Rejent Milczek nad Moskwą

Po długich rytualnych korowodach prezydent Miedwiediew wyznaczył mera Moskwy. Formalnie potrzebne jest jeszcze zatwierdzenie kandydatury mera w ciągu dziesięciu dni w Mosgordumie, czyli moskiewskim parlamencie, ale nie spotkałam w doniesieniach i komentarzach cienia wątpliwości co do tego, że kandydatura zostanie klepnięta.

Kandydatem jest Siergiej Sobianin (typowałam go w rozważaniach nad możliwym następcą Jurija Łużkowa w poprzednich postach poświęconych zmianie warty w moskiewskich władzach). Wicepremier, zaufany człowiek klanu.

Za ciekawostkę można uznać mały prztyczek związany z nominacją. Otóż państwowa telewizja rosyjska – wierna, lojalna, wazeliniarska do bólu – wypuściła wczoraj w przestrzeń informację o decyzji prezydenta w sprawie powołania Sobianina, po czym tę informację skwapliwie zdementowała. Po paru godzinach już nie tylko telewizja Rossija, ale wszystkie kanały i agencje podały, że szczęśliwym wybrańcem jest jednak Sobianin. Po co ta gra w „powołany-niepowołany”? Przypomina to trochę sytuację, jaka towarzyszyła nerwowym tańcom elity wokół wyznaczania następcy Putina w 2008 roku. Też wtedy wypuszczano próbne balony o nominacjach i namaszczeniach, a potem przecieki dementowano. Z tym że wówczas dementi nie obalano. A dementi o nominacji Sobianina okazało się nieprawdziwe. Widocznie wewnątrz aparatu do ostatniej chwili toczyła się zażarta walka o nominację, przedwczesne wypuszczenie, a potem zdementowanie informacji o Sobianinie miało zapewne być sygnałem, że jego pozycja nie jest i nie będzie mocna, że w łonie korporacji rządzącej ma on i przeciwników. A może to był przypadek i nie należy się w tym dopatrywać kolejnej teorii spiskowej.

Sobianin nie jest człowiekiem Miedwiediewa (chociaż był szefem jego sztabu w plebiscycie, nazywanym wyborami prezydenta Miedwiediewa w 2008 r., ale wykonywał tę robotę z nadania Putina). Wielu komentatorów – zwłaszcza zachodnich, którzy hodują w gołębich sercach przekonanie, że „młodszy” z członków rządzącego duumwiratu wybija się na niepodległość i zagraża potędze „seniora” – wyrażało nadzieję, że bój o fotel mera Moskwy będzie dla Miedwiediewa szansą na uzyskanie większego pola do gry o władzę. Nawet jeśli choć przez chwilę tak było, nawet jeśli Miedwiediew naprawdę chciał posadzić w niegustownym pałacu na Twerskiej (siedziba władz Moskwy, naprzeciwko pomnika księcia Jurija Dołgorukiego) swojego człowieka, to wygląda na to, że mu się nie udało.

Kim jest nowy mer? Trochę rarogiem w stadzie czekistowskich jastrzębi. Nie pochodzi z Petersburga (jest z dalekiego Chanty-Mansyjska), nie pracował z Putinem w petersburskim merostwie, nic nie wskazuje na to, by służył w KGB. Przypisuje mu się wybitne talenty organizatorskie i biznesowe. Faktycznie coś go musi wyróżniać, skoro z powodzeniem przez lata piastował różne wysokie funkcje (był m.in. szefem prezydenckiej kancelarii za Putina, jest szefem aparatu rządu premiera Putina i zarazem wicepremierem), choć nie spełnia większości wymienionych wymagań przynależności do rządzącej korporacji.

Jego wyróżniającą cechą jest brak umiejętności publicznej wypowiedzi. W telewizji jest tylko pokazywany, nie słyszymy jego głosu. Pamiętam tylko dwa jego wystąpienia. Pierwsze sprzed dwóch lat mniej więcej, kiedy też mówiło się, że Sobianin jest typowany na jakiś wysoki stołek i trzeba było pokazać ludowi, że nie jest niemową: podczas jednej z niezliczonych narad w sprawie ważnej Sobianin, zajmujący w wysokim zastępstwie miejsce u szczytu stołu prezydialnego, odczytał z kartki tekst o niczym. Drugie – z niedawnego forum międzynarodowego, mającego poprawić wizerunek Rosji (kiedy już toczyły się boje o schedę po Łużkowie): Sobianin wydał z siebie wtedy przed kamerami telewizyjnymi hasło „Rosja musi być wielka”. I nawet się uśmiechnął do kamery.

Zatem skoro Sobianin nic ciekawego przez kilka lat działalności na wysokich stanowiskach publicznie nie powiedział, to można założyć, że jest niezły w grach kuluarowych.

Łużkow kochał wiece, przemawiał ze swadą, śpiewał na organizowanych przez siebie masowych imprezach dla moskiewskiej publiczności, udzielał wywiadów, jednocześnie trzymał za twarz podległy biznes, a wieczorami pisał opowiadania i eseje, które potem z lubością publikował w finansowanej przez merostwo prasie. Po następcy Łużkowa trudno się spodziewać eksplozji temperamentu. Aliści niektórzy dziennikarze z Tiumenia (Sobianin był w gubernatorem jednego z najważniejszych „naftowych” obwodów Rosji – obwodu tiumeńskiego w latach 2001-2005, prasa pisała wtedy, że został nim dzięki wsparciu Romana Abramowicza i błogosławieństwu Władimira Putina) wspominają go jako kompetentnego i otwartego na kontakty z mediami urzędnika, inteligentnego, ciekawego rozmówcę, który adekwatnie potrafił ocenić sytuację. Z drugiej jednak strony wśród nielicznych cytatów z ówczesnych wypowiedzi Sobianina można znaleźć taki: „Ja nie uważam, że dziennikarz u nas może być wolny z definicji, nasza prasa nie może być wolna”. Jakkolwiek na stanowisku gubernatora był przez niektórych postrzegany jako charyzmatyczny lider, to już na szczeblu federalnym Sobianin nie dał się nikomu poznać jako taki. Na razie to człowiek-zagadka, Rejent Milczek.

Czy Sobianin jest tylko człowiekiem skutecznie pilnującym interesów Putina podczas prezydentury Miedwiediewa i – co ważniejsze – w okresie poprzedzającym kolejny zakręt polityczny („problem 2012”), czy ma własne ambicje polityczne, czy tylko lojalnie służy władzy najwyższej?

I jeszcze jedno: wpływowa gazeta „Kommiersant” przeprowadziła w zeszłym tygodniu wirtualne wybory mera Moskwy. Wygrał je adwokat Aleksiej Nawalny (45 proc. głosów), który popularność zyskał jako obrońca praw mniejszościowych udziałowców wielkich przedsiębiorstw. Drugie miejsce zajął kandydat „przeciwko wszystkim” (13 proc.). Kandydat Sobianin został sklasyfikowany na siódmym miejscu z niespełna 3 proc. poparcia.

Jeden komentarz do “Rejent Milczek nad Moskwą

  1. lesst@onet.eu

    Godne uwagi, ze nareszcie cos sie szanownej pani spelnilo w przepowiedniach.Ja jednak o czyms innym. Wychodzi, ze w spoleczenstwie obywatelskim otwartym czlowiek wygadany ma miazdzaca przewage nad czlowiekiem malomownym. Przy czym zupelnie niezaleznie od kompetencji. Godne odnotowania. Tylko w spoleczenstwie niedemokratycznym malomowny fachowiec ma szanse.Niech pani zwroci uwage, ze czlkiem inaczej jest w realnym sektorze gospodarki. Gdzie trzeba zarabiac, pieniacze sa eliminowani bardzo szybko.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *