/11/a-vas-shtirlits-ia-poproshu-vmeshatsia). Z dzisiejszej perspektywy – pomysł więcej niż naciągany, ale wtedy, prawie ćwierć wieku temu, idea mogła się spłoszonemu, zagubionemu w nowej rzeczywistości społeczeństwu wydać dobra, znajoma, oswojona.

Dość szybko serialowy superagent odkleił się od swego celuloidowego bytu i stał się bohaterem niezliczonej liczby dowcipów o charakterystycznym rysie absurdu. Kto nie zna, niech pierwszy rzuci kamieniem. „Stirlitz wypoczywa w swoim tajnym mieszkaniu. Nagle wazon z kwiatami spada z parapetu i rozbija Stirlitzowi głowę. To znak od centrali w Moskwie, że jego żona właśnie powiła syna. Stirlitz ukradkiem ociera suchą ojcowską łzę. Tęskni. Od siedmiu lat nie był w domu”.

W pustyni, w puszczy i w Petersburgu, część 2

7 sierpnia. Jedną z kluczowych spraw, wokół których ogniskowała się dyskusja na drugim forum Rosja-Afryka w Petersburgu, była umowa zbożowa (oficjalna nazwa: Czarnomorska Inicjatywa Zbożowa). Rosja nie przedłużyła swojego udziału w umowie, co więcej: przystąpiła do sukcesywnego niszczenia ukraińskiej infrastruktury portowej, ograniczając możliwość transportu zbóż.

Dla wielu państw Afryki zaopatrzenie w ukraińskie (a także rosyjskie) zboże jest sprawą życia i śmierci. Dlatego po ogłoszeniu przez Rosję decyzji o nieprzedłużaniu umowy zbożowej w wielu państwach Afryki zapanował popłoch, zwłaszcza że nie tylko na włosku zawisły dalsze dostawy, ale i ceny poszybowały w górę. W zamyśle Kremla głównym celem nieprzedłużenia umowy zbożowej było ukaranie Ukrainy i udaremnienie jej eksportu ziarna. Ale nie tylko. Równorzędnym celem miało być przekonanie państw Afryki, że dobre stosunki z Rosją zrekompensują im straty wynikające z „odstrzelenia” Ukrainy. Rosja chciałaby zastąpić ukraińskie zboże własnymi produktami rolnymi, co miałoby osłabić kryzys żywnościowy w Afryce, powstały po wycofaniu się Moskwy z Czarnomorskiej Inicjatywy Zbożowej. Jednak te propozycje Rosji nie spotkały się z aplauzem afrykańskich partnerów, wręcz przeciwnie.

Gdy Putin z łaskawą zmarszczką na czole powiedział w swoim wystąpieniu o umorzeniu długów Afryce (23 mld dolarów) i bezpłatnych dostawach 25 tys. ton zboża dla najbardziej potrzebujących państw (to symboliczna ilość, kropla w morzu potrzeb), usłyszał w odpowiedzi, że przywódcy Afryki nie przyjechali tu po podarki. Takiej riposty Putin się po swoich gościach raczej nie spodziewał. Wygląda na to, że „błyskanie specjalną broszką” obietnic o wykarmieniu Afryki 25 tysiącami ton nie spełniło pokładanych nadziei Kremla na tanie pozyskanie afrykańskich sojuszników.

Putin potrzebuje głosów przywódców krajów afrykańskich na światowych forach, przede wszystkim w ONZ. W głosowaniach rezolucji potępiających agresję Rosji na Ukrainę kilka państw afrykańskich (np. Erytrea) na ogół głosuje tak, jak potrzebuje Moskwa. Ale grono to jest szczupłe, Rosji zależy na zdecydowanie większej puli głosów. Płaszczyzną, na której rosyjska dyplomacja próbuje budować wspólnotę idei z Czarnym Lądem, jest antykolonializm o mocnym zabarwieniu antyzachodnim. W wielu krajach wzniesione w Petersburgu przez Putina hasła o walce z zachodnim neokolonializmem zyskały poklask. Z drugiej strony Rosja sama „wjeżdża” do Afryki, stara się wypchnąć stamtąd Zachód, rozmyć dotychczasowe wpływy. Jak za starych sowieckich czasów nazywa to pomocą. Ale w gruncie rzeczy to klasyczna wojna kolonialna. O tym jeszcze będzie w kolejnej części tekstu.

W przeddzień petersburskiego szczytu doszło do pewnego nieprzyjemnego dla kremlowskich uszu zgrzytu. Jakiś czas temu rosyjskie media zaczęły pląsy wokół szczytu BRICS, który ma się odbyć pod koniec sierpnia w Johannesburgu (Republika Południowej Afryki przewodniczy w tym roku BRICS). Prezydent RPA Cyril Ramaphosa, przepełniony ciepłymi uczuciami do rosyjskiego przywódcy, podczas czerwcowej wizyty w Rosji (w ramach delegacji afrykańskich polityków badających sytuację wokół konfliktu w Ukrainie) zaprosił Putina na ten zjazd – szczyt takiej organizacji ma sens, gdy na czele delegacji stoją przywódcy państw, władni podejmować decyzje. Zapewniał wtedy o gwarancjach bezpieczeństwa, gotów był nawet wyprowadzać kraj z Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTS). Tymczasem wiceprezydent RPA Paul Mashatile zasugerował, że taka wizyta byłaby niepożądana – Republika Południowej Afryki musiałaby zastosować się do postanowienia MTS, który wystawił list gończy za Putinem, i aresztować rosyjskiego prezydenta po wylądowaniu w RPA. Prezydent Ramaphosa jak lew walczył o to, aby jednak zapewnić Putinowi bezpieczne lądowanie w Johannesburgu i aby ręce międzynarodowej sprawiedliwości wyciągnięte po zbrodniarza wojennego Putina nie dosięgły go na ziemi RPA. Podczas batalii, jaka toczyła się w sądzie (z powództwa opozycyjnej partii Sojusz Demokratyczny, która chciała mieć czarno na białym, że list gończy za Putinem skutkować będzie aresztowaniem, gdy ten postawi stopę w RPA), dramatycznie wołał: „Dla Rosji aresztowanie Putina to casus belli”. Nerwowe negocjacje na linii Moskwa-Pretoria trwały kilka dni. Wreszcie kropkę nad i postawił sam Kreml, komunikując, że ostatecznie ustalono, iż Putin własną osobą nie przybędzie na szczyt w Johannesburgu, a będzie obecny online; na czele rosyjskiej delegacji ma stanąć minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow. Ramaphosa tymczasem przyjechał do Petersburga na afrykańskie forum, znów spotkał się z Putinem, ich uścisk dłoni uwieczniony został na oficjalnym zdjęciu. (Na marginesie: to właśnie Ramaphosa był autorem cytowanych potem przez światowe agencje słów, że delegacje afrykańskie nie przyjechały do Petersburga po dary).

Dla Putina takie zabieganie o możliwość wyjazdu za granicę to wielkie upokorzenie. Są w języku rosyjskim dwie kategorie określające degradację polityka: нерукопожатный (taki, któremu nie wypada podawać ręki) i невыездной (taki, który nie może wyjechać – z różnych względów: np. dlatego że jest ścigany przez trybunały i grozi mu aresztowanie). Przywódcy Afryki jeszcze rękę Putinowi na szczycie podawali, ale o żadnym zaproszeniu do złożenia wizyty nie słyszałam.

Ciąg dalszy nastąpi

Nawalny – 19 lat łagru o zaostrzonym rygorze

4 sierpnia. Zanim napiszę kolejne części afrykańskiej sagi „W pustyni, w puszczy i w Petersburgu”, dziś szybko o kolejnym wyroku dla Nawalnego.

Sąd w Moskwie skazał Aleksieja Nawalnego na 19 lat łagru o zaostrzonym rygorze za „działalność ekstremistyczną”, nawoływanie do ekstremizmu, rehabilitację nazizmu i jeszcze kilka przewinień. Nawalny aktualnie odbywa karę w kolonii karnej w obwodzie włodzimierskim, jest tam wiecznie poniżany, wsadzany za najmniejsze uchybienia do karceru. Ludzie z jego ekipy, którzy uciekli z Rosji przed prześladowaniami, zorganizowali akcję, mającą uświadomić opinii publicznej w Europie, w jakich warunkach przetrzymywany jest Nawalny w łagrze. Na potrzeby tej akcji stworzono moduł realnego karceru: małe pomieszczenie z okratowanym okienkiem, wyposażone w wąską, twardą pryczę i prymitywny sanitariat. Moduł jest prezentowany w europejskich miastach. Można podejść, zajrzeć, przekonać się na własne oczy, jak humanitarnie Putin traktuje „więźnia numer jeden”. W tych dniach putinowski wymiar niesprawiedliwości odrzucił apelację innego opozycjonisty, Władimira Kara-Murzy, skazanego na karę 25 lat łagru za „zdradę stanu” (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/04/17/putin-zjada-kolejnego-opozycjoniste/).

„Działalność ekstremistyczna’, o którą został oskarżony Nawalny, to – zdaniem posłusznych Putinowi oskarżycieli i sędziów – stworzenie przez niego Fundacji Walki z Korupcją i sieci regionalnych sztabów. Fundacja tropiła nieprawidłowości systemu, pogrążonego w złodziejstwie. Stanowiła więc zagrożenie dla Putina i jego piramidy władzy. Napięcie sięgnęło zenitu po nieudanej próbie otrucia Nawalnego nowiczokiem przez komando zabójców. Wywieziony do Niemiec na leczenie opozycjonista wrócił do Rosji w styczniu 2021 r. i natychmiast został zatrzymany, a następnie postawiony przed sądem pod sfingowanymi zarzutami.

Co oznacza „zaostrzony rygor” w rosyjskich koloniach karnych? Osadzeni są pod wzmocnioną kontrolą, na oknach i drzwiach znajdują się podwójne kraty, więźniowie mogą się poruszać wyłącznie zgięci w pół. Ograniczona jest korespondencja i widzenia.

W przeddzień ogłoszenia wyroku ekipa Nawalnego opublikowała jego apel, w którym – spodziewając się kolejnego wysokiego wyroku, opozycjonista wzywał swoich zwolenników, by nie dali się zastraszyć i nadal sprzeciwiali się wojnie w Ukrainie i walczyli z reżimem Putina.

Putin coraz bardziej zaostrza represje wobec swoich przeciwników politycznych. Nie ma dnia, aby posłuszne reżimowi sądy nie skazywały kolejnych osób na wysokie wyroki za kuriozalne wykroczenia, uznawane przez system za groźne przestępstwa. Jak np. wpis w mediach społecznościowych o zbrodniach armii rosyjskiej.

Co oznacza te 19 lat? To wieczność. A może putinizm sczeźnie wcześniej?

W pustyni, w puszczy i w Petersburgu, część 1

31 lipca. Putin zaprosił całą Afrykę do Rosji na drugi szczyt Rosja-Afryka. Rosyjskim celem zjazdu w Petersburgu było zagranie na nosie Zachodowi i zademonstrowanie, że Moskwa, nawet w warunkach (nieakceptowanej nie tylko przez Zachód) wojny, zachowuje wpływy na dalekich rubieżach, a Afryka – pole rywalizacji Rosji z Zachodem – pragnie pozbycia się zachodnich nacisków i zbliżenia z Rosją. Czy to się udało? Putin łaskawie umorzył długi afrykańskich dłużników, spotkał się i „sfotkał się” z każdym uczestnikiem. Ale żadna z oficjalnych fotografii nie przyciągnęła tak intensywnej uwagi komentatorów i mediów, jak opublikowane przez prigożynowskie media społecznościowe zdjęcie samego Jewgienija Prigożyna ściskającego prawicę jednego z afrykańskich liderów.

Przed szczytem na oficjalnej stronie internetowej Kremla pojawił się programowy artykuł podpisany imieniem i nazwiskiem prezydenta, pod wystylizowanym na czasy Breżniewa tytułem „Rosja i Afryka: łącząc wysiłki na rzecz pokoju, postępu i pełnej sukcesów przyszłości” (http://kremlin.ru/events/president/news/71719). Autor odwołuje się w nim do tradycyjnej rosyjsko-afrykańskiej przyjaźni, wspomina czasy internacjonalistycznej pomocy gospodarczej i technicznej, a co do współczesności, to gromi Zachód za neokolonializm, który rzekomo przeciwdziała dostawom żywności na kontynent afrykański (to specyficzne pendant do nieprzedłużenia przez Rosję kończącej się 17 lipca umowy zbożowej). W tym nowatorskim ujęciu Putina tylko Rosja może zapewnić afrykańskim partnerom „godne miejsce w nowym porządku światowym” (bo marzenie o nowym rozdaniu ciągle nie daje Putinowi spać). Wiele osób lubi poczytać sobie bajki na dobranoc, może i w gronie afrykańskich przywódców są wielbiciele takich lektur, może przed przyjazdem zgłębili oni przekaz płynący z Moskwy. Piszę „może”, bo przed szczytem wiele było niepewności, kto przyjedzie na zlot. W porównaniu z pierwszym szczytem, jaki odbył się cztery lata temu w Soczi, do Petersburga zdecydowało się przybyć mniej głów afrykańskich państw – w Soczi było 45 (spośród 54 państw Afryki), w Petersburgu 17 (na czele reszty przybyłych delegacji postawiono polityków niższych szczebli).

Ekspert Centrum Carnegie Wadim Zajcew pisze: „Poprzedni szczyt był postrzegany jako punkt zwrotny nowego, obiecującego etapu w stosunkach [Rosji i Afryki]. Rosja miała powrócić do Afryki i zająć na kontynencie miejsce ważnego regionalnego mocarstwa wraz ze „starymi” (byłymi metropoliami i USA) i „nowymi” (Chiny, Indie, Turcja). Prezydent Putin postawił [na szczycie w Soczi] zadanie podwojenia wartości wymiany handlowej w ciągu czterech-pięciu lat, organizatorzy z dumą chwalili się plikiem podpisanych porozumień o wzajemnym zrozumieniu o łącznej wartości 15 mld dolarów. Tymczasem co widzimy cztery lata później? […] Wartość wymiany handlowej nie tylko się nie podwoiła, ale wręcz zmniejszyła” (https://carnegieendowment.org/politika/90274). Wychodzi na to, że Rosja nie ma konkretnych programów współpracy gospodarczej ani propozycji inwestycji. Nie było o nich mowy także w Petersburgu. Jedyne realne liczby przedstawił w swoim wystąpieniu Putin, ogłaszając umorzenie zadłużenia państw afrykańskich wobec Rosji: 23 mld dolarów.

Wobec braku propozycji gospodarczych, w Petersburgu zajmowano się tematami, które lubi omawiać Putin. Młyny przemieliły zatem dużo wody o zachodnim kolonializmie i neokolonializmie, rusofobii, brzydkich sankcjach, odwiecznej przyjaźni. I o tradycyjnych wartościach. Na tej niwie odznaczył się patriarcha Cyryl, który w obszernym wystąpieniu powiedział m.in.: Rosję i państwa afrykańskie „łączy wspólne rozumienie fundamentów ludzkiego życia i głębokie przywiązanie wobec tradycyjnych wartości moralnych. Wierność tradycji, rodzina jako związek kobiety i mężczyzny, miłość i szacunek wobec naszej historii, dążenie ku dobru i sprawiedliwości – to ważne cywilizacyjne zasady, które mają fundamentalne znaczenie zarówno dla Rosjan, jak i mieszkańców Afryki”. Jak wynikało z przemówienia patriarchy, główną przyczyną jego bólu głowy jest uznana przez Konstantynopol grupa odszczepieńców z Kijowa (chodzi o Cerkiew Prawosławną Ukrainy, która wyszła spod zwierzchnictwa Moskiewskiego Patriarchatu i otrzymała od patriarchy Konstantynopola tomos). Ucieleśnieniem wspólnoty wartości i wiary ma być cerkiew, która powstanie na jeziorem Wiktorii w Ugandzie. Uczestnicy szczytu mogli obejrzeć makietę świątyni. Prawosławni z Afryki obdarowali patriarchę niecodziennym prezentem: był to portret Cyryla wykonany ze skrzydeł motyli. W mediach społecznościowych z wystąpienia Cyryla wyciągnięto tylko jego przejęzyczenie; zwracając się do siedzącego obok Putina, patriarcha powiedział „Władimirze Wasiljewiczu” (zamiast Władimirze Władimirowiczu); zaraz posypały się żarciki, że Cyryl po tej pomyłce ani chybi straci funkcję, snuto również przypuszczenia, że patriarcha zdemaskował w ten sposób kolejnego sobowtóra prezydenta.

Swoją drogą, na wysławiane przez prawosławnego hierarchę wspólne wartości z Afryką można spojrzeć pod innym kątem. Siergiej Smirnow w swoim kanale na Telegramie napisał: „Skład zaproszonych gości [z nielicznymi wyjątkami] to realni dyktatorzy. Jeden rządzi od 1979 r., drugi od 1982, trzeci od 1986. Myślę, że Putin chce pójść w ich ślady” (https://t.me/smirnovmz/4214).

Spośród materiałów filmowych z petersburskiego forum wielkim wzięciem cieszyła się krótka relacja ze spotkania Putina z prezydentem Kamerunu Paulem Biyą (prezydent od 1982 r.). Na oddzielną uwagę szyderców zasłużyła małżonka sędziwego prezydenta, fertyczna Chantall Biya i jej chwiejna postawa, zobaczcie Państwo sami: https://twitter.com/prof_preobr/status/1684635088384909315.

Ciąg dalszy nastąpi

Aresztowany Igor Striełkow

24 lipca. Od początku rosyjsko-ukraińskiej wojny Igor Girkin vel Striełkow nieustraszenie krytykował ministerstwo obrony za kiepskie dowodzenie kampanią. Czynił to z pozycji wielce patriotycznych. Nawet krąg swoich zwolenników nazwał Klubem Wściekłych Patriotów. Wściekłych, bo niezadowolonych z braku zwycięstwa. I oto pod koniec ubiegłego tygodnia został aresztowany za szerzenie ekstremizmu. Grozi mu kilka lat wielce patriotycznego łagru.

Girkina-Striełkowa byłoby za co posadzić. Trybunał w Hadze już go zresztą (zaocznie) skazał na dożywocie za zestrzelenie samolotu MH17 Malezyjskich Linii Lotniczych nad Donbasem w lipcu 2014 r. A to nie jedyna zbrodnia, jakiej dopuścił się ten niegdysiejszy miłośnik rekonstrukcji historycznych: okres służby podczas wojny w Czeczenii (z niewyjaśnionym przez wymiar sprawiedliwości epizodem tortur ze skutkiem śmiertelnym), udział w zajęciu Krymu, naruszenie granicy obcego państwa na czele zbrojnego oddziału, działania zbrojne w Słowiańsku, gdzie, jak sam przyznawał, doszło do egzekucji itd. (pisałam o tym wielokrotnie na blogu, m.in. tu http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/01/25/spowiedz-strielkowa/ ; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2014/08/26/zolnierze-niewypowiedzianej-wojny/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2014/11/07/uznanie-i-szacunek/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2014/07/18/mozna-zalozyc/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/05/31/duchy-rosyjskiej-wiosny/).

Fala „rosyjskiej wiosny” na Donbasie wyniosła go na wysoką orbitę – stał się popularną postacią, wokół której zbierali się bojowo nastrojeni barbarzyńcy, gotowi zabijać za „russkij mir”. Nawet przez chwilę został tzw. ministrem obrony jednego z separatystycznych tworów – tzw. Donieckiej Republiki Ludowej. Z wojny wrócił dość szybko, chyba się nie dogadał ani z kolegami, ani zwierzchnikami, przywiózł do Moskwy nie tylko (wątpliwe) trofea bojowe, ale także żonę (trzecią z kolei) – Mirosławę Reginską, prorosyjską aktywistkę z Donbasu.

I to właśnie żona alarmowała 21 lipca: „oni [wiadomo kto] wyprowadzili mego małżonka pod ręce i wywieźli w nieznanym kierunku”. Kilka godzin później okazało się, że watażka został dostarczony przed oblicze sądu, który orzekł wobec niego areszt na cztery miesiące za wzywanie do działań o charakterze ekstremistycznym, czyn ścigany z artykułu 282, zagrożony karą do 5 lat pozbawienia wolności. Girkin prosił sąd o areszt domowy z uwagi na chorobę serca. Ale sąd uznał, że zawodowy konspirator nie może znaleźć się na wolności, bo może ze swoich umiejętności konspiracyjnych skorzystać i nawiać. Jako dowody winy przedstawiono dwa wpisy z kanału Telegram z 25 maja 2022 r. (tak, rok temu). Dotyczyły one Krymu i niewypłacania należności żołnierzom 105. i 107. pułku wojsk powietrznodesantowych. Odległa w czasie wycieczka. Tymczasem Girkin ostatnio pozwalał sobie otwarcie krytykować już nie tylko ministerstwo obrony i frontowych dowódców, ale także samego Władimira Putina. Nieutulony poetycki zmysł kazał mu sięgać po obrazowe metafory. W dniu aresztowania wściekły patriota wypalił (na Telegramie, jego konto ma ponad 800 tysięcy subskrybentów): „Historia nie zna trybu przypuszczającego. 23 lata na czele państwa stoi zero, które potrafi [jedynie] zamydlić oczy znacznej części społeczeństwa. (…) Kolejnych sześciu lat rządów tego tchórzliwego beztalencia nasz kraj nie wytrzyma”. I dalej Striełkow jął wylewać żale, że Putin nie jest kobietą, bo gdyby był, to mógłby mieć przynajmniej zdolnych faworytów, a Kabajewa, jego zdaniem, z rolą taką (zdolnej faworyty) sobie nie poradziła.

Być może ta lekka w tonie wypowiedź stała się kroplą przepełniającą czarę – któraś z grup wpływu w służbach postanowiła „zagrać Striełkowem” i w ferworze oczyszczania pola po buncie Prigożyna przy okazji trzepnąć po łbie mądralę, znajdującego się pod protektoratem grupy rywali. Zapakowanie Girkina do pudła nie wywołało gwałtownych protestów jego zwolenników. Przed sądem zebrało się trochę ludzi (niewielu), których skrzyknął zapewne kamrat Paweł Gubariew (znajomy z czasów separatystycznej epopei Donbasu i obecny pomagier). Ale gdy stanął na schodkach, trzymając w ręku karton z napisem „Uwolnić Striełkowa. Chwała Rosji”, został uprzejmie sprowadzony pod rączki do parteru. Policja zatrzymała go, odwiozła na posterunek, skąd po godzinie wyszedł, trochę nastraszony.

A może jest tak, jak mówi socjolog Nikołaj Mitrochin w rozmowie z „Nową Gazetą. Europa”: „po rozgromieniu liberalnej opozycji władza dopuszczała krytykę ze strony ideowych pobratymców. Ale okazało się, że ta krytyka służy jako ideowy fundament takich buntów jak ten Prigożyna [notabene – Striełkow krytykował również Prigożyna i vice versa], podrywa autorytet dowództwa w armii, zagraża reżimowi. Realne zagrożenie takich buntów może nie jest zbyt wielkie, ale Putin i jego otoczenie ewidentnie się przestraszyli. I teraz z takim samym zapałem jak niegdyś na liberałów, rzucą się zapobiegać innym potencjalnym niebezpieczeństwom”. Tylko patrzeć, a okaże się, że Klub Wściekłych Patriotów zostanie wpisany na listę organizacji niepożądanych, ekstremistycznych, terrorystycznych, eterycznych, erotycznych i kosmicznych.

Każda krytyka władzę denerwuje, a po buncie Prigożyna Putinowi puściły nerwy – dodaje politolog Abbas Gallamow. – Bo na dobrą sprawę prześladowanie Striełkowa jest władzy nie na rękę. Bo co się teraz stanie? Przedstawiciele całego tego „patriotycznego” obozu nagle przejrzą na oczy, że to dyktatura, tyrania. Bo za co ścigają Striełkowa? Za ekstremizm? Wcale nie: za to, że mówił prawdę. Jak reżim prześladował opozycję, to ludzi to specjalnie nie obchodziło, bo to byli (w ich mniemaniu) wrogowie ojczyzny, zapadnicy, zdrajcy. A teraz co? Teraz biją uczciwych chłopaków, naszych! Putin straci kolejną grupę zwolenników. Wie o tym, ale jednak to zrobił. Bo Striełkow przekroczył granicę: obraził Putina osobiście.


Putin, oddaj moje spodnie

16 lipca. Nadal nic pewnego nie wiemy o losie Jewgienija Prigożyna. Hitem sieci w ostatnich dniach było zdjęcie niedawnego buntownika zrobione najprawdopodobniej w namiocie. Prigożyn siedzi na wyrku, w dezabilu, unosi prawą rękę w pozdrowieniu. Tyle.

Zdjęcie podobno pochodzi z 14 lipca. Piszę „podobno”, bo w historii z Prigożynem nic nie jest pewne, zwroty akcji następują szybko, trudno nadążyć. To, co dziś wydaje się pewne, a przynajmniej prawdopodobne, jutro już zostaje zdezawuowane. Próbuję opisywać dochodzące nowe wątki na bieżąco – ostatnio pisałam w Rosyjskiej ruletce (https://www.tygodnikpowszechny.pl/zakrety-i-poslizgi-prigozyna-co-dalej-z-szefem-grupy-wagnera-183987), a także w tekście, który ukaże się w najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego”.

Stan badań na dziś jest mętny jak niedestylowany bimber. Do przedwczoraj wątek białoruskiej destynacji Grupy Wagnera wydawał się zapomniany. Tymczasem białoruskie ministerstwo obrony poinformowało w piątek o przybyciu najemników z Grupy Wagnera do obwodu mohylewskiego, na poligon w pobliżu Osipowicz, prowadzić tam mają treningi obrony terytorialnej. Jak długo ta wersja będzie aktualna?

Zdjęcie Prigożyna też podobno (sic) zrobione zostało gdzieś na Białorusi. Może w namiocie pod Osipowiczami. Niezależnie od tego, gdzie i kiedy zostało wykonane, zaczęło żyć własnym życiem. Podchwycili temat zawodowi prześmiewcy i przerobili na dziesiątki memów. Najpopularniejszy jest taki, na którym Prigożyn oskarżycielsko rzuca w stronę Kremla: „Putin, oddaj moje spodnie”. Ograne zostały znaleziska w biurze i domu Prigożyna w Petersburgu, jego stylizowane zdjęcia paszportowe, wystrój ubogiej chatki, a także liczne zmyłki w historii z buntem, w której coraz bardziej poszczególne elementy nie pasują jeden do drugiego. (Krótki przegląd memów można obejrzeć m.in. tu: https://medialeaks.ru/1507jkl-int-meme-prigozhinn/).


*
Media społecznościowe zajmują się nie tylko wyśmiewaniem Prigożyna. Można w nich też znaleźć poważne wyznania na tematy społeczne i polityczne. Postaram się co jakiś czas zamieszczać na blogu fragmenty wypowiedzi, rozważań i dociekań.

Dziś o tym, jak żyje Moskwa. Udostępniła na swoim kanale w Telegramie dziennikarka Anna Mongayt (https://t.me/vsyatakayamongayt/2115).

„Rozmawiałam ze znajomą z towarzystwa, która mieszka w dwóch krajach, w tym w Rosji. Temat: zmiany w Moskwie. Jak zwykle zmian żadnych nie ma, miasto kwitnie. W jej interpretacji w beztroskich burżuazyjnych kręgach, gdy zaczęła się wojna, wszyscy przeżywali, denerwowali się, starali się o obywatelstwo innych państw. Do lata 2022 r. jakoś się uspokoili. „Moskwa jest cudowna latem”. Potem mobilizacja [wrzesień 2022]. Znowu zaczęli szukać u siebie cudzoziemskich korzeni i miejsca, gdzie mogliby się za granicą zaczepić. Potem się uspokoili. Zimą podróżowali. Wiosną balowali, no bo jak. I nagle wyskoczył Prigożyn ze swoim buntem. Więc przypomnieli sobie, że trzeba zdobyć pozwolenie na pobyt gdzieś tam, o zagranicznych paszportach, jeśli jeszcze nie stali się obywatelami innego kraju. A też zrobiło się niepewnie, bo władze zaczęły mówić o nowych przepisach, że trzeba będzie powiadamiać państwo, że ma się pozwolenie na pobyt za granicą. To takie nieprzyjemne. Ale znowu jest lato. I może znowu jakoś to będzie, a nuż się uda”.

Niedyskretny urok willi Prigożyna

8 lipca. Nadal nie wiemy, gdzie przebywa Jewgienij Prigożyn – czy dojechał do Mińska czy ciągle załatwia sprawy w Petersburgu, jak niesie gminna wieść? Do sieci przeciekają na razie ciekawostki, mające poświadczać, że żyje. Machina propagandowa wzięła się natomiast za wzmożone szkalowanie watażki. Czy to przygotowanie do odłożonego ukarania go za grubą niesubordynację wobec szefa czy tylko ograniczenia wpływów wewnątrz systemu?

Prigożyn widziany był ponoć w Petersburgu. Miał tam stawić się w tzw. wielkim domu, czyli siedzibie regionalnej jaczejki KGB, pardon: FSB. Powodem wizyty było m.in. odebranie różnych zarekwirowanych w trakcie pospiesznych rewizji przeprowadzonych w dniu buntu 24 czerwca. Wśród odebranych w petersburskiej siedzibie wagnerowców dóbr było niemało ciekawych artefaktów. Choć przeważała brutalna gotówka. Ale po kolei. Jak pisała petersburska gazeta „Fontanka”, koło biura Prigożyna organy znalazły samochód terenowy, a w nim pudła, wypełnione pieniędzmi. Drobna kwota 4 mld rubli. Dalej: na podziemnym parkingu pod hotelem River Palace (też afiliowanym z Prigożynem) stał mikrobus, zawartość 80 pudeł skrupulatnie przeliczono: 6 miliardów rubli. W wymienionym wyżej biurze watażki zarekwirowano ponadto pięć kilogramów złota w sztabkach, a także dolary i sześć pistoletów. Do kompletu wyjawiono pięć kilogramowych brykietów „białego proszku”. Nie wiadomo, dla kogo był przeznaczony. Spis skonfiskowanych przedmiotów przypomniał mi imponujący spis rzeczy zarekwirowanych podczas rewizji w mieszkaniu szefa NKWD Gienricha Jagody podczas aresztowania w 1937 r.: skrzynki wybornych win, futra, garnitury, bele tkanin, czapki futrzane, spodnie, dywany, a także kolekcja pornograficznych zdjęć i filmów (pełna lista dostępna tutaj https://istmat.org/node/34204).

Prigożyn próbował tłumaczyć tylko, skąd się wzięły bajońskie sumy w rosyjskiej walucie: banknoty o wysokich nominałach miały być przeznaczone na wypłaty dla najemników. Kilka dni temu oświadczył, że pieniądze mu zwrócono. Kolejny zadziwiający ruch: buntownicy odzyskują w pełnym wymiarze forsę, odebraną w dniu buntu. Znowu marchewka zamiast kija, jeśli chodzi o potraktowanie wagnerowców? (pisałam o tej niezwykłej łaskawości Putina: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/07/03/ten-days-after/).

Z przecieków wynikało, że buntowszczykowi oddano także pistolet Glock, który był imienną nagrodą od ministra Siergieja Szojgu. Tak, tego Szojgu, którego Prigożyn odsądzał od czci i wiary, a potem się przeciw niemu zbuntował. Może to tylko kolejna cegiełka w murze okalającym ogród kłamstw, jakimi posługuje się machina propagandowa.

Wśród zarekwirowanych przedmiotów była też kolekcja paszportów na różne personalia, ale ze zdjęciami Prigożyna w zróżnicowanych przebraniach, z brodą, w wielkich okularach, perukach, mundurach, nakryciach głowy. Chyba nieźle się bawił przy tych przebierankach za starszego lejtnanta armii Bengazi czy urzędnika ministerstwa w Sudanie itd.

Nie trzeba było długo czekać na kolejne wycieki materiałów o Prigożynie, pokazujących jego majętności. „Fontanka”, a za nią inne media rozkolportowały zdjęcia z prywatnej rezydencji utalentowanego kucharza (można je obejrzeć np. na stronie Meduzy: https://meduza.io/feature/2023/07/06/opublikovany-novye-foto-iz-doma-prigozhina-sdelannye-pri-obyske-na-nih-ikonostas-kitel-so-zvezdoy-geroya-rossii-i-kuvalda-dlya-vazhnyh-peregovorov).

Czy obfitość materiałów kompromitujących Prigożyna związana jest z tym, że ktoś z góry dał komendę: odebrać Prigożynowi wiarygodność i sympatię ludu.
W komentarzach w mediach społecznościowych można spotkać takie wywody: „Jeszcze niedawno Putin dziękował Grupie Wagnera za okupację Bachmutu. A już dzisiaj na federalnych kanałach (telewizyjnych) opowiadają, że Prigożyn i jego najemnicy wcale nie byli skuteczni na froncie. Centrum Wagnera w Petersburgu zamknięto, grupa medialna „Patriota” (należąca do Prigożyna) zakończyła swą działalność. Grupę Wagnera starają się wymazać z historii ci sami, którzy niedawno rozpływali się w zachwytach nad ich wielkimi zasługami”.

Machina propagandowa zapuściła serial „obrzydzania cynaderką”. Propagandyści nagle doznali olśnienia, przejrzeli na oczy i zobaczyli, jaki z tego kucharza podstępny drań. Wszelkie pozytywne wzmianki o Prigożynie znikają z przekazu. Putin nie wypowiada głośno nazwiska Prigożyna. A z drugiej strony, jak pisze opozycyjna „Nowa Gazeta”: „Organizatorowi antypaństwowego buntu zwrócono broń i furgonetki pełne hajsu. Prigożyn nie pojechał do Łukaszenki i daje do zrozumienia, że nie ma zamiaru tam jechać. Za to w Petersburgu przeprowadza narady i rozwiązuje liczne problemy. Coraz trudniej uwolnić się od wrażenia, że kremlowski kucharz nadal ma sojuszników. W armii toczy się śledztwo, mające wyjawić rolę każdego z uczestników buntu. Niektórzy generałowie zniknęli z radarów (…) Niepokoje i wątpliwości w armii pozostały. (…) Prigożyn zapewne nie zniknie z dnia na dzień ze sceny. Jest bardzo bogatym człowiekiem o gigantycznych koneksjach w Rosji i poza jej granicami. Diamenty i metale ziem rzadkich w Afryce, ropa Libii i Syrii – to wszystko sfery splecione ze strategicznymi interesami władz rosyjskich. A sam Prigożyn poprzez bunt uwolnił się od różnych zobowiązań w dziele obsługi cudzych interesów i będzie się mógł skoncentrować wyłącznie na swoich”.

Jako żartobliwa puenta tych dywagacji niech posłuży wiadomość z Teatru Maryjskiego w Petersburgu, który właśnie ogłosił miesiąc Wagnera z okazji 210. urodzin kompozytora. Odczytano to jako symboliczny akt wsparcia dla armii psów wojny.

Ten days after

3 lipca. Minęło dziesięć dni od buntu Prigożyna. Chwilowy bohater czołówek prasy całego świata zniknął z radarów. Dziś po raz pierwszy od dni tej zadymy opublikował w Telegramie krótkie wystąpienie. I także dziś po raz pierwszy wypowiedział się o buncie ludzkim głosem minister obrony Siergiej Szojgu.

„Dziś nam [tak powiedział: nam] jak nigdy potrzebne jest wasze poparcie. Dziękuję wam za to. Chciałbym, abyście rozumieli, iż nasz marsz sprawiedliwości miał na celu walkę ze zdrajcami i mobilizację naszego społeczeństwa. Sądzę, że wiele z tego nam się udało. Jestem przekonany, że w najbliższym czasie zobaczycie nasze kolejne zwycięstwa na froncie” – mówił dziś Jewgienij Prigożyn, zwracając się do zwolenników w imieniu jakiejś nieokreślonej wspólnoty. Czy miał na myśli nowe zwycięstwa wagnerowców? Trudno powiedzieć, wszakże wagnerowców najprawdopodobniej rozpędzono. Ich status jest nieokreślony. I w Rosji, i na Białorusi, gdzie być może jakiś niewielki kontyngent zostanie przytulony przez Łukaszenkę. A może ta białoruska perspektywa to tylko niezobowiązująca ściema na czas targów o przyszłość najemników.

Nagranie trafiło dziś do sieci, zostało opublikowane przez kanał Grey Zone na Telegramie (medium „ultrapatriotyczne”). Nie ma w nim nawet cienia aluzji, gdzie przebywa Prigożyn, gdzie i kiedy powstał materiał. Nadal nic nie wiemy o statusie watażki, o jego planach, szansach. Możemy się domyślać, że jeszcze żyje.
Możemy się też domyślać, że żyje minister Szojgu, choć jego stuprocentowa nieobecność podczas buntu prowokowała do domysłów, że zszedł ze sceny (w przenośni czy nawet dosłownie). Telewidzowie mieli sposobność zobaczyć go na Kremlu na naradzie z Putinem nazajutrz po ogłoszeniu, że buntu nie ma i wszystko wraca do normy (pisałam o tym w tekście „Putin się przestraszył” w mojej autorskiej rubryce Rosyjska ruletka https://www.tygodnikpowszechny.pl/putin-sie-przestraszyl-183840). Wtedy jednak nie zabierał głosu, siedział z marsową miną, zamiatał oczami wyfroterowaną na błysk podłogę. Dziś miał na temat buntu niewiele do powiedzenia: „Te plany wzięły w łeb przede wszystkim dlatego, że kadra Sił Zbrojnych dotrzymała wierności przysiędze. Prowokacja nie miała wpływu na działanie wojsk. Żołnierze mężnie i z pełnym oddaniem wykonywali powierzone zadania”. Łgarstwo na łgarstwie. Kadra w najlepszym razie wstrzymała oddech i gryząc palce lub popcorn przyglądała się, co z tej awantury wyniknie. W wielu jednostkach odbyło się coś w rodzaju cichego strajku włoskiego. Z dzisiejszych słów Szojgu można wyciągnąć wniosek, że wierchuszka chce zaszpachlować sytuację, przynajmniej po wierzchu. Czy to dobry sposób na odbudowanie autorytetu władz, który legł z gruzach? Ekipy ratownicze w postaci propagandystów próbują przetrząsać pobojowisko, jakie powstało po przejściu marszu sprawiedliwości i firmowo odwracać kota ogonem, zakłamywać, zmyślając niebywałe interpretacje. Jaki to będzie miało skutek? Czy znów zadziała słynna rosyjska inercja? O postawie Putina po buncie napiszę oddzielnie. Dziś tylko jeszcze kilka słów o „wagnerach”.

W mediach pojawiły się enuncjacje, że wstrzymano rekrutację do Grupy Wagnera. Podobno tylko na miesiąc, ale kto wie, co będzie się działo za miesiąc. Jeżeli celem Putina jest na tym etapie pozbawienie Prigożyna wszelkich źródeł dochodów w Rosji, to Grupa Wagnera albo zostanie całkowicie zwinięta, albo przez kogoś przechwycona. Przez kogo? Nie wiadomo. Może część najemników podpisze, zgodnie z sugestią Szojgu, kontrakty z ministerstwem obrony. Albo przejdzie do innych prywatnych firm wojskowych, których w Rosji działa wiele.

Niepotwierdzone informacje dotyczą też dalszych losów imperium medialnego Prigożyna, jeśli można tak nazwać sponsorowane przezeń fabryki trolli. Chodzą słuchy, że te przydatne władzom struktury zostaną przekazane pod auspicje Jurija Kowalczuka, jednego z zaufanych ludzi Putina. Holding „Konkord”, dzięki któremu Prigożyn zbijał fortunę na dostawach żywności, m.in. dla armii, zostanie najprawdopodobniej bankrutem – główny odbiorca pyszności z kuchni Prigożyna, ministerstwo obrony, zerwało kontrakty. Nie trzeba było też długo czekać na wieści ze szkół – firma Prigożyna karmiła również uczniów w szkolnych stołówkach. A teraz szkoły jedna za drugą wypowiadają umowy z „Konkordem”.

Prigożynowi pozostają jeszcze rozkręcone biznesy w Afryce i Syrii. Ale czy na długo i czy wszędzie? Jak piszą niezależne media, w Syrii aresztowano dowództwo tamtejszego zgrupowania „wagnerów”. A co do afrykańskich konfitur, to i tych Prigożyn może zostać pozbawiony.

Ciąg dalszy nastąpi.

Jednodniowy pucz Prigożyna

24 czerwca. Przywódca Grupy Wagnera od kilku tygodni podgrzewał atmosferę w konflikcie z ministrem obrony Siergiejem Szojgu i szefem Sztabu Generalnego Walerijem Gierasimowem. Aż wreszcie wypowiedział posłuszeństwo władzom Rosji po tym, jak ministerstwo obrony zasygnalizowało zamiar podporządkowania swojej komendzie wszystkich walczących na froncie ukraińskim formacji, w tym Grupy Wagnera (pisałam o tym na blogu 11 czerwca http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/06/11/slodkie-slowo-bunt/). Prigożyn zagrał va banque: wziął pod kontrolę Rostów nad Donem i zapowiedział „marsz sprawiedliwości” na Moskwę, zażądał zmian personalnych w ministerstwie obrony i w ogóle uzdrowienia życia politycznego w kraju.

Gdy oddziały wagnerowców były dwieście kilometrów od Moskwy, Prigożyn ni z tego niż owego oświadczył, że zawraca. O tym najdziwniejszym jednodniowym puczu napisałam na stronie Tygodnika Powszechnego w tekście „Pucz wagnerowców się zatrzymał, czy to już koniec?” (https://www.tygodnikpowszechny.pl/pucz-wagnerowcow-sie-zatrzymal-czy-to-juz-koniec-183797), teraz tylko uzupełnienie i aktualizacja (stan na 24 czerwca, godzina 23.30).I kilka pytań, na które nie mam gotowej odpowiedzi.

Scenariusz wydarzeń ostatniej doby napisany został według najlepszych zasad hollywoodzkich thrillerów politycznych – były zwroty akcji i zamiana ról dobry-zły. Prigożyn maszerował na Moskwę, która już od wczorajszego wieczora przygotowywała się na wkroczenie buntowników. Mer zwrócił się z apelem do mieszkańców, aby nie opuszczali domów. Po ulicach jeździły transportery opancerzone. Pod kontrolę wzięto najważniejsze obiekty państwowe. Odwołano bale absolwentów, co wywołało szloch młodzieży. Chodziły słuchy o wprowadzeniu godziny policyjnej.

Zastanawia, jak łatwo grupa uzbrojonych ludzi weszła jak w masło w głąb terytorium Rosji. Prigożyn opanował milionowy Rostów, bez oporu ze strony regularnej armii, policji, FSB i Rosgwardii zajął kluczowe punkty w mieście. Ludność zachowała się spokojnie, wręcz przyjaźnie. Mieszkańcy strzelali sobie selfiki z wagnerowcami, a gdy ci wycofywali się na rozkaz Prigożyna wieczorem 24 czerwca, na odchodne bili im brawo. Co to oznacza? Czyżby Prigożyn obnażył tak prostym sposobem rozpaczliwą niewydolność władzy w terenie, a przy okazji frustrację mundurowych, oczekiwania ludności? Dokąd sięga władza Putina, skoro kilka, może kilkanaście tysięcy uzbrojonych ludzi w kilka godzin jest w stanie podważyć kontrolę władz w tak dużym ośrodku miejskim jak Rostów? I maszerować kilkaset kilometrów w stronę stolicy, nie napotykając de facto oporu.

Teraz kilka słów o sposobie zażegnania największego kryzysu władzy Putina przez cały okres jego rządów. Prigożyn rzucił wyzwanie nie tylko ministerstwu obrony (które od dawna lżył za niekompetencję), ale także Kremlowi po tym, jak w wystąpieniu telewizyjnym Putin nazwał go zdrajcą. Sfrustrowany brakiem awansu w strukturach władzy po bohaterskim odbiciu Bachmutu przez wagnerowców Prigożyn nie chciał początkowo wchodzić w bezpośrednią pieriepałkę z najwyższym bossem. Chciał się z nim dogadać. Zakulisowe rozmowy z Prigożynem trwały przez całą dobę. Do udziału w nich przyznał się m.in. białoruski uzurpator Alaksandr Łukaszenka (o którym przez cały dzień chodziły słuchy, że zwiał do Turcji jak wielu członków putinowskiego establishmentu). Jako drugą personę, która przekonać miała Prigożyna do zakończenia puczu, źródła w mediach społecznościowych wskazują Aleksieja Diumina, gubernatora obwodu tulskiego. To ciekawa postać – generał, były ochroniarz Putina, osoba wielce zaufana. Od wielu lat w dywagacjach o tym, kto może zostać następcą Putina, Diumin nieodmiennie zajmuje poczesne miejsce jako ważny, jeśli nie najważniejszy pretendent.

Rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow potwierdził, że głównym negocjatorem był Łukaszenka, „który zna się z Prigożynem od dwudziestu lat”. Druga część komunikatu jest jeszcze bardziej zadziwiająca: sprawa karna wszczęta wobec Prigożyna (nawoływanie do zbrojnego buntu przeciwko władzom) ma zostać umorzona, a sam delikwent ma znaleźć schronienie na Białorusi. Czy naprawdę państwo, które skazuje na kilkuletnie wyroki łagru ludzi, piszących w Facebooku o zbrodniach w Buczy, puści płazem zbrojny pucz i Prigożyn wyląduje na bezpiecznym gruncie pod opieką swojego wąsatego przyjaciela? O co tu chodzi? Putin do tej pory demonstrował w wielu wypadkach, że najbardziej wkurza go nielojalność, że nie wybacza zdrajcom. Przecież tych, którzy chcieli wyjść z systemu i sprzeniewierzyli się mafijnym zasadom, jakim hołduje Putin, ścigał nawet za granicą z polonem i nowiczokiem. A tu raptem taka pobłażliwość wobec człowieka, który wzniecił bunt. Otwarcie, na oczach całego świata. I który pokazał światu zadziwiającą bezradność sławetnych struktur pionowych władzy – tego szkieletu putinizmu.

Zdaniem analityka OSW, Marka Menkiszaka, „samo dopuszczenie do otwartego buntu jest faktem bez precedensu w 23-letnim okresie rządów Putina i świadczy o oznakach rozprzężenia i erozji w systemie władzy”. Pucz nie rozpłynie się we mgle i będzie miał dalekosiężne skutki, co „sprzyjać będzie demoralizacji i postępującemu rozprzężeniu w szeregach elity rządzącej, szczególnie w przypadku sukcesów Ukraińców na froncie, tym bardziej że Prigożyn stał się wyrazicielem poglądów znacznej części „ultrapatriotycznego” zaplecza elit kremlowskich” (https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2023-06-24/bunt-prigozyna-kryzys-putinizmu-stan-na-godz-700).

Teraz jeszcze jedna ważna okoliczność: w trakcie walk wagnerowcy zestrzelili co najmniej trzy śmigłowce i jeden samolot, zginęło 13 lotników. To największe straty osobowe rosyjskiego lotnictwa w ciągu jednej doby od początku wojny w Ukrainie. Dobre sobie.

Kolejne pytanie: gdzie jest minister obrony? Co robił tego krytycznego dnia? Prigożyn kategorycznie żądał jego dymisji za niepowodzenia na froncie. Czy ten punkt stawał w negocjacjach? Czy los Szojgu został przesądzony? W mediach społecznościowych krążą spekulacje, że dymisja Szojgu leży na biurku Putina.

Jak pisze w Telegramie politolog Iwan Prieobrażenski, różnych wersji jest mnóstwo, np.: Szojgu został aresztowany, a Diumin zostanie ministrem obrony. Część wagnerowców ma podpisać kontrakty z ministerstwem obrony, a część odejdzie z Prigożynem. Potanin (jeden z najbogatszych oligarchów) w Turcji. Rotenbergowie (zaufani biznesmeni z bliskiego kręgu Putina) też opuścili Rosję, Córka Szojgu uciekła. No i główne pytanie: czy Putin stracił część władzy, gdy inni gracze dogadywali się za jego plecami?

Chmura pytań wisi nad tym szalonym dniem. Ciąg dalszy nastąpi.