Archiwa tagu: MH17

Sponiewierana prawda, czyli car z nosem Pinokia

25 maja. Rosja wije się jak piskorz, myli tropy, wykręca kota ogonem, wszelkimi sposobami próbuje umknąć pogoni. Już przygwożdżona dowodami Międzynarodowej Grupy Śledczej JIT w sprawie zestrzelenia samolotu Malaysia Airlines nad Donbasem w 2014 r., próbuje wyprowadzić kontruderzenie. Złapana za rękę mówi ustami prezydenta: to nie moja ręka.

Śledztwo w sprawie zestrzelenia samolotu i śmierci wszystkich znajdujących się na pokładzie pasażerów i załogi, łącznie 298 osób, trwa już prawie cztery lata (o śledztwie pisałam tu kilkakrotnie, m.in. http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2017/07/05/i-beda-na-nich-trybunaly/). W tym czasie JIT skierowała do Rosji konkretne zapytania, na które nie otrzymała odpowiedzi. Jednocześnie Rosja domaga się dostępu do materiałów śledztwa, zaznaczając, że w przeciwnym razie nie będzie mogła uznać jego wniosków. W rosyjskich mediach ponownie wytworzono wielkie ilości sztucznej mgły, podniesiono szum, wrzucono małe i większe porcję „dezy” (dezinformacji), rozciągnięto kilometry makaronu, by zawiesić go na uszach publiczności. Macerowane są stare wątki: o rzekomym ukraińskim samolocie na kursie kolizyjnym z malezyjskim boeingiem, o ukraińskiej rakiecie i in. Nic się kupy nie trzyma, ale mąci wodę.

Wczoraj Międzynarodowa Grupa Śledcza podczas konferencji prasowej podała (a właściwie potwierdziła), że pocisk, którym zestrzelono samolot kompanii Malaysia Airlines, został odpalony z Buka, należącego do 53. brygady wojsk rakietowych rosyjskiej armii, stacjonującej w Kursku. Holandia i Australia dziś wystąpiły z oficjalnymi oświadczeniami, w których oskarżyły Rosję o udział w zestrzeleniu samolotu, co było konsekwencją pogwałcenia przez Rosję norm prawa międzynarodowego. Jednocześnie zaapelowały do Rosji, aby podjęła współpracę na rzecz ścigania i ukarania winnych. Unia Europejska i NATO wezwały Moskwę, aby przyznała swoją odpowiedzialność za tragedię lotu MH17. Departament Stanu USA zaapelował, aby „Rosja przestała kłamać w tej sprawie”.

Moskwa plącze się w zeznaniach, ale odrzuca wszelkie zarzuty pod swoim adresem. JIT powiada: pocisk przyjechał na Ukrainę z Kurska, oto numer, oto zdjęcia, oto szlak bojowy Buka, z którego rakietę wystrzelono. Rosyjskie Ministerstwo Obrony Rosji zaraz oświadcza, że ta rakieta to wedle wszelkiego prawdopodobieństwa była ukraińska. Jednym słowem wznawiana jest stara rosyjska śpiewka, że zestrzelenia dokonały ukraińskie siły, choć poza zwerbowanymi przez Rosję rzekomymi świadkami nikt tego nie jest w stanie potwierdzić.

Sam prezydent Putin zabrał głos. Zapytany wprost o sprawstwo tragedii odrzucił zarzuty sformułowane na podstawie skrupulatnego międzynarodowego śledztwa. – Nie, to nie nasza rakieta – mówi. – Rosja nie uzna rezultatów śledztwa, jeżeli nie zostanie doń dopuszczona, jeśli nie będzie mogła sprawdzić prawdziwości dowodów. Jednym słowem, Rosja chce być sędzią we własnej sprawie, aby zaprzeczać dowiedzionej oczywistości. Warto może zwrócić uwagę, że prezydent Putin podczas całej konferencji prasowej (zorganizowanej przy okazji forum ekonomicznego w Petersburgu i wizyty tam prezydenta Macrona) był wyluzowany, sypał dowcipami w swoim firmowym stylu, uśmiechał się dobrotliwie, na ile pozwalały mu świeżo ostrzyknięte botoksem policzki. I tylko w momencie, gdy padło pytanie o feralny lot i rosyjskie sprawstwo zestrzelenia samolotu, zaczął podrygiwać, nienaturalnie często wzruszać ramionami, nie panował nad twarzą, wykrzywioną grymasem, z oczu sypały mu się iskry. Nie, to nie nasza rakieta! – zapamiętajmy te słowa. Prezydent Putin nie ograniczył się do tego twierdzenia, ale wygłosił płomienną tyradę o winie Ukrainy – bo nie zamknęła przestrzeni powietrznej w strefie działań bojowych. I w ogóle to ma na sumieniu zestrzelenie cywilnego samolotu. Owszem, był taki wypadek. Wypadek zbadano, winę stwierdzono. Można w tym kontekście przypomnieć panu prezydentowi Putinowi inny kazus: zestrzelenie przez ZSRR cywilnego samolotu koreańskiego w 1983 r. Wtedy też Moskwa szła w zaparte i twierdziła, że nie ma z zestrzeleniem nic wspólnego.

Grupa dziennikarzy śledczych Bellingcat opublikowała wyniki swoich poszukiwań odnośnie konkretnych osób, które są odpowiedzialne za tragedię MH17. Wskazała na oficera GRU Olega Iwannikowa vel Andrieja Łaptiewa, który podczas operacji we wschodniej Ukrainie używał pseudonimu Orion i dowodził obecnymi w Donbasie rosyjskimi siłami. Nagrania jego rozmów, które posłużyły identyfikacji, można posłuchać np. tu: https://theins.ru/politika/103853.

Ministerstwo obrony Rosji miało na komunikat Bellingcat gotową odpowiedź: wskazane osoby już dawno zostały zwolnione z wojska. Anegdota. Gdyby to nie było takie strasznie smutne.

I będą na nich trybunały

5 lipca. Międzynarodowa grupa śledcza JIT (Joint Investigation Team) badająca przyczyny katastrofy samolotu Malaysia Airlines (MH17) nad Donbasem w lipcu 2014 roku poinformowała, że proces podejrzanych o spowodowanie katastrofy odbędzie się w Holandii, sprawę będzie rozpoznawał holenderski sąd. W skład JIT wchodzą przedstawiciele pięciu krajów: Holandii, Australii, Belgii, Malezji i Ukrainy.

Holenderska prasa zastanawia się, czy to dobry wybór w kontekście postawy Moskwy w sprawie nieszczęsnego samolotu. „Rosja może podać w wątpliwość bezstronność holenderskich sędziów, wszak większość ofiar tragedii to Holendrzy. Ponadto jeżeli podejrzani okażą się obywatelami Rosji, zapewne nie stawią się oni przed holenderskim trybunałem”. Skąd ten sceptycyzm? Rosja od początku torpeduje wszystkie międzynarodowe inicjatywy stawiające sobie za cel wyjaśnienie sprawy i postawienie winnych przed obliczem sprawiedliwości. Mataczy, przeciąga, daje fałszywe świadectwo, rzuca zastępy trolli, by zdyskredytować tych, którzy skrupulatnie badają tragedię. W Radzie Bezpieczeństwa ONZ zablokowała wniosek o stworzenie międzynarodowego trybunału, który zbadałby sprawstwo tragedii i osądził winnych. Choć, jak pisał w 2015 roku Borys Sokołow w Grani.ru, „Rosja konsekwentnie podkreśla, że nie ma nic wspólnego z katastrofą boeinga. Ale jeśli tak rzeczywiście jest, to zupełnie niezrozumiałe jest, dlaczego na Kremlu tak się wszyscy denerwują. Przecież samolot nie należał do Rosji, nie był w Rosji wyprodukowany ani skonstruowany, jej obywateli nie było na pokładzie, samolotu nie zestrzelono nad rosyjskim terytorium. Wydawałoby się, cóż, niech innych o to głowa boli. Tymczasem najważniejsze osoby w Rosji angażują się i wyrażają zaniepokojenie, dlaczegóż to rosyjskich ekspertów nie dopuszcza się do materiałów śledztwa i z Rosją nie konsultuje się wstępnie kwestii trybunału międzynarodowego”. Teraz też zapewne będzie grzmieć, huczeć, zaprzeczać, podważać, wrzucać „dezę” itd. Holenderscy komentatorzy tego się właśnie obawiają – Rosja pójdzie w zaparte i będzie robić wszystko, by jej udział w katastrofie nie został poddany osądowi.

Śledztwo tymczasem nadal się toczy (przedłużono je do 2018 roku), a zachodnia prasa od czasu do czasu podaje do wiadomości nowe ustalenia. Nad sprawą pracuje oprócz JIT również grupa Bellingcat, która już kilka miesięcy temu opublikowała raporty o stanie badań nad przebiegiem katastrofy. A w nich nazwisko dowódcy zestawu Buk, z którego zestrzelono malezyjski samolot. To rosyjski oficer Siergiej Dubinski, pseudonim Chmuryj, przez pewien czas określający się jako szef wywiadu samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej. Prokurator generalny Holandii Fred Westerbeke oświadczył, że do tragedii samolotu przyczyniło się około stu osób (ich nazwiska zostały ustalone), jednocześnie podkreślił, że śledztwo „nie wysuwa żadnych wniosków odnośnie winy konkretnych osób lub Rosji jako państwa”.

Na tle doniesień o sądzeniu sprawców tragedii zwraca uwagę informacja o zatrzymaniu w Rosji pułkownika Wasilija Gieranina. Jak wielu tych, którzy rozkręcili krwawą rosyjską wiosnę w Donbasie, Gieranin to wysoki oficer rosyjskiego wywiadu wojskowego. Został w ramach „urlopu” lub „delegacji” wysłany na wschodnią Ukrainę, aby wesprzeć separatystów swoją wiedzą wojskową i doświadczeniem w boju. No i wsparł. Jak twierdzi strona ukraińska, Gieranin był tym oficerem, któremu separatyści złożyli meldunek o zestrzeleniu malezyjskiego samolotu pasażerskiego. Wzmianka o zatrzymaniu Gieranina ukazała się na stronie internetowej mk.ru (strona popularnego dziennika „Moskowskij Komsomolec”) w połowie maja tego roku, ale została stamtąd usunięta. Sprawę zaczęli jednak wałkować ukraińscy poszukiwacze informacyjnych skarbów, jak np. InformNapalm. Gieranin miał być zatrzymany pod zarzutem przewożenia w samochodzie granatnika. Zdaniem ukraińskich komentatorów, akcja wygląda na szytą grubymi nićmi prowokację Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji. Obecnie zatrzymany przebywa w areszcie śledczym.

Dociekliwi wolontariusze z InformNapalm przypomnieli, że Służba Bezpieczeństwa Ukrainy w lipcu 2014 roku, kilka dni po tragedii MH17, opublikowała przechwycone rozmowy separatystów, wśród nich domniemaną rozmowę niejakiego Biesa (Igor Bezler) z rosyjskim pułkownikiem, prawdopodobnie Gieraninem. Z rozmowy wynika, że samolot zestrzelili separatyści (lub ci, z nimi walczyli ramię przy ramieniu). Rosja uznała udostępnione przez SBU nagrania za fałszywkę czystej wody.

Ukraińscy komentatorzy, zajmujący się sprawą Gieranina sugerują, że „FSB realizuje plan polegający na neutralizacji niewygodnych świadków”. A Gieranin jest w tej sprawie świadkiem kluczowym.

Plutoniczna miłość Władimira

6 października. Tekst zawierający w ultymatywnej formie postulaty Moskwy pod adresem Waszyngtonu powstawał najprawdopodobniej w wielkim pośpiechu, dużo w nim chaosu i spontanu.

Chodzi o ustawę, której projekt prezydent Putin wniósł w trybie ekstraordynaryjnym do Dumy. Tekst zawiera spis czynności, które Stany Zjednoczone powinny – najlepiej natychmiast – wykonać, aby skłonić Rosję do przychylności i powrotu do współpracy w dziedzinie utylizacji wzbogaconego plutonu. Dlaczego Moskwa wycofuje się z realizacji porozumienia z USA w sprawie plutonu? Bo zmieniła się bardzo atmosfera na linii Moskwa-Waszyngton, wujek Sam bruździ, zagraża bezpieczeństwu Rosji, Rosja musi więc zadbać o swoje interesy. A w ramach tej troski o bezpieczeństwo żąda od Stanów, aby:

– zniesiono sankcje

– anulowano ustawę Magnitskiego (na jej podstawie w 2012 wprowadzono indywidualne sankcje wobec osób, podejrzewanych o sprawstwo śmierci prawnika Hermitage Siergieja Magnitskiego)

– zredukowano infrastrukturę wojskową z państw, przyjętych do NATO po 2000 r. (m.in. państwa bałtyckie)

– odwołano postanowienia amerykańskich aktów prawnych popierających Ukrainę

– wypłacono rekompensatę za straty spowodowane sankcjami zachodnimi i antysankcjami rosyjskimi.

Tylko tyle. A gdy USA wypełnią te żądania, wtedy będzie można porozmawiać o nowym porozumieniu w sprawie plutonu oraz innych ciekawych rzeczach, które interesują Rosję w międzynarodowych grach.

Żądania wygórowane? To mało powiedziane.

Władimir Władimirowicz staje się coraz mniej przewidywalny. Od decyzji do decyzji droga krótka. W kremlowskich gabinetach od pewnego czasu najwidoczniej nie dzieli się już włosa na czworo, nie przewiduje dalekosiężnych konsekwencji takiego czy innego posunięcia. Ciach, ciach. Wywracamy stolik, gdy coś idzie nie po naszej myśli. I niech się inni martwią.

Plutonowy wyskok Putina nastąpił w momencie dla Rosji niekorzystnym. Kilka dni wcześniej świat wysłuchał raportu JIT, grupy śledczych pracujących nad wyjaśnieniem przyczyn katastrofy nieszczęsnego samolotu pasażerskiego Maleysian Airlines nad Donbasem (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2016/09/30/lepsza-rosyjska-prawda/). Wynika z niego, że feralny Buk, który zestrzelił samolot, przyjechał z terytorium Rosji i potem tam powrócił. Kreml nie ma dobrej odpowiedzi na te zarzuty, plącze się w zeznaniach, kluczy, mataczy, wznosi groźne okrzyki. I liczy, że gra na czas i zaprzeczanie oczywistości wystarczą. Ponadto światowe media rozkrzyczały się o zbombardowaniu szpitala w syryjskim Aleppo, przypisując winę za to Rosji i jej klientowi, Asadowi. W artykułach w „New York Times” (i nie tylko) sugerowano, że na Kremlu zapanowała panika.

I stąd być może ten dziwny projekt ustawy, swoista ucieczka do przodu, ponowne wyrwanie kart z rąk partnerów, pospieszne ich przetasowanie i komunikat, że rozdajemy i licytujemy od nowa. Z tym że teraz na stole leży pluton. Jak za starych dobrych lat zimnej wojny.

Julia Łatynina na łamach „Nowej Gaziety” twierdzi, że Kreml postanowił wycofać się z porozumienia o utylizacji plutonu dlatego, że Amerykanie zmienili zamiary co do metod utylizacji ze względu na wielkie koszty metod przewidzianych w umowie, zakład, który miał się zajmować utylizacją, nie powstał. No i Putin się o to za nich obraził, powiedział, że w takim razie w ogóle z Obamą zrywa i podpisał dekret o zawieszeniu realizacji plutonowego porozumienia. A przy okazji wyłuszczył „wsiu prawdu matku”, co myśli o zdradzieckich Pindosach (obraźliwe określenie Amerykanów w potocznym języku rosyjskim), którzy mu się nieustannie plączą pod nogami, gdy on tutaj Rosję dźwiga z kolan.

Jednym z pól, gdzie rozgrywa się rywalizacja z Zachodem, jest Syria. I to jeszcze jeden ważny element tła decyzji o wycofaniu się z porozumienia o utylizacji plutonu. Bo przecież w przeddzień Stany Zjednoczone ogłosiły, że przerywają kontakty z Moskwą w ramach prób pokojowego uregulowania konfliktu w Syrii. Waszyngton stwierdził tym samym, że wszelkie zabiegi o zawieszenie broni zakończyły się porażką. Czyli jako porażkę ocenił linię polityczną sekretarza stanu Kerry’ego, który chciał się z Rosją dogadywać. Minister Ławrow od lutego mydlił oczy swojemu amerykańskiemu koledze, obficie bił dyplomatyczną pianę podczas długaśnych negocjacji „na wyczerpanie przeciwnika”, tymczasem Rosja dbała o interes swój i Asada i ani myślała z tego rezygnować. Rosyjskie lotnictwo (rzekomo wycofane kilka miesięcy temu) wraz z syryjskimi siłami rządowymi prasowało wrogów Asada, nie zważając na Amerykę.

A jeszcze przecież na to, co dzieje się na linii Moskwa-Waszyngton, trzeba popatrzyć również w kontekście zbliżających się wielkimi krokami wyborów prezydenckich w USA. Głosowanie blisko, coraz bliżej. Może ta wymieniona na wstępie lista żądań Putina to szkic do planu rozmów z nową amerykańską administracją.

Lepsza rosyjska prawda

30 września. Międzynarodowa grupa śledcza przy prokuraturze Holandii (JIT) przedstawiła wstępny raport w sprawie przyczyn katastrofy samolotu pasażerskiego Maleysia Airlines w niebie nad Donbasem w 2014 roku.

Członkowie JIT przesłuchali dwustu świadków, przeanalizowali pół miliona zdjęć i nagrań, dotarli do zapisów rozmów i danych z radarów (choć nie do wszystkich – Rosja pozostawiła bez odpowiedzi prośby JIT o wyjaśnienie kilku okoliczności katastrofy i udostępnienie danych z radarów), prześledzili materiały zamieszczone na stronach internetowych.

Nad wyjaśnieniem przyczyn katastrofy pracowało około dwustu osób – śledczych, specjalistów różnych dziedzin, prawników. Sformułowano wniosek: samolot został zestrzelony pociskiem z kompleksu Buk, który przybył z terytorium Rosji, a następnie tam odjechał. Rakietę wystrzelono z terenów, znajdujących się pod kontrolą prorosyjskich separatystów, a nie – jak wskazywali rosyjscy specjaliści – z okolic miejscowości Zaroszczenskoje. Nie ma co do tego wątpliwości. Na tym etapie śledztwa prokuratura nie wystąpiła (jeszcze) z oskarżeniami pod adresem konkretnych osób odpowiedzialnych za tragedię, w której zginęło 298 osób. A łańcuszek tych osób jest długi: od tych, którzy strzelali, do tych którzy pomagali i – przede wszystkim – tych, którzy wydali zbrodniczy rozkaz. Szef JIT, Fred Westerbeke powiedział tylko, że na liście podejrzanych znajduje się sto nazwisk.

Podczas długiej konferencji prasowej JIT wyjaśniało punkt po punkcie, jak dotarto do dowodów i co z nich wynika. A wynika niezbicie, że Buk był rosyjski i zestrzelił nieszczęsnego boeinga z terytorium opanowanego przez separatystów.

Rosyjskie ministerstwo prawdy zaczęło szaleć już dzień przed ogłoszeniem raportu JIT. Nagle obudzili się specjaliści z resortu obrony, wykręcili nawet własnego kota ogonem (zaprzeczyli lansowanym wcześniej własnym wersjom o tym, że na MH17 wleciał jakiś ukraiński samolot itd.), mocno poplątali się w zeznaniach. Mocno. Tak mocno, że gdy śledczy z JIT wywalili na stół wszystkie dowody, strona rosyjska na jakiś czas się po prostu zapowietrzyła. Nawet trolle z Olgino milczały. Widocznie instrukcje nie nadeszły na czas. Dopiero po kilku godzinach w mediach zaczął się festiwal wrzasku i zaprzeczania oczywistości.

W studiu telewizyjnym odbyły się rytualne spektakle z udziałem zasłużonych kapłanów bezwstydu. Jeden z czołowych przedstawicieli gatunku, Władimir Sołowjow w swoim programie stalowym głosem wybijał sylabę za sylabą: „Rosja jest silna prawdą. Od śledztwa chciałbym otrzymać prawdę. Ale nie wolno dopuścić, aby do prawdy docierać metodami pozaprawnymi. […] Tymczasem śledztwo jest coraz dalej od prawdy. A my jesteśmy bardziej niż inni zainteresowani prawdą, bo to nas oskarżają”.

Logiczne? Nie bardzo. Wszystko się w tym rozumowaniu sypie. Uczestnicy programu darli się jak opętani, dowodząc, że Rosja jest niesłusznie atakowana, zawsze o wszystko obwiniana itd. Wreszcie jeden wykrzyknął: „Mamy siły, aby przeciwników bić po mordzie!”. Reszta ochoczo przyklasnęła. Kontrargumentów dla wywodów JIT brak. Aby przyznać się do winy – brak cywilnej odwagi. Pozostaje wyniesiona z leningradzkiego ponurego podwórka reguła: bić, bić, bić.

Zawsze wierny pretorianin Putina, deputowany Siergiej Żelezniak przygotował dumną odpowiedź dla złego Zachodu: wnioski JIT „noszą antyrosyjski charakter i mają za cel oczernienie Rosji, aby ochronić prawdziwych winowajców tragedii, znajdujących się pod patronatem Zachodu. […] Będziemy domagać się obiektywnego śledztwa, które weźmie pod uwagę wszystkie dane”. Zawtórowali mu zaraz inni gwardziści, którzy jęli powtarzać, że JIT kłamie, śledztwo jest sfałszowane, dowody funta kłaków niewarte.

Jak piskorz na patelni wił się w rozmowie z dziennikarzem BBC sekretarz prasowy Putina, Dmitrij Pieskow. To trzeba obejrzeć: http://www.bbc.com/russian/media-37500080. Że wnioski JIT nie są jeszcze „ostateczną prawdą”, że w raporcie jest wiele nieścisłości, że Rosja od początku chciała wyjaśnienia przyczyn (a do JIT jej nie wpuszczono), że „nadal nie widzimy żadnych dowodów”. I wreszcie kluczowy fragment: „raport może być prawdą, a może prawdą nie być”.

A więc jednak może być prawdą.

Do 2018 roku JIT ma przedstawić materiały procesowe. Kto stanie przed międzynarodowym trybunałem? Bardzo ciekawe pytanie. Ale to dopiero za dwa lata, kupa czasu, tyle się może zdarzyć, tyle się może zmienić. Rok 2018 to rok wyborów Putina. Chyba że odbędą się one wcześniej, o czym masowo donoszą różne mniej lub bardziej oficjalne źródła i źródełka.

Tymczasem nadzieje Rosji na zdjęcie sankcji bledną w związku z raportem JIT. A także, a może przede wszystkim, w związku z sytuacją w Syrii. Ale to temat na oddzielną rozprawę.

Buk o numerze 332

5 maja. Analiza dostępnych w otwartych źródłach materiałów pozwoliła grupie Bellingcat ustalić, że Buk, który wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zestrzelił samolot Malaysian Airlines w lipcu 2014 roku nad Donbasem, miał numer boczny 332. Potwierdzono to, co ujawniono już w poprzednich raportach dziennikarzy z grupy śledczej: Buk przybył na objęte walkami ukraińskie terytorium z Rosji, z Kurska, z 53. brygady wojsk rakietowych (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/10/16/dwa-raporty-kolejno/). Jeszcze w lutym dziennikarze z grupy śledczej wskazali nazwiska konkretnych rosyjskich wojskowych, którzy najprawdopodobniej dokonali zestrzelenia malezyjskiego boeinga. Rosyjskie ministerstwo obrony uznało te ustalenia za wypaczenie faktów, a wnioski za oparte na fałszywych przesłankach (z całą mocą negowano m.in. obecność rosyjskich wojsk na wschodzie Ukrainy).

Bellingcat opublikował 3 maja kolejny raport, przybliżający o jeszcze jeden krok wyjaśnienie tragedii: https://www.bellingcat.com/wp-content/uploads/2016/05/The-lost-digit-BUK-3x2_RU_final.pdf Można prześledzić etapy pracy analityków, które doprowadziły ich do wniosku o sprawstwie katastrofy – drobiazgowe porównanie zdjęć, sprawdzenie trasy, jaką pokonał Buk, wszystkie wykorzystane materiały zostały starannie opatrzone w odsyłacze. Zainteresowanie rosyjskich mediów raportem Bellingcat było znikome. Sekretarz prasowy Putina oznajmił, że Moskwie trudno jest ocenić prawdopodobieństwo ustaleń grupy Bellingcat. I doradził ciekawym, aby pytali rosyjskich wojskowych, bo to jest adres właściwy i krynica prawdy. Przedstawiciel Rady Federacji Konstantin Kosaczow dostrzegł w śledztwie Bellingcat cel polityczny: grupa wspiera swoją działalnością politykę Zachodu utrzymującego antyrosyjskie sankcje, a ustalenia dziennikarzy nazwał „pseudo-sensacją”.

Rosyjska telewizja od 24 kwietnia zapowiadała kilkakrotnie w tonie niemal triumfalnym, powołując się na przecieki brytyjskiej prasy, że BBC pokaże film, w którym dowodzi się, że malezyjski samolot został zestrzelony przez ukraiński myśliwiec. Kapłani propagandowo poprawnej wszechwiedzy grzali te silniki i grzali („oczekuje się – zachłystywali się – że w filmie pokazani zostaną świadkowie, którzy widzieli, że rakietę w kierunku samolotu Malaysian Airlines wystrzelił ukraiński myśliwiec”) aż do momentu, gdy okazało się, że film BBC poświęcony jest… fałszywkom i teoriom spiskowym, rozpowszechnianym przez rosyjską propagandę, a wersja z ukraińskim samolotem bojowym jest niczym więcej jak tylko jedną z takich teorii. Na stronie fundacji Openrussia można obejrzeć ten film z rosyjskim tekstem https://openrussia.org/post/view/14804/ (film jest dostępny na stronie BBC: http://www.bbc.com/russian/international/2016/05/160428_mh17_conspiracy_files_article )

Co było ukryte, niebawem będzie odkryte.

Dwa raporty kolejno

16 października. Tragedia pasażerskiego boeinga Malezyjskich Linii Lotniczych zestrzelonego nad wschodnią Ukrainą w lipcu 2014 roku powraca w kolejnych odsłonach.

Na popołudnie 13 października holenderski urząd ds. bezpieczeństwa (OVV) zapowiedział ogłoszenie wyników dochodzenia, mającego określić techniczne parametry katastrofy. Już w godzinach porannych tego dnia z własnym raportem wystąpili na konferencji prasowej przedstawiciele rosyjskiej firmy Ałmaz Antiej (producenta m.in. systemów Buk), którzy poinformowali o przeprowadzeniu eksperymentu, mającego odtwarzać okoliczności zestrzelenia malezyjskiego samolotu. (Materiał filmowy z tego eksperymentu można obejrzeć tu: https://www.youtube.com/watch?v=4vciPXEDhYY). Specjaliści koncernu stwierdzili, że rakieta została wystrzelona z terytorium kontrolowanego przez armię ukraińską z okolic miejscowości Zaroszczenskoje. Zacytuję jeden z wielu komentarzy do tego eksperymentu: „Ludzie zajmujący się badaniem katastrofy musieli się nieźle uśmiać. Jak ustawiony nieruchomo na ziemi korpus Ił-86 może cokolwiek udowodnić w sprawie przyczyn katastrofy Boeinga-777 lecącego na wysokości 10 tys. metrów z prędkością 900 km na godzinę w temperaturze minus pięćdziesiąt stopni? […] Jasne, że dyrektor Antieja nie chce stracić stołka, ale takie eksperymenty mówią jednoznacznie, że albo jest durniem, albo wysługuje się Kremlowi”.

Poprzednie wersje strony rosyjskiej, wskazujące np., że malezyjski samolot został zestrzelony przez ukraiński myśliwiec, jakoś niepostrzeżenie odpadły, choć lansowane były przez oficjalną propagandę jako jedyne słuszne i prawdziwe.

Dzisiaj przedstawiciel koncernu Ałmaz Antiej oznajmił, że zamierza włączyć poniesione na przeprowadzenie wyżej wzmiankowanego eksperymentu wydatki do listy strat, jakich doznaje z powodu sankcji UE. Brzmi absurdalnie? O co chodzi – otóż koncern złożył w sądzie w Luksemburgu pozew w sprawie zniesienia sankcji nałożonych wobec niego przez UE w zeszłym roku (z tego tytułu, że jest producent systemów obrony powietrznej, używanych w konflikcie w Donbasie). Zdaniem kierownictwa koncernu podstawą skargi jest to, że brak dowodów na dostarczenie jego produkcji separatystom walczącym na wschodzie Ukrainy, ergo – na destabilizację sytuacji na Ukrainie, ergo – sankcje są bezprawne i należy się odszkodowanie.

Ale wróćmy do raportów w sprawie zestrzelonego Boeinga. Holendrzy przedstawili wyniki swojego śledztwa. Oprócz dokumentu (http://cdn.onderzoeksraad.nl/documents/report-mh17-crash-en.pdf), w którym opisane zostało dochodzenie, opublikowali film: https://www.youtube.com/watch?v=iGm00TdqirY

Ustalono, że samolot został zestrzelony: nad kabiną pilotów z lewej strony rozerwała się nadlatująca od przodu samolotu rakieta z ładunkiem typu 9N314M wystrzelona z kompleksu Buk. W raporcie wykreślono obszar, z którego wystrzelono złowieszczą rakietę: 320 km kwadratowych. Dyrektor OVV Tjibbe Joustra na spotkaniu z członkami parlamentu stwierdził, że Buk znajdował się na terytorium kontrolowanym przez prorosyjskich separatystów.

Można powiedzieć: żadnych rewelacji. Ale też nie o rewelacje tu chodziło, a o skrupulatne spisanie technicznych parametrów. Prokuratura nadal prowadzi śledztwo, uznała materiał urzędu Joustry za „wielce pomocny”. Wyniki śledztwa mają zostać opublikowane w lutym 2016 roku.

W rosyjskiej telewizji często powtarzana jest teza, że strona rosyjska jest tendencyjnie pomijana przez międzynarodową komisję wyjaśniającą okoliczności. Goście audycji Radia Swoboda wskazali, że tak nie jest: „W raporcie detalicznie przedstawiony został dyskurs pomiędzy stroną holenderską i rosyjską. Ze strony przeciwników wersji, że samolot został zestrzelony z terytorium kontrolowanego przez separatystów, często słyszymy taki argument, że podobno dowody, informacja, ekspertyzy strony rosyjskiej nie są w ogóle brane pod uwagę. Minister spraw zagranicznych Ławrow ostatnio tak powiedział. To nieprawda. W raporcie w części V/A zostały zacytowane komentarze strony rosyjskiej do roboczej wersji raportu i odpowiedzi strony holenderskiej, dlaczego uwagi są przyjmowane lub nie. […] Z jakiegoś powodu stronie rosyjskiej szczególnie zależało, aby w tekście raportu nie było wniosków komisji odnośnie typu ładunku (głowicy)”.

O co chodzi z tym typem głowicy? Buki starszego typu ma na swoim wyposażeniu armia ukraińska. Armia rosyjska – nowsze typy. Ze starszych, jak twierdzą eksperci wojskowi, nie da się wystrzelić rakiet z nowszymi typami ładunków. Toteż określenie, co niosła w sobie rakieta wystrzelona z Buka, ma znaczenie.

Swoje śledztwo prowadzi też nadal grupa Bellingcat. Materiały o MH17 można obejrzeć na ich stronie internetowej:

https://www.bellingcat.com/news/uk-and-europe/2015/10/15/how-the-dutch-safety-board-proved-russia-faked-mh17-evidence/

https://www.bellingcat.com/news/uk-and-europe/2015/10/08/exploring-russias-53rd-brigades-mh17-convoy-with-storymap/

https://www.bellingcat.com/wp-content/uploads/2015/05/Routes-Destinations-and-Involvement-of-the-2nd-and-147th-Automobile-Battalions-in-the-June-and-July-2014-Buk-Convoys.pdf

(wersję rosyjską opublikowała strona Openrussia Michaiła Chodorkowskiego: https://openrussia.org/post/view/9967/)

Bellingcat nie ma wątpliwości: Buk przyjechał z 53. brygady przeciwlotniczej rosyjskiej armii.

Na koniec – krótka sonda uliczna przeprowadzona w Rosji. Kilka odpowiedzi na pytanie o sprawstwo katastrofy: – nie wiem, nie słyszałam. A ci, którzy słyszeli, mówią: – nie interesuje mnie to, co tam sobie Holendrzy ustalili, nasi przeprowadzili eksperyment i tylko to jest wiarygodne./ To Ameryka i ich przydupasy Ukraińcy./

https://www.facebook.com/currenttimetv/videos/1686065464941821/