31 lipca. Od trzech dni białoruskie służby bezpieczeństwa przesłuchują 33 Rosjan, których zatrzymano w sanatorium „Biełorusoczka” pod niesprecyzowanym zarzutem destabilizacji sytuacji przed wyborami lub nawet przygotowania aktów terroru. Sytuacja na Białorusi przed wyborami przypomina mrowisko polane wrzątkiem: dzieją się rzeczy niespodziewane i dynamiczne.
Prezydent Łukaszenka nadal chce być prezydentem (rządzi Białorusią od 1994 r.), tymczasem z dnia na dzień coraz bardziej widać przejawy niezadowolenia społecznego i wzrost poparcia dla kontrkandydatów. Na spotkaniach wyborczych sympatycznej nauczycielki angielskiego Swiatłany Cichanouskiej zbiera się po kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy uczestników. Swiatłana startuje w wyborach w zastępstwie zapuszkowanego męża, znanego blogera, krytykującego Łukaszenkę. Siarhiej Cichanouski sam chciał wystartować, ale Łukaszenka uznał jego udział za zbyt ryzykowny i prewencyjnie go wyeliminował z gry. Każde spotkanie kończy się odśpiewaniem „Murów” Jacka Kaczmarskiego, widać moc w tych zgromadzeniach. Jak w tej sytuacji Łukaszenka ma zachować zimną krew? A tu jeszcze z podejrzaną wizytą zawitali „wagnerowcy” (daję tu cudzysłów, bo wcale nie wiadomo, kim są ci ludzie, choć ich personalia są znane: https://novayagazeta.ru/articles/2020/07/30/86449-kak-batka-vzvod-vagnerovtsev-v-plen-vzyal?utm_source=refer; przyjemna gromadka). Co czynić? Z czym to jeść?
Łukaszenka jest bliski paniki i denerwuje się coraz bardziej. Gotów zastosować rozwiązanie siłowe, gdyby jego rachuby na kolejną kadencję zawiodły, mimo mobilizacji OMON-u i kontroli nad procesem wyborczym. Z Rosją od dawna się nie dogaduje, ze sznurka, którym związane są oba państwa, wystają brzydkie pakuły. Pole manewru Łukaszenki, który stroi się w szaty obrońcy białoruskiej niepodległości, zawęża się. A Rosja czeka, by ta niepodległość spadła jej jak gruszka do fartuszka. Czeka przygotowana na kilka możliwych wariantów rozwoju sytuacji. Łukaszenka nie jest wymarzonym partnerem, ale Moskwa go akceptuje i wydaje się, że akceptuje pozostawienie go na stolcu, mimo pewnych niedogodności z tego wynikających. Są jednak w tej grze i w tej sytuacji z „wagnerowcami” pewne istotne niuanse i wiele znaków zapytania.
I o tym pisał na FB m.in. rosyjski socjolog mieszkający w Berlinie Igor Ejdman: „Kreml może spróbować wykorzystać wybory prezydenckie na Białorusi, aby zrealizować od dawna zamierzony Anschluss tej republiki. Putinowscy czekiści pracują wedle schematów stosowanych w światku kryminalnym lat 90. Najpierw klientowi „robi się problemy”, a potem proponuje mu się opiekę (kryszę) na warunkach polegających na ustanowieniu kontroli nad jego biznesem. Właśnie taki schemat realizowany jest wobec Łukaszenki. […] Operacja obliczona jest na to, że Łukaszenka w obliczu realnej możliwości utraty władzy poleci do Putina i poprosi go o pomoc. Warunkiem uratowania Łuki będzie Anschluss, od którego Łuka już nie zdoła się wykręcić.
Skoro kijowski Majdan rosyjskie władze wykorzystały jako pretekst do aneksji Krymu, to miński może stać się powodem podjęcia próby zawłaszczenia Białorusi.
Ale putinowskiemu reżimowi nie tak łatwo będzie zeżreć Białoruś – udławi się. Białoruska opozycja postępuje prawidłowo, próbując wykorzystać unikatową szansę odsunięcia Łukaszenki. Jeżeli on utrzyma się u władzy, to wcześniej czy później – choćby się opierał – będzie zmuszony oddać białoruską niepodległość. Tylko demokratyczne, zorientowane na Europę władze białoruskie mogą zagwarantować Białorusi status niepodległego państwa”. I dalej: „Rosyjskie władze celowo przekazują mediom wersję, że zatrzymani wagnerowcy (czytaj: funkcjonariusze GRU) byli jedynie „pasażerami tranzytowymi” w drodze do Afryki. Ostatnie wątpliwości co do tego, że to wrzutka informacyjna, odpadły po tym, jak tę wersję uwierzytelnił Prilepin [Zachar Prilepin – w przeszłości nieźle zapowiadający się pisarz, od kilku lat – major sił donieckich separatystów]. Prilepin zapewnił, że rozpoznał wśród zatrzymanych swoich byłych podwładnych z [donieckiego] batalionu. Prilepin często jest wykorzystywany do uwierzytelniania takich informacji, kiedy służby specjalne potrzebują potwierdzenia swojej wersji. A to świadczy o tym, że jest dokładnie odwrotnie [tzn. że nie ma wśród zatrzymanych żadnych „donieckich”, a są funkcjonariusze GRU, szykujący prowokację].
[…] Łukaszenka próbuje wykręcić się od narzucanej przez Kreml opieki [kryszy] i chce się społeczeństwu zaprezentować jako obrońca niepodległości. Ale znalazł się w pułapce. Sytuacja rozwija się tak, że nie uda mu się utrzymać władzy bez pomocy Rosji. A Rosja okaże pomoc wyłącznie za zgodę na Anschluss. Choćby nie wiem jak Łukaszenka się prężył, to właśnie on stanowi największe zagrożenie dla niepodległości kraju. Jeśli Łukaszenka stanie przed wyborem: oddać władzę opozycji i trafić do więzienia albo zostać urzędnikiem Putina – zapewne wybierze to drugie”.
To dywagacje, przypuszczenia i prognozy. Obserwatorzy zadają wiele pytań, na które na razie brak odpowiedzi. Np. skąd się wzięli w białoruskim sanatorium ubrani w przypominające mundury wdzianka Rosjanie, którzy mają za sobą militarną przeszłość? Czemu strona białoruska twierdzi, że tak naprawdę Rosja wysłała w niecnych celach nawet dwustu najemników? Jakie zadania mają do wykonania w przeddzień wyborów rosyjskie psy wojny w kraju związkowym? Czemu Łukaszenka tak się zabulgotał i poszedł taranem, na dodatek odgrażając się, że dobije targu z Ukrainą, która chce wydania tych „wagnerowców”, walczących niegdyś w Donbasie? Dlaczego oficjalna wersja przedstawiana przez białoruskie KGB ma tyle luk? I jeszcze w trybie żartobliwym: czy Janukowycz już znalazł koledze z Białorusi mały biały domek w Rostowie nad Donem na wypadek ucieczki z kraju?
Można zadać jeszcze wiele innych ciekawych pytań.
Wróćmy z obłoku domysłów na ziemię. Jak w realu zareagowała Moskwa? Początkowo reakcja była spokojna, zrównoważona, dociekliwa. Ambasador Rosji w Mińsku mówił, że zatrzymani to nie wagnerowcy, a pracownicy prywatnej firmy ochroniarskiej (nie militarnej), którzy podróżowali przez Białoruś do Stambułu (okrężną drogą z uwagi na Covid-19). Sekretarz prasowy Kremla oceniał, że zatrzymanie Rosjan to nie jest postępowanie godne partnerów. MSZ Rosji zganił Białoruś: to, co uczyniono tym trzydziestu trzem, nie wytrzymuje krytyki. Jak na rosyjskie standardy (a zwykle to bardzo ostra reakcja, przynajmniej werbalna) to nietypowo stateczne zachowanie. Dziś już było nieco ostrzej, ale nadal umiarkowanie. Władimir Putin zwołał posiedzenie Rady Bezpieczeństwa i powiedział, że liczy na jak najszybsze uwolnienie Rosjan. Rosja wprowadziła po swojej stronie granicy wzmożone kontrole, przez co kolejka ciężarówek w ciągu kilku godzin niepomiernie się wydłużyła. MSZ Białorusi wystosował notę, domagając się odblokowania granicy.
Ostatni weekend przedwyborczy będzie na Białorusi gorący.