Święto, święto i po święcie

4 listopada jest w Rosji od pięciu lat obchodzony jako Dzień Jedności Narodowej. Miał przesłonić bolszewicką tradycję świętowania dnia rewolucji październikowej 7 listopada – siódmy nie jest już wyróżniany czerwonym drukiem w kalendarzach. Święto nawiązuje do daty (czysto umownej, jak twierdzą historycy) wygnania z Kremla „polskich interwentów” w 1612 roku. Miało też znamionować koniec Smuty.

Czy „nowa świecka tradycja” zakorzeniła się w świadomości Rosjan? Badania państwowego ośrodka WCIOM mówią, że nie. 4 listopada jest postrzegany jako ustanowiony przez władze odgórnie dzień świąteczny, ale ludzie nie za bardzo wiedzą, w jakiej sprawie: tylko jeden procent Rosjan uważa to święto za ważne dla siebie, aż 80 procent nie umiało wyjaśnić, na cześć jakiego wydarzenia historycznego obchodzi się to święto. W ubiegłych latach w programach telewizyjnych, propagujących nowe święto czy podczas oficjalnych uroczystości gęsto pojawiały się „z podkręceniem” wątki antypolskie. W tym roku zostało to wyciszone do minimum.

Zastanawiające jest to, że rzucone odgórnie hasło jedności narodowej zostało podjęte przez dwie diametralnie różne grupy aktywnych Rosjan (przeważnie w bardzo młodym wieku): wszelkiej maści radykalnych nacjonalistów, rasistów i ksenofobów oraz prokremlowskie młodzieżówki. Wczoraj w Moskwie odbyły się dwa marsze.

Jeden zgromadził około pięciu tysięcy uczestników (według ocen organizatorów – 15 tys.) i odbył się pod hasłami „Rosjanie, łączcie się!”, „Wyzwolimy Rosję”, „Przyszłość należy do nas”, „Wolna Rosja – rosyjska władza”, „Moskwa to rosyjskie miasto”. Władze Moskwy zezwoliły na przeprowadzenie demonstracji w dzielnicy Lublino (jedna z wielu moskiewskich „sypialni”-blokowisk). Demonstranci wykrzykiwali nacjonalistyczne hasła, wznosili w górę prawą rękę w geście pozdrowienia (z wysuniętymi dwoma palcami, a nie wyprostowaną dłonią). Na czele kolumn maszerowali przywódcy różnych radykalnych ugrupowań – wyróżniał się m.in. brodaty lider zdelegalizowanego Sojuszu Słowiańskiego Dmitrij Diomuszkin (Demushkin) i przewodniczący organizacji nawołującej do wyrzucania z Rosji imigrantów Aleksandr Biełow.

O demonstracji nacjonalistów nie było ani słowa w dziennikach telewizyjnych. Wiele miejsca poświęcono oficjalnemu marszowi, który – co ciekawe – też się odbył pod hasłem „Russkij marsz” (wcześniej tak zatytułowane marsze odbywali wyłącznie nacjonaliści).

Na ten oficjalny marsz przyszło/przyjechało/(a przede wszystkim)było dowiezionych/ 20 tysięcy aktywistów prokremlowskiej młodzieżówki „Nasi”. Uczestnicy piętnowali tych, którzy sprzedają alkohol nieletnim, handlują narkotykami, kupczą ciałami młodych dziewcząt itp. Zdjęcia z ich podobiznami niesiono w pochodzie na tabliczkach z napisami „Hańba Rosji”. Przeciwstawiono im weteranów wojny, których portrety podpisano „Cześć Rosji”. W demonstracji nie dało się zauważyć ani jednej rosyjskiej flagi. Padał deszcz, wiał wiatr, radości ani entuzjazmu jakoś nie było.

Święto 4 listopada ma jeszcze jeden wymiar: cerkiewny. I głównie ten wymiar starano się wczoraj w relacjach głównych kanałów państwowej telewizji uwypuklić. Na placu Czerwonym odbyło się uroczyste poświęcenie odrestaurowanej naściennej ikony nad jedną z bram Kremla. Poświęcenia dokonał patriarcha Cyryl. Podkreślano, że to szczególnie ważne w dniu poświęconym ikonie Matki Boskiej Kazańskiej, cudami słynącej obrończyni miasta i kraju.

Na Kremlu odbyło się uroczyste wręczenie odznaczeń dla zasłużonych dla rosyjskiej kultury cudzoziemców (wśród odznaczonych była m.in. wiecznie dziewczęca Mirelle Matthieu, a także tłumacz poematu Puszkina „Eugeniusz Oniegin” na język abchaski) i przyjęcie. W przedsięwzięciu brał udział prezydent Miedwiediew.

W kilku miastach miejscowe władze wpadły na nieco mniej pompatyczne pomysły: w Krasnojarsku młodzież wypełniła wielką mapę Rosję narysowaną na głównym placu miasta, w niebo wypuszczono setki baloników w trzech kolorach narodowej flagi, a w Jekaterynburgu ugotowano największy pieróg z mięsnym farszem, który po ugotowaniu w ogromnym kotle wszyscy społem zjedli niezależnie od narodowości i koloru skóry.

Pięć lat to bardzo mało, aby powstały i utrwaliły się nowe rytuały święta. „Ona nie może się tak nazywać – Tradycja” – mówił bohater niezapomnianego „Misia”. Na razie święto 4 listopada jest takim „misiem” właśnie. Na dodatek, jak się wydaje, autorzy pomysłu już zapomnieli, po co to święto ustanowili – doraźne cele polityczne mają to do siebie, że się często zmieniają. A nacjonaliści się cieszą.

Jeden komentarz do “Święto, święto i po święcie

  1. ~vandermerwe

    Mialem nic nie pisac, jednak po kolejnej lekture tekstu, doszedlem do wniosku, iz jest on jak najbardziej uniwersalny i( z niewielkimi poprawkami) pasuje do wielu nacji. Wezmy chocby Polske- jest w nim wszystko o Polsce i spoleczenstwie, swieto, ktorego znaczenia nie rozumiemy, propaganda „anty….”, ugrupowania skrajne, ktore twierdza, ze reprezentuja narod i jego wartosci, jest jeszcze kosciol – nic dodac nic ujac, Ojczyzna. Lza sie w oku kreci.Pozdrawiam

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *