Archiwa tagu: święto

Prorok Eliasz w fontannie

Jest taka tradycja: kąpać się w fontannach. Żołnierze wojsk powietrznodesantowych, duma rosyjskiej armii, niebieskie berety, mundurowa elita obchodzi swoje święto 2 sierpnia. W tym roku po raz osiemdziesiąty czwarty. Od lat jest to dzień podwyższonej gotowości dla służb ochraniających porządek publiczny – panowie w charakterystycznych pasiastych podkoszulkach świętują bowiem z takim zaangażowaniem, że ofiar na ogół nie udaje się uniknąć. Rodzicom zaleca się, by tego dnia omijali miejsca zbiórki temperamentnych świętujących. A gdy już ich spotkają na swej drodze, by zasłaniali oczka małym chłopcom, żeby ci nie patrzyli, co robią duzi chłopcy.

Legenda dotycząca tradycji moczenia się w miejskich fontannach, przekazywana z rocznika do rocznika, mówi o tym, że wiele, wiele lat temu podczas jednego z pierwszych Dni Wojsk Powietrznodesantowych kilku nietrzeźwych żołnierzy tej formacji wpadło przypadkiem do fontanny; na pomoc pospieszyli im koledzy, a następnie do wesołej grupy dołączyli milicjanci – nie wiadomo, czy po to, by uspokoić rozbrykanych sołdatów, czy po to, by ich ratować z topieli czy wreszcie by również wziąć udział w szampańskiej zabawie. Scenę tę uwiecznił przypadkowy przechodzień, który akurat miał przy sobie „zorkie pięć” i zrobił im kilka zdjęć. Inna wersja tej legendy głosi, że ma to związek z patronem – 2 sierpnia Rosyjska Cerkiew Prawosławna czci proroka Eliasza, ten dzień uważano za ostatni, kiedy wolno się było kąpać, gdyż był to według tradycji ostatni dzień lata.

Tegoroczne obchody „Dnia Diesantnika” wzmocniono komponentem religijnym. W Moskwie żołnierze formacji powietrznodesantowych wzięli udział w procesji z ikoną proroka Eliasza z cerkwi pod wezwaniem świętego na Iljince na plac Czerwony i z powrotem. Pod murami Kremla urządzono czasową ekspozycję poświęconą historii wojsk powietrznodesantowych.

Komandosi z WDW (wozduszko-diesantnyje wojska – wojska powietrznodesantowe) są również arbuzożercami. Poza kąpaniem się w fontannach to ich druga świecka tradycja. Zresztą jedzenie soczystych owoców wcale nie musi być obowiązkowe, część rozbija arbuzy uderzeniem „z dyńki” – taki sprawdzian prawdziwej męskości pod niebieskim berecikiem. W tym roku na potrzeby święta zakupiono 20 ton arbuzów. Czym popijali owoce dzielni żołnierze? Tego żadna agencja nie podawała. Może się ktoś domyśli, oglądając zdjęcia (dozwolone od lat 18): http://avmalgin.livejournal.com/4764265.html

Prezydent Putin skierował z okazji święta przesłanie: „Ważne jest to, że obecne pokolenie skrzydlatej piechoty nie tylko z szacunkiem podtrzymuje stare, ale też tworzy nowe tradycje. Jest obrońcą narodowych interesów Rosji. Służba w wojskach powietrznodesantowych to prawdziwa szkoła profesjonalizmu, postawy obywatelskiej i wierności przysiędze wojskowej”. Po obejrzeniu zdjęć ze święta można nie mieć wątpliwości, że Rosja ma się czym szczycić.

Stary Nowy Rok

Wedle starego stylu Nowy Rok przypada 13 stycznia, ten dzień zwany jest „Starym Nowym Rokiem”. Rosjanie świętują Nowy Rok od gregoriańskiego 1 stycznia (a właściwie wieczoru 31 grudnia) po juliański odpowiednik przypadający niemal dwa tygodnie później.

W 2004 roku rosyjska Duma Państwowa postanowiła sprezentować rodakom długie noworoczne wakacje: od 1 do 9 stycznia – wolne, w ramach rekompensaty za skrócenie wakacji majowych (w późnym ZSRR na 1 Maja były dwa dni wolnego, a potem 9 Maja też był wolny, więc często ludzie brali dodatkowo trzy-cztery dni urlopu i mieli prawie dwutygodniowy „otpusk”, teraz czerwoną datą w kalendarzu jest tylko 1 maja, a potem 9).

Pozazdrościć. Słodkie lenistwo, hulanki, sporty zimowe (w tym roku to się niespecjalnie udało, bo w wielu regionach Federacji Rosyjskiej jest ciepło, śnieg jeśli nawet pada, to zaraz topnieje, lód nie ścina ślizgawek), spanie do południa, od czasu do czasu awanturki w rodzinie, która nie przywykła do tak długiego ze sobą przebywania, wyprawy do dalszych krewnych i bliższych przyjaciół, kino, kawiarnia i spacer. Jednym słowem – cudowne oderwanie się od codzienności, pełna demobilizacja, serpentyny, bliny, szampan i inne stereotypowe detale karnawałowych uciech. Gazety nie wychodzą, w telewizji trwa niekończący się koncert ulubionych artystów estrady, cieszy oko i ucho zrealizowany z wielkim przepychem tradycyjny „Gołuboj ogoniok” (Błękitny płomyk – kultowy sylwestrowy program rozrywkowy). W ten noworoczny korowód – od nowego do starego Nowego Roku – jakby mimochodem wplecione jest Boże Narodzenie (6,7 stycznia).

Boże Narodzenie w Rosji to święto przywrócone, w czasach ZSRR nie było obchodzone (ważne było dla nielicznej grupy praktykujących prawosławnych). Część bożonarodzeniowych atrybutów konsumowano w Nowy Rok – choinka, prezenty, rodzinne spotkanie przy wspólnym stole (miejsce tradycyjnej kutii zajęła sałatka Olivier). Choinka została „przesadzona” na powitanie Nowego Roku w latach trzydziestych. Przedtem choinki w Rosji strojono na Boże Narodzenie, w 1928 roku bożonarodzeniowa choinka została przez bolszewików w ogóle zakazana, drzewko przywrócono „na radość dzieciom” w 1935, ale już jako choinkę noworoczną. Zamiast kolęd w tym czasie śpiewano dźwięczne piosenki o narodzinach choinki w lesie, o Śnieżynce i Dziadku Mrozie. W dzisiejszej Rosji nadal nad religijnym wymiarem świąt Bożego Narodzenia dominuje noworoczna świecka tradycja. Utrwalił się zwyczaj pokazywania w telewizji w wigilijną noc pasterki (na ogół transmitowane jest nabożeństwo, w którym uczestniczy prezydent Putin – w tym roku w mieście Wielikij Ustiug), ale ogólnonarodowego masowego chodzenia do cerkwi w okresie świąt nie odnotowuje się.

W tym roku noworoczne wakacje wypadły w czasie, kiedy kampania przed wyborami prezydenckimi powinna wchodzić w decydującą fazę. Tymczasem zainteresowanie tym doniosłym wydarzeniem jest żadne – wszyscy jedzą, piją, lulki palą i ani myślą łamać sobie głowę rozgrywkami polityków. Zresztą i tak wszystko już postanowione. Niechby tylko nowa władza nie wpadła na pomysł, by skrócić noworoczne wakacje.

Niech się święci!

Rosjanie są stworzeni do tego, by świętować. Żaden naród na świecie nie ma tak długich ogólnonarodowych wakacji, jak Rosjanie – od nowego Nowego Roku (1 stycznia) do starego Nowego Roku (13 stycznia wedle nowego stylu, czyli 1 stycznia wedle starego): hulanka, większość zakładów pracy zamknięta na trzy spusty, dzieci w szkołach mają ferie, nowobogaccy wyjeżdżają na narty w Alpy francuskie, mniej zamożni ujeżdżają sanki na pobliskiej górce. Karnawał na całego.

Ale powód do świętowania może być każdy, najlepiej wychodzą święta prywatne: każde urodziny trzeba opić, żeby zdrowie było. Przy stole wygłasza się uroczyste toasty, wychwalające jubilata. Okrągłe daty świętuje się jeszcze bardziej wystawnie. Urodziny dziecka, wesela, pogrzeby też mają odpowiednią oprawę.

Mniej spójnie wyglądają obchody świąt państwowych. Rosja ciągle nie może się zdecydować, komu oddaje cześć i w jakim sposobie. Stopniowej dewaluacji uległy sowieckie święta. Niegdyś sezon otwierał 1 Maja, z oficjalnym rytuałem transmitowanym przez telewizję z Placu Czerwonego w Moskwie, z całym ceremoniałem potęgi militarnej i radosnej, kontrolowanej euforii ludu pracującego miast i wsi, a zamykał 7 listopada – rocznica bolszewickiej ruchawki z analogicznym ceremoniałem potęgi militarnej, przemówieniami z mauzoleum naczelnej mumii i prezentacją euforii ludu pracującego jak wyżej.

Ludowi miast potrzebny był dzień wolny od pracy na początku sezonu działkowca (działki dawały człowiekowi radzieckiemu możliwość wyhodowania kilku krzaków pomidorów i zagonu kartofli, co usprawniało domowe żywienie) – początek maja był pod tym względem terminem idealnym. A na końcu sezonu, kiedy szarugi rozmywały drogi, a nocą straszyły pierwsze przymrozki, potrzeba było wolnego dnia, aby z grządek zebrać ostatnie płody rolne i zabezpieczyć bezcenną nieruchomość na zimę.

Choć działkowcy nie są teraz tak wielką siłą – kalendarz świąteczny uległ niewielkiej modyfikacji. Święta majowe zostały wzmocnione drugim, a właściwie pierwszym, bo traktowanym przez władze jako najważniejsze, świętem: 9 Maja – Dzień Zwycięstwa. Ten dzień bezapelacyjnie łączy wszystkich Rosjan, pozwala im wzmocnić ducha bojowego i dumę narodową.

Zostało też na symboliczne zamknięcie sezonu działkowca święto listopadowe. Ale Rosja nie świętuje już mitycznego zwycięstwa władzy rad nad niesłusznym Rządem Tymczasowym mięczakowatych inteligentów 7 listopada 1917 roku, tylko równie mityczne wygnanie w 1612 roku polskich okupantów z Kremla 4 listopada. Prezydent Jelcyn miotał się z tym listopadowym świętem od początku rządów, najpierw 7 listopada kazał obchodzić jako Dzień Zgody i Pojednania, ale komuniści i tak maszerowali przez Moskwę z czerwonymi sztandarami ozdobionymi profilami wodzów proletariatu i zmiana nazwy nic tu nie zmieniła, zgody nie było, pojednanie nie nastąpiło. Prezydent Putin zniósł święto 7 listopada, a w 2005 roku ogłosił dzień 4 listopada Dniem Jedności Narodowej. Ale do świętowania nieznanego i niezrozumiałego zwycięstwa nad interwentami sprzed czterystu lat jakoś nikt nie ma nabożeństwa. Użytek z patriotycznego (w swoim pojęciu) porywu czynią za to skwapliwie wszelkiej maści nacjonaliści i tego dnia ruszają w miasto z okrzykami „Rosja dla Rosjan”, „Bij Żyda, ratuj Rosję” i „Śmierć czarnym”. Oficjalne obchody mają oprawę mniej bojową: prezydent Putin w otoczeniu rozradowanych aktywistów proputinowskiej młodzieżówki maszeruje piechotką z Kremla pod pomnik przywódców pospolitego ruszenia z 1612 roku – Minina i Pożarskiego na Placu Czerwonym. Szerokie rzesze proputinowskich młodzieżówek balują potem za państwowe pieniądze w ściśle wyznaczonym i ochranianym przez milicję miejscu w centrum Moskwy. W zeszłym roku w niektórych miastach organizowane były inscenizacje wydarzeń z 1612 roku, w tym roku – Rosjanie dostali od Kremla pełnoekranowy film „1612” w reżyserii Władimira Chotinienki.

O innych świętach – w następnym materiale do przemyślenia.