Archiwa tagu: Ukraina

Rosja + Krym = ?

„Obama, zajmij się Alaską”, „Wierzymy Putinowi”, „Cudzego nam nie trzeba, swoje obronimy” – to kilka z licznych haseł towarzyszących zebranym dziś na placu Czerwonym w Moskwie. Przyszło – wedle oficjalnych danych – 110 tysięcy, by zamanifestować aprobatę dla krymskiego Blitzkriegu prezydenta Putina (według reporterów portalu Slon.ru żadną miarą nie mogło być tyle osób, na placu nie było ścisku. Ale aplauz był. I to jaki!). Sam prezydent wystąpił przed tłumem, wznoszącym okrzyki „Rosja, Rosja” i „Putin, Putin”. Powiedział: Po długim i wyczerpującym rejsie Krym i Sewastopol nareszcie zawinęły do rodzimej przystani. Na stałe.

Wcześniej w dłuższym wystąpieniu przed Zgromadzeniem Narodowym (obie izby parlamentu) i licznymi przedstawicielami najwyższych władz państwowych, religijnych i biznesowych przedstawił nową poolimpijską twarz Rosji. Odniósł się do najnowszych wydarzeń. Referendum na Krymie jest prawomocne; Ukraina nadal znajdująca się w szponach banderowców i antysemitów poduszczanych przez wiadomych sponsorów zasługuje na pomoc (jesteśmy jednym narodem), Ukraina to ból; Zachód przekroczył granice [przyzwoitości], ale teraz niech przestanie histeryzować i uzna Rosję za zasługującego na respekt gracza; Niemcy powinni zrewanżować się za wsparcie Rosji w dziele zjednoczenia państw niemieckich; kto nie wierzy, jest piątą kolumną; rozpad ZSRR doprowadził do wielu „upuszczeń” i błędów, teraz to naprawimy, Rosja została okradziona, a nawet ograbiona, ma prawo upomnieć się o swoje. Zwraca jeszcze uwagę serwilistyczny gest wobec Chin.
Na Kremlu zaraz po orędziu prezydenta podpisano w te pędy umowy o przyjęciu „niepodległego” Krymu i wydzielonego miasta Sewastopola w skład Federacji Rosyjskiej. Jeden z sygnatariuszy – szpakowaty pan z bródką wystąpił w czarnym swetrze (i tak dobrze, że nie w szortach – skomentowali opozycyjni obserwatorzy). Był to wybrany na wiecu pod koniec lutego „ludowy” mer miasta Sewastopol Aleksiej Czałyj.

Pan prezydent długo zaprzęgał, szybko pojechał. Zaprzęgał, wprowadzając od swego powrotu na Kreml dwa lata temu jeden za drugim akty prawne pozwalające na kontrolowanie wszystkiego, co się rusza, czyszcząc i tak już wyczyszczoną polityczną polankę, konserwując beton i betonując konserwę, stwarzając atmosferę oblężonej twierdzy, odbudowując militarną stronę mocy, doskonaląc metody propagandy. I teraz wszystko się przydało. Objęcie Krymu błyskawiczną opieką przy pomocy anonimowych „zielonych ludzików” poszło jak z płatka. Parlament przyjął posłusznie, sprawnie i szybko wszystkie listki figowe, by stworzyć pozory działań zgodnych z prawem.
Środowiskiem naturalnym nowej rosyjskiej polityki będą ruchome piaski. „Prezydent Putin szuka argumentów, by zmusić społeczność międzynarodową, aby uznała prawo Rosji do robienia tego, co uważa ona za stosowne w sferze interesów narodowych” – pisze politolożka Tatiana Stanowaja.

Jak szybko odżyły w rosyjskim społeczeństwie sowieckie klisze, tęsknoty za utraconym mocarstwowym rajem. Reanimowano demony odwetu, odebranie Krymu jest postrzegane jako przywrócenie sprawiedliwości dziejowej. To swego rodzaju rekompensata, wywołująca bezrefleksyjną euforię. No i teraz znów jesteśmy razem! Ostatnie sondaże wykazują wzrost poparcia dla Putina.

Sankcje? Za co? Ale skoro taka wola – to proszę bardzo. Zresztą Rosja odpowie „adekwatnie”. Dotychczasowe sankcje towarzysko są może i nieprzyjemne, ale gospodarczo na razie niedotkliwe. Prezydent po raz kolejny zaprezentował rozczarowanie co do postawy Zachodu. Deputowani Dumy Państwowej w ramach akcji solidarnościowej z posłanką Mizuliną, umieszczoną na liście polityków objętych symbolicznymi sankcjami Zachodu, zaproponowali, by wszystkich deputowanych wpisać na tę listę. „Nacjonalizacja elity” też poszła błyskawicznie. Według nowej mody, nieładnie teraz mieć gustowny pałacyk na Riwierze czy apartament w Miami, teraz ładnie jest jeździć na Krym, do Soczi i inwestować w kraju lub blisko za granicą (najbogatszy z rosyjskich krezusów Aliszer Usmanow sprzedał ostatnio swoje akcje Apple i Facebook i zainwestował w chińską firmę o wymownej nazwie Alibaba Group Holding; Usmanow doskonale wyczuwa kierunki politycznych wiatrów). Z sankcji Zachodu rosyjska wierchuszka śmieje się do łez. A łzy żalu być może roni w zaciszu kurnej chaty na Rublowce.

Wypatrywałam wśród siedzących w kremlowskim pałacu deputowanych i innych zaproszonych gości Wiktora Janukowycza. Ostatnio przecież został pokazany – jak sam to określił – „żywy”, obiecał, że nie zostawi Ukrainy. Widocznie może siedzieć w Rostowie u kolegi, a moskiewskie salony – nie dla niego.

Listy i lista

Od razu uprzedzam, że będzie bardzo dużo nazwisk. Kiedyś Lenin powiedział, że kadry decydują o wszystkim. W związku z wydarzeniami na Ukrainie warto zrobić taki mały przegląd kadr.

Pytanie zadane w latach trzydziestych przez pisarza Maksyma Gorkiego: „Z kim jesteście, mistrzowie kultury?”, wymagające w tworzącej się wtedy nowej socjalistycznej rzeczywistości jasnej deklaracji od ludzi sztuki – to znaczy czy są za wodzem, czy przeciw – w dzisiejszej sytuacji znów staje się aktualne. Ministerstwo Kultury zorganizowało akcję zbierania podpisów pod listem popierającym stanowisko prezydenta Rosji w sprawie Ukrainy i Krymu. Urzędnicy ministerstwa dzwonili do poszczególnych twórców i pytali, czy zgadzają się oni umieścić swoje nazwisko pod listem. Obecnie figuruje pod nim 515 nazwisk. Wśród nich m.in. dyrektor Mosfilmu Karen Szachnazarow, kierownik artystyczny Teatru Maryjskiego Walerij Giergiew (zawsze popierający Putina), aktor Siergiej Biezrukow (o którym mówią, że zagra wszystko, ostatnio dowcipnisie podejrzewali, że wystąpił na Majdanie w roli Julii Tymoszenko), piosenkarze – Waleria, Gazmanow, Rastorgujew (zespół Lube, ulubiona kapela Putina). Niektórzy z sygnatariuszy indagowani przez dziennikarzy, dlaczego złożyli podpis, nie potrafili wyjaśnić, dlaczego zdecydowali się na ten krok. Dziwnej odpowiedzi udzielił Oleg Tabakow: „Bo w moich żyłach płynie krew rosyjska, ukraińska, polska i mordwińska”.

Jasno swoją pozycję potrafią natomiast argumentować inni twórcy kultury, którzy podpisali inny list, a właściwie kilka listów. Oddzielnie wystąpili filmowcy – odpowiedzieli na antywojenny apel ukraińskich kolegów po fachu. „Jesteśmy przeciwko antyukraińskiej kampanii, rozpętanej przez rosyjską telewizję państwową. Podobnie jak wy, jesteśmy kategorycznie przeciwko kłamliwemu przedstawianiu wydarzeń na Ukrainie, a tym bardziej jesteśmy przeciw rosyjskiej interwencji zbrojnej na Ukrainie. Jesteśmy po stronie prawdy, jesteśmy z wami!”. Pod listem otwartym podpisali się m.in. Witalij Manski, Andriej Smirnow i Aleksiej Popogriebski. Osobny list napisał Aleksandr Sokurow.

O listach – za i przeciw – środowisk literackich pisałam kilka dni temu (http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/03/10/panie-i-panowie-zamykamy/). 13 marca z kolejnym listem apelem, antywojennym krzykiem rozpaczy wystąpiła grupa rosyjskiej inteligencji. „Nie po raz pierwszy w rosyjskiej historii ludzi, nie godzących się z agresywną mocarstwową polityką państwa ogłasza się wrogami ludu. Nie po raz pierwszy wiernopoddaństwo ceni się wyżej niż postawę obywatelską. Rozlew krwi na Krymie będzie hańbą Rosji…”. Tutaj też jest kilkaset podpisów: reżyser Andriej Zwiagincew, muzycy Jurij Szewczuk, Borys Griebienszczikow, Andriej Makariewicz, dziennikarze, pisarze, filozofowie, krytycy, aktorzy, fizycy.

Wśród dziennikarzy byli między innymi pracujący w portalu Lenta.ru. Kilka dni temu za zamieszczenie wywiadu z aktywistą Prawego Sektora z posady wyleciała redaktor naczelna. W geście solidarności dziennikarze odeszli też. Lenta nie była portalem opozycyjnym – rzetelna informacja i tyle. Lojalność i neutralność. Ale widocznie w dzisiejszej sytuacji rozpasanej militarystycznej gorliwości, jaka panuje w Rosji w związku z aneksją Krymu, neutralność to już za mało. Nawet ona jest groźna. Już nie wystarczy po prostu informować. Trzeba się zaangażować i z żarem prezentować kłamliwą wersję władz. Wczoraj wieczorem zablokowano dostęp do kilku stron internetowych, opozycyjnych wobec Kremla, niszowych. A także dostęp do blogu Aleksieja Nawalnego, skazanego na areszt domowy. Po kilku godzinach groźna formułka „Niedostępne na mocy decyzji Prokuratury Generalnej” o dziwo zniknęła. Pojawi się znów? Kiedy? Za co? Nie wiadomo. Ale koniec złudzeń, panowie, przykręcamy śrubę na całego.

A towariszcz Wołk kuszajet i nikogo nie słuszajet (a towarzysz Wilk je i nikogo nie słucha). Żadne pokojowe apele – ani twórców, ani polityków – nie przemawiają do prezydenta Putina. Rosyjscy oficjele próbują przekonać Rosjan, Ukraińców i cały świat, że Rosja nie jest stroną konfliktu, została weń co najwyżej wciągnięta, a wszystko to wewnętrzna sprawa Ukrainy, jej konflikt wewnętrzny… Prezydent Putin nie przyznaje się do „zielonych ludzików” paradujących po Krymie z bronią. Na pewno będą świetnymi neutralnymi obserwatorami prawomocnego referendum.

Niemiecka prasa opublikowała dzisiaj listę nazwisk rosyjskich polityków i wysokich urzędników, którzy najprawdopodobniej zostaną objęci sankcjami UE i USA, jeżeli nie uda się wypracować wspólnego stanowiska wobec referendum na Krymie (dzisiaj ministrowie spraw zagranicznych Rosji i USA rozmawiali pięć godzin i pozostali przy swoim). Prawdziwy kwiat rosyjskiego beau monde’u politycznego: wicepremier Dmitrij Rogozin, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Nikołaj Patruszew, strateg politycznych gier Władisław Surkow, szef prezydenckiej administracji Siergiej Iwanow, złotousty Władimir Żyrinowski i in. A także prezes koncernu Rosnieft’ Igor Sieczin i szef Gazpromu Aleksiej Miller.

Ta lista, te nazwiska, te sankcje za eskalowanie napięcia wokół Krymu – to jeszcze nic pewnego. Okaże się 17 marca, po referendum. Rosja na razie odgraża się, że odpowie na sankcje Zachodu „odpowiednio”.

Panie i panowie, zamykamy!

„Myślę, że to, co się dzieje na Ukrainie – jest straszne. Ale to, co się dzieje w Rosji – jest o wiele straszniejsze” – Borys Chersoński, poeta z Odessy.
Jest taki obraz radzieckiego malarza Aleksandra Dejneki – górą po wiadukcie idą ludzie, zakutani w płaszcze, samotnie i grupkami, zwyczajni ludzie, dołem, w przeciwnym kierunku, pod tymże wiaduktem też idą ludzie, ale nie są już zwyczajni: idą w szyku, każdy ma na ramieniu broń. Patrząc na ten obraz zawsze myślałam, jak łatwo jest tych zwyczajnych ludzi z góry wiaduktu zmienić w ludzi z karabinem, jak łatwo obudzić demony wojny. Jak łatwo zejść z górnego poziomu wiaduktu, ale jak trudno znów nań wejść.
Z rosnącym niepokojem patrzę na to, z jaką łatwością, jak skutecznie oficjalna propaganda kremlowska otumania, jak wszystkie tuby propagandowe dmą w quasi-patriotyczne trąby, jak sprawnie przypinają fałszywe łatki, jak wypaczają rzeczywistość, jak umiejętnie porcjują półprawdy i kłamstwa, jak zuchwale uzasadniają agresję na sąsiadów. Jak mocny jest głos nienawiści, jak mocny jest głos kłamstwa, a jak słaby głos rozsądku, wzywający do opamiętania, do przywrócenia proporcji, do mówienia prawdy, do zaniechania agresji.
Reżyser Aleksandr Sokurow powiedział: Jestem porażony tą absolutną fascynacją wojną. Jestem porażony jednomyślnością Rady Federacji głosującej w kwestii, powiedziałbym, tragicznej [chodzi o głosowanie 1 marca – Rada udzieliła prezydentowi zgody na wprowadzenie wojsk rosyjskich na terytorium Ukrainy]. Nikt nie zapytał, nie miał cienia wątpliwości co do tego, czy należy wprowadzać wojska. Nikt się nie zająknął, nawet nie próbował prezydentowi zadać pytania, dlaczego mamy wprowadzać wojska, dlaczego nie możemy rozwiązać problemu na drodze politycznej, członkowie Rady nie pomyśleli o ofiarach – a chodzi przecież o życie naszych rodaków. […] Tak fundamentalna kwestia nie wywołała dyskusji. Odniosłem wrażenie, że wszyscy się momentalnie zakochali w rozwiązaniu siłowym.
Pod auspicjami władz odbywają się w wielu rosyjskich miastach wiece poparcia. Nie bardzo tylko mogę wywnioskować, co w istocie popierają uczestnicy wyposażeni w rosyjskie flagi i hasła „Wierzymy Putinowi”. W Moskwie w piątek zebrano pod murami Kremla 65 tysięcy ludzi. Z trybuny przemawiali przedstawiciele samozwańczych władz Krymu. To dla nich to poparcie? Dla samozwańców? Poparcie dla aneksji kawałka cudzego terytorium? Dla siłowego rozwiązania problemu, o którym mówił Sokurow? Dla rozpętania wojennej zawieruchy?
Dziś na antywojennej pikiecie w Moskwie zebrało się trzysta pięćdziesiąt osób. Tym razem uczestników nikt nie szarpał za klapy i nie wsadzał do suk. Organizatorzy mieli zgodę władz miasta na udział w proteście pięciuset osób. Nawet tyle nie przyszło. W sobotę ma się odbyć „Marsz pokoju”, protest przeciwko wojnie. Ile osób przyjdzie?
Część pisarzy ze Związku Pisarzy Rosji poparła agresywną politykę Putina. Zdaniem sygnatariuszy listu, kierownictwo Euromajdanu doszło do władzy nielegalnie i zamiast zająć się zaprowadzeniem porządku i zapewnieniem bezpieczeństwa obywateli, zatroszczyło się o zakaz języka rosyjskiego i prześladowaniem wszystkich, kto mówi po rosyjsku [to typowa kalka z kremlowskiej propagandy, która wykorzystuje uchylenie ustawy językowej przez Radę Najwyższą Ukrainy; uchylenie jednak nie weszło w życie – nie podpisał aktu p.o. prezydent Turczynow]. W tych okolicznościach pisarze popierają decyzję władz, by okazać wszechstronną pomoc narodowi ukraińskiemu i narodom Krymu.
Druga część pisarzy z prezesem PEN Center Andriejem Bitowem w odpowiedzi na list ukraińskich kolegów zaniepokojonych agresją Rosji napisała: „Stanowisko rosyjskiego rządu uważamy za nadzwyczaj niebezpieczne, […] występujemy przeciwko dezinformacyjnej polityce rosyjskich mediów i promowaniu nienawiści i agresji. Wprowadzenie rosyjskich wojsk na terytorium Krymu, choćby zakamuflowane, oznacza początek działań zbrojnych. Wzywamy rosyjski rząd do zaniechania tych niebezpiecznych gier. […] Za naszą i waszą wolność!”. List podpisała m.in. Ludmiła Ulicka. Ostatnio w audycji Echa Moskwy powiedziała, że zastanawiają się w gronie bliskich znajomych, w ile wagonów się pomieszczą, jeśli władza zechce się ich pozbyć, tak jak kiedyś władza radziecka pozbyła się niechcianych inteligentów (statek filozofów w 1922 r.). Ludzie myślący są w czasach nakręcania wojennej retoryki zbędni, wręcz szkodliwi.
Kilku rosyjskich muzyków rockowych wystąpiło z listem otwartym. Zwrócili się do dwóch bratnich narodów – Rosji i Ukrainy – by nie dopuściły do wojny. Ale na wspomnianym wiecu przed 65-tysięczną wystąpiła grupa Lube, grająca patriotycznego rocka, sławiącego rosyjski oręż, przed którym drży cały świat. Śpiewający na Majdanie Swiatosław Wakarczuk z Oceanem Elzy zapowiedział, że pojedzie na Krym z „koncertami pokoju”. Kilka tygodni temu znany z konserwatywnych, jedynych słusznych poglądów deputowany petersburskiego zgromadzenia Witalij Miłonow nie dopuścił do występów ukraińskich muzyków.
Na Krymie nie można od przedwczoraj oglądać ukraińskich kanałów telewizyjnych. Dlaczego? Nie wiadomo. Rosyjską telewizję można oglądać tu bez przeszkód. Poważne przeszkody napotykają na Krymie zagraniczni dziennikarze, o tym rosyjskie telewizje jednak nie mówią. W ukraińskich obwodach graniczących z Rosją wyłączono z kolei sygnał rosyjskich stacji telewizyjnej. Za to, że kłamią. Rosyjska Duma poczuła się bardzo tym zaniepokojona.
Od co najmniej tygodnia zablokowany jest dostęp (ze strony internetowej stacji) do politycznego talk show rosyjskiego programu Pierwyj Kanał „Politika”. Dalibóg, trudno dociec, dlaczego – to w pełni błagonadiożnyj program, realizujący linię polityczną Kremla. Może coś wyrwało się spod kontroli?
Od co najmniej dwóch tygodni na terytorium Federacji Rosyjskiej zablokowany jest dostęp do mojego blogu. „Z przyczyn technicznych”, ma się rozumieć.
Ale gry w zamykanie i otwieranie przestrzeni Rosjan za bardzo nie troskają. Według ostatniego sondażu Centrum Lewady badającego, co najbardziej niepokoi Rosjan, tylko 4 procent pytanych wyraziło zaniepokojenie ograniczeniem swobód i praw obywatelskich, najbardziej (50 procent) respondenci byli zaniepokojeni wzrostem cen. Wielu ekspertów przewiduje, że w związku z interwencją wojskową na Ukrainie nastąpią istotne zmiany wewnątrz Rosji, dotyczyć one będą głównie ograniczania swobód i praw obywatelskich. Jak wynika z sondażu, przejmie się tym najwyżej cztery procent Rosjan.

Co dwa pytania, to nie jedno

Kreml się niecierpliwi. Dwa dni temu prezydent Putin dał do zrozumienia, że jest gotów podjąć rozmowy z Kijowem („częściowo prawowite władze” tam wszakże są) i negocjować taki format rządów na Ukrainie, który uwzględniałby interes Moskwy. Tymczasem ukraiński premier Jaceniuk pojechał do Brukseli.
Nastąpiło zawrotne przyspieszenie wydarzeń wokół Krymu. Jeszcze wczoraj nowe władze Krymu, które same siebie mianowały w niewyjaśnionych okolicznościach, mówiły, że referendum w sprawie dalszego statusu półwyspu odbędzie się 30 marca (pierwszy termin sprzed kilku dni przewidywał referendum na 25 maja) i że zapytają mieszkańców o jedno: czy poszerzyć zakres autonomii (którą Krym w ramach Ukrainy ma). Dziś sytuacja się gwałtownie zmieniła. Okazało się, że uczestnicy referendum mają odpowiedzieć na dwa pytania, innej treści niż początkowo planowane: (1) Czy jesteś za wstąpieniem Krymu w skład Federacji Rosyjskiej jako podmiot federacji? (2) Czy jesteś za powrotem do konstytucji Krymu z 1992 roku? [przewidującej Krym jako państwo skonfederowane z Ukrainą traktatowo]. „Nie zdziwię się, jeśli jutro rano włączę telewizor i dowiem się, że referendum na Krymie odbyło się już w miniony weekend. Znane są też dwa warianty odpowiedzi: Tak, nie chcę, Nie, nie chcę” – komentują blogerzy.
Pewną formą podpowiedzi jest przyjęta dziś przez Radę Najwyższą Autonomicznej Republiki Krym uchwała o wejściu Krymu w skład Federacji Rosyjskiej. Do prezydenta Rosji wystosowano odpowiednie wnioski o wszczęcie procedury przyłączania Krymu. Prezydent został o uchwale krymskiego gremium poinformowany. Nie wypowiedział się jednak na ten temat, a zwołał posiedzenie Rady Bezpieczeństwa. Znów w sprawie sytuacji na Ukrainie. I znów za szczelnie zamkniętymi drzwiami.
Referendum miałoby się odbywać w obecności „przyjemnych ludzi” w mundurach bez naszywek, którzy patrolują półwysep, blokują jednostki wojsk ukraińskich i trzymają straż wokół siedzib lokalnych władz. „Przyjemni ludzie” nadal nie mają narodowości ani przynależności państwowej – Moskwa w dalszym ciągu nic nie wie o tym, że dokonała na Krym (terytorium suwerennego państwa) niesprowokowanej interwencji wojskowej i pogwałciła tym samym prawo międzynarodowe i umowy z Ukrainą. „Przyjemni ludzie” sięgają do coraz bardziej drastycznych metod zmuszania żołnierzy ukraińskich do opuszczania zajmowanych obiektów (odcinanie dopływu wody, prądu, pogróżki). Zatopiono jeden ze złomowanych okrętów należących do rosyjskiej Floty Czarnomorskiej w taki sposób i w takim miejscu, by unieruchomić jednostki ukraińskiej Floty Czarnomorskiej.
Samozwańcze władze Krymu podlewają oliwy do ognia – wicepremier stwierdził dzisiaj, że ukraińskie wojsko zostanie uznane za okupantów Krymu.
Społeczność tatarska sprzeciwiła się decyzji w sprawie referendum, przeprowadzanego pod lufami karabinów. Tatarzy opowiadają się zresztą za przynależnością półwyspu do Ukrainy. Wczoraj przyjechał ich przeciągnąć na drugą stronę mocy prezydent Tatarstanu (republiki w składzie Federacji Rosyjskiej). Ale nic nie wskazuje na to, by cokolwiek wskórał.
O sytuacji na Krymie mówił w wywiadzie dla Slon.ru opozycyjny deputowany krymskiej Rady Najwyższej Leonid Piłunski: „dzisiaj na przykład na prywatnym kanale telewizyjnym Czernomorka bez żadnych licencji zaczęto nadawać program Rossija 24. W ostatnich dniach specjalny wysłannik sekretarza generalnego ONZ został siłą wsadzony do mikrobusu i odwieziony na lotnisko. Wczoraj i przedwczoraj zostali zabici właściciele nocnych barów, które chcieli przejąć ludzie zasiadający w nowym parlamencie . Wczoraj przypłynął okręt desantowy, na pokładzie którego przypłynęli Kozacy kubańscy”.
Tymczasem rosyjskie media pracują dniem i nocą nad wypreparowaniem takiego obrazka, który pasowałby do oficjalnej linii politycznej: że na Ukrainie są zagrożeni Rosjanie, a cały wschód Ukrainy aż pali się, by wyjść spod władzy Kijowa, ogarniętego banderowskim czadem. Atmosfera jest podgrzewana do białości. Politycy dodają swoje. Wiceprzewodniczący Dumy Państwowej Siergiej Żelezniak po dobroci uprzedza: „Im bardziej nacjonal-radykałowie [na Ukrainie] będą próbować grozić Krymowi i regionom, które tradycyjnie ściśle są związane z Rosją, tym większą antymajdanowską, antybanderowską falę dostaną w odpowiedzi [tak w oryginale]. … To, że te regiony widzą swoją przyszłość wraz z Rosją, a nie z uprawiającymi bandytyzm nazistami, to potwierdzenie tego chaosu i koszmaru, w który wepchnęła Ukrainę banderowska junta, działająca w interesie zachodnich majstrów pociągających za sznurki i niezależnych oligarchicznych książąt”. To taka mała parlamentarna wykładnia słusznego gniewu. Z telewizji też fala za falą spływa braterstwo przetykane fałszywkami. O napływie uchodźców z Ukrainy, ogarniętej katastrofą humanitarną, o przygotowywanym na Ukrainie przejściu z cyrylicy na latinkę, o wielkich manifestacjach we wschodnich regionach Ukrainy domagających się więcej Rosji. Duma już przystępuje do prac nad ustawą o karaniu za „antyrosyjskie” publikacje w mediach. Co to znaczy „antyrosyjskie”?
Wszystkie ręce na pokład. Premier zapowiedział, że już wkrótce nastąpi uproszczenie procedury przyznawania rosyjskiego obywatelstwa, a Duma wszczęła prace nad nowelizacją ustawy ułatwiającej włączanie nowych podmiotów do Federacji Rosyjskiej.
Wszystko to jest mocno niepokojące. Wygląda na to, że Rosja bardzo chce jak najszybciej połknąć Krym. Ma to chyba być coś w rodzaju nagrody pocieszenia dla społeczeństwa rosyjskiego i dla samego prezydenta Putina, który chce w ten sposób sobie i swoim zwolennikom wynagrodzić wizerunkowe straty na Ukrainie i pokazać, że jest twardy. Bo to się rodakom podoba. Publikowane ostatnio badania opinii publicznej wykazują maksymalne wartości: 67 procent poparcia dla lidera. A lider znalazł się na liście pretendentów do Nagrody Nobla. Pokojowej – gdyby Państwo mieli wątpliwości.

Jak panu do twarzy w masce Machiavellego

Nowo-Ogariowo, godzina 15 czasu moskiewskiego, dziennikarze czekają od trzech godzin na spotkanie z prezydentem Władimirem Putinem. Prezydent właśnie zakończył inspekcję zachodnich garnizonów i wreszcie znalazł czas na wyjaśnienie swojego stanowiska wobec wydarzeń na Ukrainie ze szczególnym uwzględnieniem wysłania wojsk na Krym.
Prezydent jak zwykle z wdziękiem spóźniony, zasiada w firmowej pozie w fotelu. Na początku jest trochę spięty, ale szybko przechodzi do rzeczy.
Na razie (podkreślmy) nie widzi konieczności, aby rosyjskie wojska miały wkraczać na Ukrainę. Ale papier na to w razie czego ma: prezydent Janukowycz (jedyny prawowity, choć całkowicie pozbawiony władzy i politycznej przyszłości) poprosił go dwa dni temu o to, by w obronie Ukraińców armia rosyjska wkroczyła na Ukrainę. Poza tym przecież Rada Federacji dała już swoją zgodę. [Rada Najwyższa Ukrainy podczas dzisiejszych posiedzeń przypomniała, że zgodnie z przepisami to parlament, a nie prezydent może decydować o zapraszaniu obcych wojsk na swoje terytorium, jeżeli taki list w ogóle istnieje i został podpisany przez Janukowycza, to należy go zakwalifikować jako zdradę stanu]. Wojska wkroczą, jeśli rozpoczną się prześladowania Rosjan lub Ukraińców, którzy nie uznają władz w Kijowie. Władzom w Kijowie swoją drogą prezydent doradził, aby jak najszybciej zorganizowały wybory i jakoś się umocowały prawnie, bo na razie umocowane nie są. To znaczy – niektórzy są, a inni nie za bardzo. W tym miejscu coś w logice wywodu zazgrzytało: bo niby Rada Najwyższa częściowo (tajemnicza sprawa) jest prawomocna, ale „inne organy” – to już nie. Taki Turczynow, p.o. prezydent, absolutnie nie. Ale w dalszej części wypowiedzi prezydent Putin oznajmił, że rząd („inne organy”) jednak się kontaktują z rosyjskimi odpowiednikami. On sam chętnie by zobaczył w Moskwie Julię Tymoszenko, mile wspomina ich spotkania. [Bonaparte w spódnicy przedwczoraj wycofała się z pomysłu wyprawy na Kreml, ale po takim zaproszeniu – kto wie]. I jeszcze jedno: na pytanie, czy Moskwa uzna wybory na Ukrainie, prezydent odpowiedział, że uzna albo nie uzna. Ciekawe, od czego to będzie zależało.
Zmiany, które zaszły na Ukrainie, prezydent Putin nazwał przewrotem antykonstytucyjnym i zbrojnym zamachem stanu. Pod koniec wystąpienia nawiązał do opinii ekspertów, którzy z kolei nazywali wydarzenia w Kijowie rewolucją. „Jeśli była to rewolucja, to [w jej wyniku] powstaje nowe państwo. A my z rządem tego państwa żadnych umów nie zawieraliśmy”.
Kto wywołał tę rewolucję/przewrót/zamach stanu? Była świetnie zaplanowana, co do tego prezydent Putin nie ma wątpliwości. O autorach tego planu rosyjska telewizja opowiada kilkadziesiąt razy dziennie. Partnerzy zachodni mają odmienne zdanie, chętnie stosują podwójne standardy (Afganistan, Kosowo). Prezydent Putin z nimi rozmawia. Poufnie.
Generalnie Rosja czuwa, aby w tym chaosie do władzy na Ukrainie nie dorwały się nieodpowiedzialne elementy. Czuwa i będzie czuwać.
Po Krymie paradują, jak się okazuje, nie rosyjscy żołnierze, a samoobrona Krymu „w mundurach, które można kupić w sklepie” [naszywek nie mają, to fakt]. A nowe władze Krymu – w przeciwieństwie do tych w Kijowie – zostały wybrane zgodnie z procedurami i mają legitymację [nowy premier wybrał się w Radzie Najwyższej Krymu bez zarejestrowanego i potwierdzonego kworum]. Regiony powinny jego zdaniem przeprowadzić lokalne referenda w sprawie swojego statusu [scenariusz federalizacji Ukrainy, jak widać, nadal jest w grze].
Było podczas prezydenckiego wystąpienia kilka iskrzących momentów. Kiedy jedna z dziennikarek zaczęła zadawać pytania o to, kto wydał rozkaz strzelania do tłumu na Majdanie, prezydent Putin agresywnie jej przerwał i zaczął opowiadać o aktach agresji wobec milicjantów i Berkutu. Prezydent nieoczekiwanie przyznał, że „częściowo” rozumie ludzi na Majdanie – bo zbuntowali się przeciwko skorumpowanemu systemowi. Głównego hierarchę tego systemu prezydent Putin przyjął na terytorium Rosji z pobudek humanitarnych – w przeciwnym razie zostałby on zabity, wyraził przypuszczenie Władimir Władimirowicz. Ale teraz po prostu Majdan „zmienia jednych żulików na innych”. Znamienna była też krytyka ukraińskich oligarchów, którzy obecnie są mianowani na stanowiska szefów regionów. Ihor Kołomojski, jak się okazuje, wystawił do wiatru nawet [podkreślmy – nawet] Romana Abramowicza. Coś mu miał zapłacić, ale nie zapłacił. Faktycznie, spryciarz. Nawet Abramowicza ograł. W innym miejscu prezydent zapewnił, że żołnierze ukraińscy i rosyjscy nigdy nie będą po dwóch stronach barykady. „Niech no ktoś z wojskowych spróbuje strzelać do swoich ludzi, za którymi my będziemy stać z tyłu. Nie z przodu, a z tyłu. Niech no oni spróbują strzelać do kobiet i dzieci”. To zagadkowa konstrukcja myślowa, podchwycona przez blogerów, którzy zastanawiają się, czy to znaczy, że Putin zamierza gnać przed czołem rosyjskich formacji ukraińskie kobiety i dzieci, żeby ukraińskie oddziały w nich nie strzelały.
Ale żarty na bok, to nie była przyjemna impreza. Raczej złowroga. Prezydent Putin pokazał już światu, że ma karabin, pistolet i granaty też. I dzisiaj powiedział, że nie będzie z nich strzelał. Ale broni nie schował. Rosja teraz się cofnęła przed sięgnięciem po argument siły, ale w zależności od tego, jak się będą rozwijać wydarzenia, odłoży ten argument albo sięgnie po niego ponownie. Jeśli w wyborach wezmą udział siły prorosyjskie i Rosja zyska nowe narzędzia wpływu na decyzje polityczne Ukrainy, to OK, jeśli nie – to zobaczymy. Na razie pozostaje w grze presja siłowa i presja ekonomiczna.
Ciekawy jest komentarz Antona Oriecha na stronie internetowej „Echa Moskwy”: „Co tu ukrywać – [Putin] wszystkich nastraszył. W Rosji, na Ukrainie, w świecie. My rzeczywiście zaczęliśmy myśleć, że nasz prezydent coś nie-hallo. A on po prostu zastosował silnie działający środek. Za to teraz jest gotów do pokojowego dialogu w komfortowej dla siebie pozycji człowieka, który może dyktować warunki, a nie doganiać pociąg, na który się spóźnił. […] Ale Putin miał jeszcze zapas, miał się jeszcze gdzie cofać. W porównaniu z wojną wszystko inne nie jest już tak straszne, prawda? I Amerykanie z Europą odetchną z ulgą, że Rosjanie nie są nienormalni, tylko trochę się za bardzo zdenerwowali. I Ukraińcy odetchną, że nie będą ich bombardować już w tej chwili. I normalni ludzie w Rosji, którzy nie wpadli w militarystyczny amok, ucieszyli się, że hasło „Czołgi na Kijów” pozostanie tylko na plakatach maszerujących pracowników sfery budżetowej [popierających działania Putina]. Nawet giełda zareagowała z optymizmem. Ale strzelba zawieszona w pierwszym akcie tej sztuki, może wypalić w następnych”.
Miejmy nadzieję, że to nie nastąpi.

Obywatele, ojczyzna w niebezpieczeństwie: nasze czołgi na obcej ziemi!

Znowu zaczynam od utworu literackiego – tym razem to słowa wielkiego poety, wspaniałego barda Aleksandra Galicza. Napisał je po interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji w 1968 roku. Ta analogia powtarza się od wczoraj w wielu komentarzach dotyczących sytuacji na Krymie i wokół Krymu.
„W związku z ekstraordynaryjną sytuacją, panującą na Ukrainie, zagrożeniem życia obywateli Federacji Rosyjskiej, naszych rodaków, kontyngentu wojskowego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, rozmieszczonego na mocy międzynarodowej umowy na terytorium Ukrainy (Autonomiczna Republika Krym) na podstawie punktu g części 1 artykułu 102 konstytucji Federacji Rosyjskiej składam w Radzie Federacji Zgromadzenia Narodowego Federacji Rosyjskiej wniosek o użycie Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej na terytorium Ukrainy w celu normalizacji sytuacji społeczno-politycznej w tym kraju”. Taki tekst pojawił się wczoraj na oficjalnej stronie internetowej prezydenta Federacji Rosyjskiej.
Rada Federacji w soboty nie zasiada, trzeba było zwołać posiedzenie w trybie ekstraordynaryjnym. Ilu było senatorów na sali? Tego nikt nie wie. Kamera pokazywała tylko stół prezydialny, za którym siedziało pięcioro funkcyjnych, trybunę, z której występowało kilku „dyskutantów” oraz tablicę, na której wyświetlano wyniki głosowania. Na ogół relacje z Dumy i Rady Federacji poza wyimkami z wystąpień pokazują ogólny plan sali posiedzeń, czasem zbliżenie na tę czy inną ławę poselską, w której wybrańcy narodu rosyjskiego przysypiają lub gwarzą, czytają komiksy czy rozwiązują krzyżówki. Tym razem obeszło się bez wizualnego potwierdzenia obecności 90 (spośród 166) senatorów, którzy podobno byli na sali. W każdym razie głosy 90 senatorów obliczał elektroniczny system do głosowania i wyświetlał je na tablicy. Wniosek prezydenta został przyjęty jednogłośnie: 90 głosów za wprowadzeniem rosyjskich wojsk na terytorium suwerennego państwa ościennego. Nikt nie spytał, w jaki sposób „życie obywateli Federacji Rosyjskiej, życie naszych rodaków” jest zagrożone, kto im grozi i w jaki sposób. I wniosek prezydenta, i przyzwolenie Rady Federacji złamały postanowienia traktatu o przyjaźni z Ukrainą – w tym przede wszystkim punkt o poszanowaniu integralności terytorialnej i zasadę niestosowania siły lub groźby jej użycia.
Zresztą akcja senatorów była już i tak cokolwiek spóźniona – bo już w przeddzień na Krymie wylądowały rosyjskie samoloty transportowe ze sprzętem i ludźmi. Sekretarz prasowy prezydenta Dmitrij Pieskow oświadczył tymczasem, że termin i skala operacji wojskowej na Krymie nie zostały jeszcze określone.
Wczoraj i dzisiaj przez cały czas napływają trwożne wieści. Na Krymie władzę przejęli uzurpatorzy ochraniani przez uzbrojone formacje w maskach i bez. Wypowiedzieli oni posłuszeństwo władzom w Kijowie. Za jedynego prawowitego przedstawiciela władz uważają siebie oraz Wiktora Janukowycza, który przebywa na terytorium obcego mocarstwa. Interwencja wojskowa Rosji na Krymie jest faktem. Krymscy Rosjanie witają rosyjskie wojska. Niektórzy nie kryją radości, niektórzy – obawy, co z tego wyniknie.
Zagrodzono trasę łączącą półwysep z resztą Ukrainy. Na Ukrainie ogłoszono mobilizację.
Grupa robocza przedstawicieli władz Krymu już działa w Moskwie, prosi o pomoc materialną, a ta ma wynieść 6 mld dolarów. Dzięki temu mieszkańcy Krymu będą mieli zagwarantowane wypłaty emerytur i pensji – tłumaczą.
Pierwszą wojnę czeczeńską Rosja z kretesem przegrała w sferze medialnej. Wyciągnięto z tego wnioski. Choćby tylko na użytek wewnętrzny. Dziś na wyczyszczonym z niepożądanych elementów polu informacyjnym bezwstydnie sprzedaje się bezmiar kłamstw i przeinaczeń. Szanowni telewidzowie, którzy nie lubią ruszać się z wersalki i nie mają w zwyczaju weryfikować prawd spływających na nich z ekranu, przyswajają kolejne lekcje nienawiści do najbliższych sąsiadów, narodu bratniego przecież jak żaden inny, a jednocześnie narodu „eurobanderowców”, „faszystów”, „prowincjonalnych prymitywów” (to kilka bardziej przyzwoitych wyrażeń zaczerpniętych z szerokiego strumienia rosyjskiej propagandy). Wczoraj wieczorem podano wiadomość, że lider majdanowej organizacji Prawy Sektor Dmytro Jarosz zwrócił się do lidera kaukaskich dżihadystów Doku Umarowa (który już ma podobno nie żyć – http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/01/18/smierc-po-raz-osmy/), by w odwecie za najazd na Krym dokonali ataków terrorystycznych na Rosję. Dzisiaj Jarosz dementował te rewelacje. Trwa też dezinformacja na temat rzekomego napływu uchodźców ze wschodnich prowincji Ukrainy do Federacji Rosyjskiej – w ciągu dwóch tygodni miało to być nawet 140 tysięcy. Pierwyj Kanał zilustrował ten temat zdjęciami z granicy ukraińsko-polskiej. Odpowiedzią rosyjskich blogerów było zamieszczenie w internecie zdjęcia z przejścia granicznego pomiędzy Rosją a Ukrainą w Niechotiejewce – kompletnie pustego. Podpis pod zdjęciem: To tędy przechodzą tysiące uchodźców z Ukrainy? (http://www.echo.msk.ru/blog/echomsk/1270272-echo/).
Nie wszyscy Rosjanie czerpią wiedzę na temat wydarzeń na Ukrainie z zombojaszczika. Nie wszystkim podoba się polityka „starzejącego się marazmatika” (jak określają Putina liczni uczestnicy dyskusji na forach internetowych). Podczas dzisiejszej demonstracji antywojennej w Moskwie, na którą przyszło ponad tysiąc osób, zatrzymano 360 uczestników, kilkadziesiąt osób – w Petersburgu. Za to podczas 20-tysięcznego marszu popierającego „rodaków na Ukrainie” policja nikogo nie zatrzymywała, wręcz pomagała. W internecie trwa zbieranie podpisów pod protestem przeciwko mieszaniu się przez Rosję w wewnętrzne sprawy Ukrainy. „My, niżej podpisani oświadczamy o niezgodzie na politykę, którą bez żadnych wyjaśnień prowadzą władze naszego kraju w stosunku do Krymu. Ta polityka: przygarnięcie obalonego prezydenta Janukowycza, rozpowszechnianie informacji o nieistniejących „bandach” i prześladowaniach, jakoby zagrażających rosyjskim mieszkańcom Krymu, wreszcie przerzucenie na terytorium Ukrainy choćby nawet tylko ograniczonego kontyngentu – w żadnym razie nie sprzyja podtrzymaniu pokoju na Ukrainie. Wręcz przeciwnie – prowadzi do zaostrzenia i tak skomplikowanej sytuacji”.
Tak ostra, szybka – niespełna tydzień po zakończeniu igrzysk w Soczi – i zdecydowana akcja Kremla wobec Ukrainy może świadczyć o tym, że obalenie Janukowycza Putin uznał za poważną strategiczną porażkę, która położyła się cieniem na jego wizerunku cara, który podnosi z kolan naród rosyjski. Zajęcie Krymu miałoby być sposobem na zneutralizowanie tego nieprzyjemnego dla cara efektu.
Znakomity dziennikarz, pisarz, nieżyjący już dziś wieloletni korespondent Radia Swoboda Piotr Vail napisał kiedyś: „Podwórkowa moralność, równa tej średniowiecznej uznaje, że wielkie mocarstwo to nie to, które stwarza warunki dobrego życia dla swoich, a to, które jest zdolne zabić jak najwięcej obcych”.
Celowo pominęłam w tekście aspekt międzynarodowych reakcji na kryzys wokół Krymu. Bo to temat na oddzielną dysertację. A temat wróci.

Wyspa Krym

Taki tytuł nosi powieść Wasilija Aksionowa z 1979 roku. Według tej polityczno-historycznej satyrycznej fantasmagorii wojna domowa w Rosji zakończyła się inaczej: Krymu (w powieści – wyspy, nie półwyspu) nie podbiła Armia Czerwona, pozostał on odrębnym rosyjskim państwem rozwijającym się tak, jak państwa Zachodu. Wyspa Krym jest zadrą, solą w oku Związku Radzieckiego, alternatywną Rosją, bajkową krainą, do której wzdychają uciemiężeni obywatele wielkiego mocarstwa, socjalistycznej satrapii.
Od kilku dni agencje informacyjne dostarczają z Krymu setki depesz. Wydaje się, że Krym jest oddzielną wyspą, jest poligonem, jest zadrą, jest solą w oku. Lotniska w Symferopolu i Sewastopolu zostały opanowane przez umundurowanych osobników bez dystynkcji, przestrzeń powietrzną Ukrainy odwiedziły dziś rosyjskie śmigłowce bojowe, „moguczaja kuczka” rosyjskich deputowanych rozgląda się pilnie po ulicach Sewastopola, rosyjska telewizja (oglądana tu powszechnie) podsyca strachy przed powtórzeniem się Majdanu na głównym placu Symferopola, Duma Państwowa zarządza przyspieszone prace nad przyspieszonym trybem przyznawania rosyjskiego obywatelstwa obywatelom Ukrainy, Rada Najwyższa krymskiej autonomii „pod ochroną niezidentyfikowanych osób” obraduje bez potwierdzenia kworum, zmienia władze Krymu i rozpisuje referendum w sprawie statusu autonomii na 25 maja, pod siedzibą władz buszują demonstranci w skórzanych kurtkach, jak echo powtarzający za rosyjską telewizją, że „nie wpuszczą banderowców i faszystów na krymską ziemię”, pobrzmiewają wezwania do oderwania Krymu od Ukrainy, ustanowienia oddzielnego państwa lub włączenia do Federacji Rosyjskiej, rosyjski konsulat na Krymie pilnie przygotowuje się do wydawania rosyjskich paszportów byłym funkcjonariuszom byłego Berkutu, dowództwo Floty Czarnomorskiej zapewnia, że podległe jednostki zachowują spokój i neutralność, a pojazdy opancerzone, które jeżdżą po drogach półwyspu, wykonują jedynie rutynowe przejazdy, władze w Kijowie wzywają ONZ do rozpatrzenia sytuacji na Krymie. Tymczasem w nocy z 28 lutego na 1 marca na lotnisko koło Symferopola, jak poinformował przedstawiciel prezydenta na Krymie, przybyło dwa tysiące rosyjskich komandosów. Zdaniem strony rosyjskiej wszystko jest zgodne z zawartymi porozumieniami, które przewidują ochronę miejsc bazowania Floty Czarnomorskiej. Bardzo niewesoło.
Po kilku dniach przebywania na Marsie po ucieczce z Kijowa Wiktor Janukowycz objawił się dziś w Rostowie nad Donem. Oczom i uszom zdumionej publiczności przedstawił swoją deklarację powrotu na Ukrainę. Dziwnym trafem stało się to dzień po tym, jak krymscy Rosjanie oznajmili, że uznają go za prawowitego prezydenta Ukrainy, natomiast nowym władzom w Kijowie – podobnie jak oficjalna Moskwa – legitymacji odmawiają. Jeszcze w poniedziałkowym programie „Polityka” w Pierwszym Kanale rosyjskiej telewizji dobrze poinformowany, bliski Kremlowi politolog Wiaczesław Nikonow określał Janukowycza mianem „zdrajcy”, który haniebnie czmychnął z pola walki. Takie słowa w ustach Nikonowa mogły oznaczać jedno: zdyskredytowany uciekinier nie ma na co liczyć w Moskwie. Tymczasem już dziś Janukowycz, lekko otrzepany z błota, pokazywany jest jako alternatywa dla Majdanu, jako polityk poważnie traktowany na Krymie, mający legitymację władzy prezydent. Co się zmieniło przez te cztery dni? Dojrzał nowy plan? Jaki? Przecież Kreml traktuje Janukowycza jak „szmatę, o którą wyciera się nogi” (cytat z premiera Miedwiediewa), natomiast ta mało szlachetna materia może się przydać do podsycenia nastrojów separatystycznych na Krymie.
Solista kultowej grupy Maszyna Wriemieni, Andriej Makariewicz, ostro pojechał dzisiaj w „Snobie”: „Takiej bezwstydnej propagandy i takiego nagromadzenia kłamstw nie pamiętam od najlepszych Breżniewowskich czasów. Zresztą to nie do porównania – wtedy nie było tylu możliwości. Panowie, co chcecie w ten sposób osiągnąć? Przygotować opinię publiczną na wprowadzenie wojsk na terytorium suwerennego państwa? Odrąbać Krym? KC KPZR, przygotowując się do wkroczenia do Czechosłowacji, nie pytało narodu o zdanie. I co wtedy osiągnęliśmy? Tylko się obsra…śmy przed całym światem. […] Widzę, że pewnej liczbie idiotów i nieuków mimo wszystko udało się przeprać mózgi z pomocą telewizji. Już się rwą z bronią w ręku ratować ludność rosyjskojęzyczną, chociaż ta ludność wcale nikogo na pomoc nie woła. Panowie z telewizji, czego chcecie? Wojny z Ukrainą? Tak jak z Abchazją – to się nie uda: chłopaki na Majdanie zahartowali się w boju i wiedzą, o co walczą – o swój kraj, o swoją niepodległość. A my o co? O Janukowycza?”.
Tymczasem prokurator generalny Ukrainy zapowiedział, że niebawem wystąpi do władz Federacji Rosyjskiej z wnioskiem o ekstradycję ściganego międzynarodowym listem gończym Janukowycza.

Zgubiona legitymacja władzy

Nurt wydarzeń na Ukrainie nadal jest wartki, pełen wirów, mielizn i głębin. Technicznym, pełniącym obowiązki prezydenta Ukrainy został dziś Ołeksandr Turczynow z Batkiwszczyny, wczoraj wybrany na przewodniczącego Rady Najwyższej. Wybory prezydenckie mają się odbyć 25 maja. Wypuszczona na wolność Julia Tymoszenko z trybuny Majdanu wzywała zebranych, by „stali do końca”. Wiktor Janukowycz próbował odlecieć z Doniecka (najprawdopodobniej do Moskwy), ale – według informacji podawanych przez służby graniczne – został zatrzymany. Janukowycz oświadczył w krótkim wystąpieniu telewizyjnym, że nie będzie respektował umów z „bandytami”, nazwał postanowienia Rady Najwyższej zamachem stanu i zapewnił, że nie złoży urzędu (przegłosowane wczoraj odsunięcie Janukowycza od władzy jest, zdaniem ekspertów, niekonstytucyjne; członkowie parlamentu podkreślają jednak, że decyzje dotyczące obsadzenia najważniejszych stanowisk w państwie zostały podjęte w sytuacji, gdy najważniejsi urzędnicy, w tym prezydent, opuścili urzędy i uciekli).
Dziś od rana trwają poszukiwania Janukowycza – na razie bez powodzenia (w niektórych mediach pojawiły się przypuszczenia, że Janukowycz przebywa w ukryciu w obwodzie donieckim, próbuje znaleźć miejsce, do którego będzie mógł wyjechać i targuje się o warunki swej rezygnacji). Przebojem jest natomiast zwiedzanie jego rezydencji w Meżhyrje, nazywanej na Majdanie Megażyrjem (Megatłuszczem, Megachapaniem) – piękny park, pole golfowe, korty tenisowe, stawy, sauny, baseny, fontanny, psiarnia, zoo, gołębniki, ludzie przyjeżdżają masowo na wycieczki (na You tube można oglądać relacje: http://www.youtube.com/watch?v=BCKNbqmOZbc). W internecie można też obejrzeć dokumenty wyłowione z jednego ze zbiorników wodnych na terenie rezydencji, świadczące m.in. o wręczaniu łapówek (http://www.echo.msk.ru/blog/echomsk/1264166-echo/).
Wiele wskazuje na to, że nie udała się próba podburzenia wschodnich regionów Ukrainy do secesji podczas zjazdu Ukraińskiego Frontu w Charkowie (pisałam o tym wczoraj: http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/02/22/zjazd-w-charkowie/). Główni organizatorzy zjazdu gubernator Mychajło Dobkin i mer Charkowa Hennadij Kernes zwiali. Na wiec poparcia dla Janukowycza w jego rodzinnym Doniecku przyszło około stu osób. Kremlowscy inżynierowie dusz, stawiający na scenariusz podziału Ukrainy, federalizacji czy wojny domowej, musieli się dziś obudzić z ciężkim kacem. Fiasko zjazdu w Charkowie nie musi oznaczać, że całkowicie zaniechano gry na separatyzm wschodu i południa Ukrainy. Można się spodziewać, że temat powróci. Obecnie nie ma jednak na czym grać, bo mieszkańcy wschodu – choć nie poparli masowo kijowskiego Majdanu, to też nie występują w obronie Janukowycza.
A czy Moskwa będzie bronić Janukowycza? Obecnie jeśli nawet go wspiera, to robi to po cichu. Przypomnijmy słowa premiera Dmitrija Miedwiediewa sprzed kilku dni, że Janukowycz powinien twardo postępować z wichrzycielami, a nie pozwalać się traktować jak szmata, o którą wszyscy wycierają nogi; czy teraz jeszcze chcą z Janukowyczem na Kremlu rozmawiać, czy już tylko czyszczą obuwie? Wcześniej Rosja podkreślała, że Janukowycz jest demokratycznie wybranym prezydentem i ma legitymację władzy, a Majdan to ekstremiści, radykałowie i w ogóle terroryści. Krew na Majdanie i ucieczka Janukowycza z Kijowa tę legitymację unieważniły. Moskwa jednak nie spieszy się, aby uznawać legitymację nowych władz.
Wysłannik prezydenta Putina do Kijowa, Władimir Łukin w wywiadzie telewizyjnym wyjaśnił, dlaczego nie złożył podpisu pod dokumentem wypracowanym przez przedstawicieli UE, opozycję i Janukowycza: bo nie bardzo wiadomo, kto był podmiotem tego porozumienia. Janukowycz? A czy był w stanie wykonać postanowienia umowy? Łukin podkreślił też, że „trzej dżentelmeni” (ministrowie spraw zagranicznych Niemiec, Francji i Polski) nie powinni byli podpisywać tego porozumienia, gdyż jest ono wewnętrzną sprawą Ukrainy. „To może teraz zrealizują to porozumienie Niemcy z Polską i Francją? Ale oni się jakoś nie palą” – powiedział Łukin. W podobnym tonie wypowiedział się rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, który ciągle wzywa sygnatariuszy do wypełniania zapisów porozumienia. Ale ukraiński pociąg już odjechał: Janukowycz uciekł, Rada Najwyższa zaczęła działać i podejmować nowe decyzje. Minister Ławrow natomiast ciągle stoi na peronie i przestrzega, że działania „uzbrojonych ekstremistów stwarzają bezpośrednie zagrożenie dla suwerenności i ustroju konstytucyjnego Ukrainy”. Minister finansów Anton Siłuanow oświadczył natomiast, że obracana w ostatnich dniach na wszystkie strony 2-miliardowa transza trafi z Rosji na Ukrainę, jeśli ukonstytuuje się nowy rząd w Kijowie. A więc – czekamy na nowe rozdanie. Rosja ciągle ma mocne karty.
I jeszcze jedno. 23 lutego to w Rosji wielkie święto – święto rosyjskiej armii. Nagrody, medale, dyplomy, koncerty, przyjęcia. I jeszcze na dodatek kolejne wielkie święto: zamknięcie igrzysk olimpijskich w Soczi. Rosja może być bardzo zadowolona: wygrała nieoficjalną klasyfikację medalową (choć przed igrzyskami żaden z komentatorów nie przewidywał tak oszałamiającego sukcesu – tym bardziej gratulacje należą się medalistom), igrzyska się udały, nie doszło do żadnych zamachów i skandali. Gospodarze zadowoleni, goście zadowoleni. Tylko co z tą Ukrainą…

Zjazd w Charkowie

Wydarzenia na Ukrainie galopują w niesamowitym tempie. Jeszcze wczoraj wydawało się, że ustalenia przedstawicieli UE z Wiktorem Janukowyczem i liderami opozycji wystarczą, by uspokoić sytuację, że znaleziono polityczne rozwiązania: powrót do konstytucji 2004 r., powołanie rządu zaufania narodowego, rozpisanie przedterminowych wyborów prezydenckich nie później niż w grudniu tego roku. Majdan uznał tę umowę za niewystarczającą. Warunek wstępny: Janukowycz musi odejść! Radykalne skrzydło Majdanu naciska coraz mocniej i zyskuje coraz większe znaczenie.
I oto dziś Rada Najwyższa ma już nowego przewodniczącego – Ołeksandra Turczynowa z Batkiwszczyny, kilkudziesięciu deputowanych Partii Regionów opuściło frakcję, co oznacza, że partia nie ma już w parlamencie większości, dekompozycja obozu rządzącego postępuje, ministrowie rządu rozpierzchli się, prezydent Janukowycz zniknął, parlament odwołał ministra spraw wewnętrznych i prokuratora generalnego, MSW oświadczyło, że podziela dążenia społeczeństwa do jak najszybszych zmian w kraju i wezwało obywateli do wspólnych wysiłków na rzecz zapewnienia porządku, protestujący dyżurują pod gmachami rządowymi, Berkut i milicja wycofały się z okolic Majdanu, budynek Rady Najwyższej ochraniany jest przez siły Samoobrony Majdanu. Na podstawie uchwały Rady Najwyższej Julia Tymoszenko odzyskała wolność.
Według niepotwierdzonych informacji Wiktor Janukowycz pojechał do Charkowa, by – jak mówi jego doradczyni Hanna Herman – spotkać się z wyborcami (ciekawe). Gubernator obwodu charkowskiego Mychajło Dobkin zwołał na dzisiaj w Charkowie zjazd gubernatorów obwodów wschodnich i południowych pod auspicjami Ukraińskiego Frontu (o tej organizacji – więcej za chwilę). Herman zapewniła, że Janukowycz nie ma zamiaru brać udziału w obradach zjazdu. Tymczasem inne źródła podawały, że samolot Janukowycza wylądował w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Władimir Putin nie zajął na razie oficjalnego stanowiska w sprawie ostatnich wydarzeń w Kijowie. Specjalny wysłannik prezydenta Putina, Władimir Łukin zaraz po zakończeniu pertraktacji wsiadł w samolot i poleciał do Moskwy, nie dzieląc się z nikim wrażeniami. Jego wrażenia przeznaczone były wyłącznie dla jednej osoby – tego, który go wysłał do Kijowa. Wczoraj odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej poświęcone Ukrainie. Nic z tego posiedzenia nie wyciekło do przestrzeni publicznej. Putin rozmawiał dziś w nocy przez godzinę z prezydentem USA. Po rozmowie wydano jedynie skąpy komunikat: tematem była sytuacja na Ukrainie.
Wróćmy do Charkowa, matecznika Partii Regionów, byłej stolicy Ukrainy, jak nagle zaczęli podkreślać w swych relacjach korespondenci rosyjskiej telewizji (Charków był stolicą Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej – do 1934 r.; ciekawe, dlaczego jest to teraz tak mocno akcentowane w rosyjskim przekazie telewizyjnym).
Czym jest Ukraiński Front, który zaczął obradować w Charkowie? Nie bardzo wiadomo. Powstał na początku lutego z inicjatywy miejscowych jaczejek Partii Regionów jako przeciwwaga dla Euromajdanu. Za zadanie stawia sobie zwalczanie idei Majdanu, „obronę legalnej władzy w Kijowie”, sprzeciw wobec prób obalenia ładu konstytucyjnego przy użyciu przemocy, „oczyszczenie ziemi ukraińskiej od okupantów”. Kim są owi okupanci? Tego nie sprecyzowano. Front postawił sobie za cel sformowanie gwardii złożonej z Kozaków, byłych wojskowych oraz członków klubów sportowych. W audycji Radia Swoboda pojawiła się informacja, że w Charkowie od pewnego czasu działa Władisław Surkow – doradca w administracji prezydenta Rosji, niegdyś czołowy inżynier dusz, zawiadujący zakulisowymi grami na wierchuszce władzy w Moskwie, który potem wypadł z łaski, podobno za dopuszczenie do masowych demonstracji przeciwko powrotowi Putina na Kreml, potem stopniowo do łask był przywracany. Zdaniem komentatorów, Surkow miałby obecnie prowadzić zakulisowe gry na rzecz wzmocnienia separatystycznych dążeń wschodnich i południowych prowincji Ukrainy.
Groźnie brzmiące zapowiedzi Ukraińskiego Frontu osłabiają protesty, wspierające Majdan, jakie odbyły się w ostatnich dniach w miastach wschodniej Ukrainy, uważanych dotychczas za twierdze Partii Regionów – m.in. w samym Charkowie.
Uczestnicy charkowskiego zjazdu ocenili wydarzenia w Kijowie jako przewrót, w przyjętej rezolucji ogłosili, że we wschodnich obwodach władze samorządowe biorą sprawy w swoje ręce: „musimy wziąć odpowiedzialność za prawo i porządek na swoim terenie”. A więc – to wypowiedzenie posłuszeństwa Kijowowi. Odczytujący rezolucję deputowany z ramienia Partii Regionów Wadym Kołesniczenko dodał od siebie: wzywam Rosję do pomocy w zaprowadzeniu porządku na Ukrainie. Do tekstu rezolucji to sformułowanie jednak nie weszło. Atmosfera na sali była gorąca, co rusz wznoszono okrzyki „Rosja! Rosja!”. Z wiadomości, jakie napływały w ostatnich dniach z Charkowa, mocno akcentowano, że zjazd ma wypracować scenariusz federalizacji Ukrainy.
Z Moskwy jako obserwatorzy na zjazd Frontu przybyli szef komitetu spraw międzynarodowych Rady Federacji (izba wyższa rosyjskiego parlamentu) Michaił Margiełow oraz jego kolega z Dumy Państwowej Aleksiej Puszkow. Kreml na razie nie zajął oficjalnego stanowiska w sprawie ostatnich wydarzeń na Ukrainie. Może to oznacza, że na razie scenariusze nie są gotowe, te napisane jeszcze wczoraj dziś tracą już aktualność? Wiadomo na razie tylko tyle, że planowana 2-miliardowa transza rosyjskiego wsparcia dla upadającej ukraińskiej gospodarki na zakup ukraińskich euroobligacji została wstrzymana na czas nieokreślony. Wiadomo, że na Kremlu wre praca nad reakcją na to, co się dzieje na Ukrainie.
Jest godzina 14.15 czasu warszawskiego. Wydarzenia nadal galopują jak oszalałe.

Moskwa patrzy na Kijów

„Putin nie ogląda w telewizji relacji z Kijowa. Nie ma na to czasu, otrzymuje informacje z różnych innych źródeł. A wiadomość, że Janukowycz poprosił dziś [w rozmowie telefonicznej z Putinem] o azyl polityczny w Rosji to klasyczna kaczka dziennikarska. Przecież mamy do czynienia z wojną informacyjną, z informacyjną partyzantką” – powiedział dzisiaj rzecznik prezydenta Putina, Dmitrij Pieskow.
Jednym ze źródeł informacji prezydenta Putina będzie jego osobisty wysłannik – skierowany właśnie w trybie pilnym do Kijowa na osobistą prośbę Wiktora Janukowycza – pełnomocnik ds. praw człowieka Władimir Łukin. Ma on brać udział w rozmowach z opozycją jako pośrednik.
Do Kijowa nie pojedzie natomiast na razie wicepremier Dmitrij Rogozin, odpowiedzialny w rządzie za zbrojeniówkę, prowadzący też z ukraińskimi partnerami rozmowy o kooperacji w produkcji m.in. śmigłowców. Rogozin w przeszłości dał się poznać jako polityk przywiązany do tradycji wielkoruskiej, przez jakiś czas siedział w Brukseli jako przedstawiciel Rosji przy NATO i od czasu do czasu wpuszczał natowcom „jeża do spodni”, głównie werbalnie. Zamiana znamienna – Łukin ma opinię człowieka zrównoważonego.
Rosyjski MSZ konsekwentnie krytykuje Zachód za politykę wobec Ukrainy. Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow przedstawił dziś kolejne zarzuty: sankcje USA i UE wobec odpowiedzialnych za przemoc ukraińskich polityków stymulują opozycję do działania. To, zdaniem Ławrowa, podwójne standardy. „Nasi partnerzy w Europie i USA całą winą [za to, co się dzieje na Ukrainie] obarczają władze kraju i nie klasyfikują jak należy działań ekstremistów” – stwierdził. Ławrow wyraził też przekonanie, że żądania przeprowadzenia przedterminowych wyborów to próba narzucenia Ukrainie proeuropejskiego wyboru. „Nasze stanowisko jest jasne – wszyscy gracze zewnętrzni, a także ukraińska opozycja powinni kategorycznie odżegnać się od ekstremistów, różnych radykałów, antysemitów, należy to uczynić niedwuznacznie i poprzeć swe słowa czynem”.
Ławrow też skarżył się na „informacyjną partyzantkę” – twierdził, że zachodnie media podają informacje w sposób „skrajnie wypaczony”: „Zachód wzywa władze, by nie ruszały Majdanu, ale o tym, czym jest Majdan, wolą nie mówić… [sam pan minister też nie powiedział, czym jest w jego pojęciu Majdan]”. Przemilczają natomiast niewygodne fakty przemocy wobec gubernatorów niektórych regionów Ukrainy, fakty zajmowania magazynów broni [przez radykałów], wzywają wyłącznie stronę rządową do zaprzestania działań siłowych w odniesieniu do protestujących. Ławrow nie wskazał, które to konkretnie media nie podają tych informacji. Nie powiedział też nic o tym, jak relacjonują wydarzenia na Ukrainie rosyjskie media. A można powiedzieć o tych relacjach dokładnie to samo, co Ławrow mówił o relacjach nienazwanych zachodnich mediów, tylko a rebours. Lustrzane odbicie z przeciwnym znakiem: Majdan to prowokatorzy, którzy znów doprowadzili do ofiar, to sami ekstremiści, którzy próbują obalić legalną władzę, sami radykałowie, którzy zabijają członków Berkutu, sami wichrzyciele, idący na pasku zachodnich intrygantów. Zachód ponosi pełną odpowiedzialność itd.
Nad wydarzeniami na Ukrainie pochylił się dziś także premier Dmitrij Miedwiediew: jeżeli Ukraina chce dostać 2 miliardy dolarów, to władza powinna się odpowiednio zachowywać. „Oczywiście nadal będziemy współpracować z ukraińskimi partnerami, ale jednocześnie niezbędnym jest, aby sami partnerzy zachowywali się jak należy […] Chodzi o to, żeby nie być szmatą, o którą sobie nogi wycierają”. Mocne słowa. A jeżeli ukraińscy partnerzy nie zachowają się jak należy, to nici ze współpracy gospodarczej. Nici. I chyba rzeczywiście – obiecana 2-miliardowa transza na razie zagubiła się gdzieś w przestrzeni międzygalaktycznej.

W wypowiedziach innych rosyjskich polityków też pobrzmiewają ostre tony. Przewodniczący Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej użyteczny Giennadij Ziuganow: „Wzywamy całą wschodnią, centralną i południową Ukrainę, by formować oddziały samoobrony i przeciwstawić się bandom banderowców! Ukraina jest dla nas priorytetem tak samo jak Białoruś. Łączą nas rodzinne więzy, przemysł kosmiczny, samoloty. Naszego ambasadora nikt nie widzi, nikt nie słyszy, a amerykański ambasador dyryguje całą tą sforą”. Myśl o oderwaniu od Ukrainy wschodnich i południowych prowincji, jak widać, nie opuszcza rosyjskich polityków.
Bardzo mroczne scenariusze rysował w audycji Radia Swoboda Andriej Piontkowski, członek Komitetu Wsparcia dla Majdanu, politolog krytycznie nastawiony do Putina i spółki: „Putin przygotowuje się do wojny, realnej wojny o podział Ukrainy i aneksji jakiejś jej części. W sytuacji wojny czyszczenie zaplecza [wewnętrznej sceny w Rosji] będzie prowadzone bezlitosnymi metodami. Na razie widzimy to na froncie walki informacyjnej w telewizji. W średnioterminowej perspektywie [można przewidzieć, że] Putin tę wojnę przegra, on nie da rady połknąć Ukrainy, nawet tej wschodniej części”.
Trudno jest dziś pisać scenariusze na przyszłość. Wydarzenia na Ukrainie rozwijają się błyskawicznie, zaskakująco. Krew na Majdanie – wielka ludzka tragedia, z którą tak trudno się pogodzić. Ktoś w blogu napisał: „Żadna władza nie jest warta krwi”. Żadna.