W stosunkach rosyjsko-ukraińskich kolejna sensacja: premier Putin na piątkowych rozmowach z delegacją ukraińską zaproponował swemu ukraińskiemu koledze połączenie Naftohaz Ukrajina z Gazpromem.
Czym są dramatis personae kolejnego aktu modnej postmodernistycznej sztuki o przełomie w stosunkach rosyjsko-ukraińskich? Naftohaz Ukrajina to przedsiębiorstwo zajmujące się na Ukrainie wydobyciem, transportem i sprzedażą nośników energii, w stu procentach należy do państwa, jest operatorem systemu ukraińskich gazociągów (łączna długość sieci 39 tysięcy kilometrów; w ubiegłym roku gazociągami Naftohazu przetransportowano z Rosji na Zachód około stu miliardów metrów sześc. gazu). Gazprom – rosyjski gigant gazowy (18% światowego wydobycia gazu), 50%+1 akcja należy do państwa, monopolista w zakresie eksportu gazu z Rosji.
Według źródeł w rosyjskim rządzie transakcja może polegać na wymianie wszystkich akcji Naftohazu na 5% (wedle innych szacunków 7-8,5%) akcji Gazpromu.
Zarządzanie ukraińskim systemem gazociągowym od lat było dla strony rosyjskiej mrocznym przedmiotem pożądania, a dla strony ukraińskiej – symbolem niezależności od wschodniego partnera.
Pierwsze reakcje w zaskoczonym nagłą propozycją rosyjskiego premiera (w programie rozmów nie było tematu gazowego – przedmiotem negocjacji była atomistyka) obozie ukraińskim były na razie więcej niż powściągliwe.
Czy można się jednak dziwić tej propozycji Putina? To logiczna konsekwencja propozycji prezydenta Janukowycza sprzed tygodnia: rezygnacja przez Rosję z budowy gazociągu South Stream w zamian za „współpracę w modernizacji” konsorcjum zarządzającego ukraińskimi gazociągami. Jaki rodzaj współpracy Janukowycz miał na myśli – tego nie wiedzą najstarsi gazownicy. No i logiczna konsekwencja przełomu, rozpoczętego podpisaniem porozumienia „flota za gaz”.
Rosyjscy eksperci zgodnie twierdzą, że Moskwa jest zainteresowana podziałem w konsorcjum 50 na 50, bez udziału partnerów z Europy. Zresztą obecnie Rosja może się targować nawet o lepsze warunki. „Ukraina jest pod ścianą – mówi moskiewski politolog Konstantin Simonow. – Jeśli Rosja zbuduje i Nord Stream, i South Stream, a to może stać się faktem za 7-8 lat, to Ukraina bezpowrotnie straci swoje znaczenie państwa tranzytowego dla rosyjskich surowców”. No właśnie, więc to może ostatni moment, kiedy Ukraina może rzucić na szalę swoje gazociągi: za kilka lat nie będą one już atrakcyjnym kąskiem, nic się za nie z Rosją nie wytarguje. Moskwie z kolei też liczy pieniądze. Na zbudowanie South Stream trzeba by przeznaczyć 25 mld dolarów, na modernizację gazociągów na Ukrainie – 4 miliardy – twierdzą eksperci. Ponadto zarządzanie konsorcjum pozwoli Gazpromowi kontrolować dostawy gazu do Europy.
Czy strona ukraińska przyjmie propozycję premiera Putina? Opozycja ukraińska zapewnia, że będzie się sprzeciwiać zawarciu porozumienia z Rosją. Ołeksandr Hudyma z partii Julii Tymoszenko twierdzi, że oponować będą także te grupy biznesowe na Ukrainie, które obecnie kontrolują tranzyt rosyjskiego gazu. „Po dwóch ważnych sukcesach – przedłużeniu dzierżawy Krymu jako miejsca stacjonowania Floty Czarnomorskiej oraz nieuznaniu Hołodomoru za ludobójstwo na narodzie ukraińskim – premier Putin zrozumiał, że obecne ukraińskie władze można brać gołymi rękami i postanowił trochę poszarżować” – mówi Hudyma.
Skoro tak dobrze idzie – dlaczegóż nie spróbować? Jest jeszcze parę rzeczy, o które można poprosić Ukrainę w zamian za nie do końca określone dywidendy. Na przykład uznanie niepodległości Abchazji i Osetii Południowej czy specjalny status Sewastopola. Rosja czuje się coraz mocniejsza w dyktowaniu warunków.
