Some days after

Po kolejnym „marszu milionów”, który odbył się 15 września w kilku miastach Rosji (najliczniejszy marsz jak zwykle był w Moskwie) i zgromadził zwolenników opozycji, a przeciwników prezydenta Putina i spółki, trwa zbieranie opinii i refleksji. Entuzjazm zimowych i wiosennych demonstracji ulotnił się jak bąbelki z szampana, ale potrzeba protestowania nie zanikła – ludzi przyszło dużo (choć mniej, niż na poprzednie marsze). Wewnątrz obozu opozycji daje się zauważyć zwątpienie, do którego przyznają się głośno nieliczni. Zwątpienie w celowość walki z reżimem, który okopał się w kremlowskiej twierdzy i przykręca śrubę. Zwątpienie w adekwatność stosowanych środków walki politycznej. Pesymistów przybyło. Ale optymiści trzymają się i nie zamierzają wycofywać. „Przykręcanie śruby” nie zastraszyło ludzi, to dodaje otuchy – podkreśla pisarz Borys Akunin, zimą i wiosną wielki entuzjasta ulicznych protestów, teraz bardziej refleksyjny.

Jedności w obozie protestujących nie ma od początku – choć na demonstracje chodzą nadal wspólnie i radykalni lewicowcy pod wodzą Siergieja Udalcowa, i liberałowie, i nacjonaliści Biełowa, i prawowierni koncesjonowani komuniści. Tym razem też marsz był wspólny.

W Moskwie na prospekcie Sacharowa było 14-50 tysięcy ludzi (jak zwykle według danych MSW było mało, a według danych organizatorów – dużo). Kiedy patrzy się na zdjęcia (można obejrzeć je m.in. na blogu Borysa Akunina: http://borisakunin.livejournal.com/75274.html), liczba zgromadzonych robi wrażenie. Nadal większość uczestników dobrze się bawi dowcipnymi kostiumami, plakatami, transparentami, dotyczącymi aktualnych tematów. Po rozsławionym na cały świat locie prezydenta Putina na motolotni na czele stada śnieżnych żurawi, na demonstracji zjawiło się wielu uczestników z doklejonymi dziobami czy konstrukcjami wyobrażającymi lotnię.

Na trybunie miejsce zajęli najaktywniejsi protestujący, pojawiły się nie tylko stare, ale i nowe twarze. Niektórzy z tych, którzy zwykle występowali na poprzednich marszach, teraz wolało pozostać w tłumie. Przybył też m.in. Giennadij Gudkow, popierający protesty deputowany, którego pozbawiono w zeszłym tygodniu mandatu Dumy Państwowej za – jak głosiła oficjalna formuła – niezgodne z prawem łączenie mandatu parlamentarzysty z działalnością komercyjną (Gudkow ma firmy ochroniarskie, które w poprzednich kadencjach, kiedy protestów nie było, działały i nie przeszkadzały ich właścicielowi, byłemu wysokiemu oficerowi KGB zresztą, w zasiadaniu w fotelu posła, a od grudnia ub. roku zaczęły nagle przeszkadzać).

Aleksiej Nawalny wzywał: „Musimy chodzić na demonstracje jak do pracy”. Nie odpuszczać, naciskać. „Troszeczkę tęskniliśmy za szalonym pędem tamtych pierwszych demonstracji w grudniu ubiegłego roku, kiedy energia była wyczuwalna w powietrzu […] Udział w demonstracjach powinien stać się elementem obywatelskiej tożsamości” – napisał po demonstracji na blogu.

Nowością był udział licznej kolumny nauczycieli stołecznych szkół, protestujących przeciwko łączeniu szkół i mianowaniu na ich dyrektorów ludzi popieranych przez władze miasta. Obok zgłaszanych już podczas poprzednich akcji postulatów uwolnienia więźniów politycznych, powtórzenia sfałszowanych wyborów parlamentarnych i prezydenckich pojawiły się hasła społeczne: żądanie zamrożenia podwyżek opłat komunalnych, zwiększenia nakładów na opiekę zdrowotną, edukację, naukę, uproszczenia przepisów dotyczących organizowania strajków.

Obserwatorzy zwracają uwagę, że obecny format demonstracji jest mało atrakcyjny dla przedstawicieli klasy średniej, którzy stanowili bardzo liczną grupę podczas zimowych i wiosennych protestów, głównie związanych z podważaniem rezultatów sfałszowanych wyborów. A różnorodność ideologiczna przywódców i uczestników protestu nie pozwala na wypracowanie wspólnego programu czy choćby listy postulatów. Łączy ich nadal niechęć do Kremla.

A Kreml tymczasem już najwidoczniej uznał, że nie ma się czego bać: inteligencka opozycja w tym wydaniu nie wywoła rewolucji – ani białej, ani kolorowej. Można więc spokojnie pozwolić na demonstracje, na Hyde Park w centrum Moskwy itd. Ale problemy, które spowodowały w ostatnich miesiącach wstrząsy w rosyjskim życiu politycznym i społecznym, przecież nie zniknęły. Jak wróży były kremlowski guru, Gleb Pawłowski, przyszłość jest tak pełna niebezpieczeństw, że już nie ma się czego bać.

2 komentarze do “Some days after

  1. ~vandermerwe

    „Entuzjazm zimowych i wiosennych demonstracji ulotnił się jak bąbelki z szampana,”Przeciez to bylo do przewidzenia. W obecnym ksztalcie cala tzw. opozycja to „zbiegowisko”, ktorego entuzjazm wynika z bardzo roznych przyczyn i ma ograniczony termin waznosci. Poza tym jest to klasyczny przyklad, iz doskonale wiemy, czego nie lubimy, natomiast trudniej jest sformulowac, do czego dazymy. Tak dlugo jak Nawalny bedzie nawolywal tylko i jedynie do uczestnictwa w demonstracjach, niewiele z tego wyniknie. Poza tym wyglada, iz jest to ruch inteligencji i politykow, ktorzy beli i sa lub tez znalezli sie na marginesie zdarzen i probuja odzyskac „raj utracony”. Wiele analiz sytuacji w Rosji wskazywalo, iz spoleczenstwo, nawet jesli prgnie zmian, nie rzuci na glowe do 'pustego basenu”. Obecna wladza, jaka by nie byla, dalej wykorzystuje bardzo nosny motyw malej stabilizacji, ktora ( tak sadze )w realiach i calkiem niedawnych doswiadczeniach spoleczenstwa rosyjskiego odgrywa dosyc istotna role. Opozycja „uliczna” robi wrazenie anarchii i latwo jest ja w takim swietle pokazywac. Jest jeszcze inny aspekt calej sprawy. Wiele spoleczenstw, w pewnym okresie rozwoju bylo gotowych poswiecic swobody obywatelskie i sytstem demokratyczny na rzecz stabilnosci i wzrostu gospodarczego. Dzisiaj takim przykladem moga byc Chiny. Rosja nie jest wiec jakims wyjatkiem. Mysle, ze opozycja, jesli tylko przedstawi spoleczenstwu konkretna wizje „nowego ladu”, moze calkiem realnie uzyskac masowe poparcie i zmienic obraz polityczny Rosji. W tej chwili jest to jednak dosyc daleka droga.Pozdrawiam

    Odpowiedz
    1. Anna Łabuszewska

      Szanowny Panie!Dziękuję za komentarz. Obserwujemy bardzo ciekawe zjawisko: rankingi prezydenta spadają, niezadowolenie utrzymuje się na podobnym poziomie jak wiosną albo rośnie. I problem polega na tym, że nie ma kto tego niezadowolenia sensownie zagospodarować. Władza oczywiście dokłada wszelkich starań, aby wyciąć w pień wszelkie inicjatywy, dokręcić śrubę i zniechęcić do podejmowania działań na rzecz krytykowania prezydenta i spółki. Władza ma wprawdzie w baku jeszcze trochę takiego paliwa, ale nie potrafię powiedzieć, na jak długo to wystarczy.Pozdrawiam

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *