Archiwa tagu: Ukraina

Gdybym był prezydentem, czyli kanapka z kiełbasą

„Krym oczywiście obecnie de facto należy do Rosji” – to jedno ze stwierdzeń, które padły w ostatnim wywiadzie Aleksieja Nawalnego dla rozgłośni „Echo Moskwy”. Nawalny – lider opozycyjnego ruchu „białej wstążki”, bloger niezmordowanie tropiący szachrajstwa członków elity politycznej – od lutego siedzi w areszcie domowym (w sierpniu sąd złagodził warunki pobytu w areszcie domowym, zezwolił Nawalnemu na kontaktowanie się z dziennikarzami, dlatego wywiad mógł dojść do skutku). Przeciwko Nawalnemu toczy się postępowanie w sprawie rzekomych machinacji. Podobnie jak sprawa Kirowlesa (http://labuszewska.blog.onet.pl/2013/10/17/nawalny-w-zawiasach/), tak i obecna, umownie nazywana Yves Rocher, jest biczem na plecy niepokornego młodego polityka.

Ale wywiad dotyczył nie tylko istoty protestu w Rosji, pozasystemowej opozycji czy nieskutecznego, złodziejskiego reżimu stworzonego przez Putina. Najwięcej uwagi przykuł ten fragment (cytuję za: http://www.echo.msk.ru/programs/beseda/1417522-echo/): „Mimo że Krym został przyłączony przy niesłychanym naruszeniu wszystkich norm międzynarodowych, to realia są takie, że Krym obecnie jest częścią Federacji Rosyjskiej. I nie oszukujmy się. I Ukraińcom też usilnie radzę, żeby się nie oszukiwali. Krym pozostanie częścią Rosji i w przewidywalnej przyszłości nie stanie się częścią Ukrainy. [Na pytanie: A gdyby był pan prezydentem, czy spróbuje pan oddać Krym? Nawalny odpowiedział:] Krym to nie kanapka z kiełbasą, żeby go przekazywać z rąk do rąk. Z punktu widzenia polityki i przywrócenia sprawiedliwości to, co należałoby zrobić na Krymie, to przeprowadzić normalne referendum. Nie takie, jak było, a normalne”.

To stwierdzenie zostało podchwycone przez media i skomentowane przez wszystkich świętych i nieświętych. Skomentował je także Michaił Chodorkowski. Jego osobie w wywiadzie poświęcono wiele uwagi, Nawalny uznał go za sojusznika, podobnym określeniem zrewanżował się Chodorkowski: „Co do istoty rzeczy jesteśmy sojusznikami, a co do szczegółów – dogadamy się – napisał Chodorkowski w mikroblogu. – Dla Rosji ważna jest Rosja, a nie Krym. Jak się skończy histeria, to wszyscy zrozumieją. A problem Krymu – to na dziesięciolecia”. Przyciśnięty do muru przez jednego z komentatorów, czy on osobiście oddałby Krym, były oligarcha odpowiedział: „Odpowiadam wprost: ja – nie”. We wrześniu Chodorkowski powiedział w jednym z wystąpień, że w razie potrzeby (Rosja pogrążona w kryzysie) jest gotów zostać prezydentem.

Po opublikowaniu wywiadu w rosyjskim sektorze Internetu rozpętała się burza. Kto żyw komentował.  Krytycy opinii Nawalnego na temat Krymu ukuli hashtag #ProszczajNawalnyj (Żegnaj, Nawalny). I dalej w tym duchu: „Nawalny, watnik (waciak) z ciebie, ot co!” Ukraiński dziennikarz Mustafa Najem sparodiował wypowiedź Nawalnego: „Mimo że Aleksiej Nawalny został poddany represjom przy niesłychanym naruszeniu wszystkich norm prawnych Federacji Rosyjskiej, to realia są takie, że Nawalny obecnie jest na marginesie rosyjskiej polityki. I usilnie radzę jemu i jego zwolennikom, żeby się nie oszukiwali, że kiedyś staną się kimś ważnym w polityce”. A Garri Kasparow upomniał kolegę: „Chciałem przypomnieć Aleksiejowi, że aneksja Krymu i europejska droga rozwoju to rzeczy nie do pogodzenia”.

Ale były i komentarze wspierające pozycję Nawalnego. Bloger Andriej Malgin: „Jakoś nikt nie dostrzega, że on powiedział, że Krym został anektowany przy pogwałceniu prawa międzynarodowego. Wszyscy zapomnieli, że Nawalny konsekwentnie popierał Majdan, obalenie Janukowycza i ustanowienie sprawiedliwej władzy”. Malgin cytuje, co jeszcze w odniesieniu do Ukrainy powiedział w wywiadzie rosyjski opozycjonista: „To dla Ukrainy plus, że Krym z absolutnie prorosyjskim narodem, konserwatywnie nastrojonym społeczeństwem, które nie przyjmuje ich antykorupcyjnej rewolucji, nie chce iść do Europy, że Krym się odłączył. Pozbyli się 2 mln wyborców, którzy hamowali ten ruch”. I komentuje ten fragment: „Przy rozpadzie ZSRR Jelcyn miał możliwość, by zachować Sewastopol w składzie Rosji. Ukraińcy by nie protestowali. Można by pewnie i o Krymie wtedy rozmawiać, nie wiem. Tak czy inaczej ta szansa przepadła. Teraz nie należało wracać do tego, tym bardziej w tak dzikiej formie. W Europie w wyniku rozpadu ZSRR powstały nowe państwa ze swoimi granicami. I jeśli Rosja uznała te granice (a uznała), to w 2014 roku w wyniku jednostronnych posunięć nie należało tych granic przesuwać. […] Z jednej strony uważam anschluss Krymu za przestępstwo, a z drugiej widzę w tym pewną historyczną sprawiedliwość. Nawalny myśli podobnie. Co prawda mam podejrzenie, że Ukraina przetrwa dłużej niż Rosja i szansa, że Krym powróci do Ukrainy, jednak jest. Dlatego że proces rozpadu ZSRR jeszcze się nie zakończył, a dzięki tytanicznym wysiłkom W.Putina zakończy się rozpadem Federacji Rosyjskiej jeszcze za naszego żywota”.

Nie tylko Malgin zagląda w przyszłość i próbuje odpowiedzieć na pytanie „Co z tym Krymem”. Politolog Aleksandr Szmielow pisze: „Nie widzę żadnego wyjścia z tej ślepej uliczki, w którą Putin i spółka wprowadzili stosunki Rosji i Ukrainy, przyłączając Krym. Ale żaden rosyjski polityk, który dojdzie do władzy, nie może sobie pozwolić oddać Krym Ukrainie. […] Gdyby to ode mnie zależało, to ja bym ogłosił Krym niepodległym państwem, dostępnym tak dla obywateli Rosji, jak i Ukrainy, bez wiz, za to z wolną strefą ekonomiczną, legalizacją wszystkiego (hazard, marihuana, prostytucja). Niemniej zdaję sobie sprawę, że przy obecnym stanie umysłów w Rosji i na Ukrainie ludzie nie są gotowi na taki kompromis. Przez najbliższe dziesięciolecia będziemy jak Armenia i Azerbejdżan, kiedy pokój jest traktowany jako tymczasowy rozejm, a zgromadzeni na wspólnych ćwiczeniach oficerowie dwóch państw mogą sobie nawzajem obciąć głowy i wrócić do kraju jak bohaterowie [nawiązanie do podobnego incydentu na wspólnych ćwiczeniach, w których brali udział Ormianie i Azerowie]. Krym to największa geopolityczna katastrofa XXI wieku, potomkowie będą za nią przeklinać wszystkich, kto miał jakikolwiek związek z #Krymnasz”.

Kanapka z kiełbasą może człowiekowi długo leżeć na wątrobie, może okazać się niestrawna, wywołać mdłości, zawroty głowy, jad kiełbasiany to śmiertelna trucizna. Z ekonomicznego punktu widzenia ta kanapka też drogo kosztuje. Swoje rozważania na temat kosztów aneksji Krymu prowadzą też ekonomiści. Liczą. Mają coraz więcej do policzenia. Ale to temat na oddzielną rozprawkę.

Kryzysowe wojny futbolowe

O postawach kibiców, szczególnie tych najbardziej zaangażowanych – kibiców piłkarskich, napisano wiele książek, nie mówiąc o artykułach prasowych. Piłka nożna sama z siebie wyzwala ogromne emocje, ale gdy do tego dochodzi jeszcze gorączka polityczna, robi się naprawdę gorąco.

Można to było zaobserwować podczas meczu Białoruś-Ukraina w ramach eliminacji do mistrzostw Europy, który odbył się na Białorusi. Od razu podam wynik – Ukraina wygrała 2:0, ale tym razem nie o wynik chodziło. A o to, jak zachowywały się trybuny. Ale po kolei.

W ukraińskiej i rosyjskiej prasie przed meczem pojawiły się informacje, że szykuje się największa od lat ustawka pomiędzy kibicami Rosji i Ukrainy. Takie ustawki odbywały się niejednokrotnie przed wojną rosyjsko-ukraińską, ale teraz mają jeszcze wymiar dodatkowy. Na stronach internetowych rosyjskich kibiców można znaleźć obszerne opisy poprzednich ustawek. Rosyjscy kibole twierdzą, że wszystkie „machacze” (rosyjska nazwa ustawki) wygrywają oni – Ukraińców z pola boju znoszą nieprzytomnych. Czy w białoruskim Borysowie doszło do bitwy kiboli – nie wiadomo, media nic nie o tym nie piszą. Natomiast piszą o tym, co wydarzyło się na stadionie. Trybuny kibiców ukraińskich i białoruskich prowadziły zadziwiający dialog. „Żywe Biełaruś” – krzyczała białoruska trybuna, a także: „Sława Ukrainie”, Ukraińcy odpowiadali „Herojam sława”. Na trybunie rozwinięto ogromny baner po białorusku: „Spotkanie braci”. Śpiewano pieśni zespołu Lapis Trubieckoj oraz słynny przebój ukraińskich kibiców (i nie tylko kibiców) „Putin ch… la la la la la la”. Na twitterze pojawiło się natychmiast mnóstwo komentarzy, np. „Ukraina strzela bramki, Białoruś wpuszcza, ale przegrywa Rosja”.  Po meczu białoruskie KGB zatrzymało kilkanaście osób pod zarzutem publicznego używania niecenzuralnych słów.

Jeszcze pod koniec lutego, po krwawych wydarzeniach na Majdanie i ucieczce Janukowycza z Kijowa, rosyjscy kibice (tym razem hokejowi) wyrażali solidarność z protestującą Ukrainą (http://www.aif.ua/sport/other/1115053). W czasie meczu Spartaka i CSKA trybuny wykrzykiwały „Sława Ukrainie”. Dzisiaj w Rosji nie do pomyślenia.

Równie ciekawie było na meczu eliminacyjnym Rosja-Szwecja w Sztokholmie w ostatni czwartek.  Pod stadionem jeszcze przed początkiem spotkania kilka osób stało z ukraińskimi flagami w ręku, plakatami „czerwona kartka dla Putina” i wezwaniami do odebrania Rosji organizacji mistrzostw świata w 2018 roku. Przybywający na mecz rosyjscy kibice rzucili się na protestujących, jeden z Rosjan nazwał uczestników pikiety „faszystami”. Doszło do przepychanki, interweniowała policja. Do incydentu doszło również w trakcie meczu. Rosyjski kibic wyciągnął flagę samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej i chciał ją wywiesić na barierze. Taka manifestacja polityczna nie spodobała się reszcie rosyjskiego sektora, znowu doszło do szarpaniny.

Z poparciem dla „projektu Noworosja” wystąpili natomiast rosyjscy kibice podczas dzisiejszego meczu Rosja-Mołdawia, który odbył się w Moskwie: nad trybuną wznieśli portrety Igora Girkina vel Striełkowa, Walerija Bołotowa i innych dowódców separatystów działających teraz i wcześniej na wschodzie Ukrainy, pod portretami wywieszono baner z napisem „Duma narodu”. Mecz zakończył się remisem, choć Rosja ostrzyła sobie zęby na wysokie zwycięstwo. Stosunki rosyjsko-mołdawskie nie należą do najcieplejszych, zwłaszcza po podpisaniu przez Kiszyniów umowy stowarzyszeniowej z UE. O tym, jakie emocje towarzyszą ostatnim wydarzeniom, niech świadczy wymiana ciosów pomiędzy prezydentami Rosji i Mołdawii podczas niedawnego szczytu WNP. Mołdawski prezydent wyraził ubolewanie, że po podpisaniu przez jego kraj umowy stowarzyszeniowej z Unią Rosja faktycznie zamknęła swój rynek dla mołdawskich towarów i że Mołdawia została de facto wypchnięta ze wspólnej przestrzeni wolnego handlu WNP. Na co Putin odparł: trzeba było wcześniej pomyśleć, jakie skutki będzie miało podpisanie umowy z UE. I nawet wtedy, kiedy zaczął przemawiać kolejny z prezydentów, obaj panowie wymieniali groźne słowa, gesty i spojrzenia. No i teraz jeszcze ten niekorzystny wynik meczu…

Białorusko-ukraińskie braterstwo stadionowe, mobilizacja mołdawskiej drużyny podczas meczu z Rosją, portrety „bohaterów Noworosji” w chwili, gdy Kreml po cichu zwija projekt Noworosja – to ważne sygnały trendów społecznych. Jesienią 2011 roku trybuny wygwizdały Putina (http://labuszewska.blog.onet.pl/2011/11/21/zmieszane-sztuki-walki/), to był ważny sygnał niezadowolenia tej grupy społecznej, która potem zorganizowała masowe protesty „białej wstążki” przeciwko fałszowaniu wyborów i powrotowi Putina na Kreml. Czy teraz ktokolwiek na szczytach władzy w Rosji w ogóle chce słyszeć i widzieć sygnały dobiegające ze stadionów? Wiele wskazuje na to, że inżynierowie dusz i ich szef grają swój mecz i nie oglądają się na reakcje widzów. Czy słusznie?

Obywatel Janukowycz

Tajnym dekretem Władimir Putin przyznał obywatelstwo Federacji Rosyjskiej eksprezydentowi Ukrainy Wiktorowi Janukowyczowi. A także eksprokuratorowi generalnemu Pszonce, ekspremierowi Azarowowi i członkom ich rodzin. Taką informację, powołując się na sekretne źródła operacyjne, podał doradca ukraińskiego ministra spraw wewnętrznych Anton Heraszczenko. „Rosja swoich obywateli nie wydaje, choćby to byli seryjni maniacy zabójcy” – napisał na FB. Przeciwko wszystkim wymienionym nowym obywatelom Rosji ukraińska prokuratura prowadzi śledztwa.

Strona rosyjska w sprawie nadania obywatelstwa „ukraińskim brontozaurom” [określenie moskiewskiego dziennikarza Antona Oriecha] nabrała wody w usta. Rzecznik Putina, Dmitrij Pieskow w rozmowie z dziennikarką rozgłośni Echo Moskwy wił się jak piskorz, by nic nie powiedzieć.

– Po pierwsze [Janukowycz] został objęty opieką przez państwo rosyjskie. Co do reszty, to nie znam szczegółów i dlatego nic pani nie mogę powiedzieć – takiej odpowiedzi udzielił na pytanie o to, czy może potwierdzić rewelacje Heraszczenki.

– A zatem czy to, że [Janukowycz] nie otrzymał obywatelstwa, jest pewne? – nie ustępowała dziennikarka.

– Ja po prostu nie wiem. Jak mogę mówić coś konkretnie, coś potwierdzać, skoro nie wiem.

– Czy możemy mieć nadzieję, że się pan dowie za jakiś czas?

– No raczej nie, raczej nie, bo nie mam czasu.

I dodał, że Kreml nie zamierza reagować na eskapady doradców ukraińskiego ministra. W rosyjskim segmencie internetu natychmiast pojawiły się dziesiątki prześmiewczych komentarzy. „Jasne, tam nic nie wiedzą. Tak samo jak o tych paszportach dyplomatycznych na Iwana Iwanowicza, z którymi objęci sankcjami urzędnicy jeżdżą sobie teraz swobodnie po montecarlach”.

O różnych sekretnych dekretach Putina związanych z dziwną wojną rosyjsko-ukraińską, do udziału w której Rosja nie chce się oficjalnie przyznać, dobrze poinformowane wróble ćwierkały już nie raz. Dekret o obywatelstwie dla Janukowycza i spółki można postrzegać jako logiczny dalszy ciąg po tym, jak Moskwa udzieliła zbiegowi schronienia zimą tego roku. Kreml wielokrotnie przymierzał się do politycznego wykorzystania Janukowycza w grze z Kijowem, ale jego karta za każdym razem okazywała się bita. Po wyborach prezydenckich na Ukrainie Janukowycz zniknął z radarów. Ktoś go podobno widział z małżonką w Soczi. Dziennikarze wywęszyli, że ma mały biały domek pod Moskwą w elitarnym strzeżonym osiedlu. Azarow według doniesień austriackiej prasy zwiał do Austrii, jego syn ma tam mały biały domek.  Z kolei dziennikarz „Ukraińskiej Prawdy” znalazł siedzibę Azarowa pod Moskwą w willowym osiedlu Monolit (wartość nieruchomości oceniono na 8,5 mln dolarów). Co do Pszonki – to żadnych przecieków nie było. Można założyć, że też ma gdzieś w miłej okolicy mały biały domek. Pewnie tęskni do swojego pałacu pełnego złotych sztabek w kształcie bochenka chleba i naturalnej wielkości portretu w pozie i ubiorze rzymskiego patrycjusza.

Politolog Stanisław Biełkowski patrzy na nowych współobywateli bez zdziwienia: „Wiemy o inicjatywie naszego rządu, aby przyznawać rosyjskie obywatelstwo za 10 mln rubli inwestycji. Możemy nie  mieć wątpliwości, że Janukowycz i jego drużyna dokonali znacznie większych inwestycji w rosyjską gospodarkę. Mówią, że tylko jeden z domów należących do rodziny Janukowyczów na szosie Rublowsko-Uspieńskiej pod Moskwą kosztuje około 50 mln dolarów. Więc dlaczego mielibyśmy nie nagrodzić tych ludzi rosyjskimi paszportami, tak jak na przykład Gerarda Depardieu. A propos, to w thrillerze o Janukowyczu i jego upadku Depardieu powinien zagrać główną rolę.[…] Rosja izolując się od Zachodu staje się mekką dla wątpliwych postaci, właścicieli nieczystych kapitałów pochodzących z przestępstwa, a także dla takiego właśnie kapitału”.

Lubieżni nekrofile Dmitrija Kisielowa i feta Noworosjan

W Mińsku podpisano 5 września porozumienie o zawieszeniu broni na Ukrainie. Dokument jest mglisty jak jesienne poranki nad bagnami. Zawiera sformułowania, które każda ze stron może interpretować wedle swojej woli. Na razie jednak w gruncie rzeczy obowiązuje, ostrzały trwają, żadna ze stron nie przyznaje się do strzelaniny, każdy robi swoje, udając, że nic nie robi. Poroszenko w Mariupolu oznajmił, że miasta nie odda, wezwał do gotowości bojowej.

Otwarte pozostaje pytanie o to, kto miałby dozorować rozejm, w dokumencie zapisano, że OBWE (przedstawicielka tej organizacji była sygnatariuszką). Ale jak i gdzie? Niezbadany jest status innego z sygnatariuszy – ambasadora Rosji na Ukrainie. Skoro Moskwa twierdzi uparcie, że nie ma nic wspólnego z „wewnętrznym konfliktem na Ukrainie”, to skąd jej przedstawiciel przy stole rozmów? Mgławice unoszą się nad punktem dotyczącym specjalnego statusu „niektórych powiatów” obwodów donieckiego i ługańskiego, gdzie mają się odbyć przedterminowe wybory lokalne, ale według ustawodawstwa ukraińskiego wszelako. Przedstawiciele separatystów dzisiaj krzyknęli, że do porozumienia trzeba jeszcze koniecznie dopisać punkt o niepodległości Noworosji. A więc sprzeczność. Czyli zajęte przez separatystów terytoria są swego rodzaju zakładnikiem? Jak Kijów przyjmie warunki Rosji i zacznie rozmawiać o decentralizacji władzy i federalizacji, to zawieszenie broni będzie trwało, a jak nie, to nie? O tym szczególnym statusie powiatów mówił też na szczycie NATO w Newport prezydent Poroszenko. Wiadomości z tego szczytu są dla Ukrainy niezbyt budujące. Znikoma pomoc finansowa (15 mln euro) i równie mglista jak porozumienie pokojowe z Mińska obietnica sprzedaży broni, zaraz zresztą dezawuowana.

W porozumieniu z Mińska nie ma mowy o wycofaniu wojsk rosyjskich z terytorium Ukrainy. Ale o czym my mówimy? Przecież wojsk rosyjskich na Ukrainie nie ma, więc co miałoby się wycofywać? W portalach internetowych tymczasem przybywa świadectw wyprawiania z Ukrainy do Rosji tak zwanych „ładunków 200” (trumien z ciałami poległych żołnierzy). We wczorajszym programie „Wiesti niedieli” w rosyjskiej telewizji państwowej, podsumowującym wydarzenia tygodnia, prowadzący Dmitrij Kisielow – żelazna szczęka kremlowskiej szczekaczki – uznał tych, którzy zbierają i publikują informacje o poległych, za „lubieżnych nekrofilów”. Czyli co – rosyjska telewizja jednak półgębkiem, bo półgębkiem, ale przyznała, że żołnierze zginęli? Tak na marginesie, czytając doniesienia o tych poległych rosyjskich żołnierzach, zwróciłam uwagę na powtarzający się motyw: niektórzy z nich zimą byli w Kijowie, zachowały się ich zdjęcia w mundurach Berkutu…

Na stronach, na których publikują zwolennicy wojny z Ukrainą i całym światem, porozumienie z Mińska uznano za porażkę i faktyczne zamknięcie projektu Noworosja. Tymczasem bohaterowie Noworosji zapowiadają wesołą zabawę w Moskwie, na którą zapraszają wszystkich chętnych do Parku Kultury (https://twitter.com/FPaidinfull/status/508290040351719424/photo/1). Najważniejsi donieccy samozwańcy – Paweł Gubariew, Aleksiej Mozgowoj i special guest star Igor Girkin vel Striełkow. Podczas imprezy będą zbierane pieniądze na fundusz Noworosji.

O Striełkowie ostatnio przeczytałam, że zamierza wydać swoje bajki. To jakaś nowa moda w wysokich kręgach politycznych – prezydent Putin niedawno wymyślił nową postać do telewizyjnej dobranocki (na razie to tajemnica), a Striełkow zamierza opowiadać bajki (zapowiedział, że niebawem wyjdzie druga książka jego autorstwa; pierwsza „Tajemnice zamku Heldiborn” utrzymana była w stylistyce fantasy). Wzruszające szczegóły obecnego życia donieckiego „ministra obrony” opowiada na fejsie Paweł Prianikow, powołując się na byłego doradcę Striełkowa, Igora Druzia: „On [Striełkow] mieszka w jednym z obwodów Rosji. Zajmuje jeden niezbyt duży pokój, gdzie panuje skrajny minimalizm, powiedziałbym nawet, ascetyzm. Stoi stół i łóżko, książki, komputer. I to wszystko. Jedzenie – paszteciki, kanapki, herbatę itd. – przynosi mu z pobliskiego sklepu stary przyjaciel. Rozmawialiśmy o tym, że i do Rosji może przenieść się płomień kolorowej rewolucji z ogarniętej wojną domową Ukrainy. Igor zapewnił, że zrobi wszystko, co w jego mocy, aby udaremnić nielegalne próby prozachodnich sił dokonania kolorowego przewrotu w Rosji. Co do jednego byliśmy zgodni: nikomu nie uda się zatopić projektu Noworosja: ani ukrofaszystom, ani zdrajcom z Moskwy, ani ich zachodnim patronom”.

Wiktor Jaducha z Rosbalt.ru twierdzi natomiast, że niebawem być może trzeba będzie uspokajać sam Donbas, zbuntowany nie tylko przeciwko politycznemu Kijowowi, ale i oligarchicznej niesprawiedliwości w regionie oraz gasić konflikt na linii separatyści-Kreml. Separatyści chcą niepodległości dla swojej Noworosji, a „na Kremlu górą są dziś siły, które są zainteresowane wymianą Donbasu na gwarancje, że Ukraina nie wstąpi do NATO”. Robi się coraz ciekawiej.

Czy leci z nami pilot?

Niewypowiedziana wojna na wschodzie Ukrainy trwa. Siły separatystów, wspomagane przez „zabłąkanych” żołnierzy Putina podchodzą pod Mariupol. Prezydent Petro Poroszenko zabiega o wsparcie Europy w Brukseli. Prezydent Putin rozmawia z młodzieżą na reżimowym obozie Seliger 2014: „Nasi zachodni partnerzy z pomocą radykalnych nacjonalistycznych elementów dokonali przewrotu w Kijowie… [To, co się dzieje teraz na wschodzie Ukrainy,] przypomina mi to, co działo się podczas II wojny, kiedy niemiecko-faszystowskie wojska okrążały nasze miasta i strzelały do naszych obywateli. To katastrofa. Mogę zrozumieć pospolite ruszenie w Doniecku i Ługańsku […] Rosja to taki kraj, który nikogo się nie boi”.

Po raz drugi z rzędu prezydent Putin wygłosił też nocne orędzie telewizyjne, tym razem do „pospolitego ruszenia” Doniecka i Ługańska (też pewnie spali, jak reszta Rosjan, ale za to nie spał wtedy prezydent Obama, który właśnie zapowiadał nowe sankcje przeciwko Rosji). Putin wezwał do utworzenia korytarzy humanitarnych dla zamkniętych w okrążeniu ukraińskich żołnierzy.

Na „premiera” samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej Aleksandra Zacharczenkę dokonano nieudanego zamachu.

Pskowskiego polityka opozycji Lwa Szlosberga, który pisał w internecie o pogrzebach żołnierzy dywizji powietrznodesantowej poległych najprawdopodobniej na Ukrainie, dotkliwie pobito; sprawców na razie nie ujęto.

Jedna z rosyjskich pracowni socjologicznych, FOM opublikowała wyniki sondażu, zgodnie z którym tylko 5 procent Rosjan popiera wprowadzenie wojsk na Ukrainę. Czy Putin zostanie Bogiem? – tak duchowny protodiakon Andriej Kurajew zatytułował wykład, na który sprasza gości. Ekonomista Rusłan Grinberg uprzedza, że wymiana ciosów sankcje za sankcje pomiędzy Rosją i Zachodem zaowocuje wprowadzeniem kartek żywnościowych w Rosji. Drugi biały konwój trojański na wschód Ukrainy już prawie gotowy. Poprzedni wywiózł z Ługańska linie montażowe jednego z zakładów. Telewizja NTW szykuje ciąg dalszy filmu „13 przyjaciół junty”, poświęconego tym Rosjanom, którzy protestują przeciwko wojnie z Ukrainą, odsądzający ich od czci i wiary w tradycjach nagonki na „wrogów ludu” z okresu stalinowskiego. Rosyjski Bank Centralny skupuje na potęgę złoto, wyzbywa się rezerw dewizowych (fachowcy uważają, że to przygotowanie do „wojny bankowej” w kolejnej odsłonie sankcji). Komitet Matek Petersburga – społeczna organizacja żołnierskich matek, monitorująca sytuację w armii pod kątem przestrzegania praw człowieka – została przez ministerstwo sprawiedliwości wpisana na listę „zagranicznych agentów”.

To krótki przegląd ostatnich nowości spływających z informatorów. Trudno za tym wszystkim nadążyć.

Przytoczę jeszcze ciekawy głos Marata Gelmana, który streścił słowa Władimira Łukina (eksrzecznik praw obywatelskich, wysłannik Putina do Kijowa w lutym br. do podpisania porozumienia pomiędzy Janukowyczem a opozycją): „I Donieck, i Ługańsk pozostaną w składzie Ukrainy jako gwarancja, że Ukraina nie wstąpi do NATO. Kreml nie myśli teraz o [samozwańczych republikach] DRL i ŁRL, żadna Noworosja nie jest nikomu do niczego potrzebna. Do tego stopnia nie jest potrzebna, że Striełkowa i Borodaja [eksminister obrony i ekspremier, przysłani z Moskwy, a potem odwołani] zabrano stamtąd właśnie dlatego, że w pewnym momencie oni uwierzyli, że naprawdę istnieje możliwość oddzielenia od Ukrainy i zaczęli ruch w niepożądanym [dla Kremla] kierunku. Dostać Donbas i stracić Ukrainę – to byłaby dla Kremla klęska. To już lepiej było w ogóle nie zaczynać. Retoryka nikogo nie powinna zmylić. Tak oficjalnie to wojsk przecież nie wprowadzono. Zostanie wprowadzone tyle wojska, ile będzie trzeba, żeby Poroszenko to zrozumiał i wreszcie zasiadł do negocjacji z tymi, których Putin do tego wyznaczy. […] działania militarne są obliczone na to, by wykazać Poroszence, że on nie może wygrać. Nigdy. Idealnie byłoby przywrócić stan taki, jak za Janukowycza, ale już bez Janukowycza”.

Czy to tylko domysły Władimira Łukina, czy konstrukcja, opierająca się na znajomości stanu kremlowskich umysłów? Władimir Putin w swojej polityce czerpie z nauk wyniesionych ze szkoły KGB – działa w trybie „operacji specjalnej”, jest raczej taktykiem (zdolnym, sprytnym, stosującym niestandardowe metody) niż strategiem, porusza się „skokami i po bramach” – jak się uda, będziemy w niebie, jak się nie uda, to spróbujemy w następnej bramie. Wydaje się jednak, że w rozgrywce z Ukrainą – czy może raczej o Ukrainę – Putin przelicytował, gra bardzo wysoko, a nie ma tak dobrych kart. Chyba że trzyma asa w rękawie.

Żołnierze niewypowiedzianej wojny

Tej wojny nie ma, nie została wypowiedziana, choć przecież jest, toczy się, po obu stronach giną na niej ludzie. Moskwa od początku trzyma się narracji, zgodnie z którą konflikt na wschodzie Ukrainy jest wewnętrznym konfliktem ukraińskim, a nie wojną ukraińsko-rosyjską. Narracja rozsypuje się stopniowo jak domek z kart. Rosja bierze udział w tym konflikcie – jej żołnierze strzelają z jej broni. Jej żołnierze giną na tej wojnie. Kijów też ze swej strony nie ogłosił stanu wojennego dla wschodnich obwodów, ukraińska armia działa w trybie operacji antyterrorystycznej.

Wariant z zastosowaniem dyskretnych zielonych ludzików z Krymu okazał się nieskuteczny w warunkach Donbasu. Pamiętacie Państwo skargę Igor Girkina vel Striełkowa (http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/05/20/sieroca-grupa-rekonstrukcyjna/), który w opublikowanym w internecie apelu przyznawał, że miejscowa ludność jakoś nie chce chwycić za broń i zasilić jego oddziałów. Na marginesie – kilka słów o losach samego Girkina. Żadnych oficjalnych komunikatów od niego lub o nim nie ma od dawna. Po sieci krążą pogłoski. Podobno został ranny. Ale nie na polu chwały, a w awanturze z krewkim Zacharczenką (nowym „premierem” donieckich samozwańców), który miał mu odstrzelić palec i zrobić dziurę w nodze. Zacharczenko miał potem oznajmić, że Girkin wypełnił swoją misję w Donieckiej Republice Ludowej i „przeszedł do innej pracy”. Ciekawe, jaką misję wypełnił na Ukrainie historyczny rekonstruktor i do jakiej pracy przeszedł.

Zasileniem oddziałów walczących na wschodzie Ukrainy zajęli się inni. Od wczoraj w internecie trwa intensywna dyskusja, czy żołnierze (podlegającej bezpośrednio prezydentowi) pskowskiej dywizji powietrznodesantowej zginęli na wschodzie Ukrainy. Dowódca wojsk powietrznodesantowych generał Szamanow twierdzi, że w jednostce wszyscy są żywi i zdrowi, rzecznik prasowy ministerstwa obrony oznajmił, że podawane przez stronę ukraińską dane o poległych rosyjskich żołnierzach są fałszywką. Tymczasem w ciągu ostatnich dwóch dni na cmentarzu w Wybutach pod Pskowem przybyły nowe groby, m.in. dwóch żołnierzy jednostki (Ukraińcy podawali, że w ich ręce pod Ługańskiem trafił transporter opancerzony z dokumentami oraz żołnierze pskowskiej dywizji). Pogrzeb(y) odbywał(y) się pod ochroną żołnierzy, osób postronnych nie wpuszczono (reportaż m.in. w „Nowej Gazecie” http://www.novayagazeta.ru/society/64975.html i tu http://www.echo.msk.ru/blog/schlosberg_lev/1387492-echo/).

Dzisiaj Kijów przedstawił materiały dotyczące zatrzymania dziesięciu rosyjskich żołnierzy na obszarze objętym działaniami zbrojnymi w obwodzie donieckim. Anonimowy przedstawiciel ministerstwa obrony Rosji odparł, że żołnierze najprawdopodobniej zabłądzili i znaleźli się na Ukrainie przypadkiem. Przypadki chodzą po ludziach, nie od dziś wiadomo. Ale czy akurat po tych umundurowanych ludziach – to już inna sprawa. Reakcja blogerów była błyskawiczna. Jewgienij Lewkowicz: „Pytają Władimira Putina: – Co z rosyjskimi komandosami? – Oni zabłądzili – pada odpowiedź” (nawiązanie do słynnej odpowiedzi Putina na pytanie Larry Kinga: – Co się stało z Kurskiem? – On utonął). Blogerzy proponują też, by Ukraińcy przekazali zabłąkanych żołnierzy Putinowi dzisiaj w Mińsku – przed kamerami, żeby się nie mógł wykręcić.

A o samym mińskim spotkaniu – w następnym wpisie (gdy to piszę, spotkanie dopiero się zaczyna), a tymczasem jeszcze garść szczegółów o zabłąkanych zielonych owieczkach ze strony internetowej Radia Swoboda: „Ogłoszono ćwiczenia taktyczne w nocy z 23 na 24 sierpnia, grupa wyruszyła w stronę Ukrainy, bez utrzymywania łączności. Grupa przekroczyła granicę i udała się w kierunku Iłowajska. W skład grupy, według zeznań zatrzymanych rosyjskich żołnierzy, weszły dywizjon artylerii, kompania zwiadu i logistyka, ogółem 350-400 osób, 30 pojazdów desantowych i inne pojazdy, łącznie 60. W czasie marszu dwa pojazdy odbiły się od grupy, zostały okrążone przez wojsko ukraińskie. Zatrzymani byli ubrani w mundury bez znaków rozpoznawczych”. Dane żołnierzy i zapis ich zeznań można obejrzeć m.in. tutaj: http://www.svoboda.org/content/article/26550561.html

Minister spraw zagranicznych Rosji z wystudiowanym kamiennym wyrazem twarzy oznajmił, że takie wiadomości są efektem wojny informacyjnej. Minister zapowiedział ponadto, że Moskwa organizuje kolejny konwój z pomocą humanitarną dla Donbasu.

Pierwszy biały konwój nie mógł się doczekać na zgodę Kijowa i kontrolę Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża i bez zezwoleń i kontroli wjechał na Ukrainę. Ile dokładnie kamazów przekroczyło granicę – nie wiadomo. Co wwiozły – też nie wiadomo. To było na odcinku granicy niekontrolowanym przez Ukraińców. Rosyjska telewizja pokazała, jak jakieś ciężarówki gdzieś rozładowują, może w Doniecku, może w Ługańsku, a może jeszcze gdzie indziej. W ciężarówkach były białe worki. Następnie po rozładunku ciężarówki ruszyły z powrotem do kraju. Strona rosyjska zapewnia, że puste. Strona ukraińska utrzymuje, że wywieziono w nich sprzęt, zdemontowane linie produkcyjne zakładów w Ługańsku. Może ciała zabitych rosyjskich żołnierzy. Może, może… Tak czy inaczej, na podstawie doniesień mediów trudno się zorientować, jak to z tym trojańskim konwojem było. Pierwszy konwój, który wjechał i wyjechał, stworzył ważny precedens: można jeździć, można wozić, co się chce. Rosjanie „woszli wo wkus” i zrobią teraz biały wahadłowiec, kursujący wedle uznania do Ługańska-Doniecka i z powrotem. O ile będzie to potrzebne. Zaczekajmy na wyniki rozmów w Mińsku.

Nowe konteksty starych dokumentów

Siedemdziesiąt pięć lat temu minister spraw zagranicznych hitlerowskich Niemiec Joachim von Ribbentrop przybył z misją specjalną do Moskwy. W gabinecie komisarza spraw zagranicznych ZSRR Wiaczesława Mołotowa 23 sierpnia o drugiej w nocy obaj panowie w obecności członków niemieckiej delegacji i Józefa Stalina podpisali pakt o nieagresji oraz tajne protokoły. Podpisane dokumenty dzieliły pomiędzy umawiające się strony Polskę, państwa bałtyckie i Rumunię. Po podpisaniu paktu w tymże gabinecie Mołotowa odbył się suto zakrapiany bankiet. Według jednego z uczestników uroczystości Stalin wzniósł toast: „Wiem, że naród niemiecki kocha Fuhrera. Dlatego chciałbym wypić za jego zdrowie” (Bierieżkow, tłumacz Stalina).

Półtora tygodnia później Hitler dokonał agresji na Polskę, 17 września Józef Stalin uderzył od wschodu. W ZSRR, który do tej pory z Adolfem się nie przyjaźnił, a nawet mocno go krytykował, przystąpiono do przepierania mózgów społeczeństwu, wymiany haseł w encyklopedii, przepisywania podręczników itd. Ludzie byli zdziwieni i zdezorientowani, ale skoro partia i towarzysz Stalin tak mówią, to znaczy, że Niemcy jednak są przyjaciółmi, których trzeba wspierać. Niespełna dwa lata później po 22 czerwca 1941 roku obrazek przemalowywano w pośpiechu ponownie – znowu to, co było czarne, zrobiło się białe, a to, co było białe, zrobiło się czarne.

W okolicznościowej audycji Radio Swoboda przypomniało losy dokumentów, w szczególności tajnych protokołów dotyczących rozbioru Polski i państw bałtyckich. Historyk Oleg Budnicki: „Niemiecki egzemplarz protokołów spłonął podczas szturmu Berlina w 1945 r. Nie ulegało kwestii, że ZSRR i Niemcy działają na podstawie jakichś porozumień, ale tego, w jakiej formie zostały one osiągnięte, świat nie wiedział. Niemieckie archiwa po wojnie trafiły w ręce Amerykanów, wśród nich były fotokopie tajnych protokołów. Dopóki byliśmy sojusznikami, Amerykanie nie upubliczniali wiedzy o tych dokumentach. […] Kiedy rozpoczęła się zimna wojna, USA opublikowały protokoły, co spowodowało natychmiastową reakcję ZSRR. W publikacji „Fałszerze historii” napisano, że te dokumenty to fałszywka. Taka była oficjalna linia sowieckiej propagandy i historiografii na przestrzeni dziesięcioleci. Chociaż dla zawodowych historyków, również radzieckich, nie było najmniejszych wątpliwości, że to prawdziwe dokumenty”.

A później była „rewolucja archiwów” w ZSRR. Radziecki egzemplarz wykopano ze szczelnych kas pancernych z supertajnymi archiwaliami (takimi, do których dostęp miał tylko gensek i wyznaczone osoby). W pięćdziesiątą rocznicę podpisania paktu, w 1989 roku Zjazd Deputowanych Ludowych wypowiedział pakt. Rada Najwyższa ZSRR potępiła jego zawarcie. 27 października 1992 roku odbyła się konferencja prasowa, podczas której oznajmiono o znalezieniu tajnych protokołów. Faksymile dokumentów opublikowano w 1993 roku w czasopiśmie „Nowa i najnowsza historia”.

Zdawać by się mogło, że wszelkie wątpliwości rozwiano. Tymczasem ciągle w rosyjskich publikatorach ukazują się artykuły podważające autentyczność dokumentów.

Pięć lat temu rocznicę podpisania paktu obchodzono w Rosji w specyficzny sposób (pisałam o tym w blogu: http://labuszewska.blog.onet.pl/2009/08/26/tajne-przez-jawne/). Obecnie w rosyjskich mediach ze świecą szukać wzmianki o rocznicy. Za to jeśli w rosyjską wyszukiwarkę Yandex wrzuci się hasło „pakt Ribbentrop-Mołotow”, wyskakują publikacje (ukraińskie i rosyjskie), w których mówi się o sposobach rozwiązania kryzysu ukraińskiego. Zwrotu „nowy pakt Ribbentrop-Mołotow” używa się w nich na określenie jakiegoś mitycznego porozumienia – nie wiadomo, czy zawartego, czy planowanego, czy pożądanego, czy niechcianego – pomiędzy Niemcami (względnie całą Europą do spółki z Amerykanami) a Kremlem sugerującego podział Ukrainy na część ukraińską i (nowo)rosyjską. Wszystko podlane jest sosem konspirologii stosowanej.

I jeszcze jedno przypomnienie: w siedemdziesiątą rocznicę podpisania paktu Parlament Europejski ogłosił 23 sierpnia Dniem Pamięci Ofiar Stalinizmu i Nazizmu.

Kamazy i pustka

Sytuacja wokół rosyjskiego konwoju humanitarnego dla mieszkańców wschodu Ukrainy nadal nie jest jasna. Władze Ukrainy uznały, że konwój nie ma charakteru pomocy humanitarnej. Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu zapewnił, że rosyjska armia nie ma nic wspólnego z konwojem. Międzynarodowy Czerwony Krzyż (MCK) wie tylko tyle, że prawie trzysta kamazów stoi w rosyjskim obwodzie rostowskim niedaleko miasta Kamiensk Szachtinski. Przedstawicielka organizacji oświadczyła, że MCK gotów jest wziąć kolumnę białych kamazów pod swoją jurysdykcję, ale by mogło do tego dojść, potrzebne jest porozumienie Ukrainy i Rosji. A takiego porozumienia brak. Rosyjski MSZ wydaje groźne pomruki niezadowolenia, Kijów odwzajemnia, wzywając, by Moskwa przekazała wreszcie spis ciężarówek i ich zawartości oraz trasę przejazdu. Odnośnych dokumentów brak. Tymczasem dziennikarze i blogerzy rozpowszechniają zdjęcia pustych lub ledwie napełnionych wielkich kamazów (można je obejrzeć m.in. tu: https://twitter.com/KSHN?original_referer=http%3A%2F%2Fwww.svoboda.org%2Fcontentlive%2Fliveblog%2F26532017.html&tw_i=500219240272891905&tw_p=tweetembed).

Przez sieci społecznościowe przewalił się szkwał komentarzy: „Dziennikarze twierdzą, że kamazy są do połowy puste, a rosyjskie ministerstwo ds. sytuacji nadzwyczajnych, że do połowy pełne”; „Osobiście nie ma pretensji do naszego ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych, samemu mi się zdarza zapomnieć wziąć coś z domu, a oni po prostu zapomnieli zabrać obiecanej pomocy humanitarnej”; „Już wiem – w kamazach wieźli rosyjskie powietrze, żeby wesprzeć siły [prorosyjskiego] pospolitego ruszenia. Powietrze i wiarę”.

Nie wszyscy jednak żartują z pustych czy pełnych ciężarówek. Mnożą się publikacje, w których wskazuje się, że konwój był zorganizowany „dla otwoda głaz”, czyli jako operacja przykrycia dla ważniejszej operacji czy dostawy. Może chodziło o dostarczenie pomocy dla separatystów. Sytuacja z wejściem na terytorium Ukrainy kolumny techniki wojskowej też nie jest jasna. Choć nowy „premier” Donieckiej Republiki Ludowej Zacharczenko powiedział, że dostali wsparcie. Jego wystąpienie można obejrzeć w youtube: https://www.youtube.com/watch?v=BjAvnUa1Wak

Oto Zacharczenko na sesji „parlamentu”, obraca w dłoni paczkę papierosów, opowiada, że armia „republiki” właśnie otrzymała uzupełnienia: 150 jednostek sprzętu, w tym 30 czołgów i 120 pojazdów opancerzonych oraz 1200 ludzi, którzy w ciągu czterech miesięcy przechodzili szkolenie na terytorium Federacji Rosyjskiej.

Szczyty władzy, że się tak patetycznie wyrażę, obu samozwańczych republik przechodzą reinkarnację. Pisałam już o tym, że Igor Girkin vel Striełkow przestał być „ministrem obrony” Donieckiej Republiki Ludowej, dostał <od kogo?> miesiąc urlopu, a po urlopie ma tworzyć nową armię republiki. Jego ministerialną tekę, że się tak patetycznie wyrażę, objął Władimir Kononow, noszący pseudonim Car. Chodziły słuchy, że Striełkow był ciężko ranny lub że był w ciężkim „zapoju” z powodu niefajnej sytuacji, teraz znów krążą słuchy, że jest w Rosji.

Wcześniej ze sprawowanych funkcji odeszli dwaj cywile, Aleksandr Borodaj i Denis Puszylin, a ostatnio jeszcze Walerij Bołotow – szef Ługańskiej Republiki Ludowej. Po co te zmiany w projekcie Noworosja?  Po co maskarada? Moskiewski politolog Aleksiej Makarkin z Centrum Technologii Politycznych uważa, że Bołotowa podali do dymisji, by jakoś w przestrzeni informacyjnej ukryć odejście Striełkowa. Zresztą to i tak nieważne, Striełkow ważniejszy. „Striełkow to postać charyzmatyczna – ciągnie Makarkin. – Pokazał się jako znakomity dowódca wojskowy. Ale powstały dwa problemy. Po pierwsze Striełkow stał się ważną postacią polityczną. I to nie w ramach Donieckiej Republiki Ludowej, a na polu ogólnorosyjskim. Stał się głównym bohaterem rosyjskich nacjonalistów. Władze przelękły się rosnącej popularności Striełkowa [przelękły się?To ciekawa opinia, przecież Striełkow jest całkowicie zależny od swego patrona na Kremlu – AŁ]. Drugi problem jest o wiele poważniejszy. Otóż, Striełkow nie może być osobą, która prowadzi jakiekolwiek rozmowy z Kijowem. Striełkow krytycznie odnosi się do operacji antyterrorystycznej, dla niego sama niepodległość Ukrainy to rzecz nienormalna. A teraz sytuacja jest trudna, walki toczą się już na przedmieściach Doniecka. Zapewne trzeba będzie się jakoś dogadać z Ukrainą. […] A Striełkow się do tego nie nadaje. Wszystko to rozważania czysto hipotetyczne. W łonie rosyjskiej elity politycznej nie ma konsensusu w sprawie Ukrainy, a i w ukraińskich kręgach rządowych jest silna frakcja wojenna”.

W grze jest zatem ciągle dużo kart, są i takie, których jeszcze nie znamy.

Biały konwój trojański

Do granicy rosyjsko-ukraińskiej zmierza konwój 280 ciężarówek kamaz, przemalowanych w trybie pilnym z zielonych barw ochronnych rosyjskiej armii w szlachetną biel (zdjęcia można obejrzeć m.in. tu: http://www.echo.msk.ru/blog/echomsk/1378478-echo/).

Ciężarówki wiozą… No właśnie, co właściwie wiozą te ciężarówki? Strona rosyjska twierdzi, że pomoc humanitarną dla mieszkańców Doniecka i Ługańska. Miasta zostały otoczone przez rządowe siły ukraińskie, na ulicach toczą się walki. Prądu i wody nie ma. Żywności też nie. Pomoc humanitarna faktycznie by się przydała.

Moskwa zagrała znaną partię polegającą na zastosowaniu jednocześnie dezinformacji i faktów dokonanych. Ustami swych wysokich przedstawicieli mówiła, że wszystko ma uzgodnione z Kijowem, Międzynarodowym Czerwonym Krzyżem i wszystkimi świętymi, po czym okazywało się, że druga strona o tych uzgodnieniach nic nie wie. Kijów oświadczył, że wwiezienie pomocy powinno się odbyć zgodnie z przewidywanymi procedurami (a zatem na odcinku granicy kontrolowanym przez ukraińskie służby, a nie na objętym walkami odcinku niekiedy kontrolowanym przez separatystów, przez który wsącza się z Rosji na Ukrainę Bóg wie co). Na granicy ładunki powinien przejąć Czerwony Krzyż. Niezastosowanie się przez Rosję do tych wymogów pociągnie za sobą nowe sankcje – stwierdził Barack Obama.

„Nawet jeżeli ciężarówki faktycznie wiozą cywilne ładunki, to jest w całej tej akcji niebywały cynizm. Jedną ręką Kreml eksportuje na Ukrainę śmierć, a drugą wysyła pomoc humanitarną – pisze Aleksandr Podrabinek na „Graniach”. – To perwersyjna zabawa: być jednocześnie tym, co burzy i stroić się w szaty zbawiciela. Nie można się dziwić, że Ukraina takiej pomocy nie chce. Jeśli chcecie pomagać, to przestańcie przysyłać bojownikom broń, instruktorów wojskowych i najemników. Szeroko rozpropagowana akcja humanitarna ma również zadanie propagandowe. Ma pokazać niesłychaną szczodrobliwość rosyjskiej duszy, szlachetnej, wybaczającej swoim wrogom. […] Obywatel gotów jest zalać się gorącymi łzami ze wzruszenia, a to pozwoli mu być jak najdalej od myśli, że Rosja jest agresorem”. A przecież jest. Najpierw podpalają, a potem oferują pomoc pogorzelcom. Zresztą wcale nie wiadomo, czy ta pomoc to faktycznie pomoc.

Zdaniem blogera Antona Oriecha Rosja powinna wysłać do Donbasu 280 PUSTYCH kamazów, aby załadować na nie sprzęt i broń, przysłane tu cichaczem w celu rozniecania wojny. A teraz tę wojnę należy zwinąć z powrotem i wywieźć do Rosji: „Przyczyna tej wojny leży nie w Kijowie i nie w Doniecku. Ta przyczyna znajduje się tam, skąd wyprawiono konwój. Ta wojna zaczęła się od wymyślonych faszystów i żydo-banderowców, od wymyślonego zagrożenia dla Rosjan na Krymie, od przeprowadzonego w ciągu tygodnia referendum i aneksji obcego terytorium pod przykryciem fantastycznego kłamstwa. Tak nam się to spodobało, że to samo chcieliśmy powtórzyć w Donbasie. Wymyśliliśmy marionetkowe republiki, wyposażyliśmy od stóp do głów armię separatystów pod komendą naszych obywateli i zaczęliśmy bić na alarm, dlaczegóż to Ukraina zamiast z wdzięcznością powitać bunt, zaczęła go dusić. Po tym zaczęła się wojna, w której nie możemy zwyciężyć bez bezpośredniej wojskowej interwencji. A bez poparcia Rosji „pospolite ruszenie” nie ma szans na dłuższy opór. Wspierając ich, wspieramy wojnę, a wspierając wojnę, sprawiamy, że cierpią zwyczajni ludzie, którzy stali się zakładnikami”.

Prezydent Putin prezentuje tymczasem firmową pewność siebie. Wczoraj zapowiedział, że konwój wyrusza i kropka. Jutro przybywa na Krym. A dzień później przeprowadza demonstracyjną konferencję w Jałcie. Na to spotkanie w szczycie sezonu ogórkowego, oderwani od letniego wypoczynku jadą w zachwycie deputowani, senatorowie i ministrowie, aby wysłuchać tego, co na aktualne tematy ma do powiedzenia prezydent.

Na Krym przybędzie też premier Miedwiediew. Na razie przebywa z odpowiedzialną misją na Kaukazie Północnym. Dziś odwiedził forum młodzieżowe Maszuk (coś podobnego jak Seliger dla patriotycznie nastrojonej na karierę młodzieży). Podczas przechadzki po obozie premier natknął się na narysowaną przez twórczą młodzież mapę Krymu, sam się też nie mógł powstrzymać od twórczości i nabazgrał na mapie „Krym Nasz”. A potem wezwał młodzież, by nie nosiła zagranicznych ciuchów z zachodnią symboliką, a odzież z rosyjską flagą. Premier miał na sobie skromną białą koszulę oraz dżinsy (ciekawe czy krajowe, czy zagraniczne, z symboliką czy bez; rosyjskiej flagi nie zauważyłam). Na Krymie dawali dzisiaj czadu harleyowcy z klubu Nocne Wilki (ciągle jeszcze jeżdżą na wrażych motocyklach, ale zapewne niebawem zostaną zmuszeni do dosiadania krajowej produkcji) – urządzili tu zlot oraz koncert, w którym udział wziął Steven Seagal, kochający nieśmiertelnego Putina.

Polityczne deklinacje, czyli odmiana przez nieszczęśliwe przypadki

Zakaz, zakazu, zakazowi, zakazem… Sankcje, sankcji, sankcjom, sankcjach… Ukraina, Ukrainy, Ukrainie… Katastrofa, katastrofie, katastrofą…

„Ja już nie mam pomysłu na to, czego jeszcze zakazać” – mówi rysunkowy Dmitrij Miedwiediew na jednej z licznych karykatur poświęconych ostatnim sankcjom i zaostrzonym wewnętrznym przepisom. Rzeczywiście – codziennie okazuje się, że w Rosji obowiązuje nowy zakaz. Po wzbudzającym najwięcej emocji i komentarzy zakazie wwozu produkcji rolnej z Europy i USA dziś wydano prawo nowe o tak zwanej paszportyzacji WiFi. Rozporządzenie rządu mówi, że każdy, kto chce skorzystać z WiFi, obowiązany jest wpierw się wylegitymować, a „zawiadowca” punktu dostępu powinien przechowywać dane klienta przez pół roku, bo mogą się one przydać służbom specjalnym w razie antyterrorystycznej potrzeby. Podobne przepisy obowiązują w Chinach i na Białorusi. Po co ten kolejny zakaz? Anton Nosik, który nieźle zna się na internecie, twierdzi, że to pozbawione sensu ograniczenie, jeśli faktycznie miałoby to być metodą walki z terrorystami: „Śledzenie kogokolwiek jest efektywne tylko wtedy, kiedy delikwent nie wie, że jest śledzony. Dla terrorystów publiczne ogłaszanie o algorytmach sprawdzania przez władze kanałów komunikacji – to podarunek od Allaha. Terrorysta czy szpieg, który ma złe zamiary, może obejść te idiotyczne normy paszportyzacji i w minutę wejść anonimowo do internetu. Czy w rządzie tego nie rozumieją? Ależ oczywiście, że rozumieją. Ale, jak modnie jest tam ostatnio mówić, to decyzja polityczna. To taki eufemizm, którym tłumaczy się wszystkie destrukcyjne i durne przepisy, które rząd wprowadza na komendę Kremla – od zamrożenia składek emerytalnych przez embargo na zagraniczną żywność po wywalanie pieniędzy z funduszy rezerwowych na idiotyczne inwestycje na Krymie”. Chodzi więc zapewne o podtrzymanie tempa zakazywania wszystkiego wszystkim i budowanie przeświadczenia, że służby mają na wszystkich oko i ucho. Do paranoi jeden krok, a może już tylko pół.

W mediach i blogosferze tematem numer jeden od dwóch dni jest embargo na zachodnią żywność. Oficjalny przekaz państwowych telewizji i wszystkich gadających w nich głów jest spójny: sankcje są sprawiedliwe, a ponadto zdrowe. Bo przyczynią się do uzdrowienia krajowego rolnictwa i ogólnie do zdrowia obywateli. Obywatele, jak powiedział niedawno prezydent Putin, są nosicielami unikatowego genotypu, niepowtarzalnego i nadzwyczajnego, przede wszystkim duchowego. Więc nie przyjemności podniebienia, ale obowiązki pod Niebem są przeznaczeniem narodu rosyjskiego. W tym duchu (tak, duchu) wypowiedział się Giennadij Oniszczenko, który do zeszłego roku był naczelnym lekarzem sanitarnym kraju i skutecznie chronił Rosjan przed polskim mięsem i gruzińskim winem: „Porzućcie swój pokarmowy kosmopolityzm. Tyle razy mówiłem, że nasz genotyp jest nastawiony na jedzenie dostosowane do środowiska, w którym się urodziliście”. Nic dodać, nic ująć. Parmezan może stanąć rosyjskiemu człowiekowi przyzwyczajonemu do kartoszki i śledzia w gardle i nieszczęście gotowe.

Niedawno adepci młodzieżówek prokremlowskich odpoczywający nad jeziorem Seliger na ideowo-patriotycznym obozie pod auspicjami Kremla doznali masowego zatrucia pokarmowego. Kilkadziesiąt osób wylądowało w szpitalu, reszta wiła się w bólach na miejscu. Co zjedli aktywiści? Amerykańskie kurczaki, polskie jabłka, podstępną mozarellę czy pokrętne szyjki rakowe? Tego nie wiadomo – uczestnikom obozu nie wolno się było kontaktować w tej sprawie z mediami. Jedno wiadomo: Giennadij Oniszczenko na pewno nie dopuściłby do zatrucia złożonych z odpowiednich tkanek patriotów rodzimymi produktami, nieprawdaż? Ale z drugiej strony – uczestnicy słusznego w swej ideowej wymowie forum młodzieżowego nie odżywiali się chyba wrażym żarciem…

Na razie w komentarzach dotyczących efektów sankcji dominuje – poza oficjalnym optymizmem pod ogólnym hasłem „Europa może nam skoczyć” – żartobliwe podejście do spodziewanych braków na rynku żywności. „Chodźcie, ostatni wieczór w supermarkecie, żeby zrobić sobie fotki z żywnością” – nawołują się znajomi przez sieci społecznościowe. „We wszystkim trzeba dostrzegać plusy: kiedy zakażą używania internetu, jedzenia i w ogóle wszystkiego, to będziemy mieli więcej czasu na czytanie” – dogaduje Falanster w Twitterze.

O swoich sankcjach w odniesieniu do Rosji ogłosiła dzisiaj Ukraina. Wywiesiła listę osób, które nie mają wstępu na jej terytorium. Kijów zastanawia się, czy nie wprowadzić zakazu tranzytu rosyjskiego gazu przez swoje terytorium. Coraz lepiej. Tymczasem część tego terytorium wrze – podsycana przez Rosję i coraz lepiej wyposażana przez nią w militaria rebelia w Donbasie trwa. Rosyjskie wojska zgromadzone przy granicy z Ukrainą znowu ćwiczą, ale mówią, że nie, nie, nie, nic takiego – tylko  celach pokojowych. W ONZ ambasador Rosji Witalij Czurkin znowu wygłosił dziś tyradę o konieczności wprowadzenia na wschód Ukrainy kontyngentu pokojowego (rosyjskiego, ma się rozumieć) z uwagi na katastrofę humanitarną. Sytuacja w otoczonych przez ukraińskie siły rządowe Doniecku i Ługańsku, pozbawionych przynajmniej w części elektryczności i wody na pewno jest koszmarna. Tylko czy wkroczenie wojsk rosyjskich z bratnią pomocą będzie panaceum na braki w zaopatrzeniu? Gra Kremla, by pod płaszczykiem pomocy humanitarnej wprowadzić na terytorium sąsiedniego państwa wojsko, jest tak przejrzysta, że reszta świata jakoś nie chce się na te obłudne zaklęcia nabrać.

Tymczasem następuje przetasowanie w szeregach donieckich samozwańców. Przysłany kilka miesięcy temu z Moskwy publicysta, specjalista od marketingu politycznego Aleksandr Borodaj, który od maja był „premierem” Donieckiej Republiki Ludowej, właśnie przestał nim być i powrócił do stolicy Rosji. Jego miejsce zajął Aleksandr Zacharczenko, „cieszący się autorytetem dowódca polowy” (http://www.youtube.com/watch?v=lH7gct9XZ7I i http://www.youtube.com/watch?v=z0bCZAm21Yo).

A w Moskwie władze miasta po raz kolejny nie wydały zgody na przeprowadzenie Marszu Pamięci i Żałoby – demonstracji przeciwko wojnie z Ukrainą. Zakaz, zakazu, zakazowi, zakazem…